Bagger na torze motocyklowym - a gdyby po³±czyæ ten sport z jachtingiem?
Być może Mateusz Kusznierewicz mógłby potwierdzić fakt, że kołyszący się na boki bagger przypomina jako żywo jego łódź żeglarską w klasie Finn, w której nasz mistrz zdobył m.in. dwa medale olimpijskie i indywidualne mistrzostwo świata.
Swoją drogą klasa Finn to ponoć najbardziej fizyczna i taktyczna jednoosobowa żaglówka na świecie, ale przecież, kiedy widzimy potężnego baggera od Indiana, to nie myślimy o łupinie o masie ledwo przekraczającej 100 kg, tylko oceanicznym potworze połykającym morskie mile jak Indian Springfield etylinę 95.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Oceaniczny żywioł i wstęgę asfaltu bez wątpienia dzieli przepaść, ale jednak łączą emocje uczestników. W jednym i drugim przypadku nie wystarczy siąść i rozkoszować się widokami. Trzeba walczyć, wykazać się odwagą i siłą, ale również przezornością, umiejętnością przewidywania, odpornością na stres i wytrzymałością. Skoro mamy już w sportowym repertuarze aktywności takie wynalazki jak biathlon, to dlaczego nie połączyć silnych mężczyzn i kobiety, którzy potrafią sprawić, że potężne i nowoczesne jachty morskie są im posłuszne, z dyscypliną, w której opanować trzeba najcięższe i najpotężniejsze motocykle?
Wiem, wiem. Zaraz napiszecie coś w stylu: "Głupszego pomysłu dawno już nie widziałem", ewentualnie "Idź ze swoim pomysłem do telewizji śniadaniowej. Na siódmą. W niedzielę" - ale jestem pewien, że gdybyście przeczytali dzisiaj w sieci, że na podobny pomysł wpadł Elon Musk, przysiedlibyście z podziwu nad tą wizjonerska myślą i natychmiast wysłalibyście informację do bliższych i dalszych znajomych, żeby też mogli z uznaniem pokiwać głowami. Oczywiście nie nazywam się Elon Musk, dlatego wciąż bardziej prawdopodobna jest pierwsza opcja. No trudno.
Ale tak już na serio. Powiem Wam, czego mi w naszym kraju brakuje - pod względem sportowym, nie ogólnym, bo to bym musiał napisać coś o objętości "Władcy Pierścieni" w edycji rozszerzonej. Brakuje mi takich właśnie wyścigów ciężkich jak sto diabłów i masywnych potworów ryczących i rywalizujących na torach Radom, Łodź czy ODTJ Lublin. Mógłbym wtedy kibicować zawodnikom tego sportu, których podziwiałbym nie za to, że pokonali pętlę o 0,05 s. szybciej od rywali, tylko że w ogóle dojechali i dowieźli swoje cztery litery do mety POMIMO oporów ze strony "malucha" ze stajni Indiana, którego masa bez płynów wynosi 362 kg, a jeśli uwzględnić wachę i oleje to słuszne 376 kg. Teraz doliczcie sobie jeszcze masę zwyczajowo ciętego z metra zawodnika, czyli ok. 50 kg. I to łącznie - w kombinezonie, butach i kasku. Horror, prawda? Ale byłaby jazda!
Komentarze 0
Poka¿ wszystkie komentarze