tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Bałkany na dwóch kołach
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Bałkany na dwóch kołach

Autor: Wojciech „Twardy” Twardowski 2010.11.19, 14:20 9 Drukuj

Nie było orła czy reszki, dowiedziałem się, że koledzy planują wypad na południe, realizując swój własny projekt: "W cztery Świata Strony". Nie namyślając się długo dzwonię i dopisuję się do dwuosobowego składu wyprawy

Po powrocie z Rajdu Katyńskiego zadałem sobie pytanie, dokąd by tu pojechać w 2010 roku. Odwiedzałem różne motocyklowe portale i czytałem relacje z imprez oraz wypraw. Kierunek północ - zaliczony, kierunek wschód - ile mogłem, zaliczyłem, pozostaje więc kierunek południe lub zachód. Nie było orła czy reszki, a mając kontakt z kolegami z RK dowiedziałem się, że planują wypad na południe, realizując swój własny projekt: "W cztery Świata Strony". Nie namyślając się długo dzwonię i dopisuję się do dwuosobowego składu wyprawy.

Koledzy mieszkają w Choszcznie, trochę daleko - ok. 700 km ode mnie (zachodniopomorskie) - pozostawał kontakt telefoniczny i internetowy. Posiadają Yamahy Drag Star 1100, więc ciężkie motocykle, ja mam Yamahę FZ6S, sprzęt sportowo-turystyczny.

Czy łatwo przyjdzie nam się dogadać? Jakiś kompromis będzie musiał być osiągnięty. Wiadomo - najlepiej do tras dobierać motocykle podobnej pojemności i klasy.

Kolega Marek Heut "Kolaska" wytycza wstępną trasę - później ją jeszcze wielokrotnie zmodyfikujemy. Dzięki Markowi dowiedzieliśmy się wiele o najważniejszych sprawach związanych z wyprawą, tj. o przepisach w poszczególnych krajach, orientacyjnych kosztach paliwa i walut - to wszystko trzeba wiedzieć, nim się wyruszy w trasę. Pomaga to w kalkulacji kosztów przedsięwzięcia. Będziemy w krajach, gdzie religią jest min. islam, prawosławie, grekokatolicyzm. Staramy się więc dowiedzieć więcej i więcej, z książek, ale też z relacji kolegów motocyklistów, którzy już tam byli – są to sprawdzone i pewne informacje. Trasa ustalona, orientacyjne koszta określone, termin zaklepany, pozostaje kompletować potrzebne graty. W międzyczasie pojechałem na Rajd do Danii - szlakiem Hetmana Czarnieckiego, na ok. 10 dni, wracając zajechałem do Marka w Choszcznie i dalej dogadywaliśmy naszą wyprawę.

Do rozpoczęcia zostało ok. 3 tygodnie. Kompletuję wszystkie papiery, sprawdzam ubezpieczenia, przeglądy, zielone karty i wykupuję dodatkowe ubezpieczenia od kosztów leczenia za granicę, bo licho nie śpi. Dalej przegląd motocykla w serwisie, wymiana oleju - postanowiłem wymienić na 10W50 z uwagi na wyższy zakres temperatur, w których motocykl miał przebywać. Klocki wytrzymają, opony również, chociaż mam wątpliwości co do tylnej. Decyduję się jednak jechać na niej. Płyn hamulcowy i chłodniczy w porządku. Odznaczam na liście kolejne rzeczy, które mam, a które muszę dokupić.

Skompletowany i spakowany wyruszam w trasę 24 czerwca. Spotkać się mamy w Czechach – miejscowość Lednice. Jednym skokiem Augustów – Lublin (350 km) zsiadam z motocykla, tankuję i robię dłuższą przerwę. Odtąd hot-dogi i kawa będą nieodłączną i główną częścią mojego menu. Nie narzekam! Po przerwie Lublin – Kraków, nocuję w Wieliczce. Na trasie przez Polskę najgorsza pogoda na południu, deszcze i dużo dróg w remoncie. Osmagany wiatrem i błotem znajduję nocleg w uroczym miejscu. Wybrałem pokój hotelowy, ostatnia noc luksusu, pomyślałem. Nazajutrz śniadanko i wyprawa z zamiarem zwiedzania kopalni soli w Wieliczce, pani z obsługi uprzedziła mnie jednak, że muszę poczekać ok. 2.5 godz. na innych zwiedzających, więc zrezygnowałem - liczył się czas. Im bliżej granicy Czech, tym gorsze drogi, czemu ja nie mam enduro? Za to wjeżdżając do Czech, jakby ręką odjął - drogi przyzwoite.

Wjeżdżam i jestem już w Czeskim Cieszynie. Stąd obieram kierunek – Ostrava – Ołomuniec – Brno – Ledenice, miejsce noclegu i spotkania. Jako, że jestem już nie u siebie, jadę przepisowo (powiedzmy...). Znajduję kemping i rozbijam namiot - oczekując kolegów.

Na polu namiotowym jest miło, komarów zatrzęsienie! Motocykl stoi nasmarowany, namiot rozbity, postanawiam zjeść kolację, oczywiście zabrałem trochę prowiantu z Polski. Poznaję młode małżeństwo z dzieckiem i rozmawiamy co kogo tu przyniosło, wieczór mija sielankowo, a kolegów jak nie było, tak nie ma. Dzwonię, mamy problem, w zasadzie oni mają - najpierw pobłądzili przy wyjeździe z kraju, następnie jeden Dragstar złapał gumę, wszystko więc opóźnia ich przybycie. Grunt, że jadą! Nocuję więc bez nich, a z rana ruszam na spotkanie, zjeżdżam sobie serpentynami między winnicami - ale fajnie!

Docieram na stację paliw, gdzie pojawia się kolejny problem - u Henia coś nawaliło z elektryką. Witamy się ni to wesoło, ni smutno. Swoją pomoc przy naprawie zaoferował pewien Czech – Karol, lokalny mechanik. Na stacji rozpruwa elektrykę z Dragstara, wygląda to przerażająco - zdjęty bak i wszędzie pocięte kable. Zastanawiamy się, czy gość wie co robi? Karol jest motocyklistą również, dzień wcześniej wrócił z Albanii! Tym bardziej go polubiliśmy! Jest taka niepisana zasada obowiązująca w każdym zakątku naszego globu - motocyklista motocykliście postara się pomóc. I tak było! Nasz mechanik zmarnował w końcu całą niedzielę klnąc i robiąc, co w jego mocy. Wystawił też wstępną diagnozę, brzmiała groźnie i się niestety sprawdziła. Pomógł nam, już zrezygnowanym i padniętym, załatwiając nocleg w całkiem miłym domku za niewielką opłatą.

Jako, że jest niedziela, nic już nie załatwimy, w poniedziałek jesteśmy umówieni w miejscowości Hustopece w serwisie Yamahy - MOTOMO. W południe, a miało być rano, pojawia się auto z lawetą i wiezie motocykl do naprawy. Na miejscu już dogadujemy się z serwisem, oni idą na lunch - my zostajemy w upale, leżakując na ziemi pod namiotem z prześcieradeł między motocyklami. Wracają z przerwy, przystępują do diagnozy - potwierdzają się słowa Karola - padła stacyjka! A jako, że motocykl posiada alarm, nie można zrobić obejścia. W podróży spodziewałbym się raczej złapania gumy, przepalenia żarówki, ale nie stacyjki! Mechanik zamawia stacyjkę, o kosztach nie wspomina, termin naprawy - do 3 dni roboczych! Nie pasuje nam to! Opóźnia naszą wyprawę!

Z serwisu jedziemy znaleźć jakieś miejsce do spania, po drodze mijamy kempingi, ale postanawiamy poszukać czegoś innego. Wyjeżdżamy za miasto na ogródki działkowe, widzimy sporo miejsca za ogrodzeniem - właśnie takie miejsce nas interesuje, bezpieczne dla nas i motocykli - idealne. Podjeżdżamy i rozmawiamy. Właściciel akurat był - opowiadamy mu naszą historię, zgadza się nas przenocować przez te 3 dni. Lubosz, bo tak mu na imię, ma firmę ochraniarską i jest byłym policjantem, więc jest podwójnie bezpiecznie, żona Ewa, jest pielęgniarką. Dni oczekiwania na naprawę spędzamy miło z czeskimi przyjaciółmi. Lubosz ma gołębie i emerytowane psy policyjne, może i stare, ale jakie sztuczki potrafią! W dzień zwiedzamy pobliskie miasteczka, min. Miklovo. Znajdujemy się w krainie dobrego wina, więc musimy stwierdzić, czy jest faktycznie dobre... W końcu nadchodzi informacja - przyjechała stacyjka z Włoch, jutro odbieramy motocykl, nareszcie! Heniu reguluje rachunek 200 euro za stacyjkę! Plus 200 euro za 16 roboczogodzin. Konkretna sumka. Zjeżdżamy stamtąd jak najszybciej i przejeżdżamy przepisowo Słowację. Naprawdę trzeba jechać przepisowo, bo łatwo wpaść w oko fotokamery lub nieoznakowanego radiowozu, a że mandaty są słone, więc powoli - co doprowadza mnie do pasji.

Wskakujemy na Węgry kupując winietkę elektroniczną, przejechaliśmy dziś 500 km i to od 15.00 po południu. Jako, że tankowaliśmy, pytamy się o nocleg, obsługa pozwala nam rozbić namioty na terenie stacji Shell. Wieczorna kolacja, prysznic za 1 euro i wyciągam rozweselacza - Jasia Wędrowniczka. Pomysł z noclegiem przy autostradzie nie był najlepszy - nie spałem prawie całą noc, a już trzeba jechać dalej! Pakujemy się i jazda na granicę z Rumunią - Nagylak.

Tuż po przekroczeniu granicy dopada nas stado cygańskich naganiaczy, którzy chcą byśmy wymienili walutę u nich, odjeżdżamy szybko, stajemy na stacji paliw, tankujemy, kawka, śniadanko i rozplanowanie dnia. Przed Sibiu wymieniamy walutę już całkiem spokojnie w kantorze. Dziwne te pieniądze, nie dość, że nic nie warte, to jeszcze banknoty z plastiku. Nawet ich wykorzystać nie można w awaryjnej sytuacji! Może o to właśnie im chodziło?! Po drodze zjeżdżamy do baru dla kierowców tirów i zamawiamy coś do zjedzenia. Nie jest złe. Rumunia to druga Słowacja, jeśli chodzi o policję. W każdej większej wiosce lub miejscowości stoi przy drodze policyjny radiowóz, co nie powala nam nadrobić straconego czasu. Tak wiec wolno przez Rumunię! Na wieczór dojeżdżamy do wioski Cartisoara, gdzie jest ostatnia, przed słynną dla motocyklistów Trasą Transforgarską z drogą D7C, stacja benzynowa.

Widok Karpat zapiera dech w piersiach - po to tu przyjechaliśmy. Karpaty są takie dzikie, drapieżne. Wjeżdżając, decydujemy się nie zdobywać gór wieczorem z uwagi na niewiadomy stan dróg. Decyzja okaże się być trafną. Biwakujemy sami pod Karpatami! Góry tylko dla nas! Robimy zdjęcia i czujemy się jak prawdziwi traperzy. Trasę wiodącą przez Góry Forgarskie wymyślił dyktator Causescu - by "bratnia pomoc" nadeszła szybko i pewnie. Do zbudowania tej drogi zużyto tyle dynamitu, że można by było pół Rumunii wysadzić w powietrze. Punkt wyprawy - Przełęcz Balea Lac - 2035 m. n.p.m.

