Kawasaki Z1300. Sze¶æ cylindrów, 305 kilogramów, zawieszenie z Ninjy 400
Wyobraź sobie, że jedziesz na wakacje do dziadków, którzy mieszkają na wsi. Odrywasz się od cywilizacji, wstajesz równo z kurami, jesz chrupiący chleb prosto z pieca i popijasz mlekiem prosto od krowy. Dziadek pewnego dnia mówi ci, że możesz wyprowadzić byka, ale ty jako, że krąży w tobie bezczelna pewność siebie mieszczucha postanawiasz być kowbojem, więc tego byka dosiadasz. Zapomniano ci powiedzieć, że byk dostał jednocześnie zastrzyk z substancją zwiotczającą mięśnie nóg i koktajl Red Bulla, adrenaliny i sterydów. Witaj w siodle Kawasaki Z1300.
Lata 70-były szalone nie tylko w motocyklizmie, a lista cudownie-psychopatycznych sprzętów, które ujrzały wtedy światło dzienne jest imponująca. Ale nic nie było równie imponujące jak Kawasaki Z1300, którym zieloni przypieczętowali stój status firmy z największym przyrodzeniem i ostatecznie zamknęli dekadę z tąpnięciem słyszanym tysiąc mil na zachód od Akashi. Honda CBX1000, której bądźmy szczerzy Kawasaki miało być bezpośrednim konkurentem wyglądała przy nim jak harcerz sprzedający ciasteczka miętowe. Forma tego motocykla urzeka, bo jest to po prostu KZ1000, który na Halloween przebrał się za stodołę. Ale rozmiary to jedno, bo mnie się podobają sprzeczności w tym motocyklu. Przykładowo, bez płynów waży 305 kilogramów (niewiele mniej od metaforycznego, faktycznego byka we wstępie), ale z przodu ma zawieszenie takie samo jakie znajduje się w Ninjy 400. Co ciekawe, jego skok to 20mm, wyobrażacie sobie jak ten moloch musiał nurkować z prędkości 225 km/h? Ach, no właśnie, bo pod koniec lat 70-tych Z1300 taką prędkość rozwijał, co czyniło go najszybszym, fabrycznym motocyklem świata. Dodam , że pod koniec lat 70-tych świat dopiero co i to ledwo pozbierał się z kryzysu paliwowego. Niemiecki rząd wprowadził wtedy ograniczenie prędkości na wszystkich drogach w kraju do 100 km/h, ale szybko się ogarnął i ograniczenie cofnął. Europejczycy zobaczyli Z1300 i ci smutniejsi z nich obawiali się, że przyczyni się on do wprowadzenia całkowitego zakazu jeżdżenia motocyklami. Tak moi drodzy, w pewnym momencie historii istniało realne zagrożenie, że zostanie wprowadzony Całkowity-Zakaz-Jazdy-Motocyklem. "Chyba u was, nudziarze!" - powiedzieli Japończycy i wypuścili sześciocylindrowy motocykl, który rozpędza się do 225 km/h, pali 13 litrów na sto kilometrów i gdyby były wtedy jakieś normy emisji spali, nie spełniałby żadnej.
Tym, co sprawiało, że Z1300 był wyjątkowy i wyjątkowo szybki był oczywiście silnik. Idea umieszczania sześciu cylindrów w grzędzie była przecież znana, zrobiło to Benelli (Sei 750) i Honda (CBX1000), ale Kawasaki wszystko troszeczkę podkręciło i o ile Honda wyglądała jak CB750 z pralką zamiast silnika, o tyle Kawasaki Z1300 było po prostu bardzo spójne i nie wyglądało, jakby silnik dodano na szybko, zanim wszystko wymierzono. Do rzeczy. Wielki, rzędowy kocioł był relatywnie nowoczesny jak na swoje czasy, był chłodzony cieczą, miał podwójny wałek rozrządu i był pędzony wałem. To ostatnie było trochę chuchaniem na zimne, bo Kawasaki nie było pewne, czy łańcuch zdoła poradzić sobie z taką mocą, poza tym motocykl i tak już ważył ponad 300 kg, więc paręnaście kilogramów w jedną czy drugą stronę przez zastosowanie wału nikogo nie obchodziło. Wał oczywiście powodował największe straty momentu obrotowego, ale było go tak dużo, że nikt z cywili, którzy mieli okazję nim jeździć ich nie zauważał. Gwiazdą i pièce de résistance był oczywiście silnik. Wspaniałe, sześciocylindrowe ograny, z których wybrzmiewała wysokoobrotowa poezja śpiewana. Zrobicie sobie przysługę jeśli odpalicie film pod tekstem, ma 85 tys. wyświetleń, większość moje.
Kawasaki Z1300 na torze Imola. Zobacz piekielne 6 cylindrów w rzędzie rozkręcanych do prędkości nadświetlnej »
Oglądając ten klip możecie odnieść wrażenie, że Z1300 świetnie jeździło a jazda była łatwa i przyjemna. Otóż nic nie może być bardziej odległe od tej tezy ponieważ motocykl z płynami ważył 330 kilogramów, w 1979 roku był najszybszy i miał największą moc, profilaktycznie zastosowano wał napędowy zamiast łańcucha, który i tak by pewnie się zerwał przy pierwszym starcie spod świateł, a wszystko to usadzono na zawiasie z 400-tki. Podobny zabieg zrobiła sześć lat później Yamaha, bo słyszeliście o V-Maxie? Kawasaki Z1300 nie było tylko wspomnianym wcześniej dobitnym domknięciem dekady i udowodnieniem pozostałym firmom motocyklowym czyi inżynierowie mają największe jaja, ale było przede wszystkim zakomunikowaniem światu o swojej skłonności do przesady. To bardzo potrzebna cecha w świecie motoryzacji, bo tylko dzięki temu technologia dostaje wiatru w żagle i się rozwija. Czasami, żeby cywilizacja poszła do przodu, ktoś musi powiedzieć "potrzymaj mi piwo!".
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeGdzie ten filmik 😒
OdpowiedzPrzepraszam za b³±d. Dodane.
Odpowiedz