Szkolenia i wycieczki motocyklowe. 6 faktów, o których wola³by¶ nie wiedzieæ
Brak uprawnień, brak ubezpieczenia… Organizatorzy szkoleń i wycieczek motocyklowych mają sporo za uszami. Przyjrzeliśmy się ofertom i regulaminom, a to co znaleźliśmy w kilku z nich, nie spodoba wam się.
Oferta szkoleń i wycieczek motocyklowych powiększa się w ogromnym tempie. Co roku powstaje kilka, jeśli nie kilkanaście szkół jazdy, pojawiają się także nowe firmy organizujące motocyklowe wycieczki do Włoch, Hiszpanii, a nawet Gruzji. Sprzyjają temu wciąż dość liberalne polskie przepisy dotyczące organizacji takich przedsięwzięć oraz gwałtownie rosnące wśród Polaków zainteresowanie motocyklami.
A jednak obraz usług szkoleniowych i turystycznych dla motocyklistów nie jest wcale taki różowy, jak mogłoby się wydawać. Wiele inicjatyw prowadzonych jest niezgodnie z prawem, a nawet jeśli prawo nie jest naruszane, wyobrażenie takiego szkolenia czy wycieczki, które ma w głowie klient, diametralnie różni się od tego, które ma organizator. Póki nic złego się nie dzieje, każdy jest zadowolony, jednak kiedy, jako uczestnik, napotkasz na problem, może się okazać, że zostaniesz z nim sam.
Organizatorzy często układają regulaminy tak, żeby nie ponosić odpowiedzialności możliwie za nic. Jeśli wczytasz się w wiele z nich, znajdziesz tam klauzule o zrzeczeniu się jakichkolwiek roszczeń wobec organizatora, czy o tym, że bierzesz udział w imprezie wyłącznie na własną odpowiedzialność i na własne ryzyko.
I niby nie ma w tym nic złego, w końcu jesteśmy dorośli i odpowiadamy za własne czyny. A jednak wydaje się oczywiste, że od podmiotu, który organizuje szkolenie czy wycieczkę motocyklową, powinniśmy oczekiwać, że wie więcej od nas, często osób niezorientowanych w specyfice techniki jazdy czy realiach kraju, do którego się wybieramy. Że ochroni nas przed możliwymi błędami lub konsekwencjami naszej niewiedzy. W końcu kiedy jedziemy na wakacje all-inclusive, taką ochronę posiadamy.
W przypadku wielu szkoleń i wycieczek motocyklowych tak się jednak nie dzieje. Odpowiedzialność organizatora kończy się na zgarnięciu kasy, ustaleniu miejsca i wykonaniu programu.
1. Brak uprawnień
Zacznijmy od tego, że zgodnie z prawem szkolenie z techniki jazdy drogowej może być przeprowadzone wyłącznie na terenie Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy (ODTJ) przez osobę posiadającą państwowe uprawnienia Instruktora Doskonalenia Techniki Jazdy. Jeśli odbywa się poza ODTJ, jest prywatną inicjatywą i nie powinno się w ogóle nazywać tego szkoleniem.
Taką inicjatywę może jednak teoretycznie przeprowadzić każdy - nawet ktoś, kto o jeździe motocyklem nie ma bladego pojęcia. Nie potrzebuje też uprawnień, no może poza prawem jazdy. Warunek - nie może nazywać się to szkoleniem z techniki jazdy, dlatego uczestnicy podpisują oświadczenie, że jadą we własnym zakresie i w żadnym szkoleniu nie biorą udziału. Słowo to nie pada w regulaminie, zastępowane często "pokazem techniki jazdy" albo podobnym terminem.
Organizatorzy wycieczek motocyklowych, występujący czasem (zwłaszcza na Facebooku) pod mylnym opisem "biuro turystyczne" nie mają w rzeczywistości takiego statusu. Wiąże się on bowiem ze spełnieniem surowych wymagań narzuconych przez odpowiednie przepisy dotyczące turystyki. Najczęściej uczestniczysz zatem w testach motocykli. Co się z tym wiąże? W razie kłopotów - na przykład kiedy organizator okaże się niewypłacalny, musisz radzić sobie sam.
2. Brak ubezpieczenia
ODTJ jest ubezpieczony w zakresie OC, co oznacza, że jeśli coś przydarzy ci się na torze, możesz uzyskać odszkodowanie. Wszelkie kursy i treningi poza ODTJ nie są objęte takim ubezpieczeniem. Jeśli zatem twój "instruktor" jedzie za szybko i z tego powodu nie wyrobisz się w zakręcie, będzie to wyłącznie twój problem i twoja odpowiedzialność.
