BMW R 1250 GS 2020 - test, opis, opinia, cena, pierwsze wrażenia
BMW R 1250 GS niesie na plecach prestiżowy, ale przy tym uciążliwy ciężar tytułu króla dalekiej turystyki - oczywiście z równie królewskim budżetem w tle. W całej tej otoczce łatwo zgubić fakt, że to po prostu bardzo przyjemny, dobrze wykonany i dający wielką satysfakcję z jazdy motocykl, któremu zrobiono lekką wizerunkową krzywdę.
Zdjęcia: Bartłomiej Buczkowski
Pisanie artykułu o “dużym Gieesie” jest jak dobrowolne wejście na pole minowe. Z kilku powodów ten wygodny motocykl turystyczny budzi u nas więcej kontrowersji, niż pozornie bardziej predysponowane do tego konstrukcje, jak chociażby Yamaha V-Max (znów się narażam). Gorących zwolenników tej maszyny jest równie wielu, jak ostrych krytyków, a obie strony są wyjątkowo mocno okopane na swoich pozycjach. Jedni wyśmiewają jego rozmiary, toporną sylwetkę, tonę elektroniki i wysoką cenę, drudzy dumnie machają sztandarem z wyszytym hasłem “I tak wszyscy skończycie na GS-ach”.
Duża grupa użytkowników tych maszyn jest z nimi związana od wielu lat i przechodząc przez kolejne generacje, wie o nich niemal wszystko. Ja akurat jestem w zupełnie odwrotnej sytuacji - do tej pory ten jeden z najbardziej znanych motocykli na rynku zwyczajnie mi umykał. Praca redaktorska układała mi się tak, że muszę się przyznać, że był to mój pierwszy tydzień z jakimkolwiek BMW R-GS w życiu. Nie mam więc porównania z poprzednimi modelami, ale z drugiej strony nie jestem skażony opiniami i wyobrażeniami. Wszedłem w środek tej dyskusji cały na biało i spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście prędzej czy później zrobię wszystko, by wylądować na tej maszynie na dłużej.
Wizerunek i oczekiwania
Los BMW R 1250 GS oraz jego poprzedników od czasów R80 G/S porównałbym do życiorysu najstarszego syna bogatego przemysłowca. Model ten jest największym sukcesem w historii niemieckiej marki i do dziś koniem pociągowym jej globalnych wyników sprzedaży. W związku z tym panuje ogromne ciśnienie, by rok w rok był najlepszy, najnowocześniejszy, wyposażony w każdą nowinkę techniczną, jaka tylko pojawi się w zasięgu inżynierów. Jednocześnie ten jeżdżący pomnik techniki wciąż sprzedawany jest wizerunkiem maszyny wyprawowej, na której w każdej chwili wyskoczysz do Chin na bułkę z nietoperzem, nucąc po drodze discopolowy hit sprzed lat “Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem”.
Swoje dołożył również stereotyp, że GS-a kupują głównie adwokaci i lekarze w średnim wieku, którym ktoś powiedział, że to najlepszy i jedyny godzien ich statusu motocykl na świecie. Oczywiście wyłącznie w najbogatszej wersji wyposażenia, z dodatkowymi światełkami, elektronicznie sterowanym zawieszeniem, kompletem aluminiowych kufrów i całą resztą klamotów, z którymi każda wyprawa na cotygodniowe spotkanie z kumplami w barze będzie ekscytującym przeżyciem.
Musicie przyznać, że z takim bagażem startowym ciężko jest podejść do tego motocykla zupełnie neutralnie. Ja jednak spróbowałem i dziś w zasadzie mam już odpowiedź na wszystkie interesujące mnie kwestie. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie będąc w grupie docelowej klientów na BMW R 1250 GS, bardzo się z nim polubiłem.
Byk na bogatości
Od importera odbieram świeżutką sztukę tegorocznego R 1250 GS, praktycznie bez przebiegu. Motocykl jest w bardzo bogatej wersji wyposażenia: oprócz efektownego “rajdowego” motywu malowania HP, złotych obręczy kół, półaktywnego zawieszenia Dynamic ESA i wyświetlacza Connectivity jest tu pełne orurowanie, wydech Akrapovic z karbonowymi elementami oraz wiele dodatków z frezowanego aluminium, m.in. dźwignie, klamki, sety, lusterka i pokrywy głowic cylindrów. Do tego grzane manetki, światła dzienne LED, tempomat, quickshifter i czujniki ciśnienia w oponach. Pełne Bizancjum. Szybka konfiguracja na stronie BMW Motorrad pokazała, że w tej wersji maszyna kosztuje niemal 100 tysięcy zł, a nie ma jeszcze kufrów i innych dodatków, często montowanych przez właścicieli. Uff, czuję jakbym założył plecak z kamieniami.
Sylwetka R 1250 GS bez założonych kufrów daje lekki efekt zaburzonych proporcji. Przód jest bardzo masywny, a tył kompaktowy i wizualnie lekki, zwłaszcza na szprychowych kołach. Sama stylizacja motocykla od lat jest przedmiotem sporów i akademickich dyskusji. Jedni mówią, że jest piękny, inni że koszmarnie brzydki. Dla mnie jest przede wszystkim wyrazisty i nie do pomylenia z żadnym innym modelem, a o to chyba chodzi najbardziej. Zdecydowanie ma swój charakter.
BMW R 1250 GS jest naprawdę dużym motocyklem i początkowo potrafi onieśmielić. Wrażenie to znika jednak po zajęciu miejsca na kanapie i zestawieniu maszyny ze stopki. Tradycyjnie dla BMW ergonomia jest na najwyższym poziomie, ręce i nogi układają się bardzo naturalnie. Wygląd kokpitu, jakość przełączników, wlew paliwa, czyli wszystko to, co widzi przed sobą kierowca, sprawia bardzo dobre wrażenie i nie pozostawia wątpliwości, że to klasa premium.
W drogę!
Wracając do domu przez zatłoczoną w godzinach szczytu Warszawę robię do dosyć asekuracyjnie. Szeroka kierownica nie ułatwia przeciskania się między autami, a dodatkowo o tej porze roku inni kierowcy traktują jeszcze motocyklistę jak zjawisko z kosmosu. Kolejne ziarno niepewności sieją mocno wystające na boki cylindry boksera, otoczone dodatkowo grubą rurą gmola, przez co niemal równają się obrysem z kierownicą. Wyobrażam sobie, że założenie na tył wielkich aluminiowych kufrów może wpędzić co mniej odpornych psychicznie w lekką panikę, kiedy przyjdzie do filtrowania korka. Zadanie mocno ułatwiają natomiast bardzo dobrze i miękko działająca skrzynia biegów i sprzęgło. R 1250 GS mimo napędu wałem, nie szarpie przy niskich prędkościach.
Achtung! Hilfe!
Następnego dnia postanawiam przejechać się po okolicy i sprawdzić, czy moje ulubione trasy w zimie nie nabawiły się przypadkiem asfaltu. Niestety, mój pierwszy wyjazd GS-em kończy się dokładnie po 4 minutach od opuszczenia podwórka. Nocna ulewa sprawiła, że dobrze znana mi szutrówka zmieniła się przeprawę z dużą ilością luźnego błota. Omijając jedną z głębokich kałuż zahaczam cylindrem o wał ziemny, usypany na skraju drogi i niestety nie daję rady utrzymać motocykla w pionie, samemu zaliczając lot paraboliczny. Co ciekawe, jeszcze leżąc na plecach nie myślę o możliwych kontuzjach, tylko o ewentualnej wysokości faktury na papierze firmowym z biało-niebieską szachownicą.
Podnoszę się i w ostatniej chwili udaje mi się wyłączyć automatyczny system S.O.S., który wykrył upadek i zaczynał łączenie z centrum ratunkowym. Nie czytałem żadnej instrukcji jak to zrobić, instynktownie przytrzymałem przycisk dłużej. Duży plus dla BMW za intuicyjną obsługę i nie komplikowanie ponad miarę tam, gdzie nie potrzeba. Cóż, jako jeden z nielicznych miałem możliwość sprawdzić działanie tego systemu - rzeczywiście działa!
Na wyświetlaczu pojawiło się kilka apokaliptycznych komunikatów, a to, że ABS kaputt, czujniki przedniego zawieszenia kaputt i generalnie tocz się pan powoli do najbliższego warsztatu i nie rób numerów. Grzęznąc w błocie podniosłem motocykl metodą “na Obelixa” i przystąpiłem do oceny sytuacji. Nauczony latami obcowania z Windowsem wyłączyłem i włączyłem zapłon, a wszystkie ostrzeżenia zniknęły jak ręką odjął i już nigdy się nie pojawiły. Aluminiowe lusterko, które przyjęło na siebie pierwszy kontakt z Matką Ziemią odkręciło się, ale pozostało nienaruszone, podobnie jak jego mocowanie. Motocykl okazał się doskonale zabezpieczony - po wizycie na myjni i usunięciu wszystkich pokładów błota, nie zostały żadne ślady, nawet na plastikach.
