Kozak w necie, frajer w świecie
Wiecie, co czuje płatny zabójca widząc w celowniku optycznym swój cel? Absolutnie nic
Wiecie, co czuje płatny zabójca widząc w celowniku optycznym swój cel? Absolutnie nic. W jego głowie nie ma żadnych oznak sumienia. Żadnego wahania, żądnych śladów etyki, człowieczeństwa, moralnych myśli. Neurony transportują jedynie wizje nowego Ferrari, które kupi za morderczą gażę, plaży na Babrados i drinka z parasolką. Pociągnięcie za spust i pozbawienie dzięki temu wybranego celu połowy czaszki to igraszka, banalna konieczność, obowiązek zawodowy. Nie jestem płatnym zabójcą, nigdy też nie byłem, ani na razie nie mam tego w planach. Okazuje się jednak, że w Internecie, miejscu gdzie człowiek może łatwo wyrazić swoje zdanie, krąży pełno ludzi, którzy robią to z podobną banalnością i bezwzględnością, bez względu na wszystko. Zupełnie jak etatowy killer.
Zlinczuj mnie!
Niedawne wystawy motocyklowe. Sosnowiec i Warszawa. Czytając komentarze pod relacjami ze wspomnianych imprez, omal nie popadłem w depresję. Zacząłem już nawet oglądać „Przyjaciół" na DVD i słuchać płyty „Simple Pleasures" Bobby'ego Mcferrina. Byłem na obydwu imprezach. Byłem jako człowiek, fan motocykli, nie jako dziennikarz, którego zawód wymaga bycia obiektywnym. Posiadam oczy, potrafię używać ich z godnie z fabrycznym przeznaczeniem, czyli do patrzenia i widzenia. Chodząc po halach wystawienniczych, zarówno na Śląsku i w Stolicy, zmysł wzroku mnie nie zawiódł. Nie widziałem ani jednej osoby, która w jakikolwiek sposób, gestami czy mimiką, wyrażała swoje niezadowolenie z tego, co zastała. Trudno się dziwić, w momencie, gdy gdzie nie spojrzeć, znajdowało się coś związanego z motocyklami. Sam fakt wyrażania swojej opinii poprzez Internet nie jest problemem. Problemem jest to, co się tam pisze. A nasz kraj ma to do siebie, że z roku na rok coraz bogacej obradza w osobniki marudzące i to marudzące dla samej istoty marudzenia. Nam po prostu się nic nie podoba. Ustrój polityczny, prawo, normy społeczne, obyczaje, konieczność podporządkowania się czemuś. Dlatego też robi się czasami bardzo interesująco.
W weekend, w który odbywała się wystawa w Sosnowcu, pogoda nie była dobra. Prawdę mówiąc, była beznadziejna. Na warstwę zalegającego od półtora miesiąca śniegu napadało więcej śniegu. I owszem, temat odśnieżania parkingu mógł być lepiej przemyślany, ale posiadam nogi, które dają mi umiejętność chodzenia, więc jakoś sobie poradziłem. Wzruszył mnie komentarz, że ustawianie stoiska gastronomicznego na zewnątrz, na zimnie to idiotyzm, powinno być w środku. Wyobraziłem sobie grillujące się kiełbachy i karkówę, które dymią na stoisko BMW, a nowiutkie S1000RR nachodzi ich wonią. To ten ciekawy przypadek. Dalej było już banalnie i prosto. Lipa, beznadzieja, strata czasu etc.
W takim razie, trza było wybrać się do Stolicy na II Ogólnopolską Wystawę Motocykli i Skuterów. Nie ma w Polsce drugiego takiego eventu, który zrzeszałby w sobie tak wiele tego, co związane z motocyklizmem. Oczywiście naród przemówił. Przemówił i to jak. Mój ulubiony komentarz brzmi mniej więcej tak, że impreza była do kitu, ponieważ ludzi było tak dużo, że zdjęcia zrobić się nie dało motocyklom. Panie, miej litość i oszczędzaj pioruny. Skoro impreza była kiepska to skąd na niej tylu uczestników? Tradycyjnie kwestia parkingu padła pod salwą oburzenia. Tutaj musze akurat się zgodzić. Jeżeli ktoś na miejsce przyjechał wprost z tartaku, 20-tonową ciężarówką, mógł napotkać na pewne problemy z zaparkowaniem w podziemnym parkingu. Nie można oczywiście nie wspomnieć o pieniądzach, bo jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi właśnie o nie. Wejście na targi kosztowało 25 zł. To równowartość dwóch paczek lepszych papierosów. A i zdrowszy człowiek będzie. Owszem, mieliśmy kiedyś targi za złotych osiem, ale przypominały one raczej wybory sołtysa we wiosce z trzema tuzinami mieszkańców. To nie może iść w stronę bezwzględnego obniżania ceny, drodzy czytelnicy. Owszem, za 25 zł możemy wymagać czerwonego dywanu rozwijanego przed osobą, która ów 25 zł zapłaciła, możemy wymagać stale uzupełnianego zapasu Whiskey podczas zwiedzania wystawy, możemy wymagać zwiedzania jej na rykszy, z masażystką u stóp. Wtedy jednak zostalibyśmy odesłani do Dubaju, a stamtąd do psychiatry.