Jeszcze gorzej wygląda sprawa z zagranicznymi wycieczkami. Skoro jedziesz tam nie z biura podróży, a jako tester motocykli, również odbywa się to na twoją wyłączną odpowiedzialność i twoje ryzyko. Co w sytuacji, kiedy organizator okaże się niewypłacalny i wyrzucą cię z hotelu? Albo ulegniesz wypadkowi, nawet nie z własnej winy? Ano nic, radź sobie sam.
3. Brak warunków
Profesjonalne szkolenie nazywa się profesjonalnym dlatego, że, oprócz instruktorów z uprawnieniami, także obiekt jest do szkolenia przystosowany. Oznacza to, że jest zabezpieczony przed skutkami ewentualnych wypadków i osoby postronne nie są zagrożone. Jeśli ktoś uczy manewrów na parkingu pod supermarketem, nie można nazwać tego szkoleniem, a już na pewno nie profesjonalnym - w każdej chwili jako uczestnik takiej imprezy możesz przecież spowodować zagrożenie dla osób postronnych. A za następstwa ewentualnego wypadku odpowiesz również ty.
4. Brak wiedzy
Skoro twój "instruktor" nie posiada państwowych uprawnień Instruktora Techniki Jazdy, lub innego dokumentu uwiarygodniającego go jako osobę szkolącą, skąd pewność, że wiedza, którą przekazuje, jest na wysokim poziomie? Pół biedy jeśli ma na swoim koncie szczególne osiągnięcia w technice jazdy - jest mistrzem gymkhany, wyścigów na torze lub motocrossu. Jeśli nie, do przekazywanych przez niego informacji warto podchodzić bardzo ostrożnie.
Bolączką wielu organizatorów wycieczek motocyklowych jest natomiast brak wiedzy na temat specyfiki i prawa kraju, gdzie organizują takie imprezy. Może się okazać, że przez ich dyletanctwo wpadniesz w kłopoty. Przykład - w wielu krajach jazda pożyczonym motocyklem wymaga specjalnych dokumentów.
5. Naciągane oferty
Szkolenie z techniki jazdy okazuje się zwykłą wycieczką krajoznawczą? Bogata oferta motocyklowych wakacji okazuje się bogata tylko po zapłaceniu dodatkowej opłaty? To może się zdarzyć. Warto dokładnie przeczytać co organizator oferuje w podanej cenie. W wielu wypadkach płacisz tylko za nocleg, śniadanie i motocykl. Za wszystko, co ponadto - transfer z lotniska, przewodnika, paliwo musisz zapłacić sam.
Podobnie ze szkoleniami z techniki jazdy - w tych organizowanych w ODTJ sprawa jest prosta - podane są godziny i zakres szkolenia. Gorzej z tymi odbywającymi się na drogach publicznych. Zamiast oczekiwanego doskonalenia techniki jazdy, będziesz razem z grupą 12 innych uczestników mógł popatrzeć jak jeździ twój "instruktor".
6. Sprowadzanie zagrożenia
To szczególnie niebezpieczna sytuacja. Rajdy terenowe, z racji swej specyfiki, stwarzają dla uczestników znacznie większe ryzyko urazu niż jazda po drogach publicznych, gdzie obowiązują dość rygorystyczne przepisy. Na leśnych drogach i poligonach nie obowiązują limity prędkości, a uczestnicy z założenia nie znają trasy przejazdu. W takich warunkach bardzo łatwo o poważny uraz - złamanie, krwotok czy utratę przytomności.
Jeżeli organizator nie zapewnił pomocy medycznej na trasie rajdu, pozostaje czekać na przyjazd służb ratunkowych. Na oddalonym od cywilizacji poligonie czy w gęstym lesie może to trwać wieki. Zanim zdecydujesz się wziąć udział w takim rajdzie, dokładnie zapoznaj się z warunkami uczestnictwa.
Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarzeTroche w tym racji jest...mialem do czynienia z sytuacja w ktorej na rajdzie uszkodzilem sie a przy probie zgloszenia tego do ubezpieczyciela okalazo sie ze organizator nie ma ubezpieczenia mimo ...
OdpowiedzO nie jak wywalê siê na swoim moto podczas szkolenia albo wyprawy zostaje z tym sam? nie do pomy¶lenia:)
OdpowiedzZrozumia³e¶ cokolwiek? Czy tylko wy³apa³e¶ jedno zdanie i robisz z siebie kretyna?
OdpowiedzNo ¶wietnie , dopiero co pierwsze promyki wiosny ruszy³y... ale nie! trzeba skrytykowaæ ! Kiedy szanowni dziennikarze i publicy¶ci zaczn± wreszcie INTENSYWNE propagowanie doszkalania, ...
Odpowiedz