Francja: ogromna fala nienawiści przeciw fotoradarom. Kierowcy ostrzegają
Francuskie władze borykają się z problemem ogromnej fali wandalizmu, jaka od początku lipca dotyka fotoradarów w tym kraju. To efekt obniżenia limitu prędkości do 80 km/h poza obszarem zabudowanym.
Francja słynie z bardzo rygorystycznego podejścia do limitów prędkości. Nawet najmniejsze jego przekroczenie skutkuje wystawieniem mandatu. Wysokość kar może być dla Polaka szokująca - po naszej wyprawie do Prowansji otrzymaliśmy z Francji mandat w wysokości 68 euro za przekroczenie prędkości o 5 km/h!
Takie dociskanie śruby nie podoba się francuskim kierowcom. Od początku lipca, kiedy weszły w życie przepisy obniżające limit prędkości poza obszarem zabudowanym do 80 km/h, liczba dewastacji fotoradarów osiągnęła nieznany dotąd poziom. W samym tylko lipcu w całym kraju zdemolowano 400 urządzeń - to niemal 4 razy więcej niż w analogicznym okresie 2017 roku!.
Krytycy obniżenia limitu prędkości zauważają, że powodem gniewu kierowców nie jest fakt samego obniżenia prędkości, lecz to, że pod pozorem troski o bezpieczeństwo, władze chcą po prostu zarobić na kierowcach więcej pieniędzy (skąd my to znamy?). W ubiegłym roku francuskie radary przyczyniły się do wystawienia 17 milionów mandatów na kwotę około miliarda euro.
W lipcu w niektórych gminach liczba wykroczeń zarejestrowana przez fotoradary podwoiła się w porównaniu z danymi z poprzedniego miesiąca. Pierre Chasserey z jednej z największych francuskich organizacji zrzeszających kierowców twierdzą, że dokręcanie śruby limitami i mandatami jest wysoce nieskuteczne. - Represjonowanie użytkowników dróg mandatami osiągnęło taki poziom, że fotoradar jest obecnie postrzegany jako narzędzie służące raczej do zwiększania przychodów niż jako środek bezpieczeństwa. Stało się symbolem nadużywania władzy.
Daniel Quéro, prezes organizacji, dodaje: - Narzucenie prawa, które zostało odrzucone przez prawie wszystkich Francuzów, jest całkowicie bezproduktywne pod względem bezpieczeństwa. Aby taki środek był skuteczny, musi zostać zaakceptowany przez wszystkich. Quéro ostrzega: - Rządzący muszą z kierowcami współpracować, a nie działać przeciwko nim. Kiedy metody, którym niemal wszyscy są przeciwni zostają wymuszone, a sankcje są tak ekstremalne, to walka nigdy się nie kończy".
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarze"Skąd my to znamy?". No ciekawe skąd? Bo raczej nie z Polski, gdzie zlikwidowano większość fotoradarów, a grzywny za wykroczenia drogowe nie wzrosły od kilkunastu lat. Efektem tego jest dzicz, z ...
OdpowiedzRobie identyczne przebiegi roczne samochod/motocykl i zgodzilbym sie z Toba, gdyby nie jeden szczegol. W Polsce (ale nie tylko) drastyczne i nieproporcjonalne ograniczenie predkosci znakami jest jedynym pomyslem na poprawe bezpieczenstwa. Jesli przy drodze brakuje chocby kawalka wymalowanego pasa, albo stoi jeden pacholek, to na wielokilometrowym odcinku pojawia sie znak 40 km/h, gdzie jazda z taka predkoscia jest nierealna. Zobacz co dzialo sie wzdluz budowanej S3 w okolicach aglomeracji Lubin-Legnica. Podobnie jakis czas temu odcinek miedzy Koszalinem a Trojmiastem (nie pamietam miedzy jakimi wsiami). Ograniczenia predkosci w zakretach zaczynaja miec sens dopiero kiedy spadnie snieg... Znaki terenu zabudowanego poukrywane w krzakach i pojawiajace sie i znikajace (aglomeracja slaska, lodzkie). A to wszystko oznacza zniwa dla operatorow radarow przenosnych (Bialy Bor, podlasie). Jak do tego dorzucimy likwidacje sekundnikow na sygnalizatorach, kamery przejazdu na czerwonym z "krotkim" zoltym, petle indukcyjne niereagujace na motocykle (Poznan, Szczecin) to wychodzi, ze Twoje postulaty obostrzenia sankcji, wygladaja jak nadstawienie tylka i portfela do dymania przez lokalnych kacykow. Tu nie chodzi o mityczna edukacje, tylko o spoleczne poczucie, ze jesli sa ograniczenia, to znaczy ze maja one sens i sa proporcjonalne do skali zagrozenia. Bez tego i tak wszyscy je beda lamac, albo w wyborach zaglosuja na tych ktorzy obiecaja pozbycia sie radarow- chocby to byla partia faszystow-satanistow pod sztandarem z sierpem i mlotem.
OdpowiedzCoś w tym jest... Najlepiej widać to na obszarach zabudowanych w Polsce - w większości przypadków nie da się przejechać np. przez wioskę z prostą drogą 50 km/h, bo zaraz ma się kogoś na d...pie, kto chce wyprzedzać. I to jeden po drugim,. Motocyklem jeszcze gorzej, bo mniej miejsca zajmuje i zachęca innych do wyprzedzania. Nawet 70 km/h przez wioski to w wielu przypadkach za mało i żeby nie być wyprzedzanym trzeba by jechać te 80 km/h. I tu się z Tobą zgadzam - fotoradary wszędzie w takich miejscach i drakońskie kary dla przekraczających prędkości. Jadą sobie do Norwegii czy Słowacji, to potrafią jechać 50 km/h, ale w Polsce już nie. Paranoja, co za mentalność.
Odpowiedz