Motocyklem przez Półwysep Bałkański - Tour de Balkan
Od redakcji: Właśnie rozpoczął się rok szkolny. Aby jednak zadbać o Wasze pozytywne sapomoczucie, prezentujemy Wam relację z motocyklowej wyprawy przez Półwysep Bałkański. W “Wielkim Poradniku Dobrego Humoru wg. Ścigacz.pl” podróżowanie motocyklem ze swoją towarzyszką jest na bardzo wysokiej pozycji. Zapraszamy do lektury!
Początkowo plan wyprawy miał być inny. Mieliśmy pojechać na naszym mechanicznym rumaku na Ukrainę i odwiedzić rosyjskie miasto olimpijskie. Tym razem nasze plany pokrzyżowała polityka. Na otarcie łez wybieramy więc Bałkany. Ruszamy z Polski wczesnym rankiem. Przez Czechy i Słowację docieramy do kraju naszych bratanków - Węgier. Po przejechaniu 520 km docieramy do Keszthely. Zostawiamy rzeczy w pensjonacie i ruszamy na miasto. Węgierska miejscowość nie robi na nas dużego wrażenia. Jest upalnie i tłoczno. Spacerujemy nad Balatonem, a wieczór postanawiamy spędzić w Heviz-miejscowości uzdrowiskowej. Trafiamy tam na festiwal bluesowy. Degustujemy lokalne dania i podziwiamy występy muzyczne.
Kolejny dzień to prawie 500 km i mozolna jazda do Sarajewa. Droga do granicy węgiersko-chorwackiej nie jest w najlepszym stanie. Granicę pomiędzy Chorwacją a Bośnią i Hercegowiną przekraczamy bez problemu. Celnik uśmiecha się i życzy szerokiej drogi. Ten bałkański kraj to raj dla motocyklistów - równy asfalt, górskie serpentyny i piękna górska sceneria. Nic tylko tankować do pełna i jechać. Kolację jemy 150 km od Sarajewa. Na nasz stół trafia bośniacka, mocna kawa wielkości naparstka, pożywna zupa i hamburger wielkości talerza. Jedzenie jest pyszne. Wieczorem jesteśmy w Sarajewie. Zaskakuje nas burza. A samego hostelu szukamy prawie godzinę, bo każda napotkana osoba wskazuje nam inny kierunek jazdy. Ulice stolicy są słabo oznakowane, a położenie miasta na wzgórzach utrudnia nieco orientację w terenie.
Sarajewo to miasto naznaczone wojną. Nowoczesne biurowce sąsiadują tu z rozpadającymi się kamienicami. Zadbane parki z pomnikami poległych. Budynki mieszkalne z dziurami po kulach, przypominają o burzliwej historii i oblężeniu miasta. Spacerując po Sarajewie można spotkać tak zwane "róże sarajewa" - miejsca gdzie zginęli ludzie w czasie trwania oblężenia miasta, wypełniono po wojne czerwoną farbą. Rozbryzgi tej farby przypominają róże. Róże Sarajewa są na chodnikach, na placach. Jedne już wypłowiałe, inne doskonale widoczne z daleka. Sarajewo to także ciekawe zabytki o dużej wartości historycznej. Liczne meczety, cerkwie, kościoły, zabytkowe ulice i skwery. Wspinamy się na jedno ze wzgórz i z ruin twierdzy podziwiamy miasto.
Następnego dnia naszej motocyklowej wyprawy docieramy do Mostaru. Znajdujący się tu most i zabytkowa dzielnica figurują na liście UNESCO. Jest upalnie. Wszak to najcieplejsze miejsce na całych Bałkanach. Przedzieramy się przez tłum ludzi, podziwiamy most, robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej. Wieczorem docieramy do Neum - jedynego miasta Bośni i Hercegowiny, które ma dostęp do morza Adriatyckiego. W kurorcie znajdują się kamieniste plaże, miasto jest zadbane i czyste. Kupujemy czerwone wino i podziwiamy zachód słońca.
W Neum spędzamy 4 dni. Oprócz kąpieli słonecznych, lenistwa wybieramy się na jednodniową wycieczkę do chorwackiego Dubrovnika. Miasto nazywane jest perłą Adriatyku i najbardziej słonecznym miejscem w Europie. Pogoda w Dubrovniku nie jest dla nas łaskawa. Na murach miejskich dopada nas front burzowy. Przemakamy do suchej nitki, ale uparcie kontynuujemy zwiedzanie. Niesprzyjającą pogodę postanawiamy przeczekać w jednej z restauracji. W końcu udaje się nam wyruszyć w drogę powrotną.
Rozpoczynamy drugi etap wyprawy. Z bośniackiego Neum wyruszamy do Czarnogóry. Czeka nas tylko 300 km na motocyklu. Jednak odległość tą pokonujemy w niespełna 10 godzin. Powodem tak długiej i mozolnej jazdy są niekończące się korki, które ciągną się przez cały kraj. Nie ma mowy o skutecznym wyprzedzaniu samochodów. Średnia prędkość naszego motocykla to niecałe 45 km na godzinę. Jesteśmy poirytowani i zmęczeni upałem. Udaje się nam objechać Bokę Kotorską, w okolicach Budvy podziwiamy wyspę Świętego Stefana. Na domiar złego musimy jechać objazdem przez góry, ponieważ w wyniku wypadku samochodowego główna droga jest zamknięta. Objazd wyznaczamy sobie sami i w ten sposób poznajemy górskie oblicze Czarnogóry - kamienne szczyty, malownicze winne doliny, senne wioski. W końcu docieramy do Ulcinja - miasta położonego tuż przy albańskiej granicy.
Ulcinj to centrum turystyczne - 3 kurort w Czarnogórze po Budvie i Kotorze. Największą atrakcją miasta jest położona w jej okolicach Velika Plaza - plaża o ciemnych, drobnym piasku, która liczy około 17 km długości. Ma kilkaset metrów szerokości. Ciągnie się aż do granicy z Albanią. Każdy znajdzie tu miejsce dla siebie.Wieczorem miasto jest bardzo zatłoczone i w okolicach starego miasta trudno o stolik w restauracji. Spędzamy tutaj 6 dni. Organizujemy dwie jednodniowe wycieczki. Zwiedzamy Kotor - miasto figuruje na liście UNESCO. Wspinamy się na ruiny twierdzy, z której roztacza się niesamowity widok na Bokę Kotorską. Podczas naszego pobytu wjeżdżamy też do Albanii. Jest to kraj tajemniczy i fascynujący. Podjeżdżamy na naszym Suzuki SV 650 S pod ruiny twierdzy Rozafa w Szkodrze. Wspinamy się na wzgórze i podziwiamy rozległą panoramę okolicy. Objeżdżamy Jezioro Szkoderskie - akwen wodny należy do największych na Bałkanach. Po 16 dniach kierujemy się w stronę Polski. Przywozimy ze sobą ponad 500 zdjęć. Licznik wskazuje przejechane 3800 km. A my mamy już kolejne pomysły na następne wyprawy motocyklowe...
|
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzePodziw za taką trasę na SV... Ja bym chyba skończył na noszach :D
OdpowiedzSuper! Pozdrawiam.
Odpowiedzzazdroszczę.. byłem w tamtych rejonach zarówno samochodem jak i motocyklem, ale wciąż ciągnie mnie do tamtych rejonów.
Odpowiedz