tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 9 500 km przez Środkowe Andy - część I
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

9 500 km przez Środkowe Andy - część I

Autor: Andrzej Miłosz 2016.02.24, 11:59 2 Drukuj

Plan - przejechać na motorze 11 000 km w 50 dni

Trasa, którą zaplanowałem była całkiem ambitnym wyzwaniem. Postanowiłem wyruszyć motorem z Santiago na północ przez Argentynę aż do Boliwii, przejechać słynną drogę śmierci, przedrzeć się przez fragment Amazonii, zwiedzić Machu Picchu i wrócić na południe przez Pustynię Atakama. Co z tego wyszło i dlaczego nie żałuję, że zamiast 11 000 km przejechałem "tylko" 9 500 km? Zapraszam do lektury 1. części relacji z mojej wyprawy.

NAS Analytics TAG

Ekwipunek - kask z blendą, zaplecze medyczne i mapy

Jako, że był to mój drugi wyjazd motocyklowy do Ameryki Południowej na etapie przygotowań  byłem już bogatszy o doświadczenia z poprzedniego roku. Wiedziałem co warto zabrać ze sobą z Polski, a co bez problemu kupię na miejscu

Kask motocyklowy  tym razem kupiłem w Polsce. Ruch o tyle dobry, że mamy w kraju dużo większą dostępność sprzętu. Mimo tego uświadczyłem tego, że podczas jednodniowych zakupów niełatwo jest kupić w pełni funkcjonalny, pasujący kask. Za obowiązkowe wyposażenie kasku uznałem blendę. Dla zaznaczenia jak bardzo przydatna jest ta przesłona na miejscu podam przykład – w Boliwii jest nieformalna zasada, że samochód który jedzie o zachodzie słońca na zachód ma pierwszeństwo, gdyż kierowca oprócz słońca po prostu niewiele widzi.

Ze względu na plan przebywania na kompletnych pustkowiach postanowiłem przygotować się lepiej pod kątem zabezpieczenia medycznego. Dobrym rozwiązaniem był zakup zewnętrznej apteczki przymocowywanej do plecaka - oszczędza się miejsce w środku plecaka, a w razie wypadku jest do niej łatwy dostęp. Z ciekawszych rzeczy medycznych zabrałem ze sobą silny antybiotyk, sprej z sterydem na ukąszenia oraz adrenalinę.

W tym roku zabrałem również ze sobą podstawowe narzędzia do motocykla oraz, mając na uwadze ubiegłoroczne problemy z zakupem map na miejscu, mapy papierowe. Po spakowaniu wszystkiego w plecak i zważeniu, waga wskazała 18 kg.

Przelot - bezproblemowy transport kasku

Bilet na główny odcinek lotu, z Madrytu do Santiago de Chile zakupiłem na koniec czerwca. Kosztował 450 Euro. Dolot do Madrytu dokupiłem miesiąc później za 500 zł. Podróż w jedną stronę wiąże się z spędzeniem prawie 20 godzin w samolotach.

W trakcie krótkiego przystanku na lotnisku w  Sao Paulo w Brazylii odpocząłem i rozprostowałem kości. Żadna z linii lotniczych (LOT, Air China, LAN) nie robiła problemu z przewożenia kasku, dodatkowo, obok bagażu podręcznego.

Problem - ogólnokrajowy strajk urzędników

Santiago przywitało mnie deszczem. Pierwszym i ostatnim podczas podróży. Transport z lotniska, noclegi, znajomość miasta - to już miałem opanowane. Czasem fajnie jest poruszać się przetartymi szlakami. Na początku wszystko szło zgodnie z planem. Bez problemu uzyskałem kolejne tymczasowe dokumenty z urzędu podatkowego, szybko kupiłem upatrzony motocykl w kolorze, który chciałem, na dodatek ze zniżką.

