Taddy Błażusiak - Mistrz nad Mistrzami
Z Tadkiem mieliśmy okazję rozmawiać wielokrotnie. Jego wypowiedzi bardzo często mają charakter ponadczasowy i pomimo upływu czasu są wciąż aktualne. Począwszy od genezy sukcesu Tadka, czynników składających się na kompletność zawodnika gotowego do zdobywania najwyższych laurów, aż po materiał z treningu z mistrzem.
Tym razem dorwaliśmy Tadka tuż po powrocie z ostatniej rundy Mistrzostw Świata Halowego Enduro, skąd nasz rodak wrócił ze złamanym żebrem. Tydzień wcześniej Błażusiak ostatecznie przypieczętował swój triumf w tegorocznych rozgrywkach AMA Endurocrossu.
Ścigacz.pl: Dwa tygodnie temu po raz kolejny z rzędu sięgnąłeś po tytuł Mistrza Świata AMA Endurocrossu. Ku naszej radości doczekaliśmy się powtórki z rozrywki!! Jak w tym roku smakował sukces?
Taddy: Sukces jak zawsze smakował niesamowicie! Największą nagrodą dla każdego profesjonalnego sportowca jest zgarnięcie tego najważniejszego tytułu. Żeby go zdobyć zawodnicy bardzo ciężko pracują nie tylko w trakcie danego sezonu, ale przez wszystkie lata swojej kariery. Dla mnie również był to cel nr 1. W tym roku sezon w AMA Endurocrossach poszedł mi świetnie, zgodnie z założonym planem. Wygrałem pięć z sześciu rund. Tylko na jednej z nich byłem piąty (od red: od pierwszego okrążenia problem z hamulcem). Był to świetny i czysty sezon, bez wywrotek, bez kontuzji. Dosłownie wszystko zagrało tak, jak miało zagrać. Na ostatniej rundzie wystarczyło, żebym zakwalifikował się do finału i tytuł Mistrza miałem w kieszeni. Tak też się stało. W ostatnim wyścigu jechałem już z nr 1 na moim motocyklu. Idealny sezon.
Ścigacz.pl: Niespełna tydzień po zawodach w USA wystartowałeś w Mistrzostwach Świata w Halowym Enduro we włoskiej Genui. Niestety tym razem nie obeszło się bez gleb i kontuzji. Co tam się właściwie stało?
Taddy: Same zawody były niesamowite. Tor był rewelacyjne przygotowany, duży, z długimi prostymi z przeszkodami. Od pierwszych treningów jechało mi się bardzo dobrze. Na motocyklu czułem się świetnie. Jednym z trudniejszych elementów na torze w Genui okazał się potrójny skok, którego nikt poza mną nie skakał. To dawało mi przewagę. Wygrywałem kolejne kwalifikacje. Nadszedł czas pierwszego wyścigu. Tuż po starcie uplasowałem się na drugim miejscu, tuż za Ljunggrenem. Na jednym z pojedynczych przejazdów zakończonych drewnianą belką uciekło mi koło i nie utrzymałem motocykla. Jak można się łatwo domyślić zakończyło się to wywrotką. Taka głupia, mała gleba. Kiedy podniosłem motocykl byłem na czwartej pozycji i zacząłem gonić resztę stawki. Wkrótce dojechałam do drugiego czy trzeciego miejsca, a przede mną pojawił się ów potrójny skok. Idealna okazja do odzyskania utraconych pozycji. Niestety tym razem podczas najazdu na ten skok postawiło mnie lekko bokiem. Uznałem jednak, że da radę jeszcze skoczyć i odkręciłem gaz. Na samym najeździe po raz kolejny tylne koło uślizgnęło się, skoczyłem lekko bokiem i nie doleciałem do lądowania. Strzeliłem w garb, od niego mnie odbiło i uderzyłem prosto w ścianę kolejnego skoku. Trafiłem barkiem, głową, a w zasadzie to wszystkim. Trochę mnie sponiewierało i dalej było mi naprawdę ciężko jechać. Kiedy podniosłem się, byłem szósty. Dojechałem jednak do mety wyścigu jako dziewiąty pozycji na moim pokrzywionym motocyklu. Byłem szczęśliwy, że udało mi się go ukończyć bo myślałem, że w ogóle dojadę.
