Awaria akumulatora a weekendowe plany motocyklisty
Nareszcie mamy wiosnę. Na razie tę kalendarzową, ale ta termiczna i przyrodnicza wkrótce też do nas zawita. Przed nami czas pierwszych przejażdżek na motocyklu, pierwszych dalszych wypraw w promieniach słońca. Za chwilę już przelot motocyklem będzie w pełni przyjemnością, a nie kompromisem między komfortem termicznym, a zaspokojeniem psychofizycznej potrzeby jazdy. Do tego jednak potrzebny jest sprawny motocykl.
Kilka wiosen temu miałem ciekawą sytuację. Mój wierny przyjaciel FZS 600 Fazer obudzony został z zimowego snu. Jako że pracowałem wtedy w jednym z warszawskich dealerstw motocyklowych, pojazd pod koniec zimy przeszedł profesjonalny przegląd na serwisie. Zostały wymienione płyny, klocki hamulcowe z przodu, czyszczone i regulowane gaźniki, przeczyszczony i nasmarowany napęd oraz założone nowe opony. Akumulator zaś przez całą zimę był trzymany w cieple i regularnie ładowany. Stan sprzętu? Idealny! Można latać.
Pamiętam jak dziś, że umówiłem się następnego dnia z kumplami na pierwszy wyjazd i to od razu pod namiot - w nasze ulubione miejsce w zakolu Narwi. W dzień temperatura osiągała ponad 20 stopni, w nocy było stabilnie na plusie, a więc noc w namiocie można było spokojnie zaliczyć, szczególnie, że planowaliśmy rozgrzać się wcześniej przy ognisku i przy staropolskich trunkach.
Zatem po pracy w piątek pełnym ogniem do domu, tam pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy na stojący pod domem motocykl. Nie miałem kufrów, więc graty dopinane były pojedynczo na tylne siedzenie mojego motocykla za pomocą ekspanderów, pasów i gumek. Misternie upięty bagaż sprawdzony. Wszystko się trzyma. Koledzy przyjechali, ruszamy. Wsiadam na motocykl, przekręcam kluczyk i… dziwna sprawa. Świecą się wszystkie kontrolki, elektryka całkowicie zgłupiała. Naciskam na guzik rozrusznika - słyszę tylko terkot przekaźnika, a rozrusznik nie kręci. Światła mimo, że zapalone - nie palą się. Co się dzieje? Przecież motocykl wczoraj wyjechał z serwisu…
Dzwonię do mechanika. - Stary, co się dzieje, przecież wszystko było ok? Opisuję objawy. Spokojny głos specjalisty brzmi jak wyrok - Akumulator is dead, nigdzie nie pojedziesz. - Jak to zdechł? (przypomina mi się kultowa scena z Killera, moja odpowiedź jest praktycznie podświadoma, bo wcale nie jest mi do śmiechu). Przecież ma dwa lata, jest renomowanej marki. Nie żadne chińskie badziewie za 120 zł, a do tego po ładowaniu był "zbadany" voltomierzem… - No tak, widocznie zwarły mu się cele, albo co. Szkoda, że nie przetestowaliśmy go pod obciążeniem. Taki test dopiero byłby miarodajny. Czasem się zdarza, że akumulator niby trzyma napięcie, a i tak jest do wyrzucenia.
No i wtedy zaczęło się kombinowanie, jak to Polacy - my się nie poddajemy tak od razu. Na szczęście znalazł się w piwnicy jakiś stary akumulator, który kształtem i parametrami jakoś przypasował do Fazera, mimo że był od mojego poprzedniego motocykla - Hondy CB 700. Chłopaki weszli do domu na herbatę (za młodzi wtedy byliśmy, żeby pić kawę), w tym czasie bateria trafiła pod prostownik. Podładowała się przez pół godziny i … o dziwo motocykl udało się odpalić. Pojechaliśmy.
W drodze zacząłem zastanawiać się, co by się stało, gdyby ta awaria akumulatora spotkała mnie nie dzisiaj pod domem, a nazajutrz rano. Gdzieś w środku niczego, do najbliższych zabudowań 2 kilometry polną, piaszczystą drogą. Motocykl nie daje się odpalić. Może nie jest to sytuacja bez wyjścia, ale na pewno nie należy do tych z gatunku przyjemnych. Z resztą w weekend mamy odpoczywać, a nie się stresować. Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą stary sznur od żelazka, który już kilka razy wcześniej służył mi jako kable rozruchowe. Na szczęście stara bateria podładowała się w trasie, a rano motocykl zagadał bez problemów. Wyjazd więc mogę zaliczyć do udanych.
Jaki z tego morał? Otóż wszystko, nawet najlepiej przygotowane, może sprawić przykrą niespodziankę. Życzę wszystkim wspaniałego sezonu 2017 i jak najmniej problemów ze sprzętem - a szczególnie takich ze złośliwym akumulatorem, który wygląda na dobry, a jest niestety padłem.
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeWszystko dzisiaj produkowane jest na jeden sezon.....
OdpowiedzDziwne - im nowszy akumulator tym więcej z nim problemów - stare "trupy" walająca mi się w garażu po doładowaniu prądem optymalnym potrafią ożywić moto a te nowsze, kilkuletnie, nijak nie ...
OdpowiedzNo mi się taka sytuacja zdarzyła w drodze powrotnej z gór. Niedziela wieczór, środek autrostrady na stacji benzynowej, do domu 300 km. Zerwana cela albo i dwie, aku kompletny trup (2 letni, ...
OdpowiedzStarego rupcia wzięło by się "na popych" i nie byłoby problemu :)
OdpowiedzNo właśnie nie odpalisz, jak masz zwarte cele, to aku jest trupem i tyle. Najlepiej jest przed sezonem zrobić test obciążeniowy w serwisie jakimś motocyklowym. Tylko to jest miarodajne, nawet voltomierz nie wykryje takiego uszkodzenia.
OdpowiedzAwaryjnie przecież, zwłaszcza na stacji, można by odpalić na kable od kogoś, nawet od auta (wyłączonego), bo nie spodziewam się moto z kablami w bagażach :P
Odpowiedz