Wojna płci
Pozwolę sobie znów nawiązać do sprawy wystaw motocyklowych, choć nie tylko one są tłem w problemie, który opiszę. Otóż każde szanujące się zdarzenie o tematyce motocyklowej, powinno zawierać w sobie piękne dziewczyny. Nie ma w tym nic dziwnego, to taka niepisana reguła. Wybaczcie proszę, moje dosadne słowa, ale ktoś, kto wróciwszy z targów, czy to z Sosnowca czy to z Warszawy, stwierdza, że obecne tam hostessy były paskudne, przestrzeń w czaszce wypełnioną ma jedynie powietrzem. Uwaga. Teraz będzie pisał testosteron. W Sosnowcu być może dziewczyn nie było tak dużo, ile w Warszawie, ale były panny z Pirelli, były panny z INCA w spódniczkach o długości 6 centymetrów, było fajnie. A Warszawa? Tu naprawdę nie mam pojęcia, jak poważne trzeba mieć problemy ze zwerbalizowaniem własnych myśli, aby w rezultacie rzec, że dziewczyny w halach MT Polska były brzydkie. Jestem facetem i w związku z tym posiadam pewne odruchy bezwarunkowe. Np. takie, że gdy hostessa w stroju pokojówki, w gorsecie, kabaretkach i tym fajnym, białym weloniku podaje mi energy drinka, to go biorę. I nie dbałbym o to, jeśli w środku puszki byłby zużyty olej z Kawasaki Zephyr. A gdy ta hostessa wraz z koleżankami bujają biodrami w rytm muzyki, to zatrzymuję się z oznakami udaru, a dopiero po dłuższej chwili przypominam sobie jak się nazywam, gdzie jestem i jaka to pora roku.
Wtem uderza mnie kolejne pytanie. Jakie muszą być dziewczyny i co muszą robić, aby Kowalski z Nowakiem uznali je za śliczne i super? Zapewne w cenie biletu powinien być wliczony taniec na rurce i striptiz. Jeśli właśnie kiwasz twierdząco głową, to wybrałeś się na niewłaściwe targi. Sprawa nie tyczy się tylko dużych imprez motocyklowych, takich jak właśnie targi. Nawet jeżeli hostessa na otwarciu salonu, czy prezentacji nowych kasków nie będzie ubrana w strój niegrzecznej uczennicy, i nie będzie rozdawać kluczyków do najnowszych sprzętów, to pewnym jest, że jakiś desperat zechce przestać powściągać swoje myśli i wyleje je przez kable w świat. Hostessy na ogół wybierane są wedle pewnych kryteriów i choć osobiście się tym nie zajmuję (a szkoda!) to podejrzewam, że uczestniczki wiejskiego wiecu przedwyborczego raczej tam się nie znajdują. Odpowiedź na tą całą sprawę jest prosta. Skoro ktoś ma nikłe szanse na zdobycie chociażby numeru NIP od jakiejś modelki motocyklowej, to cóż może zrobić, aby dać upust swojemu pechowi i frustracji?
Tata, a Marcin powiedział ...
Chcesz kupić motocykl. Co robisz? Oczywiście szukasz o nim jakiś opinii. Kumple czymś latają, to pewnie coś doradzą. Ale nie można zapomnieć o forach i listach dyskusyjnych. Tworzysz wątek, że interesuje Cię, powiedzmy Yamaha R6 i szukasz opinii o tym sprzęcie. Odpisuje gość, dumnie twierdząc „kuzyn dał mi się przejechać, lipa straszna! To nie jedzie! Olej R6, kup R1, ale ją ma mój drugi kuzyn, i mówi, że nudzi się po miesiącu". No dobrze, zatem myślisz nad czymś innym. Może litrowy Fazer? Porządny, sportowo-turystyczny motocykl. Ta sama historia, forum - post i na odzew długo czekać nie trzeba. „Mój wujek taką ma, i mówił, że jest ślamazarna. I że trzeba kręcić na czerwono, żeby w ogóle chciała jakoś jeździć. No i zawieszenia też za miękkie ma".
Pół biedy, jeśli człowiek dzieli się opinią zasłyszaną od wujka, przy niedzielnym obiedzie. Gorzej, jeśli rzeczywiście ktoś potrzebuje dowiedzieć się czegoś o danym motocyklu i zamieszcza w Internecie post „Noszę się z zamiarem kupna takiego lub takiego motocykla. Co sądzicie?", a jedynymi odpowiedziami na zapytanie są pojedyncze słowa typu „lipa", „beznadzieja", „padło", „złom". Błyskotliwe opinie świadczące najczęściej o solidnej wiedzy na temat motocykli. Japończycy przez 60 lat pracy nad motocyklami doszli do produkcji lipy, beznadziei i złomu.
Jeszcze gorzej, jeśli w internecie wypowiada się ktoś, kto nie ma o danym temacie żadnej wiedzy, a wydaje mu się, że ma. Przykład z naszego forum: Dziewczyna miała za wysoki motocykl. Forumowicze doradzili, aby odpuściła wstępne napięcie sprężyn i opuściła cały motocykl na lagach do przodu. Wszystko fajnie i pięknie, ale taki zabieg zupełnie zmienia geometrię i zachowanie się motocykla. Do tego stopnia, że shimmy będące wynikiem takiego lamerskigo tuningu może skończyć się pod ciężarówką. Czy wtedy jeden z drugim będą radzić, jaką trumnę ma kupić rodzina?
Są takie osobniki, które obrzydzają korzystanie z for. Wstawiasz topic i otrzymujesz salwę pretensji, że „było, poszukaj". To naprawdę przykre. I dziwne. Bo przecież aby zamieścić swoją wypowiedź gdziekolwiek w Internecie, to trzeba się najpierw zalogować, co chwilę trwa, później trzeba wpisać to, co chce się przekazać, a nie rzadko wymagane jest przepisanie ciągu znaków. To wszystko trwa ile? Jakieś 30-40 sekund? No właśnie. I teraz bardzo mocno staram się zrozumieć, po co poświęcać tyle czasu na czynności niezbędne do wstawienia postu, aby zwieńczyć go słowem „beznadzieja". Taka wypowiedź dla kogoś, kto naprawdę chce się dowiedzieć czegoś o motocyklu, jest równie pomocna, jak drzwi w lesie. I zazwyczaj bazuje na wyłapaniu 1/10 kontekstu z zasłyszanej rozmowy wujka. I często najwięcej do powiedzenia na temat motocykli i jazdy na nich mają ci, którzy dopiero noszą się z zamiarem pójścia na kurs na prawo jazdy.
W rezultacie z for i list dyskusyjnych wyłączają się całe grupy ludzi mające dość opresyjnego towarzystwa wszelkiej maści „specjalistów" i zajadłych strażników znaczenia wyszukiwarek.
Jak kozaki po deszczu
Te moje w trudach stworzone dywagacje w żaden sposób nie odnoszą się do ogólnie pojętej elektronicznej ordynarności i nieokrzesania, ponieważ są to zjawiska na stałe zagnieżdżone w polskiej kulturze (kulturze?) i to nie tylko motocyklowej. O wiele bardziej interesujące jest dzielenie się własną opinią na tematy, o których pojęcie się posiada raczej blade, lub patrząc na nie przez 2 centymetrowe pole widzenia, biorąc pod uwagę jedynie własny humor i widzimisię. Powtarzam raz jeszcze. Tu nie chodzi nawet o to, że Internet zapewnia złudną zasłonę bezpieczeństwa i że można sobie powiedzieć „ku**a" bez obaw o obcięcie kieszonkowego. Mnie wręcz zachwyca nie tyle narodowa zdolność do marudzenia, ale dokładność i wysublimowany sposób selekcji spraw, które komuś nie pasują. A to, że hostessa miała czarny stanik, a nie czerwony, a to, że nową Hondą nie można było się przejechać po hali, a to, że do biletu nie dołączali kompletu sztućców, a to, że kuponów parkingowych nie wydawała Edyta Herbuś, a to, że kilka śrubek w nowym Kawasaki Z1000 jest na krzyżaka, a nie na imbus... Na koniec pytanie: Czy będąc napadniętym, czepiasz się zbira, że zamiast motylka godzi Cię w brzuch nożem kuchennym?
Komentarze 51
Pokaż wszystkie komentarzeDobra publicystyka, Fajnie przeczytać osobę na poziomie, bez wpinek gimbazy... Mam w roboformie 27 loginów do rożnych for, i przez anonimowość i czasami brak możliwości dania w pysk - nie ...
Odpowiedzrewelacyjny artykuł :) uśmiałem się do łez. chwilowy udar... taa to się zdarza :)
OdpowiedzCelnie ujęte. Jeśli choć jedna maruda po przeczytaniu tego artykułu (a czyta się bardzo przyjemnie) zidentyfikuje się z powyższym i poprawi zachowanie to będę dozgonnie wdzięczna rzeczonemu jak i ...
Odpowiedz:/ Nie podoba mi się ten artykuł :D:D Heh świetny:P
OdpowiedzDobry artykuł poparty konkretnymi przykładami. Gratuluję i zgadzam się z pewnością.
OdpowiedzPoprawiłeś mi humor. Nic tak nie cieszy jak taka seria prawie chłodnych obserwacji :-) . Ps. Wpisy popierające świadczą ,że IQ nie spadło wraz z emigracją .
Odpowiedz