Równi i równiejsi wśród motocyklistów
„Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie!”
Czasami mam wrażenie, że jedyną osobą w historii naprawdę godną wymierzania sprawiedliwości i wymierzania jej faktycznie sprawiedliwie był Chuck Norris, a jedyną osobą, która mogła ukazywać tą sprawiedliwość w mediach była Lois Lane z „Supermana”. Człowiek czyta gazety, ogląda wiadomości, przegląda Internet. Niedawno dowiedzieliśmy się, że sprawca wypadku Jarosława Wałęsy, europosła i syna byłego prezydenta i ma przyjemną perspektywę oglądania świata w kratkę przez najbliższe 8 lat. Żadna tragedia nie powinna być marginalizowana, a te z udziałem motocykli są dla nas motocyklistów szczególnie trudne. Mówiąc kolokwialnie, wręcz podwórkowo, coś tutaj jednak bardzo śmierdzi. Biegli ustalili, że Jarosław Wałęsa uderzył w wymuszającą właśnie pierwszeństwo Toyotę z prędkością 115 km/h, co moim zdaniem jest wartością troszkę zaniżoną, choć oczywiście to tylko moja opinia. To z kolei przywodzi nas do podstawowej kwestii, zgniłego jajka w opakowaniu i czarnej owcy w śnieżnobiałym stadzie. Wywiady, 24 godzinny steaming informacji o stanie zdrowia Jarosława Wałęsy, eksperci zaproszeniu do studio, którzy wypowiadają się o rzeczach zupełnie nie związanych z tematem. I najlepsze – Jarosław Wałęsa, pasjonat, miłośnik motocykli został ciężko ranny w wypadku. Pasjonat. Miłośnik motocykli. Przecież wszyscy motocykliści są w mediach nazywani w tej sposób. A nie, chwila, są nazywani szaleńczymi dawcami. Naprawdę, spodziewałem się, że dzielą nas dosłownie godziny od wprowadzenia zakazu imprez masowych i prohibicji alkoholowej na wszelki wypadek jakby lekarze zawiedli.
To daje do myślenia. Przecież w samym tylko sezonie 2011 do września, kiedy doszło do wypadku europosła brukowce zarówno te drukowane jak i wyświetlane na antenie stworzyły tysiące dziennikarskich potworków przedstawiających motocyklistów jako dzicz, hordę zmotoryzowanych zwierząt, omyłkowo nazywanych ludźmi. Gdzie tu sens i logika? Gdzie konsekwencja?
Drogi pamiętniczku…
Aby nadać całemu temu wylewaniu goryczy więcej sensu, rzetelności i szczerości, pozwolę sobie przytoczyć inny przypadek, kiedy motocyklista został bardzo poważnie ranny w bardzo podobnym wypadku z wymuszeniem pierwszeństwa. Mój przypadek. W 2007 roku jadąc skuterem zderzyłem się z autobusem. Tak, autobusem. Sierpień, około 18-stej, świetna widoczność. Kierowca po prostu zignorował nadjeżdżający skuter i wymuszając pierwszeństwo włączył się do ruchu. Pamięć z tego dnia wykasowała mi się na około 8 godzin wstecz, a przytomność odzyskiwałem co jakiś czas już w szpitalu. Aby było śmieszniej, wbiłem się w najmocniejsze miejsce w konstrukcji autobusu, czyli w jego róg. Tak mi przynajmniej powiedziano. Tydzień śpiączki, noga, która wyglądała jak gulasz, ręka, która w ogóle nie wyglądała, śledziona, przez którą można było odcedzać makaron, pół metrowy pręt w kości udowej, płytka 8x8cm, w sumie 13 śrub i trzy tygodnie z rurką w penisie. Tak wspominam mój urlop na OIOMie w Szpitalu Urazowym w Piekarach Śląskich. O ile mi wiadomo nikt nie rzucił do akcji śmigłowców medycznych, nie było zatroskanych spojrzeń lekarzy, modlitw całego narodu. Dawca to dawca, może z tego wyjdzie.
12 prac Asterixa
Zabawa się dopiero zaczyna. Po wyjściu ze szpitala i długim procesie nauki chodzenia na nowo i rehabilitacji rozpoczął się proces poszukiwania sprawiedliwości. Tylko Bóg Stwórca Wszechmogący raczy wiedzieć, ile papierów wypełniłem. Sąd Rejonowy wyznaczył mediatora, który miał dopilnować, abyśmy się „dogadali” ze sprawcą w kwestii zadośćuczynienia. Dogadaliśmy się, sprawca otrzymał możliwość wypłacania go w 5 ratach. Wypłacił jedną, po czym przestał, a zawiadomienia w tej sprawie pisane do sądu prawdopodobnie posłużyły jako kawałek kartki do zanotowania czegoś nieistotnego. Czas na wielki finał. Doszło do rozprawy. Sprawca na sali sądowej, czego po dziś dzień nie rozumiem, przedstawił Wysokiemu Sądowi dane techniczne Aprilii RS 50 (wypadek miałem kierując Aprilię SR 50), ale nie to jest meritum. Po kilku miesiącach listownie otrzymałem powiadomienie, że sprawa się zakończyła, a sprawca został ukarany grzywną 600 zł (sześciuset), którą może płacić w 60-ciu (sześćdziesięciu) ratach. Jego wyrok sprowadzał się do sześćdziesięciokrotnego zapłacenia 10 zł. Nie jestem mściwym człowiekiem, ale mam szczerą nadzieję, że człowiek ten już do końca życia będzie zmagał się z biegunką i ktoś okryje kolekcję dziecięcej pornografii na jego komputerze.
Ci wstrętni dawcy
Jarosław Wałęsa został przetransportowany do szpitala helikopterem, skąd prawie natychmiast trafił kolejnym helikopterem do jednego z najlepszych szpitali w Polsce. Czuwał na nim pułk znakomitych wojskowych lekarzy, którzy przez kilka dni siedzieli na gwoździach i jednocześnie stawali na rzęsach aby przeżył. Polityk przeszedł 17 skomplikowanych operacji, aby wrócić do pełni zdrowia i nikt nie pytał o limity w NFZ, nikt się nie szczypał z kasą, czasem i innymi zasobami. Nikomu nie przyszło do głowy, aby odesłać go na ortopedię do jakiegoś podrzędnego powiatowego szpitala, gdzie byłoby taniej, choć pewnie zrobiono by z niego kalekę do końca życia. W międzyczasie media kibicowały pacjentowi, nazywając go „pasjonatem” i „zagorzałym miłośnikiem motocykli”, linczując jednocześnie kierowcę Toyoty. Tu jestem w stanie założyć się o każde pieniądze, że jakiś fanatyczny frustrat w zacienionej redakcji traktował właściciela terenówki jako kogoś pokroju Breivika czy Agcy. W roku 2011 Polska osiągnęła absolutny rekord jeśli chodzi o wypadki motocyklowe. Oprócz tego z udziałem Wałęsy było ich jeszcze 1111. Przepraszam, ale czy ktoś potrafi zlokalizować w swojej pamięci podobną wrzawę jeśli chodzi o motocyklową tragedię na drodze? A czy ktoś pamięta sytuacje, w której ranny czy martwy motocyklista został okrzyknięty dawcą, któremu tak naprawdę się należało? Gdzie leży ta granica? Co trzeba zrobić, aby doznać tej nobilitacji? I czemu jest ona kwestią tak niejasną?
A przecież i ja i pozostali motocykliści, którzy mieli wypadki w ostatnim czasie na terenie RP są takimi samymi (teoretycznie) obywatelami jak młody Wałęsa. Mamy podobnie wyglądający PESEL, płacimy tak samo podatki do tego samego budżetu, obowiązuje nas ta sama konstytucja, w utopijnej teorii mamy takie same prawa, a państwo ma wobec nas te same obowiązki co w stosunku do europosła. Tyle że celebrytę w pół roku od stanu krytycznego doprowadzono do stanu funkiel nówka nieśmigana, w tzw. międzyczasie do sądu zaciągając sprawcę wypadku, a ja już pięć lat muszę domagać się, aby z nogi usunięto mi tytanowe wzmocnienia (jak dobrze pójdzie to będę miał takie zdjęcie jak Rossi). Nie chodzi mi o to, że pasjonata i miłośnik Jarosław został zbyt dobrze potraktowany. Chodzi mi to, że tak samo jak on powinni być traktowani wszyscy obywatele. A wiemy (ja wiem to z autopsji) że nie są, bo podobno nas na to nie stać…
Jeszcze toga czy już zwykła szmata?
Wszyscy znają sprawę Maćka Zawiszy. Maciek został bezczelnie, bestialsko i w sposób odrażający zabity w biały dzień. Początkowo sąd uznał, że grzywna w wysokości 180 zł będzie odpowiednią karą dla sprawcy. Po morzu łez i zszarganiu wszystkich nerwów rodzinie udało się wywalczyć 6 tys. grzywny i pozbawienia prawa jazdy na 2 lata. W pewnym stadium sąd powiedział, że kierowcy samochodu, który zabił Maćka nie można karać, bo jest młody i rozwojowy. Hmmm. Ja też jestem młody. I z całą pewnością rozwojowy. Dużo czytam, słucham audiobooków w różnych językach, sortuję śmieci i czasami jadam w wietnamskiej knajpie. Często ogarnia mnie jednak niepohamowane pragnienie opróżnienia magazynku pistoletu Tokarev TT-33 w kierunku czyjegoś czoła. Skoro Wysoki Sąd twierdzi, że ludzi młodych i rozwojowych nie można karać, czuję się oficjalnie usprawiedliwiony. Swoją drogą, to, co myśli Wysoki Sąd jest wielce interesujące. Sprawa Maćka ciągnie się od maja 2007, podczas gdy prokurator zabiera się za stawiania przed surowym obliczem sprawiedliwości kierowcy Toyoty, w którą wjechał Jarosław Wałęsa w tempie absolutnie olimpijskim. Daj Boże aby tak szybko powstawały u nas autostrady…
Młotek i laptop – najpotężniejsze bronie XXI wieku
Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że szczerze cieszę się, że Jarosław Wałęsa wyszedł z wypadku cały i w miarę zdrowy. I broń mnie Panie przed zarzucaniem mu czegokolwiek. Granat ma jednak to do siebie, że po wyciągnięciu zawleczki wybucha. Sprawiedliwość wymierzana przez sądy jest procederem prawdziwie fascynującym i powściągam się od jakichkolwiek insynuacji, ale efekty każdy widzi. Dla mediów populistycznych wypadki z udziałem motocykli są ekwiwalentem zjedzonego na szybko kebaba. Jest tani, prosty, łatwy w odbiorze i konsumpcji. Wypadek motocyklisty to swoisty pewniak i zazwyczaj o pejoratywnym wydźwięku. Okazuje się jednak, że nie zawsze. Może powinna powstać lista osób jeżdżących motocyklami, które mogą liczyć na szlacheckie traktowanie po wypadku? Może powinien powstać jakiś kodeks, który będzie ściśle określał, co i jak należy robić, aby w przypadku tragedii sąd i media traktowały nas godnie.
Co gorsza sam Wałęsa, mimo że został tak wspaniale potraktowany przez massmedia i służby medyczne, odwalił nieocenioną niedźwiedzią przysługę innym motocyklistom. Jak sam stwierdził nie usiądzie już na motocykl bo ten jest niebezpieczny. Nie chodzi o to, że za szybko jechał, że nie opanował pojazdu, że nie zachował ostrożności, że może po prostu za słabo jeździł i dlatego zrobił sobie krzywdę – motocykl jest niebezpieczny. Sam Jarosław Wałęsa to potwierdził, co daje legitymację brukowcom, ale także reszcie społeczeństwa aby traktować nas jako wariatów, samobójców, ludzi niespełna rozumu, którzy są sami sobie winni i na których szkoda marnować cenne państwowe zasoby, jakże przydatne porządnym obywatelom. Dzięki Jarek…
Równi i równiejsi
Przyglądając się zamieszaniu wokół wypadku naszego europosła dochodzę do prostego wniosku. Państwo w którym żyjemy sankcjonuje dwa standardy traktowania obywateli, a schizofreniczne media próbują wmówić nam, że to jest normalne i sprawiedliwe. Celebrytów, polityków i różnych wpływowych ludzi nazywa się pasjonatami, a gdy przytrafi się im coś złego – stawia się na nogi śmigłowce, armię, Świętą Trójcę, medyczną elitę i wszystko co pozostali obywatele mogą zobaczyć jedynie w kolejnych odcinkach Dr Housa. A reszta? Ciemny lud? To dawcy i szaleńcy, którzy sami są sobie winni, a teraz niepotrzebnie nadwyrężają swoją lekkomyślnością i tak już przeciążony państwowy system opieki zdrowotnej. Idę o zakład że 9 na 10 zwykłych motocyklistów, którzy tamtego dnia mieliby wypadek taki jak Jarosław Wałęsa, dokonałoby żywota w szpitalu powiatowym w Sierpcu. No co? Przecież nikt nie kazał im siadać na motor…
Komentarze 95
Pokaż wszystkie komentarzezgadzam się z tekstem - ja na motorze już nie jeżdżę, to nie motor jest niebezpieczny, to ja byłem niebezpieczny jako jego kierowca.
Odpowiedzzgadzam się z tekstem - ja na motorze już nie jeżdżę, to nie motor jest niebezpieczny, to ja byłem niebezpieczny jako jego kierowca.
OdpowiedzZ motocyklami mam niewiele wspólnego, ale artykuł chętnie przeczytałem do końca i niestety jest dokładnie tak jak to zostało opisane. Są równi i równiejsi. Pieniądz, znany tatuś i to wystarczy żeby...
OdpowiedzGenialny artykuł, świetnie napisany i poruszający bardzo ważną kwestię. Szkoda jedynie, że szanse na to, że cokolwiek się zmieni w tej kwestii należą raczej do radosnych marzeń z baśniowego ...
Odpowiedzhttp://wiadomosci.onet.pl/waszymzdaniem/73919,koziol_oldenline.pl,artykul.html
OdpowiedzBoczo artykuł ekstra! To chodzi o nasz kraj! Ja miałem 2 lata temu ciężki przypadek na moto we Włoszech (gdzie takie akcje sa na porządku dziennym a połowa moich lekrzy tam na czymś śmigała) ...
Odpowiedz