Śniadanko, zwijamy obozowisko, szkoda, że tak krótko! Jedna noc! Podchodzą do nas wieśniacy i proszą o papierosy, jako, że nie palimy, dostają konserwę i chleb, kilka zdjęć, rozmowa i zaczynamy podjazd. Postanawiam być prowadzącym na szczyt. Wjazd można powiedzieć nie był trudny, droga jako taka, a widoki nieziemsko piękne! Stajemy co kilkaset metrów i strzelamy fotki - dla nas samych, motocykli i oczywiście Trasy Transforgarskiej! Serpentyny, winkle, szykany, agrafki, wszystko w jednym, frajda jeżdżenia w górach! Po drodze mijamy pomniki upamiętniające tych, którzy tę trasę budowali i zginęli, a było tych ludzi kilkuset! Pogoda nam dopisała! Słoneczko – dobrze, że mam blendę! Staję pod taflą śniegu i robię zdjęcie! Docieramy na szczyt! A tu normalny bazarek, kupisz i skórę z niedźwiadka i oscypek... Ja kupiłem miód z serca Karpat! Koledzy wzięli też rakiję - później dobrze smakowała w Polsce przy kolejnym spotkaniu.

Na szczycie spotykamy kogo? - oczywiście Polaków z Bielska z brygady "ADHD TEAM"! Co prawda nie na motocyklach, ale w sześciu terenowych autach. Naprawdę zawzięta ekipa! W cywilizowany sposób można dotrzeć na 2035 m, oni używając swoich wyciągarek, siekier, ścinając drzewa, robiąc mosty, biorąc rwące górskie rzeki, wjechali na 2200m! Szacun! Stoimy jakiś czas i zwiedzamy miejsce, napawając się widokiem! Wysyłam sms’y.

Czas na zjazd, znowu przodem. Znów się zatrzymujemy, by zrobić zdjęcia. Na trasie można spotkać piękne transylwański konie! Jak renifery na północy... Chyba się na nie zapatrzyłem, bo jakoś niefortunnie postawiłem motocykl, a droga jak to w górach, nierówna. Więc cykam zdjęcia, a motocykl łup do rowu! Kolega był bardziej przerażony ode mnie! Mówił, że go serce bolało, jak słyszał gdy rysowała się owiewka... Ja na spokojnie odłożyłem aparat i myślałem, jak by go wyciągnąć? Odpiąłem kufry i z Heniem wypchnęliśmy go z rowu. Postawiłem na stopkę i zacząłem szacować straty: porysowana owiewka boczna i przednia, kierunkowskaz. Dalej zgięta, ale nie złamana klamka hamulca. Porysowane również gmole ochraniające silnik, ale od tego one są. Wyłamane mocowanie lusterka. Porysowany kufer boczny i centralny. Taśma nieśmiertelnego MacGyver’a załatwi mi na miejscu wszystko! Taka prowizorka wytrzymała do końca podróży!!! Prowizorki są wieczne...

Albania i Kosovo.Posrodku Polska
Dubrovnik,perla poludnia,pelno turystow,widozcki pocztowkowe
Grecja Klasztory Meteora zabytek Unesco
Jeden z kilkunastu Klasztorow na skalach
Kamizelka Rajdu Katynskiego dodawala otuchy
Karpaty wyjazd z noclegu
Kogo spotykamy na szczycie Balea Lac 2035 m.n.p.m - Polakow
Kruje,Albania--ich Krakow
Macedonia
odbudowana cerkwia w Macedonii
Pod palmami w Albanii
To jest to! Nocujemy przed wjazdem na Balea Lac
Tak pieknie zachodzi
Zatoka Kotorska,przy niej nocleg na kempingu
Chlopaki juz wracaja z trasy,spotykamy rowniez Polakow
Jez.Ochrydzkie,Lin,
NAS Analytics TAG

Komentarze 9
Pokaż wszystkie komentarze
Autor:ss 22/11/2010 08:00

zaiste pięknie :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    na górę