WSBK: runda w Argentynie i starcie zawodników z organizatorami
Tym razem kierowcy startujący w serii World Superbike walczyli nie tylko między sobą na torze, ale też weszli w otwarty konflikt z zarządem toru i firmą Dorna, posiadaczem praw medialnych do zawodów. Przyczyną sporu i bojkotu pierwszego wyścigu była niedostatecznie przygotowana nawierzchnia toru, która nie zapewniała zawodnikom odpowiedniej przyczepności.
Zacznijmy od wyników argentyńskiej rundy WSBK. W pierwszym, sobotnim wyścigu triumfował Alvaro Bautista, przed Jonathanem Rea i Toprakiem Razgatlioglu. Dla Bautisty była to 16 wygrana w tym sezonie, którą ustanowił nietypowy rekord. Hiszpan ma na koncie najwięcej zwycięstw jako zawodnik, który nie zdobył tytułu mistrzowskiego. To pokazuje, jak szalony sezon mamy za sobą i jak zacięta była walka na szczycie tabeli.
W niedzielnych wyścigach wszystko wróciło do "ustawień fabrycznych": obydwa wygrał Jonathan Rea. W Superpole tuż za nim uplasowali się Bautista i Razgatlioglu, a w głównym wyścigu Chaz Davies i ponownie Razgatlioglu. Turecki zawodnik prywatnego teamu Pucetti Racing bez kompleksów jeździ z czołówką, a jego przejście do fabrycznego zespołu Pata Yamaha w przyszłym sezonie zwiastuje spore emocje.
Tuż przed sobotnią rywalizacją miała miejsce nieprzyjemna sytuacja z udziałem grupy zawodników, zarządu toru i organizatora całego cyklu WSBK, firmy Dorna. Nawierzchnia toru San Juan Vilicum pokryta jest świeżo położonym asfaltem, a runda WSBK była pierwszymi rozgrywanymi na niej zawodami. Pierwszym problemem okazał się wszechobecny kurz, osiadający na nawierzchni. Drugi, znacznie poważniejszy, to olej smołowy przesiąkający przez świeży asfalt, zwłaszcza przy wyższych temperaturach powietrza.
Zawodnicy uważają, że to właśnie śliski olej doprowadził do poważnych wypadków Leona Haslama i Lorisa Baza na treningach. Grupa kierowców poprosiła o przeniesienie sobotniego wyścigu na niedzielę rano, kiedy będzie chłodniej. Organizatorzy i Dorna nie chcieli o tym słyszeć. Ostatecznie w sobotę wyścig zbojkotowało sześciu zawodników: Chaz Davies, Sandro Cortese, Marco Melandri, Leon Camier, Ryuichi Kiyonari oraz Eugene Laverty. Pozostali, pod naciskiem swoich ekip oraz organizatorów, wzięli udział w ryzykownej rywalizacji, chociaż wszyscy zgadzali się co do tego, że tor San Juan nie jest bezpieczny.
Protestujący kierowcy nie szczędzili gorzkich słów pod adresem swoich kolegów. Najostrzej wypowiedział się Eugene Laverty, który stwierdził, że Jonathan Rea "nie ma kręgosłupa". Sytuacja z Argentyny na pewno wpłynie na przyszłe relacje pomiędzy zawodnikami. Szkoda, że organizatorzy nie wzięli pod uwagę głosu tych, na których zarabiają. Kwestie bezpieczeństwa w 2019 roku powinny być poza wszelką dyskusją.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze