W Niemczech elektryki znowu w dó³. Trudne czasy dla bran¿y pojazdów na pr±d
Co prawda samochody nie są w centrum naszego zainteresowania, ale pewne trendy na rynkach europejskich i światowych przekładają się również na to, co może wydarzyć się w uniwersum dwóch kół.
Najnowsze wieści od naszych najbliższych, zachodnich sąsiadów, znowu nie są dobre dla branży pojazdów elektrycznych. Niemiecki Federalny Urząd Transportu Samochodowego opublikował dane, z których wynika, że Niemcy zakupili o 11 tys. więcej samochodów niż przed rokiem (łącznie 217 388 sztuk). Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że wypracowany wzrost należy do pojazdów spalinowych. Jednocześnie spada zainteresowanie autami zasilanymi prądem. Mówimy o naprawdę dużych zmianach.
W zeszłym miesiącu zarejestrowano w Niemczech 27 500 elektrycznych samochodów, co oznacza spadek o 15 procent względem 2023 roku. Niemieccy klienci zdecydowali się jednocześnie na zakup 119 tys. samochodów z silnikami spalinowymi, w tym 77,1 tys. benzynowymi i 42,1 tys. z silnikami wysokoprężnymi. To o tyle ciekawe, że wielu specjalistów branży, w tym również w Niemczech, obwieszczało absolutny koniec Diesla. Tymczasem wzrost dla tej kategorii pojazdów wyniósł blisko 10 proc.
Aktualnie na pierwszym miejscu wśród nowych pojazdów kupowanych w Niemczech znajdują się samochody z silnikami benzynowymi (35,5 proc.), następnie hybrydy (25,2 proc.), auta z silnikami wysokoprężnymi (19,4 proc.) i dopiero pełne elektryki (12,6 proc.).
Warto przypomnieć, dlaczego nasi zachodni sąsiedzi stracili zapał do dalszych zakupów aut ładowanych prądem z gniazdka. Chodzi o wspomniane dopłaty, a raczej ich brak. Rząd w Berlinie wprowadził dofinansowanie samochodów elektrycznych w 2016 roku i do końca ubiegłego roku dopłacił do ponad 2,1 mln pojazdów. Ale pod koniec 2023 roku Berlin niespodziewanie ogłosił, że kończy program wsparcia dla elektryków.
Jak wysokie było dofinansowanie? Od 1 stycznia 2023 r. wynosiło 4,5 tys. euro do ceny katalogowej netto modelu podstawowego (do 40 tys. euro), oraz 3 tys. euro w przypadku aut o cenie katalogowej netto od 40 do 65 tys. euro, a producenci dokładali do tej kwoty odpowiednio 2,2 tys. i 1,5 tys. euro. Dopłaty były znaczne, a ich brak mocno ujawnił, że zainteresowanie elektrykami było raczej natury ekonomicznej.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze