Sonik o kolejnym odcinku Dakaru: masochizm, koszmar, obrzydlistwo
- Jutro wjeżdżamy do piekła - powiedział we wtorek Rafał Sonik. Na trasie liczącej 481 km z miejscowości La Rioja do mającej bardzo złą sławę Fiambali, przewidywania kapitana Poland National Team sprawdziły się co do joty. Fatalna pogoda i jeden z najbardziej nieprzyjaznych człowiekowi zakątków świata pokazał całą gamę możliwości uprzykrzania życia uczestnikom Dakaru. Gubiąc kilka razy drogę Rafał Sonik dojechał do mety z 13. czasem i mimo sporej straty zachował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.
- Jak się mówi o końcu świata, to chyba ma się na myśli właśnie to miejsce. Wydmy są tu rzadkie, miękkie, syfiaste, kompletnie nieprzewidywalne, obrzydliwe, przerośnięte trawami. Do tego głazy, skały, wąwozy, rowy, ciągłe niebezpieczeństwa, wezbrane rzeki, rwące potoki, turlające się kamienie, pułapki za każdym krzakiem. Sucho i mokro na zmianę. Najgorzej, jak można sobie wyobrazić. Nie wiem kto umie tutaj jeździć, a jednocześnie nie znam nikogo kto lubiłby się tutaj ścigać. Nie odnajduję w tym rejonie ani jednego pozytywu. Nie wiem czy choć przez pięć kilometrów odczuwałem przyjemność z jazdy - podsumował odcinek Rafał Sonik.
Krakowianin musiał mierzyć się z problemami już od samego początku. - Dzisiaj największym szczęściem było to, że na dojazdówce do odcinka specjalnego lał deszcz i cieszyłem się każdą chwilą chłodu, wiedząc, że za chwilę wjadę do prawdziwego piekła. Potem emocje sięgnęły zenitu, bo na szóstym kilometrze odcinka specjalnego miałem już spalone sprzęgło i mocno obitego quada. Nie przewróciłem się, ale lawirowanie między głazami było niezwykle trudne i nie sposób było znaleźć jakąś bezpieczną drogę. Modliłem się, żeby uderzenie w głaz, który za późno zauważyłem, nie okazało się śmiertelne dla mojego wahacza - mówił na mecie.
Prawdziwe piekło miało się jednak dopiero zacząć. - Jak zobaczyłem chyba na ósmym kilometrze, pędzącego w przeciwnym kierunku Jacka Czachora, to pomyślałem: "Ups.. chyba jesteśmy mocno pogubieni". Jacek znany jest z tego, że bardzo dobrze nawiguje. Później było tylko gorzej, gorzej i gorzej. Motocykliści jeździli we wszystkie strony. Quadowcy im wtórowali. Łukasz Łaskawiec zgubił się jako pierwszy. Potem to samo zrobili Casale i Patronelli, ale jako miejscowi najszybciej się odnaleźli. Na 30 km przed metą stała grupa motocyklistów, którzy byli tak zmęczeni, że nie mogli dalej jechać. Jest to jedyny odcinek w moim życiu, na którym podczas Dakaru 2010 byłem tak zmordowany, że zamroczony upałem stałem na wydmie i zastanawiałem się gdzie jest przód, a gdzie tył, nie mówiąc już o kierunkach świata - wspomina SuperSonik.
- Jedyny powód do radości, to że jesteśmy na mecie bez wielogodzinnych strat czasowych. Z resztą graniczy to z cudem, dlatego dziękuję wszystkim, którzy wysyłali nam dziś dobrą energię, bo to chyba ona nam pomogła. Jeśli szukać jasnych stron, to na pewno jest nią to, że utrzymałem trzecie miejsce w "generalce" - stwierdził Sonik, który linię mety minął z 13. czasem. - Przypuszczam, że Łukasz Łaskawiec nie jest dziś najszczęśliwszym człowiekiem, bo pogubił się, uszkodził quada i spadł na szóste miejsce w klasyfikacji...
Ze względu na złe warunki pogodowe, po pierwszym punkcie pomiarowym przerwano rywalizację samochodów i ciężarówek, które z trasy eskortowały helikoptery. Część z nich utknęła między korytami rzek, błyskawicznie napełniających się mętną, rwącą wodą. Całkiem nieźle poradzili sobie natomiast motocykliści. Jakub Przygoński był 15. i w klasyfikacji generalnej zajmuje 12. pozycję. Jacek Czachor uzyskał 37. czas i w "generalce" jest 26. Marek Dąbrowski dotarł na finisz jako 94. zawodnik w swojej klasie.
XII etap przez Andy do Copiapo na terenie Chile, liczący 715 km, w porównaniu do piekła Fiambali rysuje się jako prawdziwy raj. - Mam nadzieję, że w czwartek wreszcie będziemy mieć trochę frajdy z jazdy. Bo to było okropne. Dobrze już mieć to za sobą. Nie wiem, czy ktoś nie powie w końcu organizatorowi, że on powinien nam płacić za jazdę w tym rejonie. Gdyby na Dakarze były tylko takie odcinki, na pewno nikt nie chciałby tu startować. To był czysty masochizm - zakończył Rafał Sonik.
Wyniki 11. etapu:
1. Paul Smith (AUS) Honda 03:46:04
2. Gaston Gonalez (ARG) Yamaha +04.18
3. Marcos Patronelli (ARG) Yamaha +05.42
...
13. Rafał Sonik (POL) Yamaha +46.50
16. Łukasz Łaskawiec (POL) Yamaha 53.30
Klasyfikacja generalna quadów:
1. Marcos Patronelli (ARG) Yamaha 38:23:33
2. Ignacio Nicolas Casale (CHL) Yamaha +01.50.22
3. Rafał Sonik (POL) Yamaha +02.46.59
...
6. Łukasz Łaskawiec (POL) Yamaha +03.47.21
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarze@vlad - Sonik jest krakowianinem i my¶lê, ¿e ³atwo go znajdziesz wiêc jed¼ tam i powiedz mu to w twarz twardzielu... rêce opadaj± na takich jak ty
OdpowiedzNo masz, a ja zawsze my¶la³em, ¿e wszyscy w³a¶nie po to tam je¿d¿±, aby pojechaæ w najtrudniejszym wy¶cigu ¶wiata :-)
OdpowiedzSonik miêkka kita :)
Odpowiedz