tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Poskromić Alpy 2012 - Yamaha FJR1300 w górach część 1
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Poskromić Alpy 2012 - Yamaha FJR1300 w górach część 1

Autor: Olga i Piotr 2012.11.14, 14:54 16 Drukuj

Olga: Zaopatrzeni w dobry niemiecki motocyklowy przewodnik po przełęczach postanowiliśmy w tym roku wraz z FJR powspinać się po grzbietach Tyrolu Południowego.  Namiot został tym razem w garażu, a my zdecydowaliśmy się wypróbować kilka "zajezdni" polecanych jako "Bikertreff" (czyli miejsce spotkań motobikerów). To niestety tylko niewielki kęs z całego bogactwa alpejskiego, który zdołaliśmy uszczknąć w ciągu 8 dni.

Piotr: Poskromić Alpy, pojechać, zobaczyć, zwyciężyć... Taki był plan. Na miejscu okazało się, że jest to miejsce gdzie w ułamku chwili można doznać pełnej nirwany, motocyklowego haju. Jazda po przełęczach wysokogórskich jest jak podróż w wagoniku diabelskiego młyna. To miejsce by sprawdzić siebie, motocykl i nerwy, bo czasem to co jest za zakrętem jest jedynym pytaniem które przychodzi Ci do głowy. Nie zaczynaj tam swojej przygody z motocyklizmem. Jedź tam, jeśli masz już za sobą pewien etap motocyklowania. Nie masz na czym pojechać, nieważne. Jedź na czymkolwiek. Ludzie tam spotkani udowadniają, że nie jest ważne na czym tam dotrzesz. Ważne aby tam być i cieszyć się niepojętym pięknem pasm górskich szczytów oraz boskim doznaniem śmigania po świetnych asfaltach, ułożonych jakby z myślą o motocyklistach. To było dla mnie największym zaskoczeniem. Nie drogi. Nie stan nawierzchni. Nie wysokości podjazdów i strome zjazdy, nie w kółko powtarzający się znak: "Uwaga osuwiska skalne". Zaskoczyło  mnie to, że w alpy, na przełęcze, wdrapuje się wszystko, co ma dwa koła. Rodzaj napędu dowolny. Od dwutaktów po czterosuwowe potwory i śmigające ogniem czerwone strzały miejscowych ducatisti, których nie warto gonić bo i tak nie masz z nimi szans.

NAS Analytics TAG

Wehikuł czasu. To wspaniała okazja by podziwiać stare hondy, BMW, Ducati, klasyki, które już zdawało się, zniknęły z dróg, tam na alpejskich wysokościach łapią świeży dech zimnego powietrza w swoje cylindry i lśnią dzięki dbałości i trosce swoich właścicieli. Są tam stare Hondy CX, boksery, które śmieją się z upływu czasu... gdzieniegdzie modele bmw GS o kilka modeli wstecz. Wszystkie jak nowe, zadbane, świetnie spisują się na pogiętych trasach przełęczy.

Olga: Start do pierwszego punktu przelotowego - campingu po miejscowością Znojmo. Lecimy przez katowicką i porównujemy postępy prac drogowych od czerwca poprzedniego roku, kiedy to przyszło nam wracać ta trasą z Włoch. Postępów jak na nasze oko nie widać. Przez Czechy grzejemy już sobie spokojnie, raz po raz wylatując z krótkiego deszczu pod słońce. Gdy zaczyna się ściemniać gubimy drogę na Znojmo, nawigacja prowadzi nas na skróty przez głęboką wieś. Za to Camping Country wita nas garażem dla motocykli, country barem z zimnym browarem i okazuje się być bardzo przyzwoitym miejscem na odpoczynek dla naszych zmęczonych kości w dobrej cenie (około 23 Euro za pokój).  Można tu nawet przesiąść się na rumaka z napędem na owies, na chętnych czekają w boxach Gira i Brandy. Nam tymczasem w drogę na naszym koniu ze stajni (trzech kamertonów) Yamaha. Z rana zahaczamy jeszcze na krótko o rynek miasteczka na kawę. Parkujemy za zakazem wjazdu, co by mieć moto na oku i ścina nas na widok policjantów, którzy przechodzą sobie powoli obok motocykla. Na szczęście ogarnęła ich chyba senna atmosfera tego niedzielnego poranka. Znojmo słynie ze swojego uroku, win oraz katakumb ciągnących się na powierzchni kilku hektarów pod miastem, które wykorzystywano do różnych celów - od spichlerzy, po miejsca tortur. Zaraz za miastem trafiamy na granice austriacką usianą gęsto parkami rozrywki. Tankujemy po czeskiej stronie, a potem prostą autostradą przez Austrię i Niemcy. Za Salzburgiem zjeżdżamy z autostrady na pierwszą przełęcz Achenpass i od razu widać, że jesteśmy na właściwej trasie - wszędzie dookoła aż roi się od motocykli. Jest to jedna z niższych przełęczy (941m), ale będąca jedną z wylotówek na Monachium, co w ten niedzielny wieczór decyduje o jej atrakcyjności. Mijamy jezioro Syvestensteinsee i dalej za drogowskazami na Eng podążamy do absolutnego końca trasy na dzień dzisiejszy, na którym znajduje się nasz pitstop.

Piotr: ENG. Miejsce na bezdech, zatka Cię jak tam dojedziesz. Motocyklowa przystań, dla każdego kto kocha piękne okoliczności przyrody z motocyklowym klimatem. Po minięciu szlabanu i uiszczeniu haraczu w wysokości 2,5 juro za wjazd, lecimy krętą asfaltową wstęgą poprzez zagajniki parku narodowego Karwendel. Ma się wrażenie, że właśnie podbijasz dziewicze tereny sawanny, a w tle górskie szczyty, bielone śniegiem jak babka cukrem pudrem. Bajka. Na samym środku doliny, otoczony z trzech stron skałami, hotel wita strudzonych motonitów. Za hotelem, wioska, jakby w niej zatrzymał się czas. Krowy, jak w Indiach, są tu najważniejsze. One dają materiał na wszelki wyrób regionalny, który aromatem serów dojrzewających kusi z daleka. Na miejscu wyrabia się sery o maści przeróżnej, dla smakoszy będące rozkoszą dla oczu i podniebienia. Klimat górskiej wioski, a przy tym, nie jest to skansen tylko żywa, funkcjonująca wioska z jej stałymi mieszkańcami prowadzącymi swoje alpejskie gospodarstwa. Aż trudno uwierzyć że to zachowało się w takim dziewiczym stanie, wciąż zamieszkane, otoczone majestatem górskich szczytów.

Olga: Porannej pobudce towarzyszą setki dzwonków. Krowy pędzą, a raczej są pędzone na halę, a my na trasę. Aby dostać się w okolice Insbrucka i nawinąć rundę dookoła Stubaier Alpen, skręcamy z pierwszego skrzyżowania w lewo na Wallgau (następny płatny odcinek przez park, gdzie zostawiamy kolejne 2,5 euro).  W przydrożnych wioskach zwracają naszą uwagę liczne wielkoformatowe malowidła na ścianach domów - rządzi głównie tematyka religijna oraz ozdobniki. Wygląda to, jakby sąsiedzi prześcigali się wzajemnie w pomysłach na nowe dzieła, z coraz to większym rozmachem. Z autostrady A 12, zresztą całkiem fajnie położonej na wysokich estakadach, zjeżdżamy na równoległą do niej przełęcz Brennerpass. Napełniamy bak strategicznie po austriackiej stronie, zaoszczędzając na różnicy cen paliwa równowartość małego co nieco dla dwóch osób. Jakoś nie dane nam było niestety pokonać w całości tego odcinka, bo po kilku kilometrach natykamy się najpierw na jakieś skomplikowane zmiany organizacji ruchu, a potem już na całkowity zakaz przejazdu drogą i trzeba nam szukać wjazdu na autostradę. Wracamy z powrotem na przełęcz kilka kilometrów dalej, jednak prawdziwa frajda z jazdy czujemy dopiero za Sterzingiem na Jaufenpass. Droga zaczyna piąć się ładnie pod górę, a po bokach co rusz widać zasuwających ostro rowerzystów. Szczyt przełęczy znajduje się na wysokości 2094 metrów - w miejscu gdzie stoi tablica z oznaczeniem wysokości i nazwą przełęczy. Na niej właśnie przyklejamy naszą naklejkę/logo, dowód, że "tu byliśmy". Po tej przystawce czeka nas danie główne, w postaci Timmelsjoch, słynnego odcinka łączącego na powrót Austrię i Włochy.  To imponująca sekwencja najprawdziwszych agrafek po wąskich i stromych pasach, na które tu i ówdzie spływa woda z górskich potoko - wodospadów, w chłodniejszych miesiącach zamarzając nieraz ponoć na nawierzchni. Jak na pierwszą tak wysoką przełęcz Alp, bo liczącą sobie 2509 metrów npm, jest ona dla nas niezłą przygodą, aż przyznamy się - skupieni na pokonywaniu kolejnych serpentyn zapomnieliśmy całkiem o zdjęciach. Nadrabiamy dokumentację na szczycie, po stronie północnej w widokiem na ciągnące się naszym śladem zygzaki, oraz wokół knajpy znajdującej się wokół wierzchołka. Tutaj nabyć można słynna oryginalna maść z sadła świstaków, przynoszącą ukojenie dla obolałych części ciała motocyklistów. Co prawda cena tego specyfiku (56 euro)  potrafi przyprawić o ból głowy, choć środek jest na prawdę niezły i przez dalszą cześć podróży ratował w krytycznych momentach mój kręgosłup. Cykamy fotki, gdy obok dobija rowerzysta na sztywnych nogach i bezdechu, a za nim dwie Vespy.

Piotr: Vespy dotarły tam bez zadyszki i jak zapewniał właściciel jednej z nich, śmigali w górę ze średnią 40-50 km/h (dodam, że na naszej FJR średnia niewiele odbiegała w górę od ich wyniku - tam, po prostu, prędkość jest na drugim planie. Najważniejsze to idealnie złożyć się w zakręt i wtedy jest FUN! "Vespa is the best" - potakiwał chwilę temu poznany kierowca skutera, dodając, że jego moped cieszy się, skromnie mówiąc, 30-letnim stażem! Zatkało mnie na chwilę... Rzeczywiście, z daleka nie wyglądają te dwa egzemplarze zbyt współcześnie, ale nie wykazywały śladów zmęczenia. W zasadzie, ta przełęcz, z wszystkich przez nas odwiedzonych w czasie tej eskapady, wyszła na czoło jako najciekawsza i dostarczająca najwięcej wszelkich atrakcji. Technicznie dosyć wymagająca, widokowo hojnie serwowała przepiękne widoki alpejskich landszaftów. Żeby poczuć prawdziwy klimat górskiej wspinaczki na motocyklu i cieszyć się cudnymi okolicznościami otoczenia, ta przełęcz jest godna polecenia najbardziej ze wszystkich. Bardziej nawet od Grossglockner, której komercyjność pożera wszelkie resztki klimatu i motocyklowej przygody.  Na Timmelsjoch można zobaczyć samych pasjonatów. Niestety, na zjeździe z przełęczy, po stronie austriackiej czeka nas niemiła niespodzianka w postaci bramek, które skutecznie wyczesują zasobność portfeli użytkowników tej asfaltowej przeprawy. 12 euro, płacimy najpierw my, potem dwóch znajomych na Vespach (dopadli nas na bramce, bo operator wyraźnie nie radził sobie z obsługą dwóch kierunków - wjazd/wyjazd) i kilku innych motocyklistów. Przegazówki małych silniczków zadziornych Vesp, zdawały się obudzić z letargu pana w okienku, który pozbawił nas wspomnianej sumy juro. Dalej już tylko miła kontynuacja agrafkowo-winklowa, ale już po austriackiej stronie. Z resztą, w czasie całej podróży, granice zdawały się mieszać jak w wielkim tyglu i już w pewnym momencie nie wiedzieliśmy czy jesteśmy po włoskiej czy austriackiej stronie Alp.

Olga: Zaraz za tablicą miejscowości "Soelden" jest skrzyżowanie ze światłami i skrętem w prawo na Oetztaler Gletscherstrasse najwyższą drogę alpejską osiągającą niebagatelne 2811 metrów. Już zapalaliśmy się na pokonanie tych 16 najwyższych kilometrów górskich, kiedy nasze zapały ostudziły zamknięte bramki wjazdu. Spóźniliśmy się o jakieś dwie godziny, no i chyba jesteśmy tutaj w dość nieturystyczne poniedziałkowe popołudnie. Wszystko opustoszałe: stacja kolejki, droga, szczyt gdzieś tam majaczy ponad nami. Więc z powrotem w dół, tak spokojnie krajówką ciągniemy do Oetz, gdzie odbijamy na prawo na Kuehtaisattel, która zgodnie ze swoją nazwą obfituje w różnego rodzaju bydło. Oprócz krów różnej maści dopatrzyliśmy się kózek, owieczek, a w pewnej chwili na samym środku jezdni zaprezentował się nam koń, w monumentalnej pozie jak do wielkiego dzieła z wodzem na grzbiecie. Trochę się zdezorientowaliśmy, ale jadący przed nami GS przesunął wolno tuż pod końskim nosem, więc również dyskretnie pociągnęliśmy za nim. Jest 20, gdy dobijamy na autostradę do Insbruka, a przed nami jeszcze co najmniej godzina drogi do Eng. Przybijamy od razu ładując się prosto na kolację, i tak mocno spóźnieni, w buciorach motocyklowych, rzucamy kurty i kaski na wypieszczone krzesła i z lekko podkaskowymi fryzurami oczekujemy łaskawości tegoż Gasthoffu. Ze zmęczenia trochę ciężko nam utrzymać pion, ale gdy opowiadamy o naszych dzisiejszych przebiegach nasz stan już nie budzi wątpliwości.

Następnego dnia wstajemy jeszcze wcześniej, aby zaliczyć Glossglokner, choć niektórzy rowerzyści ruszają z hotelu jeszcze przed nam (nie po raz pierwszy i ostatni przyznajemy szacun dla twardych bikerów rowerowych). Na parkingu dla motocykli także już się dzieje. Świeże górskie powietrze pozwoliło nam szybko zregenerować siły, mkniemy żwawo na miejscowość Zell am Ziller, która jest baza przełęczy Gerolpass z wodospadem lodowcowym o najwyższej wysokości w Europie 400 metrów. Ilość spadającej wody zależna jest ponoć od pory dnia i roku. To zjawisko można obserwować z miejsc widokowych na przełęczy, jak i ze ścieżki prowadzącej pod sam wodospad za jedyne 8 euro myta. Dalej ciągniemy już prosto do Mittelsill i tam odbijamy w lewo na Felbertauenpass. Na bramkach kupujemy łączony Kombiticket na tą przełęcz w komplecie z Grossglockenrem za 29 juro, na której to kombinacji zaoszczędzamy całe 3 jurasy. Trasa prowadzi przez ponad 5 kilometrowy tunel, po którym robimy przerwę na kawę.

Piotr: kiedy minęliśmy tunel (nie sądziłem, że podziemne 5 kilometrów może się tak dłużyć) widząc tuż przy drodze wielką tabliczkę: "WC", postanawiamy zrobić krótką przerwę na "okazyjne zdjęcia". W knajpce zastajemy Czecha, który od razu wali do nas poprawną polszczyzną i jest szalenie sympatyczny obrzucając nas darmowymi mapkami Alp dla motocyklistów. Siadamy przy stoliku, przy którym dosłownie przed chwilą zasiadali zacni stróże prawa. Chwilę przed nami, pozbierali się i dosiadłszy swoich (uwaga!) CBR 1100 XX czmychnęli w górę drogi w sobie znanym celu (polowania). Czy widzieliście policjantów w cywilu, na motocyklach? Tylko, że w cywilu były motocykle, nie policjanci, bo oni, od "zwyczajnego motocyklisty" odróżniali się jedynie swoistymi pagonami na rogach kołnierzy skórzanych kurtek. Jakieś tam insygnia władzy. Obaj byli podejrzanie identycznie ubrani. Natomiast ich CeBRy były najzwyklejszymi, nie odróżniającymi się od innych tysięcy CBR motocyklami!  Zatem, będąc w Alpach na motocyklowych wojażach strzeżcie się pędzących XX-ów. Zło nie śpi!

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
01 Gira Brandy02 Znojmo rynek
NAS Analytics TAG
07 Eng wioska04 popas
05 czarna postac06 hotel Eng
03 Znojmo spacer08 wodopoj
10 Eng o poranku17 tu bylismy
09 koryto11 Gasthof
12 traja15 dojechalam
16 my widok14 bjutiful MG
19 niepozorne zdjecie22 krzywizna
21 lost rider20 trasy ciag dalszy
23 z przeciwka26 pocztowka1
35 sjesta32 zakret
34 bacowka28 serpentinen
37 w trawie39 wodospad
38 Gerolpass40 moto parking
41 mlyn43 trasa na Grossglockner
47 jezor lodowca46 w boxach
45 reprezentacja PL50 polowanie
53 alejska sielanka54 waz drogi
55 waz drogi 256 tu bylismy2
FJR przyrodakolejny zakret
miedzy innymina dole bez
na nogachna rumaku
on the roadrekord
swiat jest malyzdjecie z alp
trasawielka gora
Vespatunel
zakretTimmersjoch
Komentarze 5
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG
Zobacz również

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę