Harley-Davidson Low Rider ST - syn anarchii. Test motocykla
Ostatnio sprawdzaliśmy dla Was zupełnie nowego Nighstera, który ma wyznaczać nowy kierunek w gamie amerykańskiego producenta. Dziś motocykl z drugiego końca spektrum - klasyczny, zadziorny Low Rider ST.
Spieszę z pomocą dla osób niezorientowanych w skomplikowanej gamie brandu z Milwaukee. H-D w swojej ofercie ma tak naprawdę cztery motocykle, tylko podawane w różnym sosie. Jedne pochodzą z rodziny Cruiser, drugie z rodziny Grand American Touring. Do tego zupełnie nowa, budowana od podstaw i przewrotnie nazwana rodzina Sport oraz posiadająca jednego przedstawiciela rodzina Adventure Touring. Oczywiście, poszczególne modele w ramach danej rodziny różnią się znacząco, ale co do zasady dzielą sporo podzespołów (silniki, ramy, zawieszenia).
Nie inaczej jest z modelem Low Rider ST. Bazowy Low Rider S to zawadiacki chopper o bandyckim wyglądzie i niezłych osiągach. ST dodaje do tego owiewkę, kufry i ogromny, 117-calowy silnik. Czy coś mogło pójść nie tak?
Low Rider ST, czyli Harley z krwi i kości
Low Ridera ST będziemy rozpatrywać na tle Nighstera. Głównie z tego powodu, że motocykle zostały nam pokazane tego samego dnia, podczas jednej imprezy. Różne są od siebie jak dzień i noc, ale to dobrze - pomoże nam to w pokazaniu kontrastów. A pierwszy widać już z daleka. Nighster to nowocześnie, wręcz japońsko wyglądający miejski cruiser. Low Rider ST już z daleka wygląda jak wyjęty z odcinka Synów Anarchii. Wysoka kierownica, agresywna (niezbyt ładna) owiewka z pojedynczym światłem, do tego całkiem wysoko poprowadzony wydech i w ten sam sposób przymocowane kufry boczne. ST nie musi się podobać, ale ciężko byłoby powiedzieć, że to Yamaha. To Harley z krwi i kości.
I czuć to w sekundzie po wskoczeniu za stery. Minimalistyczny zestaw wskaźników ukryte na kierownicy, masywny zbiornik paliwa i szeroka kierownica. Już podniesienie motocykla z bocznej stopki jasno mówi o tym, jaki to sprzęt. Ciężki, głośny, bezkompromisowy. Harley w Low Riderze pozostawił standardowe dla Amerykanów przełączniki kierunkowskazów po jednym na stronie i poza tym próżno szukać elektronicznych bajerów. Oczywiście ST posiada ABS, ale kontroli trakcji czy zmiennych trybów jazdy nie znajdziemy.
Low Rider ST - 1923 ccm, czyli dokładnie tyle ile trzeba
I bardzo dobrze! Jeśli mam czuć się jak Jax z wyżej wymienionych Synów Anarchii to nie chcę, żeby cokolwiek mi w tym przeszkadzało. Wizerunek bad boya psuje nieco układ wydechowy, który jest ciut cichy. Mimo to słychać, że skrywa on ogromny silnik. A ten posiada 117 cali, czyli 1923 ccm i generuje aż 169 Nm przy (uwaga!) 3500 obr./min. Po odpaleniu motocyklem buja na boki, wibracje czuć w koniuszkach palców, a biegi trzeba przebijać precyzyjnie i mocno. "Siła" to słowo klucz doświadczenia Low Ridera ST. Trzeba ją włożyć, żeby wystartować, zmienić kierunek czy precyzyjnie zahamować. Jazda ST to paleta doznać - dokładnie tych, których zabrakło nam w modelu Nightster.
Ciekawie robi się, gdy spróbujemy podnieść nieco tempo na krętej drodze. Poprzez wysokie poprowadzenie tłumika i kufrów, Low Rider ST ma całkiem niezły prześwit i pozwala na zaskakujące duże złożenia. Z jednej strony mamy dającą kopa, elastyczną jednostkę napędową, której do poruszania się z prędkościami od 40 do 100 km/h wystarczy jeden bieg, często niekoniecznie niski. Z drugiej stabilne podwozie i wysoki prześwit. Aż chce się jechać szybciej. Zwłaszcza, że kultura pracy jest przyzwoita i ST nie szarpie, nie krztusi się i dławi bez względu na to jak szybko jedziemy.
Oczywiście zmiana kierunku wymaga siły, a i tak ciężko oczekiwać precyzji. Feedback z zawieszenie i opon jest niski, a hamulce w moim odczuciu nie dają psychicznego komfortu. Tylko przeciętny właściciel ST nie będzie celowo szukał krętych tras, żeby poganiać się z kumplami. Będzie jeździł na weekendowe wypady i lansował się po mieście, a to zupełnie inna para kaloszy. Tam potrzebna jest wygodna pozycja. Dokładnie taką znajdziecie w ST - nieprzesadnie rozciągnięta, z neutralnie umiejscowionymi podnóżkami. Wyżsi ode mnie riderzy odnajdą się jeszcze lepiej. Dla mnie kierownica była nieco za bardzo z przodu.
Low Rider ST, czyli praktyczny
Kufry zastosowane w ST posiadają funkcjonalny system zapinania i zamykania znany z modelu Sport Glide, który pozwala na szybki demontaż. Są też zaskakująco pojemne, dając sumarycznie 54 litry przestrzeni bagażowej. Osłona przed wiatrem także jest niezła, ciężko mi jednak powiedzieć jak sprawdź się u wyższych motocyklistów. W owiewce ukryto pojedynczą, LEDową lampę a sama owiewka mocowana jest do ramy, więc "nie skręca" wraz z kierownicą (jak ma to miejsce np. w Street Glide). Jedyne czego mi brakowało to porządnego systemu audio, które można znaleźć seryjnie w modelach z rodziny Touring.
Harley z mojego przyszłego garażu
Na Low Riderze ST spędziliśmy kilka godzin i nikt nie narzekał na ból w kręgosłupie czy zdrętwiałe pośladki. Szkoda, że w standardzie nie ma tempomatu i grzanych manetek, zwłaszcza że mówimy o motocyklu kosztującym ponad 100 000 zł. Jest za to rozbudowany katalog akcesoriów, gdzie sporo można dokupić (np. system audio).
Na koniec dnia Low Rider ST to prawdziwy Harley. Trochę chamski i nieokrzesany, ale też dając ogrom frajdy z jazdy. Jego największą konkurencją nie są motocykle innych marek, a H-D Sport Glide, który obiecuje podobny zestaw wrażeń. Miejsko-weekendowy sprzęt z małą owiewką i demontowanymi kuframi. Sport Glide nie ma jednak jednego, ważnego elementu: silnika 117 cali. A dla niego warto na chwilę zapomnieć o bożym świecie, przerzucić nogę przez siedzisko i pojechać w stronę zachodzącego słońca.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeOsoba odpowiedzialna za ergonomie w tym cudzie powinna za karê tym je¼dziæ! Kierownica mega niewygodna po pierwszych 50km, filtr powietrza blokuje ³atwy dostêp do hamulca tylnego, poprowadzenie ...
Odpowiedz