Randy de Puniet Na paddocku MotoGP krąży popularny żart, że najbogatszym człowiekiem związanym z Grand Prix musi być gość robiący owiewki dla ekipy LCR. Dwa lata temu debiutujący w MotoGP Casey Stoner zniszczył ich całe mnóstwo, podobnie jak słynący z licznych dzwonów Hiszpan Carlos Checa rok temu.
W sezonie 2008 wysoką kupkę popękanych plastików zostawił po sobie Francuz Randy de Puniet, który rok temu niespodziewanie rozstał się z fabrycznym zespołem Kawasaki i powrócił pod skrzydła Luccio Cecchinello, dla którego wcześniej ścigał w klasie 250ccm. Wiele osób zgodnie twierdziło, iż była to wyjątkowo nierozsądna decyzja, podobnie jak odejście z Kawasaki Shinyi Nakano rok wcześniej, ale de Puniet najwyraźniej miał jakiś plan... plan którego w tym roku z pewnością nie udało mu się zrealizować. Przez lata Francuzi słynęli w Grand Prix głównie z powodu efektownych upadków, a sezon 2008 w wykonaniu de Puniet nie był wyjątkiem od tej reguły. Przednie opony Michelin mało komu dawały w tym roku pewność siebie, a Randy miał wyjątkowe trudności ze znalezieniem ich limitów. Z osiemnastu wyścigów Francuz nie ukończył aż pięciu, choć raz z toru wyleciał dzięki pomocy Valentino Rossiego (Assen). Nawet gdy dojeżdżał do mety, de Puniet nie miał powodów do radości, bowiem powyżej dziewiątego miejsca finiszował tylko dwa razy - na na ósmym miejscu na Sachsenringu i szóstym na Laguna Seca. Nieco lepiej Francuz radził sobie w kwalifikacjach i choć ani razu nie startował z pierwszego rzędu, w drugim gościł aż dziewięć razy, głównie dzięki solidnym oponom kwalifikacyjnym Michelin. W Czechach de Puniet dojechał do mety mimo upadku, ale dwa tygodnie później na Misano nie miał już tyle szczęścia i po glebie na pierwszym kółku przez resztę sezonu zmagał się z kontuzją, która uniemożliwiła mu udział w zimowych testach w Jerez. Od początku ery 800'tek połączenie prywatnej Hondy RC212V i opon Michelin uważane było za najgorszy pakiet w stawce. Czy w przyszłym roku de Puniet poradzi sobie lepiej korzystając z ogumienia Bridgestone? Tegoroczny wyniki Shinyi Nakano i Alexa de Angelisa sugerują, że nie będzie to wcale takie łatwe. |
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeDobra robota Mick.
Odpowiedz