Drezno-Wroc³aw 2008 - relacja
Prawie 300 rajdowych pojazdów. 1400 km trasy w terenie, przebyte w ciągu ośmiu dni. Kurz, palące słońce, błotne przeprawy, wyczerpujące z zawodników resztki sił oraz sportowa rywalizacja na najwyższym światowym poziomie. Rajd Drezno-Wrocław 2008 nie zawiódł nikogo! XIV edycja rajdu Drezno-Wrocław zgromadziła największą w swej historii liczbę uczestników. Najlepsi zawodnicy z całej Europy przybyli na „mały Dakar", by sprawdzić swoje umiejętności, swoją kondycję, swoją wytrwałość i determinacją. Ale głównie po to, by przeżyć wspaniałą przygodę i z pewnością się nie rozczarowali. Zapraszamy do relacji z każdego dnia rajdu i przeczytania jak poczynali sobie w nim nasi reprezentanci. Prolog jest nasz! Sobota 28 czerwca, pierwszy dzień „małego Dakaru" wita nas lejącym się z nieba żarem i lekkim wiaterkiem. Od godziny 12:00 na starcie prologu kolejno ustawiają się motocykle, quady, samochody terenowe oraz ciężarówki. Trasa, jaką przygotowali dla nich organizatorzy była 2-kilometrową pętlą, którą każdy zawodnik musiał pokonać trzykrotnie. Niestety z powodu awarii nie wszystkim się to udało. Hopki, uskoki, przejazdy przez hale, szybkie, betonowe odcinki, pokryte delikatnym piaskiem, na których quadowcy pięknie latali bokami, zaoferowały mnóstwo frajdy zarówno zawodnikom, jak również licznie przybyłym kibicom. Nie zabrakło też atrakcji dla miłośników przeprawy. Dwumetrowy kanał, wypełniony do połowy wodą, dla bardziej doświadczonych motocyklistów nie był wielkim problemem. Jednak po ich przejeździe, quadowcy mieli już znacznie utrudnione zadanie i podobnie jak wielu motocyklistów, musieli korzystać z pomocy panów, którzy wraz z zawodnikami ręcznie wyciągali utopione w błocie maszyny. Nie obyło się też bez rolek, co można zobaczyć w fotogalerii. Pomimo zróżnicowanego terenu, lub właśnie dzięki niemu, etap I bardzo spodobał się wszystkim zawodnikom, a szczególnie naszym reprezentantom, gdyż zdobyliśmy poleposition we wszystkich czterech kategoriach. Następnego dnia, po uroczystym starcie z Mostu Augusta, uczestnicy rajdy przemieścili się na teren podberlińskiego, nieczynnego lotniska, obok ośrodka Tropical Island. Tam rozegrał się drugi etap rajdu. Kurz, kurz i jeszcze raz kurz Trasą, jaką przygotowano do niedzielnego etapu rajdu Drezno-Wrocław 2008, miała również postać pętli o długości ok. 7 km. Był to stary tor motocrossowy, z odcinkami w postaci tzw. tarki, na którym jedynie motocykliści mogli rozwinąć większe prędkości. Użytkownicy innych pojazdów musieli jechać wolniej i uważać, by nie uszkodzić zawieszenia. Dodatkowym utrudnieniem było palące słońce oraz ogromne tumany kurzu, które ograniczały widoczność i przepełniały płuca zawodników. Ten dzień okazał przychylny jedynie dla naszych debiutantów na quadach. Mariusz Ryczkowski, Rajdowy Mistrz Polski Samochodów Terenowych z przed 2 lat, startujący w rajdzie dla odmiany na quadzie oraz Łukasz Kędzia, jeżdżący na quadach zaledwie od kilku miesięcy zajęli kolejno pierwszą i drugą pozycję w swojej kategorii. Krzysztof Kretkiewicz - ubiegłoroczny zwycięzca rajdu Drezno - Wrocław, pogubił się w trasie, za co otrzymał karę w postaci 10 min. Orientację w terenie stracił również nasz czołowy motocyklista, Wojciech Rencz i po doliczonej karze uplasował się na trzeciej pozycji. Wczesnym rankiem następnego dnia miasteczko rajdowe przemieściło się na nasze ukochane, polskie ziemie, gdzie osiedliło się na terenie żagańskiego poligonu wojskowego. Zawodnicy natomiast opuścili karawanę w lasach oddalonych o kilkanaście kilometrów od przygranicznego miasteczka Gubin, skąd rozpoczynał się trzeci etap rajdu. Witaj Polsko! Poniedziałkowy etap rajdu, to już było prawdziwe ściganie, gdzie zawodnicy nie jeździli w kółko, lecz musieli, jak najszybciej przejechać z punkt A do punktu B. OS, którego długość wynosiła 110 km, wymagał od zawodników umiejętności posługiwania się roadbookiem, dobrym nawigowaniem oraz czujnością, gdyż punkty kontroli przejazdu znajdowały się w najmniej spodziewanych miejscach. Pecha miał najlepszy niemiecki zawodnik, jadący na quadzie Honda TRX 680, któremu na dwa kilometry przed metą skończyło się paliwo. W tym etapie odbyły się także pierwsze przeprawy rzeczne, z których quadowcy i motocykliści musieli pokonać tylko dwie. Naszym rodakom przeszkody te nie sprawiły większych problemów. Jedynie Łukasz Kędzia musiał użyć wyciągarki, na co stracił kilka minut. Uśmiech do fotoradaru i dzida w las Czwarty dzień rajdu rozpoczął się oficjalnym startem z centrum miasta Żagań, gdzie zgromadziły się tłumy kibiców. Należą się duże wyrazy uznania dla burmistrza miasta, który na kilka godzin zamknął cześć dróg miasta i zabezpieczył je policją, by wszyscy zawodnicy mogli w spokoju wystartować. Wybiła godzina 9:00, gdy wystartowali pierwsi zawodnicy. Na końcu miasta czekała ich mała niespodzianka w postaci fotoradaru. Błysk jego flesza budził obawy wśród rajdowców, czy za złamanie przepisów ruchu drogowego nie dostaną minut karnych. Na szczęcie było zupełnie odwrotnie i każdy najszybszy pojazd w swojej kategorii otrzymał małą nagrodę. Najszybszy quad osiągnął prędkość 104 km/h, a jechał nim Łukasz Kędzia, motocykl - 125 km/h, samochód terenowy 141 km/h i ciężarówka 117 km/h. Cały etap podzielony był na trzy części, co w sumie wraz z dojazdówkami wyniosło ok.190 km trasy. Niestety, wcześniej wspomniany „najszybszy quadowiec w Żaganiu", podczas manewru wyprzedzania wpadł w dziurę, po czym jego pojazd wylądował na jego nodze. Nie zniechęciło to jednak Łukasza do startów w dalszych etapach i ukończeniu „małego Dakaru", ale z pewnością ten wypadek na długo pozostanie w pamięci Polaka. Hannibal - morderczy maraton Środa była dniem, na który jedni czekali ze zniecierpliwieniem, a inni z obawą. Tego dnia, wraz z dojazdami, zawodnicy musieli pokonać aż 500 km trasy! Podzielono ja na cztery OSy, z których trzy stanowiły długie, proste i bardzo szybkie szutry, co wszystkim bardzo się podobało. Czwarty odcinek nie był już tak miły. Odbył się na poligonie drawskim, gdzie większość terenu stanowią lasy, mokradła, góry i oczywiście czołgówki. W ruch poszły wyciągarki, liny i inne pomocne w takim terenie osprzęty. Wysiłek fizyczny, upał, zmęczenie, kontuzje i częste niewyspanie ostro dało się we znaki wszystkim zawodnikom. Część z nich po prostu nie dojechała do mety, co świadczy jak trudny zarówno dla zawodników, jak i ich pojazdów był ten odcinek. Odpoczynek? Wcale nie! 6. dzień rajdu, teoretycznie miał być dniem odpoczynku, ale było tak tylko teoretycznie. Pomimo, że trasa liczyła sobie jedynie 80 km, to jednak wiodła po bardzo trudno ukształtowanych terenach, gdzie ostatnie ślady obecności człowieka pochodziły być może z czasów II Wojny Światowej. Wymagały od zawodników bardzo dobrej orientacji w terenie, koncentracji oraz umiejętnego posługiwania się roadbookiem oraz nawigacją. Nawet najlepsi błądzili po lesie, szukając właściwej kratki na roadbooku. Zdarzyło się to także Jackowi Bujańskiemu i za brak dwóch pieczątek otrzymał 4-godzinną karę. Powtórka z rozrywki Piątek to kolejna porcja trudnych terenów podobnych z dnia wcześniejszego tylko w wydaniu o 60 km większym. Żaden wcześniejszy OS nie był tak długi (nawet te na Hannibalu), co w takim terenie było kolejnym trudnym wyzwaniem dla zawodników i ich maszyn. Na tym etapie Jacek Bujański uległ poważnemu wypadkowi. Na szczęście był w stanie o własnych siłach dojechać do mety, po czym został zabrany do szpitala na obserwację. Jeszcze tego samego dnia Mr Quad powrócił do bazy rajdu i pomimo wielu stłuczeń wystartował w sobotnim, ostatnim etapie. | |
|
Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarzeCo za geniusz to pisa³? na jakim poligonie drawskim? Odcinek IV by³ na poligonie w ¦wiêtoszowie. poligon drawski jest zupe³nie gdzie indziej.
OdpowiedzA co tak ma³o pisze sie o naszych motocyklistach ???
OdpowiedzJak mozna wystartowac w takiej imprezie? Jakie sa warunki, koszty etc.
Odpowiedzkoszt motocyklisty to ok 7 tys z³
Odpowiedz