Ścigacz.pl: Mówi się, że ten nieudany skok skończył się dla Ciebie utratą przytomności i połamanym żebrem?
Taddy: W trakcie tego upadku połamałem żebro i popsułem nieco swój bark. Prawdę mówiąc to nie wiem czy straciłem przytomność, czy też nie. Mi się wydawało że od razu wstałem i pojechałem, jednak jak się okazało zbierałem się około pięciu sekund. To co pamiętam to to, że ląduję na garbie, a później to jak podnoszę motocykl. Co było w międzyczasie jest już nieistotne.
Ścigacz.pl: Jak powiedziałeś w ostatniej rozmowie „Zawsze, kiedy jadę na zawody to jadę po to, aby je wygrać. Gdyby tak nie było to nie ścigałbym się zawodowo.” Nad czym się koncentrujesz przed zawodami i wokół czego skupiają się Twoje myśli? Czy przed startem analizujesz grupę rywali, teren, itp?
Taddy: Na pewno jadę na zawody po to, aby je wygrać. Oczywiście to nie jest jedyne moje założenie i jeżeli finalnie nie staję na najwyższym miejscu na podium to nie popadam w depresję. Koncentruję się przede wszystkim na tym, żeby dać z siebie wszystko. Na tym, żeby dokładnie znać tor, każdy zakręt, każdy kamień. Przed zawodami po trasie chodzę milion razy. Jeżeli na przykład przejechanie jednego okrążenia toru na motocyklu zajmuje mi minutę, o tyle chodząc po nim na pieszo zazwyczaj spędzam około dwóch godzin. To daje pewność siebie podczas zawodów. Przed samym startem koncentruję się już wyłącznie na samej bramce. Skupiam się na chwili, kiedy ona opadnie, żeby być pierwszym w pierwszym zakręcie.
Ścigacz.pl: Przyzwyczaiłeś ludzi do tego, że wygrywasz. Nie odczuwasz związanej z tym presji?
Taddy: Na pewno ta presja jest. Na każdych zawodach, na które przyjeżdżam słyszę pytanie „Czy znowu wygram?”. Kibice dają mi do zrozumienia, że przychodzą właśnie po to, żeby zobaczyć jak wygrywam. Ja jednak potrafię na to spojrzeć z boku. Zawsze koncentruję się na torze, na tym, żeby dobrze wystartować, dobrze pojechać, nie pomylić się. Jak już zaczynają się zawody potrafię się po prostu od tego wszystkiego odciąć.
Ścigacz.pl: Jak wygląda życie fabrycznego kierowcy. W czym jest trudniejsze, a w jaki sposób ułatwia życie zawodnikowi?
Taddy: Może zacznę od tych przyjemnych rzeczy (uśmiech). Bycie kierowcą fabrycznym jest z pewnością marzeniem każdego zawodnika. To jest najlepsze miejsce, gdzie zawodnik może się znaleźć. Największym udogodnieniem wynikającym z podpisania kontraktu z fabryką jest to, że nic poza ściganiem mnie nie interesuje. Motocykl jest fabryczny, mogę mieć w tym motocyklu wszystko, czego chcę. Jeżeli coś mi w nim nie pasuje to fabryka zrobi tak, żeby mi pasowało. Dostosowanie motocykla pod zawodnika jest tutaj wręcz niesamowite. Sprzęt jest dokładnie taki, jaki zawodnik chce, żeby był i to z pewnością robi sporą różnicę. Oczywiście ta różnica jest odczuwalna dopiero na pewnym poziomie. Żeby wiedzieć czego się chce, to trzeba mieć o tym pojęcie. Dużym ułatwieniem jest także organizacja podróży oraz wsparcie już na samych zawodach. Na miejsce przyjeżdżam zazwyczaj z jedną torbą normalnych ciuchów, a cała reszta czeka na mnie już na miejscu. Dzień wcześniej sprawdzam tylko maila i patrzę skąd, dokąd i o której odlatuje mój samolot. Mogę w pełni skoncentrować się na jeździe i na wykonywaniu swojej pracy. Nie muszę myśleć o tym gdzie jest mój motocykl, gdzie jest mój mechanik, gdzie są moje rzeczy. Po prostu wiem, że jak przylecę wszystko będzie już gotowe. Jeżeli zaś chodzi o drugą stronę medalu to zadaniem każdego zawodnika fabrycznego jest wykonanie określonej pracy dla fabryki. Wiadomo, że teamy fabryczne interesuje jedno - zwycięstwo. Jeżeli nie wygrywasz, to znaczy że niewystarczająco dobrze wykonujesz swoją pracę. Jest to pewne obciążenie i pewna presja dla sportowca, ale coś za coś.
Ścigacz.pl: Jak często słyszysz last call na lotnisku (śmiech:))?
Taddy: Haha... Dosyć często. Zawsze jestem ostatni do wejścia do samolotu. W zasadzie najczęściej robię to celowo. Podróżuję sam, a wchodząc jako ostatni zawsze mogę wybrać sobie miejsce. Jeżeli w samolocie jest mało pasażerów to wybieram takie, gdzie mogę siedzieć sam. Jeżeli jednak ludzi jest na tyle dużo, że trzeba usiąść obok kogoś to wybieram miejsce, gdzie siedzi jakaś fajna dziewczyna. Przynajmniej mnie nie gniecie jakiś wielki facet. W sumie to jak słyszę last call to tak, jakbym słyszał swoje nazwisko.
Ścigacz.pl: Tak z innej beczki. Najgłupsze pytanie jakie kiedykolwiek usłyszałeś od dziennikarza?
Taddy: „Proszę się przedstawić i powiedzieć co to jest Enduro”. To było pytanie od polskiego dziennikarza. W takim momentach nie dopuszczam już do dalszej rozmowy.
Ścigacz.pl: Co teraz będzie porabiał Tadek?
Taddy: Hmm aktualnie wróciłem do Polski i siedzę w swoim mieszkaniu w Krakowie. Po ostatniej rundzie Mistrzostw Świata w Halowym Enduro nie wracałem do Hiszpanii. Jestem trochę poobijany. Zanim z powrotem wsiądę na motocykl muszę się jeszcze zregenerować. Mam także czas, aby pozałatwiać kilka spraw, na które wcześniej po prostu nie miałem czasu. Do kolejnych zawodów jest jeszcze półtora miesiąca. Do tego czasu trzeba się wykurować i trochę odpocząć. W tym tygodniu będę jeszcze w Polsce. Później czekają mnie krótkie wakacje i po tygodniowym urlopie wrócę do treningów na siłowni. W połowie czy też pod koniec grudnia mam zamiar wrócić już do treningów na motocyklu. Wiele się nie zmieniło. Dalej do roboty!
Ścigacz.pl: Czy Tadeusz B. myśli czasami o przyszłości? Co będzie robił gdy przestanie ścigać się w Mistrzostwach Świata?
Taddy: Na pewno. Każdy zawodnik chyba o tym myśli. Ja mam w planie ścigać się w MŚ wiele lat. Później chciałbym kontynuować swoją przygodę ze sportem również w innych dziedzinach. Najchętniej skończyłbym na czterech kółkach... Na to mam jeszcze dużo czasu.
Obejrzyj film z pierwszego finałowego przejazdu Tadka i wypadek, o którym opowiadał
Komentarze 13
Pokaż wszystkie komentarzeczytając Wasze wypowiedzi zastanawiam się nad tym, dlaczego po prostu nie możemy docenić tego co robi Taddy... tylko zawsze musimy szukać jakiegoś ale???
Odpowiedznie robiłby kolega potrójnych skoków jak inni i byłaby 1-2 pozycja. Ale przynajmniej nikt Cię nie może nazwać pipą :)
OdpowiedzTaddy też nie skumał, tak samo jak redakcja. Pytanie "proszę się przedstawić i powiedzieć czym się Pan zajmuje" to standardowa procedura w państwowych mediach, np. ułatwia archiwizowanie materiałów...
OdpowiedzTo nie było celem zarchiwizowania wypowiedzi. Jeżeli jakikolwiek dziennikarz czy telewizyjny, radiowy czy prasowy chce sobie nagrać wstęp to mówi: "Prośba Tadku abyś na początku się przedstawił abyśmy mieli...." Tutaj jednak chodziło o sytuację, w której ktoś przychodzi z nim zrobić wywiad a nie ma zielonego pojęcia kim ta osoba jest. Dziennikarz nie zapytał również przed wywiadem Tadka na temat Enduro, żeby móc poprowadzić dalej tą rozmowę. Każdy sportowiec rozumie, że dziennikarz nie musi być chodzącą alfą i omegą w danej dyscyplinie sportowej jednak rozmowa z kimś wymaga choć odrobiny profesjonalizmu. Zadanie pytania „Kim Ty w ogóle jesteś?” jest chyba oznaką jego braku. Nieprawdaż? Jak mówił Tadek przez parę ładnych lat starał się edukować media w PL jednak…
OdpowiedzZgadzam się z Tobą w 100%!!! Nie można podchodząc do rozmówcy z którym chce się przeprowadzić wywiad, zadać mu takiego pytania... To jest dopiero brak profesjonalizmu. Ale niestety taka polska rzeczywistość i takie są polskie media, sama byłam świadkiem jak na Mistrzostwach Świata w Kwidzynie jakiś dziennikarz pytał kibiców który to Cervantes a który to Ahola, skoro nie miał pojęcia, który jest który to o czym on mógł z nimi rozmawiać...
OdpowiedzTaaa, a Kubica jeździ z obrazkiem Matki Boskiej w kasku jak sugerował "dziennikarz" z TV Trwam... Poziom dziennikarzy w mediach jest tragiczny.
OdpowiedzZ całym szacunkiem do Twojej wypowiedzi, takie pytanie świadczy o ignorancji dziennikarza a nie o profesjonalizmie mediów. Żaden szanujący się dziennikarz, nie podszedłby do zawodnika i nie zadałby mu takiego pytania. A jeżeli chodzi o archiwizację, to dziennikarz sam może podać taką informację jeżeli to jest do radia lub telewizji. A zadając takie pytanie osobie z którą idzie rozmawiać najzwyczajniej się ośmiesza... to tak samo jakbyś podszedł do Comy czy Cyrila Despresa i kazał mu się przedstawić i powiedzieć czym się zajmuje. Coś nie tak, prawda? A smutna prawda jest taka, że niektóre media wysyłają na zawody "dziennikarzy", (jeżeli już ich wyślą) którzy nie mają pojęcia co to jest cross a co enduro. Więc nie dziwię się Tadkowi i wcale nie świadczy to o tym że gwiazdorzy...
OdpowiedzA "nie dopuszczać do dalszej rozmowy" to może Madonna a nie Tadek Błażusiak, z całym szacunkiem dla jego talentu i z uwzględnieniem profesji...
OdpowiedzTrzeba oglądać TV... ja oglądałem relacje z Genui na Eurosport 2
OdpowiedzJuż Amerykanie zaczynają mówić "our Taddy", to zly znak...
OdpowiedzTonę w dumie,że mamy wielkiego Błażusiaka!!! To mega kozak,fenomenalny gość. Gratulujeee:)
Odpowiedz