Potem czekała mnie niespodzianka - pracownicy urzędu cywilnego strajkują w całym kraju przez co nie mogę zarejestrować, ubezpieczyć a przez to i używać motocykla. Owszem, można ponoć na fakturze jeździć przez 7 dni, ale takie rozwiązanie kompletnie mnie nie urządzało. Ciekawe, że podobnie do rejestracji motocykli miały się sprawy z rejestracją urodzeń, małżeństw czy wydawania paszportów. Strajk był ogólnokrajowy i trwał od 3 tygodni, jakoby ma się już bliżej końca, ale kiedy się skończy nikt nie wie. Po południu tego samego dnia anulowałem zakup motocykla i zacząłem poszukiwać alternatywnych rozwiązań.

Kolejnego dnia przestało padać i pokazały się góry w całej krasie, co nie jest w pełni typowe, bo zazwyczaj są zasłaniane albo przez chmury albo smog. W górach leżał jeszcze śnieg wiec pomijając brak motocykla i potencjalne problemy prawne, ostatecznie porzuciłem pomysł jechania od razu do Argentyny.

W kwestii motocykla powstrzymałem pokusę rzucenia wszystkiego i wylotu w ciemno do Peru, gdzie ponoć, również łatwo jest zakupić motocykl. RegistroCivil nie przerywało strajku, udzielając przy tym cały czas informacji za pośrednictwem Twitter'a, który stał się świadkiem wielu dramatów ludzkich.

Rozwiązanie problemu - jak ominąłem ogólnokrajowy strajk

Rozwiązaniem problemu ze strajkiem urzędu cywilnego był zakup używanego motocykla. Zakupiłem wcześniej nowego chińczyka: Euromot GXT200 z założeniem, że nie rozsypie się przez pierwsze 10 000 km. W przypadku motocykla używanego wróciłem już do japońskiej myśli technicznej. Poszukiwania poczyniłem najpierw w sieci, a potem będąc w dzielnicy z sklepami motoryzacyjnymi także w realu.

Motocykl zakupiłem w końcu od mechanika salonu Hondy. Wszedłem, pomarudziłem na strajk, że kupiłbym ten model, ale co mi po nim skoro go nie zarejestruję. Po dłuższej chwili pracownicy przypomnieli sobie, że ich mechanik ma 2 miesięczną maszynę z przebiegiem 4 800 km. Model, który wybrałem to XR150.

Dzień później zjawiłem się rano z decyzją i pojechaliśmy od razu do notariusza. Plusem tego rozwiązania jest to, że notariusz wykonuje operacje zmiany właściciela za mnie, co skutkuje tym, że nie będę musiał się w tym celu udawać do urzędu osobiście. To czego potrzebowałem na przyszłość z dokumentów to PADRON, który to, jak pamiętam z poprzedniej wyprawy (Ziemia Ognista dla początkujących), poza urzędem można sobie wydrukować w automacie na granicy państwa.

Po zakupie wybrałem się na próbną przejażdżkę do pobliskiego kanionu Maipu. Wrażenia z jazdy były jak najbardziej pozytywne. W porównaniu do poprzedniej maszyny (CB1 TUF) motocykl był duży, a wyglądał na jeszcze większy. Szkoda, że było już popołudnie, bo na koniec poruszałem się po drodze o wdzięcznej nazwie: "droga do wulkanu". Było już jedno zbyt późno by pod niego podjechać. I tak, z krótkiej przejażdżki zrobiło się 200km.

Kierunek Północ - nurkowanie w Quintay

Z Santiago wyruszyłem w stronę wybrzeża by na koniec dnia dojechać do Valparaiso. Pogoda zrobiła się idealna: jest słonecznie, bez żadnych chmur na niebie. Miejscami robiło się trochę za gorąco. Trasę wybrałem na podstawie informacji z papierowej mapy, na której twórcy umieścili dodatkowe informacje. W miejscu, przy którym napisali "pingwiny" niestety ich nie zastałem. Do kolejnego miejsca opisanego jak muzeum wielorybów w miejscowości Quintay, również nie dotarłem, ponieważ podczas spaceru po miejscowym porcie widząc tak wiele baz nurkowych coś mnie podkusiło by zajść do pierwszej lepszej i zapytać o warunki nurkowania. Po chwili przebierałem się już w piankę. Za 5 min mieli wyruszać na morze. Okazało się, że po tylu latach wszystko pamiętam. Warunki były nieprzyjazne: przezroczystość była słaba, a najciekawszy był ruch wody: miotało w jednym momencie 3m do tyłu by po chwili przenieść człowieka w przeciwnym kierunku i tak przez cały czas, i to na nie małej głębokości. Trzeba się było podporządkować i nie walczyć za bardzo z ruchem wody. Nie ukrywam, że nie oddalałem się za bardzo od grupy. Całe doświadczenie oceniam bardzo pozytywnie. Wieczorem zajechałem do Valparaiso.

Valparaiso - lwy morskie czekające na ochłapy z targu rybnego

W dniu kolejnym zwiedzałem Valparaiso. Poranek, a technicznie południe, zacząłem od obserwacji lwów morskich przy targu rybnym, by później przejechać się po pobliskich wzgórzach by na koniec przejść z grupą ludzi po mieście podziwiając współczesną sztukę bardzo popularnych murali. Porty w tej części świata mają to do siebie, że nie ma ich zbyt dużo, dzięki czemu można natknąć się na ciekawe jednostki. W Valparaiso udało mi się zastać łódź podwodną oraz duży lotniskowiec.

La Sirena - impreza strażaków i namiastka Wysp Wielkanocnych

Dziś miałem dzień za kierownicą: prawie 600km. Poruszałem się głównie po trasie nr 5 - Panamericanie. Trasa jest płatna i kosztuje podobnie jak u nas autostrady, z tą różnicą, że za motocykl płaci się około 1/3 stawki za samochód. Motocykl zachowuje się w pełni poprawnie pozwalając spokojnie jechać te 90-110km/h bez odkręcania manetki do końca. Chcąc dojechać do parku narodowego zaliczyłem pierwszą w tym roku nawierzchnię nieutwardzoną: zero problemów z maszyną. Krajobrazy w około miałem cale zielone: ponoć tydzień temu padało. Na noc zajechałem do La Sirena.

Po poprzednim dniem na motocyklu potrzebowałem trochę odpocząć. W południe natrafiłem na imprezę z udziałem strażaków z całej okolicy. Miejscowość szału specjalnie nie robi. Z najciekawszych rzeczy było jedno z muzeum, gdzie spotkałem się po raz pierwszy z sztuką Inków oraz jedną z rzeźb przeniesioną z Wyspy Wielkanocnej. Popołudnie spędziłem w okolicy Vicunia, gdzie się dostać do któregoś z obserwatorium. Okazało się, że wszystkie były pozamykane, bo czy niedziela czy bo chmury na niebie.

La Sirena – Copiapo - fioletowa Pustynia Atakama

Długi dzień z cyklu tranzytowych, z La Sirena do Copiapo. Wyszło prawie 600km. Plan był z początku prosty, lecz modyfikowany podczas dnia. Najpierw chciałem podjechać do kompleksu prawdziwie naukowych obserwatoriów, w tym z polskimi naukowcami. Niestety - pozamykane, szlabany, wizyty tylko po umówieniu się, w konkretne dni.

Potem, postanowiłem po drodze odwodzić park narodowy Llanos de Challes, w którym można zaobserwować jak kwitnie pustynia. Kilka dni temu padało, wiec była szansa. Pustynia, owszem, kwitła na fioletowo, ale nie na terenie parku. Pomyślałem: jest wiosna, to raczej normalnie, że kwitnie. Może trochę dziwiłem się jak wielu miejscowych zatrzymywało się i robiło zdjęcia. Dopiero wieczorem dowiedziałem się, że Atakama kwitnie raz na kilka lat.

Jak już dojechaniem do parku, w którym za dużo nie zobaczyłem no to czemu by nie dojechać do wybrzeża te ekstra 10km. Dojechałem do pierwszej miejscowości na mapie, a tam zaskoczenie - mają pełną infrastrukturę turystyczną:  restauracje, sklepy i miejsca do spania. Myślę "fajnie może po prostu pojadę sobie na północ i przenocuję w kolejnej miejscowości", bo jakby nie patrzeć było jeszcze wcześnie. Dojeżdżam, a tam pusto. Jedynie sklep spożywczy. Kolejna miejscowość też pusta: kilka bud i łodzi. Po drodze spotkałem TIR-a w rowie, wiec zatrzymałem się dopytać czy wszystko w porządku. Jak najbardziej było, ale chwilę sobie pogadaliśmy. Z ciekawostek to inżynier w miejscowych kopalniach zarabia +5000 USD.

Wyruszyłem dalej wzdłuż wybrzeża północ. Świetne warunki, wiatr w plecy, tylko słońce coś się już kładzie. Zobaczyłem drogowskaz na Copiapo. Droga szutrowa wyglądała dobrze. Myślę "30 km przejadę". Po 10km pojawił niejednoznaczny rozstaj dróg, a droga którą się poruszałem pokryta była bardzo nieprzyjemną tarką, której na początku nie było widać z powodu kąta padania światła. Jechanie na kompas o tej porze dnia i perspektywa zastania nocy na tym pustkowiu nie była zbyt zachęcająca. Zawróciłem więc i zacząłem gnać na północ. Dojechałem do kolejnego skrętu na Copiapo. Tym razem już asfaltem. Gdy dojechałem do autostrady nr 5  zrobiło się już ciemno. Do Copiapo przyjechałem o 21.

Copiapo – gromadzenie paliwa i innych zapasów

Dzień spędziłem na zwiedzaniu miasta pieszo oraz kompletowaniu rzeczy przed wyprawą do parku narodowego Nevado Tres Crudes. Jednym z ciekawszych eksponatów miejscowego muzeum była kapsuła, przy pomocy której, po 69 dniach pod ziemią wyciągnęli uwięzionych górników. Była to szeroko opisywana w mediach sprawa, kiedy to rząd chilijski wziął na siebie kwestie ich uratowania i patrząc po efektach wizerunkowych bardzo dobrze na tym wyszedł.

Przy planowanej wyprawie w góry istotną rzeczą był zapas paliwa. Sporo pokombinowałem by się sensownie spakować i wyważyć przed 2 dniowa wyprawą. Dostać kanister z paliwem nie było tak łatwo. Podczas pakowania doszedłem jak zwykle do wniosku, że zabrałem za dużo rzeczy. Dorzucić trzeba było 7 litrów płynów, 5 litrów paliwa, a do tego jedzenie na 3dni. Po kilku próbach zmieszczenia tego wszystkiego na motocyklu, kanadyjski kanister oparłem na nóżce pasażera przyczepionej wprost do ramy. Dodałem do tego 2 troki oraz gumę, dzięki czemu trzymał się naprawdę stabilnie. Z punktu widzenia wyważenia wysokości środka ciężkości wyszło to super. Wada tego rozwiązania ukazała się później, daleko w górach...

Nevado Tres Crudes - 4200 m n.p.m, Francuzi i pierwszy upadek

Wyruszyłem wcześnie rano robiąc uprzednio dobry wywiad dotyczący miejsca, w którym mogę najpóźniej zatankować. Najpierw poruszałem się typową miejscową drogą po pustyni, na której, jak na wielu jakimi się poruszałem, trwały prace budowlane. Czasami miałem wrażenie, że większość prac jakie wykonywali robotnicy robią pod kopalnie - pracowali nad drogami oraz liniami elektrycznymi. Większość ludzi jakich spotkałem w takich miejscach to budowlańcy lub inni specjaliści. Później zacząłem się powoli piąć do góry.

Powyżej 3tys m. n.p.m.. zacząłem odczuwać wysokość, a motocykl wyraźnie utracił część swojej mocy. Po pokonaniu przyjścia na wysokości 4200 m n.p.m. zjechałem do Laguny Santa Rosa, gdzie w miejscowym schronisku (pusty dom z 3 pokojami) spotkałem parę Francuzów, którzy wjechali tutaj najlepszym samochodem terenowym z wypożyczalni - Chevroletem Spark. Z faktu, że zbliżała się 17 postanowiłem, że nie będę się już nigdzie ruszać. Schronisko było puste, więc nie musiałem rozkładać namiotu. Około 18 przyjechał drugi samochód. W środku bez niespodzianki - para Francuzów, ale Ci z kolei swój pojazd zakupili. Postawili na Toyotę Rav 4, którą mieli zamiar podróżować pół roku przez Amerykę Południową. Oni również zostali na noc w schronisku.

Rano, przed wyruszeniem w drogę przelałem paliwo z kanistra do baku. Miałem zamiar zbliżyć się do Laguna Verde po czym wrócić drogą północną przez miejscowość La Ola. Jednak z powodu złych warunków, po 40 km porzuciłem zamiar jechania dalej. Droga zmieniała się miejscami w piaskownicę. Ponadto musiałem kilka razy pokonać leżący w poprzek drogi śnieg, a wszystkie te atrakcje spotkały mnie na wysokości 4 000 m n.p.m. O tym, że zawracając podjąłem dobrą decyzję przekonałem się bardzo szybko. Podczas wykręcania poczułem benzynę. Okazało się, że zgubiłem śrubę mocującą podnóżek, na którym trzymał się kanister. Skutek byli taki, że mocowanie już nie trzymało, kanister opadł i wydobywająca się z niego benzyna świadczyła o tym, że musiał dostać kamieniem. Przelałem resztę benzyny do baku i wyruszyłem w kierunku cywilizacji, do której miałem około 150km.

Świeżo po zawróceniu wystarczyła chwila nieuwagi by zaliczyć pierwszą glebę w tym sezonie. Całe szczęście skończyło się tylko na potłuczonym szkle lusterka. Momentami czułem się jak rok temu w Patagonii - mocno wiało, temperatura w okolicy zera stopni, a nadwyżkę mocy nowego motocykla zjadała wysokość. Ciekawe wrażenie sprawiały pierwsze salary. Jadąc przy nich przez dłuższy czas miałem wrażenie, że przede mną jest ogromne jezioro, które cały czas się oddalało. Momentami miałem wrażenie, ze drogą skręca wprost na jego środek.

Na koniec jednak okazywało się, że wody to w zasadzie tam nie ma. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów powrotu pokonaniem jadąc przez płaskowyż pośród gór. Wszystko fajnie, tylko kiedyś należało zgubić wysokość, a to jest zazwyczaj związane z ostrymi zjazdami, często po szutrze. Zjazd okazał się owszem gwałtowny, ale tragedii nie było, a całość odbywała się w pięknym kanionie. Wyczerpany, po pełnym dniu emocji i 260km dziennego przebiegu, poszedłem spać w pierwszej miejscowości, w której znalazłem nocleg.

Jeśli zainteresowały Cię moje przygody, zapraszam Cię na moją stronę na Facebooku.

Projekt wspierają: PRO-CONTROL, Mix-Graf, Tekstaza Copywriting.

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
EkwipunekNieczynne i juz
NAS Analytics TAG
sniegi w gorach nad SantiagoGotowy do drogi
Nurkowanie podczas przerwy w trasie czemu nieSzczesliwy wynurzony
Zachod nad ValparaisoPanorama Valparaiso
Port w ValparaisoPrzerwa na Panamericanie
Pierwszy zjazd z asfaltuNiezaleznosc na 2 kolach
Rzezba MoaiMurale sa wszedzie
Kwitnaca pustyniaPrzerwa w drodze
KaktusyDroga wzdluz wybrzeza
Problem Nie to tylko przerwa w podrozyWioska rybacka
Na rozstaju drogO tej porze nie powinno mnie juz tutaj byc
Moze i ciemno ale jest asfaltCentrum Copiapo
Slona pumaProby pakowania
Tu zaczyna sie przygodaJeszcze cieplo
Jeszcze plaskoZaczynaja sie podjazdy
3600m i rosnieLaguna Santa Rosa
Wypad nad jezioroTo nie jest bardzo przyjazne miejsce
Zimno plasko pustoTu chyba powinna byc sruba
Wysoka tyczka okreslajaca przbieg drogi zimaChwila nieuwagi
Czas zgubic wysokoscOdpoczynek po zjezdzie
Czegos chyba brakujePODMIOTY WSPIERAJaCE
Kapsula Fenix2PATRON MEDIALNY
 LOGO 1
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę