Takiego szaleństwa na trybunach nie widziałem w Polsce nigdzie poza meczami piłki nożnej

W sobotę 30 czerwca na podopolskim lotnisku w Kamieniu Śląskim odbyła się III Runda Mistrzostw Polski Wyścigów Równoległych im. Jana Wdowczyka. Dzień później, 1 lipca po raz pierwszy w Polsce odbyła się międzynarodowej rangi impreza King of Europe 2007.

Runda 1/4 mili

Organizacja

Dojazd do Kamienia nie należy do najtrudniejszych, jednak miałem się tam stawić o 8.00 w sobotę, dlatego też ten dzień zaczął się dla mnie wyjątkowo wcześnie. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że pas do wyścigów opanował traktor ciągający za sobą w te i z powrotem dziwnie wyglądającą bronę dymiącą radośnie z miejsca styku z asfaltem. Po bliższych oględzinach okazało się, że pas startowy podzielony jest na 4 tory. Dwa z nich zostały opanowane przez firmę profesjonalnie przygotowującą takie miejsca do drag-racingu. To co obserwowałem to właśne wstępny etap, trwający już drugą dobę. Przyczepa ciągnika przypominająca bronę opasaną pasami gumy jak bieżnik opon samochodowych ścierała wierzchnią warstwę asfaltu. Kolejnym etapem było natryskiwanie kleju zwiększającego przyczepność dragowych opon do asfaltu. To wyraźnie zwiększało przyczepność powierzchni.

Niestety te operacje były robione na torze przygotowywanym na King of Europe. W sobotę był on niedostępny dla zawodników. Szkoda, bo na tych pasach asfaltu motocykle mogły pokazać pełnię swoich możliwości. Na dotychczasowych pasach największym problemem były przecież kłopoty z trakcją. Tu mieliśmy szanse zobaczyć efektowne przejazdy zakończone bardzo dobrymi wynikami. Może za rok organizatorzy udostępnią tak przygotowany pas chociaż motocyklistom.

Pomimo tego, że wcześniejsze Rundy odbywały się bez zgrzytów tym razem odnosiło się wrażenie, że miejscami wybuchają zarzewia bałaganu, które organizatorzy starali się szybko opanowywać. Zdarzały się niedociągnięcia i obsuwy czasowe, ale myślę że nie miało to większego wpływu na całość imprezy. Wszelkie takie niedociągnięcia przestały być istotne gdy już rozpoczęły się regularne starty.

Poniżej przedstawiamy relację Saina, startującego w klasie moto:
"We wszystkich klasach motocyklowych stawiła się zadziwiająca ilość zawodników - aż 6, słownie: SZEŚCIU !!! W klasie Moto bylem tylko ja i po wysiłkach udało mi się zająć 1 miejsce. W klasie Moto Plus startował Rolek i kolega na GSX-R 1000 ze Ślaska, oczywiście nie miał on szans z zawodnikiem tak doświadczonym, jakim jest Roland W klasie Moto Maxi stawił się tłum, bo aż 3 zawodników - Szajba (przypis redakcji: Arek Pawlukowicz), Maciek "vmax" (przyp. red: Maciej Białobłocki) oraz Konrad (przyp. red.: Konrad Sobczyk). Wszyscy Ci zawodnicy śmigali Haykami. Z tego co pamiętam, ale mogę się mylić najlepszy czas wykręcił Konrad, potem Arek (Szajba), a trzeci był Maciek.

Po przejazdach klasowych przyszła pora na King of Moto. W tej klasie wystartowali wszyscy zawodnicy. Rolek i Konrad mieli pojedyncze przejazdy, dzięki czemu przeszli do kolejnych startów. Ja w K of M trafiłem na Arka i jego Szajabuse - udało mi się wygrać ten przejazd robiąc 2 czas po Rolku w K of M. Wcześniej wspomniany kolega ze Ślaska na GSX-R 1000. Musiał pogodzić się z przegrana z Mackiem "vmax".

Niestety w kolejnych przejazdach nie obyło się bez niespodzianek. Maćkowi uszkodził się tuż za metą przewód paliwowy i gdyby nie banka 5l z woda i 0.33l Power Aida to nie wiadomo, czy ten dzień nie skończylibyśmy ze zwęgloną Hayą. Ja poległem w walce z Konradem, a Roland zrobił falstart i został zdyskwalifikowany, przez co stracił bardzo cenne punkty w King of Moto. Zwycięzcą został Konrad, który w finale K of M po awarii motocykla Macka jechał sam i zrobił mega przejazd 24 sekundy. Zawody można by było uznać za udane, gdyby nie niska frekwencja motocykli."

Jakie są powody tak nierównej frekwencji motocykli na zawodach 1/4 mili? Na olsztyńskim pikniku motocykle ścigały się przez niemal cały dzień a w Kamieniu było tylko 6 maszyn! Co prawda to była czołówka osiągająca najlepsze czasy jednak organizatorzy spodziewali się większej reprezentacji.

Osobny akapit należy się publiczności, która się pojawiała na zawodach. Dawno nie widziałem tak żywiołowych reakcji, takiej zabawy w czasie przejazdów motocykli i samochodów. Trybuny niemal przez cały czas trwania wyścigów były pełne widzów obserwujących z zainteresowaniem przebieg poszczególnych biegów. Można pozazdrościć dopingu, szczególnie podczas niedzielnych rozgrywek King of Europe, gdy startowały ze sobą samochody na co dzień startujące w różnych klasach i gdy słabszy wyrywał. Takiego szaleństwa na trybunach nie widziałem w Polsce nigdzie poza meczami piłki nożnej. Oklaskami nagradzano też burnout'y.

W przerwach rozgrywek mogliśmy zobaczyć pokazy jazdy ekstremalnej w wykonaniu znanego ze ścigacz.pl Raptownego, który, pomimo kontuzji kości śródstopia, pokazał, że palenie gumy to nie tylko domena pojazdów czterokołowych. Po raz pierwszy w Polsce mieliśmy okazję zobaczyć przejazdy demonstracyjne Jet-cara, samochodu z napędem odrzutowym. Samochód wyposażony w silnik pochodzący z samolotu myśliwskiego o mocy, uwaga 6 000 KM!! rozpędza się na prostej do powyżej 500 km/h. Odcinek 402 metrów pokonuje w czasie mniejszym niż 7 sekund i na mecie osiąga prędkość 350km/h!!