Bokser z zasadami
Zdecydowanie największą zaletą R 1250 GS jest jego silnik. Bokser z szeroko rozstawionymi cylindrami nie wydaje się najlepszą opcją do motocykla, ja jednak dołączam do grona jego wielkich fanów i uważam, że to doskonały wybór do maszyny turystycznej. Jednostka z systemem zmiennych faz rozrządu generuje 136 KM, przy czym zachowuje się dokładnie tak, jak zażyczy sobie tego kierowca. Miękko, przyjemnie i bez szarpnięć pracuje w dolnym zakresie obrotów, pozwalając na spokojne toczenie się przez wioski z przepisową prędkością i nie sprawiając przy tym wrażenia, że się męczy. Dodatkowo takie ułożenie cylindrów sprawia, że środek ciężkości motocykla jest nisko i przerzucając go z zakrętu w zakręt zupełnie nie czuć masy masy pojazdu.
Pod manetką gazu czuć za to bardzo duży zapas mocy, po którą łatwo sięgnąć. Wyprzedzanie na trasie przebiega bardzo płynnie i wystarczy do niego lekki ruch dłonią. Motocykl przyspiesza łagodnie jak Pendolino, choć szybko zmieniające się cyfry na prędkościomierzu mówią co innego. Z drugiej strony, wybierając z czterech dostępnych trybów jazdy opcję DYNAMIC łatwo obudzić bestię, która z dzikim rykiem wyrywa do przodu. W zasadzie nie wymagałbym od silnika motocyklowego niczego innego, bokser R 1250 GS jest bliski mojemu ideałowi jednostki napędowej. Podobny, niemal bezkrytyczny stosunek mam tylko do dużych L-twinów Ducati.
Sklep z elektroniką
Niezmiennie zakochany jestem również w kolorowych wyświetlaczach BMW Connectivity. Choć jestem fanem klasycznych zegarów, nie mogę nie docenić doskonałej czytelności w każdym rodzaju światła oraz bardzo bogatego i niezwykle logicznie podanego zestawu informacji. Obsługa systemu pokrętłem na kierownicy jest bardzo prosta i intuicyjna.
Jednej rzeczy nie mogę natomiast BMW wybaczyć, o czym zresztą pisałem w tekście o K1600B, jeszcze droższym i jeszcze bardziej luksusowym. Pakując na kierownicy dużą liczbę przycisków, przełączników i pokręteł, bardzo przydałoby się ich podświetlenie. Zmrok przychodzi szybciej, niż nauka ich rozmieszczenia na pamięć. Mogło to zrobić Ducati, zrobił nawet budżetowy Bajaj - da się przecież!
Elektroniki, która czuwa nad bezpieczeństwem jazdy w tym motocyklu nie brakuje. Działa ona jednak bardzo w tle i na co dzień nie daje o sobie znać. Hamulce są bardzo skuteczne i potrafią spowodować niemal zjazd kasku na oczy, ale w żaden sposób nie wpływa to na stabilność motocykla. ABS włącza się późno i robi to bardzo delikatnie. Wśród bardzo praktycznych funkcji chciałbym wyróżnić automatyczne “zaciąganie” hamulca na postoju po wciśnięciu dźwigni nogą i odpuszczanie wraz z ruszeniem z miejsca. Bardzo przydatne zwłaszcza na wzniesieniach i przed szlabanami kolejowymi.
Turysta bez zbędnych ambicji
Osobiście uważam BMW R 1250 GS za doskonały motocykl turystyczny, choć nie nazwałbym go do końca wyprawowym. Moim zdaniem wraz ze znacznym skomplikowaniem konstrukcji, toną elektroniki, sterowników, siłowników oraz innych komponentów, na rynku takich motocykli już praktycznie nie ma. Czy bez obaw ruszyłbym najnowszym R 1250 GS przez stepy zachodniej Azji, nie mając dostępu do wsparcia technicznego? Raczej nie.
Czy natomiast chciałbym nim objechać Europę wzdłuż, wszerz i na skos? Jak najbardziej! Dla czytelników, którzy będą to czytać za jakiś czas - BMW R 1250 GS miałem u siebie w czasie trwania epidemii koronawirusa, bez szans na dalsze wyjazdy. Pozostawiło to ogromny niedosyt, ponieważ ten motocykl wręcz błaga o dalekie trasy! Jest szybki i bardzo wygodny, doskonale sprawdza się na dziurawym asfalcie, ale zanim zaczniesz eksplorować nadwyrężone drogi lokalne, maszyna błyskawicznie dostarczy cię tam autostradą.
