Pożar pojazdu elektrycznego. Cztery zastępy straży gasiły go dwie godziny
Cały czas słyszymy, że motocykle i samochody elektryczne są bezpieczne - zapalają się o wiele rzadziej niż pojazdy spalinowe, a kiedy już płoną, to w sumie problemu nie ma, bo wystarczy zakupić specjalny kontener, w którym płonącego elektryka można zatopić - czyli ugasić. Problem tylko w tym, że to wszystko nie jest takie proste i oczywiste.
Pojazdy elektryczne płoną równie często, a ich gaszenie to koszmar strażaków, szczególnie jeśli nie mają specjalnego i bardzo drogiego basenu na kółkach wraz z dźwigiem.
Najnowsza e-akcja miała miejsce w Kurozwękach, w województwie świętokrzyskim, gdzie doszło do pożaru samochodu elektrycznego, do którego gaszenia skierowano aż cztery zastępy straży pożarnej. Do płonącego pojazdu musiano skierować siły z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Staszowie oraz zastępy z dwóch Ochotniczych Straży Pożarnych. Akcja była prowadzona na parkingu, gdzie doszło do pożaru. Poza typowymi procedurami gaszenia pojazdu, ze względu na specyficzną konstrukcję samochodu elektrycznego, konieczne było monitorowanie temperatury akumulatora trakcyjnego, by zminimalizować ryzyko ponownego zapłonu. Po długiej akcji gaśniczej strażacy musieli również przeprowadzić dokładne sprawdzenie pojazdu za pomocą kamery termowizyjnej, aby upewnić się, że nie ma ukrytych źródeł ciepła mogących doprowadzić do ponownego pojawienia się ognia.
Warto przypomnieć, że o ile pożar samochodu czy motocykla spalinowego jest mniej więcej liniowy, to pożar pojazdu wyposażonego w dziesiątki lub setki kilogramów akumulatorów Li-ion jest wieloetapowy i nieprzewidywalny. Bardzo prawdopodobne są liczne wybuchy. Pojazd elektryczny pali się niejako ratami, co może trwać nawet kilka dni. Takie przypadki już się zdarzały, na przykład na autostradzie 101 w Kalifornii, gdzie doszło do pożaru Tesli. Pojazd gaszono na miejscu wypadku, ponownie 7 godzin później, i jeszcze raz… 5 dni po zdarzeniu drogowym!
Jeśli chodzi o częstotliwość takich przypadków, na stronie greenwaypolska.pl możemy znaleźć dane dotyczące pożarów elektryków. Okazuje się, że po przeliczeniu liczby pożarów na 100 tysięcy samochodów, rocznie jest ich średnio około 20 w przypadku samochodów elektrycznych oraz około 30 w przypadku pojazdów spalinowych. Różnica wynosi więc nieco ponad 33 proc. Dużo? Mało? Na pewno elektryki płoną rzadziej, ale nie tak rzadko jak słyszymy często w mediach.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze