Inteligentne drogi miały zapewnić bezpieczeństwo, a okazały się groźniejsze od tradycyjnych dróg ekspresowych czy autostrad. Taki obraz maluje się w Anglii, gdzie tego typu rozwiązanie przynosi więcej szkód niż pożytku.

Angielski rząd sukcesywnie rozwija sieć inteligentnych autostrad. Są to drogi, na których umieszczono bramownice z elektronicznymi znakami informującymi, czy można spokojnie poruszać się danym pasem, czy może wystąpiło na nim jakieś zagrożenie i lepiej jechać pasem obok. Na tego typu drogach zlikwidowano pasy awaryjne i stworzono system zatok rozmieszczonych w odległościach od 600 metrów do 2,5 kilometra.

Wszystkie pasy zostały objęte monitoringiem, więc wszystko powinno być ok, ale niestety tak nie jest. Operatorzy często mają pod sobą kilka lub kilkanaście kamer i czujników wykrywających zatrzymany pojazd, które muszą na bieżąco obserwować. Przez to zdarza się, że od momentu wystąpienia zagrożenia do momentu wyświetlenia odpowiedniej informacji na bramownicy mija czasem nawet 20 minut. Przez te 20 minut droga staje się śmiertelną pułapką dla kierowcy, którego samochód odmówił posłuszeństwa i przez to nie był w stanie dotrzeć do awaryjnej zatoki. Drugą kwestią są problemy techniczne ze znakami. Naprawy często trwają kilka dni, co stanowi dodatkowe zagrożenie, ponieważ kierowcy nie są pewni, czy dany pas jest bezpieczny. Rekord należy do znaku, który naprawy doczekał się dopiero po 336 dniach.

Jak informuje BBC, skala problemu jest spora, ponieważ na samej obwodnicy Londynu szanse na wypadek w przypadku unieruchomienia samochodu są często dwadzieścia razy wyższe niż na "analogowych" drogach, gdzie od razu można zjechać na pas awaryjny. W ciągu 5 lat na inteligentnych autostradach w Anglii zginęło 38 osób.