Co do jazdy w ciężkim terenie i ogólnego bardzo dziarskiego wizerunku BMW R 1250 GS. Moim zdaniem, żeby swobodnie poruszać się nim po cięższych bezdrożach, trzeba mieć spore umiejętności i wiarę w nie. Przydałby się również na tyle zasobny portfel, by bez stresu mierzyć się ze skutkami podjętych decyzji. A najlepiej mieć do dyspozycji te dwie rzeczy na raz. Ja świetnie bawiłem się na w miarę twardych szutrach i kamieniach, ale świadomie nie wjeżdżałem GS-em wszędzie, zwłaszcza po przygodzie w błocie. Maszyna jest naprawdę ciężka, a błędy na niej mogą być niezwykle kosztowne. Z drugiej strony, jak już złapie przyczepność, idzie jak czołg.
Moim zdaniem BMW R 1250 GS trzeba odrzeć z przebrania, w które zostało nieco na siłę wtłoczone. Nie sprawi to, że nagle będzie tańsze i dostępne dla szerszej grupy klientów. Uczciwe podejście pozwoli jednak dostrzec jego wszystkie zalety, których jest naprawdę cała masa.
Odpowiadając na pytanie “Czy wszyscy skończymy na GS-ach”, zdecydowanie odpowiadam NIE! Ten motocykl wymaga wolnego czasu i dużych odległości, inaczej jest jak dziki koń na uwięzi. Nie wyobrażam sobie posiadania go w mieście i okazjonalnych wypadów na weekend. Tę rolę z nawiązką wypełnią mniejsze F850 GS czy F900 XR.
Jeśli jednak zapewnisz mu wystarczająco dużo przestrzeni, wspaniale się odwdzięczy. Choć nigdy tego nie robiłem, teraz tym bardziej nie patrzę na BMW R 1250 GS jak na wynalazek dla bogatych snobów, którego główną zaletą jest możliwość przyjęcia na siebie ogromnej ilości drogich akcesoriów. To po prostu kawał cholernie dobrego motocykla.
Więcej informacji o R 1250 GS oraz innych modelach BMW znajdziecie na stronie BMW Motorrad.
Dane techniczne
silnik: | 2-cylindrowy, bokser, układ zmiennych faz rozrządu ShiftCam |
pojemność skokowa: | 1254 cm3 |
średnica x skok tłoka: | 102,5 x 76 mm |
moc: | 136 KM przy 7750 obr/min |
moment obrotowy: | 143 Nm przy 6250 obr/min |
stopień sprężania | 12,5:1 |
system paliwowy: | wtrysk elektroniczny |
system chłodzenia: | powietrze i ciecz |
rozrusznik: | elektryczny |
skrzynia biegów: | manualna, 6-biegowa, synchronizowana |
sprzęgło: | w kąpieli olejowej, sterowane hydraulicznie |
przeniesienie napędu: | wał napdowy |
rama: | dwuczęściowa, skręcana, silnik jako element nośny |
zawieszenie przednie: | widelec Telelever, amortyzator centralny, skok 190 mm |
zawieszenie tylne: | wahacz alumiowy, system Paralever, amortyzator WAD, skok 200 mm |
hamulec przedni: | 2 tarcze 305 mm, 4-tłoczkowe zaciski promieniowe pływające, ABS |
hamulec tylny: | tarcza 276 mm, zacisk 2-tłoczkowy pływający, ABS |
opona przednia: | 120/70 R19 |
opona tylna: | 170/60 R17 |
systemy dodatkowe: | ABS, wyświetlacz TFT Connectivity z bluetooth, kontrola trakcji, tryby jazdy, ASC (atomatyczna kontrola stabilności), HSC (Hill Start Control) |
długość/szerokość/wysokość: | 2207 x 952,5 x 1430 mm |
rozstaw osi: | 1525 mm |
masa: | 249 kg |
wysokość siedzenia: | 850/870 mm (standardowe), 800/820 (niskie) |
zbiornik paliwa: | 20 l |
normy emisyjne: | Euro 4 |
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeGdybyś miał wersję z ESA to podejrzewam że tego testu jeszcze byśmy nie czytali bo jeździłbyś tym motocyklem do tej pory :-)
Odpowiedz