Harley-Davidson obchodzi swoje urodziny co 5 lat, ale w 2023 r. okazja jest wyjątkowa, ponieważ to okrągła rocznica i pierwsza odkąd stery w marce przejął Jochen Zeitz. Choć złapałem się na myśli, że jest on już prezesem od wielu lat, to rządzi dopiero od 2020 roku. Jakie są moje przemyślenia po wizycie w Budapeszcie? Czego się dowiedziałem od przedstawicieli producenta oraz czwartego pokolenia Davidsonów? Dlaczego przekonałem się do marki Harley-Davidson i dlaczego mogą ją pokochać młodsi użytkownicy?

Z okazji 120. urodzin Harley-Davidson organizuje dwie imprezy. Pierwsza odbyła się w Budapeszcie, a druga to Homecoming, które przypada na lipiec w Milwaukee. Przy okazji europejskich obchodów mogłem zobaczyć i dowiedzieć się, kto jeździ motocyklami Harley-Davidson, za co kochają je użytkownicy i zebrałem kolejne kamyki do mojego koszyczka oznaczonego etykietą "Dojrzewam do Harleya".

Wszystko zapięte na ostatni guzik

Urodziny zorganizowano w Budapeszcie nie tylko ze względu na dobre połączenie z Włoch, Austrii, Niemiec, Czech, Słowacji i Polski, ale również dlatego, że panował tu odpowiedni klimat. Jak zdradził mi Michael Carney - General Marketing Manager na region EMEA, to właśnie w Budapeszcie udało się poskładać wszystkie elementy układanki. Niewielka odległość pomiędzy dużymi hotelami i stadionem, przychylność oraz chęci władz, zainteresowanie ze strony sponsorów, odpowiedni obiekt do zorganizowania imprezy - to wszystko sprawiło, że przez weekend przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Kiedy w piątek patrzyłem na numerowane opaski, to ludzie chodzili już z numerami od 30 000 wzwyż.

Impreza odbyła się na terenie Puskás Aréna. To stadion wybudowany w latach od 2017 do 2019 w miejscu innego stadionu im. Ferenca Puskása. Odbywają się tu nie tylko mecze piłkarskie, ale też różnego rodzaju imprezy. Oczywiście urodziny Harleya zorganizowano na terenach ściśle przylegających do stadionu. Znalazło się tu miejsce dla kilku scen muzycznych, dużej ekspozycji oferty marki Harley-Davidson, motocykli historycznych i maszyn biorących udział w konkursie customów, a także małych enklaw, w których wystawiały się salony z różnych krajów (w tym również z Polski, którą reprezentował Harley-Davidson Katowice), kluby zrzeszające miłośników marki Harley-Davidson i małe sklepy z odzieżą i akcesoriami. Nie zabrakło też oferty tunerów i producentów opon, a także widowiskowych pokazów oraz jazd testowych. W sobotę odbyła się parada, w której przez ulice Budapesztu przejechało ok. 7 tys. Harleyów, a trasa liczyła 20 km i obejmowała oba brzegi Dunaju.

Pokoleniowa zmiana warty

Kiedy przechadzałem się pomiędzy uczestnikami, to moją uwagę przykuła ciekawa rzecz, a mianowicie większość stanowili przedstawiciele pokolenia X oraz pokolenia baby boomers, a więc były to osoby urodzone pomiędzy 1946 i 1980 rokiem, przy czym przeważali raczej ci starsi. To bardzo kłóciło się z tym, że producent stara się przyciągnąć do siebie młodszą klientelę, a mowa tu o milenialsach. To głównie z myślą o nich, a więc także o mnie powstają motocykle, które są coraz bardziej nowoczesne, lepiej się prowadzą, są wyposażone w różne systemy pomocnicze i zaawansowane multimedia. Jednocześnie patrząc na zloty miłośników amerykańskiej motoryzacji i imprezy organizowane w salonach da się owych milenialsów zauważyć.

Tanio nie znaczy skutecznie

Co na ten temat mówią przedstawiciele marki? Wypowiedzi udzielił mi m.in. Michael Carney, który przyznał, że Harley stara się na różne sposoby wyciągnąć rękę do młodszych użytkowników. Jeden z takich ruchów wykonał Matthew Levatich "zlecając" stworzenie motocykli Street 500 i 750, które okazały się klapą i szybko odeszły w zapomnienie.

Osoby w podobnym mi wieku twierdzą natomiast, że chętnie sięgnęłyby po Irona 883 i bardzo żałują, że nie dostosowano go do nowych norm emisji spalin. Oczywiście Iron był droższy niż Street, ale różnica w cenie nie była znacząca. Inną sprawą jest to, że Harley-Davidson wcale nie musi produkować tanich motocykli - po prostu musi produkować motocykle nowoczesne i taką właśnie ścieżką stara się podążać.

Produkowanie motocykli tanich nie ma tutaj sensu, bo przecież Harley-Davidson chce być postrzegany jako marka premium. Wystarczy spojrzeć na Ducati, którego prezes po prostu oświadczył, że tanie maszyny na łatwy start psują wizerunek marki jako producenta z wyższej półki. Podobnie sprawa wygląda z motocyklami MV Agusta. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia - nawet jeśli ktoś kupi taniego Harleya czy Ducati, to ceny części i serwisu pozostaną na poziomie premium.

Młodzi chcą się uczyć

W sobotni poranek zorganizowano dla nas sesję pytań i odpowiedzi z Karen i Billem Davidson, którzy są czwartym pokoleniem rodziny Davidson. Karen jest dyrektorem kreatywnym i zajmuje się przede wszystkim odzieżą, a Bill dowodzi muzeum marki Harley-Davidson w Milwaukee. Bardzo się ucieszyłem, kiedy Michael Carney entuzjastycznie zareagował na moje pytanie dotyczące zmiany pokoleniowej wśród klientów amerykańskiego producenta. To naprawdę ciekawy przypadek, bo sami marketingowcy marki przyznają, że po prostu trzeba "wymienić" siwobrodych na młodych. Jak to wygląda w praktyce?

- Kiedy spojrzysz na historię marki Harley-Davidson i to, jak właściciele tych motocykli się starzeją oraz jak przyciąga młodych motocyklistów, to proces ten trwa od ponad 100 lat i jest naturalnym cyklem klientów. Mocnym składnikiem, jaki mamy, jest lojalność wobec naszej marki, która wynosi 98 proc. Oznacza to, że jak ktoś raz kupi Harleya, to zostaje z Harleyem, bo znalazł swój idealny motocykl - mówił Bill Davidson.

Harley cały czas pracuje nad udoskonalaniem i unowocześnianiem swoich produktów, czego wyrazem są m.in. silnik Revolution Max oraz modele Sportster S i Pan America. Ten pierwszy śmiało może stawać w szranki np. z Ducati Diavelem, a ten drugi nie ma żadnych kompleksów np. przed Triumphem Tigerem. Do tego miksu dochodzi nowa organizacja programu przywilejów i korzyści dla właścicieli Harleya, która dopiero zostanie ogłoszona. Z duchem czasu idą również ubrania motocyklowe i codzienne - mowa tu zarówno o wzornictwie, jak i materiałach.

- Podzielę się prawdziwym fenomenem, który zaobserwowałem w muzeum Harley-Davidson. Od połowy maja do połowy września organizujemy motocyklowe wieczory, na które przyjeżdża ponad 1,3 tys. motocykli. To ogromny przekrój miłośników jednośladów oraz marek i modeli. Przyjeżdżają młodzi, starzy, kobiety, rodziny, ale jedna rzecz, którą spostrzegliśmy i obserwujemy to, jak młodzi motocykliści lgną do starszych. Chcą się uczyć, szukają inspiracji i chcą wiedzieć o rzeczach, których doświadczyli. Starsi motocykliści są podekscytowani, mogąc rozmawiać z młodymi, bo czują, że wprowadzą ich ukochaną markę w przyszłość - dodał Bill Davidson.

Oczyszczająca podróż

Impreza urodzinowa Harleya dla mnie osobiście była fantastycznym doświadczeniem i jak już wspomniałem na wstępie - dołożyła kamyczek do mojego koszyka z etykietą "Dojrzewam do Harleya", choć jednocześnie nadal łapię się na tym, że kiedy wsiadam na moje Moto Guzzi, to odczuwam relaks i spokój. Choć na Harleyach również łatwo osiągnąć ten stan, to jednak cały czas włoskie klimaty są we mnie mocno zakorzenione.

Kiedy w środę wyruszaliśmy motocyklami z salonu w Bratysławie, to nie przypuszczałem, że będzie mną miotać taka ekscytacja. Prowadzili nas członkowie H.O.G. ze Słowacji i Węgier, którzy udrażniali przejazd łącznie z tym, że zablokowali drogę ekspresową, by nasza kolumna mogła włączyć się do ruchu. Co ciekawe, kierowcy samochodów byli dość wyrozumiali. Przechodnie machali nam, uśmiechali się, wyciągali telefony, żeby złapać ten moment, kiedy przez ulicę ich miasteczka przetacza się ponad 20 ociekających chromem maszyn.

Gdy tak jechaliśmy w szyku, to moje podekscytowanie sięgnęło zenitu, a uśmiech schodził z mojej twarzy tylko, kiedy stawaliśmy na przystankach, by uzupełnić płyny. Choć nie uważam się za stadne zwierzę i najlepiej się czuję, kiedy samotnie jeżdżę na motocyklu czy rowerze, bo nie muszę się liczyć z innymi planami i pęcherzami, to te dwa dni jazdy były naprawdę magiczne. Kiedy zawitaliśmy do siedziby węgierskiego oddziału klubu Four Rivers Harley Owners Group, to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, jak te osoby dbają o miejsce wspólnych spotkań i jak są zorganizowane.

Moja potrzeba niezależności chyba nie pozwoliłaby mi dołączyć w szeregi tego typu organizacji, ale jednocześnie jestem skłonny to docenić i zrozumieć. Najlepsze oczywiście jest to, że przecież każdy może jeździć swoim Harleyem, jak chce. Nie trzeba od razu wstępować do klubu i zbierać naszywek, choć niewątpliwie warto to zrobić, by móc w pełni odkryć moc marki Harley-Davidson. To prawdziwa religia, która jest mocno oparta o pielgrzymowanie i dzielenie się z innymi miłością do jednośladów z Milwaukee. Dlatego właśnie w Budapeszcie pojawiło się tyle maszyn, że kiedy czoło parady wracało na stadion, to ostatni uczestnicy dopiero ruszali.

Jak mówił Bill Davidson, inni producenci często zgłaszają się do Harleya, by ten podzielił się swoim przepisem na zaangażowanie społeczności. Kalkowanie może jednak nie wystarczyć, podobnie jak nie wystarczyło, że Japończycy zaczęli produkować cruisery z silnikami V-twin. Okres 5, 10 czy nawet 20 lat to niewiele, żeby stworzyć religię o mocnych fundamentach, a taką właśnie jest marka Harley-Davidson.