Wy¶cigi dawno nie by³y tak emocjonuj±ce!
Ostatni sezon, a w szczególności ostatnie europejskie rundy MotoGP są oczywistą ilustracją faktu, że motocyklowe wyścigi Grand Prix dawno nie były (a może nigdy nie były) tak pasjonujące jak obecnie.
Przed weekendem Michał Mikulski rozważał jak po rundzie na Silverstone prezentowały się będą szanse Jorge Lorenzo na zachowanie tytułu mistrzowskiego. W gruncie rzeczy te same dywagacje dotyczyły szans na zdobycie dziesiątego tytułu przez Rossiego. Ale wiecie co? Olać to. Bo niezależnie od tego kto w tym roku zostanie mistrzem świata, będzie to jeden z najlepszych sezonów wyścigowych w historii GP.
Wróćmy na chwilę do tego, co działo się w Wielkiej Brytanii. Zażarte ściganie się od początku wyścigu aż do linii mety. Zwroty akcji, nieoczekiwani zwycięzcy. W klasie MotoGP która przez lata była areną przechodzącej z rąk do rąk dominacji jednego z producentów (w ostatnich kilku latach albo Honda, albo Yamaha) teraz mamy cztery fabryki, które wygrały w tym sezonie wyścig. Do tego w ostatnich siedmiu wyścigach mieliśmy siedmiu różnych zwycięzców. Dwukrotnie wygrali zawodnicy zespołów satelickich - Jack Miller w Assen i Cal Crutchlow w Brnie. Wygrywają wszyscy - i młodzi zawodnicy tacy jak Miller i Vinales oraz doświadczeni i zaprawieni w bojach starzy wyjadacze jak Rossi. Nie ma mowy o powtórce sezonu 2014, gdy Marquez wygrał pierwszych 10 wyścigów z rzędu (!) i 13 w całym sezonie. W stawce jest przynajmniej 6-7 zawodników, którzy w każdym wyścigu mogą walczyć o zwycięstwo.
Gdyby nie te koszty…
Większość z Was zapewne pamięta burzę związaną przepychaniem przez Dornę (organizatora MotoGP) nowych regulaminów technicznych. Ich celem było przede wszystkim obniżenie kosztów rywalizacji, która stawała się zbyt droga nawet dla fabryk, szczególnie w dobie światowej recesji po roku 2008. Kawasaki i Suzuki nie bez powodu wycofały się z Grand Prix. Chodziło także o wyrównanie szans pomiędzy zespołami. Nie podobało się to niektórym ekipom, szczególnie tym najbogatszym. Głośne były swego czasu spory pomiędzy Shūhei Nakamoto, szefem HRC i Carmelo Ezpeletą, szefem Dorny. Ten pierwszy groził nawet wycofaniem Hondy jeśli przeforsowane zostaną regulaminy, które nie podobały się japońskiemu producentowi. Chodziło o to, że na mocy nowych regulacji bogata HRC nie będzie w stanie wykorzystać w pełni swojego gigantycznego potencjału i przełożyć go na techniczną przewagę nad rywalami. Mniejsze ekipy rzecz jasna przychylały się do zmian i ostatecznie zostały one przeforsowane, choć wprowadzono je stopniowo, wykorzystując między innymi instytucję "klasy open".
Tak naprawdę chodziło również o coś więcej. O status wyścigów klasy Grand Prix. Dla wielu powinny być one polem doświadczalnym do poszukiwania i testowania nowych rozwiązań, okazją do sięgania po najnowsze technologie, miejscem narodzin nowych koncepcji. Zwolennicy tej opcji zarzucali zwolennikom nowych regulacji to, że kierują się interesami sponsorów, mediów i chęcią zysku, a nie pasją do sportu. W odpowiedzi słyszeli, że najbardziej nawet prestiżowe dyscypliny sportów nie mogą istnieć w oderwaniu od rynkowej rzeczywistości… Obie strony miały na swój sposób rację.
Więcej na temat tego jak wygląda regulamin techniczny na ten sezon możecie przeczytać TUTAJ.
Gdyby nie ta elektronika…
Zmiany regulaminowe objęły wiele obszarów, ale jeden z nich jest szczególnie wrażliwy na działania regulaminowe. To oczywiście elektronika. Standardowa jednostka ECU pracuje teraz we wszystkich motocyklach GP. Przy osiąganych obecnie mocach silników nie ma mowy o panowaniu nad motocyklem sportowym bez prawidłowo działającej elektroniki. Oznacza to, że zunifikowana elektronika przekłada się także na "zunifikowany" styl jazdy wielu zawodników. Mówił o tym sam Casey Stoner, który w wypowiedzi dla Australian Motor Cycle News opisał niedawno obecny stan ingerencji elektroniki w styl jazdy zawodników MotoGP i jej wpływ na rywalizację.
Z powodu elektroniki czasy kwalifikacji są tak zbliżone do siebie. Myślisz sobie: "Wow, wszyscy są teraz tacy szybcy". Ale w kwalifikacjach jedyne co muszę zrobić zawodnicy to późno hamować, skręcić, odkręcić na maksa i to wszystko - elektronika zrobi resztę - komentował Stoner.
To pierwszy sezon w którym wszyscy zawodnicy korzystają ze standardowego ECU dostarczonego przez Magneti Marelli. Docelowo takie rozwiązanie miało ograniczyć koszty i urozmaicić rywalizację. Ostatecznie w czołówce niespecjalnie dużo się zmieniło.
W trakcie wyścigu, kiedy nie możesz hamować tak późno i nie zawsze wszystko wychodzi perfekcyjnie, różnice się powiększają. Elektronika pomaga głównie tym zawodnikom, którzy nie potrafią kontrolować tylnego koła. W 2006 i 2007 jeśli miałeś więcej finezji byłeś w stanie wcześniej podnieść motocykl i praktycznie wyprzedzić rywala w połowie następnej prostej. Albo, jeśli zawodnik cokolwiek pomieszał na wyjściu, to w następnym zakręcie byłeś przed nim - dodaje Australijczyk.
Stoner sugeruje także, że ujednolicona elektronika ujednolica także style jazdy:
Kiedyś różni zawodnicy mieli bardzo różnie ustawione motocykle. Taki Dani Pedrosa lubił mieć zestrojony sprzęt na środek zakrętu i wyjście. Nie był dobry na wejściu, ale "niósł" tak dużo prędkości, że w połowie prostej był już koło ciebie. […] Teraz nikt nie nadrabia na wyjściu. Słychać, jak wszyscy otwierają przepustnicę w jednym miejscu i w sumie wyprzedzanie zależy od tego, kto jest w stanie więcej zaryzykować na hamowaniu.
Gdyby nie to widowisko…
Pytanie tylko, zarzuty Stonera mają rzeczywiście rację bytu w oczach kibiców? Mniej wyrafinowane technicznie (jeśli w ogóle można tak powiedzieć o maszynach Grand Prix) motocykle, nowe ogumienie Michelina i wspomniana zunifikowana elektrownia oznacza dla widzów o wiele ciekawsze wyścigi. Okazuje się bowiem, że w przepychankach pomiędzy Shūhei Nakamoto i Carmelo Ezpeletą ostatecznie… obydwaj panowie mieli rację. Ten pierwszy obawiał się, że nowe regulaminy ograniczą dominację Hondy w Grand Prix i właśnie do tego doszło. Ten drugi chciał uczynić MotoGP ciekawszymi i bardziej interesującymi dla widzów i sponsorów. Dokładnie to się stało.
Możemy dzielić włos na czworo i zastanawiać się, czy MotoGP powinno być platformą do rozwijania nowych technologii, czy też najgrubszego kalibru rozrywką dla fanów sportów motorowych. Przyglądając się jednak nudnej jak flaki z olejem Formule 1 nie sposób zaprzeczyć prostym faktom. A są one takie, że jesteśmy świadkami złotej ery motocyklowego Grand Prix i pozostaje mieć nadzieję, że era ta będzie trwała jak najdłużej!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze