Transgothica Maraton - etap III
Wtorkowy etap podzielony był na trzy odcinki specjalne, na których znalazło się niemal wszystko: przeprawy błotne, kopalnie piachu, wąskie, leśne dróżki, mokradła, a nawet skały
250-kilometrowa podróż bywa męcząca nawet, gdy podróżujemy po asfalcie, z włączoną klimatyzacją i przy dźwiękach muzyki. Taki sam dystans pokonany w terenie, po wybojach, przy ogłuszającym hałasie silnika, rozgrzanej chłodnicy, chrzęszczącym w zębach kurzem potrafi dać w kość nawet największemu twardzielowi. Nie wspominając już o sytuacji, gdy auto zaczyna się psuć, zapada zmrok, a do mety wciąż daleko. Kierowcy walczący w rajdzie Transgothica Maraton we wtorek zmierzyli się z etapem, który został w ich żargonie ochrzczony Hannibalem. Niektórzy w bazie pojawili się o północy, po 16-godzinnej, heroicznej walce z przeciwnościami losu.
Wtorkowy etap podzielony był na trzy odcinki specjalne, na których znalazło się niemal wszystko: przeprawy błotne, kopalnie piachu, wąskie, leśne dróżki, mokradła, a nawet skały. Dla kierowców z klasy Trophy takie warunki to niemal codzienność, jednak ich kumulacja na aż tak długim dystansie była dawką zabójczą. „Chce mi się płakać, gdy na trasie widzę wstążki oznaczające kolejną przeprawę” - mówi Jacek Bujański, który na quadzie trzykrotnie wygrywał słynny ekstrem Croatia Trophy. „Wiem wtedy, że będę musiał zsiąść z mojej Yamahy i znów rozciągać linę wyciągarki”.
Niełatwo mieli również kierowcy z klasy Cross-Country, których trasa teoretycznie omija ciężkie przeszkody. Leśne drogi, poprzecinane korzeniami, pełne dziur i wybojów nie pozwalały im jednak rozpędzić samochodów. Nie posiadając wyciągarek, musieli czasem mocno pokombinować, by móc jechać dalej. Niewielu z nich ukończyło Hannibala bez szwanku. W Mitsubishi Konrada Sobeckiego z Tamex Rally Team posłuszeństwa odmówiło sprzęgło, a następnie bieg wsteczny, odwrotu więc już nie było. Z kolei w Pajero Jarosława Kazberuka z Dynamic Rally Team na wysokich obrotach „gubił się” prąd. Wojciech Polowiec miał problemy ze skrzynią biegów, która nieoczekiwanie przy dużej prędkości potrafiła zrzucić bieg na „jedynkę”. W klasie Trophy największym pechowcem był Rafał Płuciennik, który nie wyhamował przed poprzecznym rowem i oddał wspaniały skok, lądując na przednim kole. Efekty można sobie wyobrazić. Ambitny kierowca z RMF Caroline Team naprawił już jednak auto i będzie kontynuował jazdę.
Transgothica Maraton obfituje w niesamowite sytuacje i piękne momenty. Ozdobą rajdu jest pojedynek na czele klasy Trophy, który toczą ze sobą Robert Kufel i Marek Schwarz. Żaden nie odpuszcza, obaj z pomocą swoich pilotów walczą do upadłego. Największe oklaski należą się jednak kobietom, które walczą bez żadnej taryfy ulgowej z facetami. W grupie Cross-country Anna Mańczak i Małgorzata Żebrowska, dla których jest to pierwszy rajd w karierze, coraz śmielej poczynają sobie na trasie, która na pewno nie została ułożona z myślą o debiutantach. W klasie Trophy Magda Gadaj, wspierana przez swego ojca, daje pokaz wytrwałości i ambicji. Choć do ostatniego oesu wystartowała już przy zapadającym zmroku, szczęśliwie dotarła do mety tuż przed północą, kiedy zamykano etap. Myślicie, że wyglądała na zniechęconą? Na jej umorusanej twarzy widniał uśmiech od ucha do ucha!
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze