Motocyklem po południowej Europie - część druga
Szwajcaria bez restrykcyjnych ograniczeń, ale za to z długimi serpentynami i tabunami turystów na jednośladach, Francja wita otwartymi bunkrami, plażami na Lazurowym Wybrzeżu oraz masą drogich samochodów „Motocyklem dookoła południowej Europy - czyli jak chciałem, ale nie dotarłem na Gibraltar." Zapraszamy do lektury dalszego ciągu relacji Grzegorza Stasiaka z motocyklowej wyprawy po południowej Europie. Noc minęła cicho i spokojnie. Słońce obudziło nas tradycyjnie, tuż przed godziną 6:30. Kto rano wstaje, ten leje jak z cebra i podobno płaci rachunki. Po zautomatyzowanym pakowaniu, szybko ruszyliśmy w kierunku granicy szwajcarskiej. Poranny chłód dawał w kość. Pomimo bezchmurnego nieba, temperatura oscylowała na poziomie 12 st. C. Nie dziwota, skoro byliśmy na wysokości 1800 m n.p.m., a wczesna godzina obrażała każdego porządnego urlopowicza. Na drogach panował... brak jakiegokolwiek ruchu kołowego! Niska temperatura zmuszała do częstych postojów, w atrakcyjnych, malutkich zatokach parkingowych, z widokiem na ciemno-srebrne szczyty Alp oraz do większego zużycia gorącej herbaty. Odkryłem nowe możliwości płynące ze strony gorącego napoju. Ciepły kubek można było umieszczać między różnymi częściami ciała, skutecznie je grzejąc. Trzeba przyznać, że obawialiśmy się restrykcyjnych przepisów drogowych, egzekwowanych ze szwajcarską precyzją. Szybko okazało się, że Szwajcarzy jeżdżą ostro po krętych, górskich drogach, a przepisowe 80-90 km/h jest w zupełności wystarczające, jak na motocykl. Ciekawym rozwiązaniem (spotykanym też w Austrii i Francji), umożliwiającym płynny ruch, jest brak ograniczeń prędkości i podwójnej ciągłej na drogach poza terenem zabudowanym. Kierowcy jeśli uważają, że są w stanie wyprzedzać bezpiecznie na serpentynach, robią to używając wyobraźni, jako głównego znaku drogowego. Częste i nieprzemyślane ograniczenia, stosowane w nadmiarze w Polsce, powodują więcej wypadków i korków, niż na Zachodzie. Jazda po tamtych krajach była bezstresowa i spokojna, a leniwa z pozoru policja, wydawała się nie zwracać uwagi na turystów. Momentami miałem wrażenie, że motocykliści są traktowani według innych praw. Wyobraźmy sobie pościg za motocyklistą po serpentynach Alp... Oni nie wyobrażają sobie takiej głupoty. Tego dnia kierowaliśmy się krętą drogą do St. Moritz, a później nad bajkowe jezioro Lago Di Como we Włoszech. W ciągu jednego dnia, wyjechaliśmy ze Szwajcarii i wróciliśmy do niej, objeżdżając jedno z kilku polodowcowych, włoskich jezior, będących wielką atrakcją turystyczną dla Włochów i nie tylko. Jeziora znajdują się w na przedgórzu Alp, a przed nimi rozciągają się wyjątkowo nudne i płaskie tereny rolnicze. W południe pogoda zmieniła się ze szwajcarskiego zimna, we włoski żar lejący się z nieba, więc zatrzymaliśmy się, żeby odpocząć i popływać. Większość przydrożnych mini plaż była wybetonowana i skryta w cieniu lokalnych hoteli. Jednak zdarzały się i takie z piaskiem i nudystami czającymi się w krzakach. Jaka to była ulga, ściągnąć ochraniacze, buty motocyklowe, kurtkę i kask i przebrać się w strój kąpielowy. Woda była lodowata, ale ochłodziła nas świetnie. Pomimo upału, nie byłem w stanie jechać bez ochraniaczy na goleniach i kolanach. Powodem było nie tylko bezpieczeństwo, ale również gorące powietrze wydzielane przez dwie chłodnice zlokalizowane tuż nad kolanami. Takie usytuowanie elementów chłodzenia silnika narażało na poparzenia, wobec tego nie rozstawałem się z plastikami na podudziach. Nasza trasa wiodła niekończącymi się serpentynami oraz zwężeniami i tak już wąskich dróg. Obserwując ruch na drodze, nie potrafiliśmy zrozumieć logiki kierowców wielkich, ciężarowych tirów, które ledwo mieściły się na zakrętach czy między budynkami. Zmuszały nas one często do chowania się w przydrożnych bramach lub zatokach, celem ustąpienia miejsca. Jeszcze tego samego dnia wróciliśmy do Szwajcarii, kierując się na Lugano. Ostatnią atrakcją była zapora w dolinie Verzasca. Dwustudwudziestometrowa konstrukcja robi ogromne wrażenie. Istnieje tutaj możliwość skoku na bandżi, co pozwala poczuć się jak James Bond, ścigający bez spadochronu, spadający bezwładnie samolot, w filmie „Golden Eye" - kręcony właśnie w tym miejscu, w 1995 roku. Ponieważ nieubłagalnie zbliżał się wieczór, ruszyliśmy w kierunku słynnej przełęczy św. Gottarda. Jazda może nie była jakoś specjalnie wyczerpująca, ale droga, w pewnej chwili, zaskoczyła mnie bardzo wąskimi tunelami, które skręcały pod górę o 180 stopni. Jak co dzień, wystąpił problem noclegu. Czytałem, że Szwajcarzy są bardzo surowi dla śpiących na dziko, dlatego szukaliśmy miejsca przy skromnie wyglądających domach. Pukaliśmy do drzwi i na migi ujawnialiśmy cel naszej wizyty. Niestety poszukiwania szły nam nieefektywnie (albo za często Szwajcarzy odmawiali) i w pewnym momencie wylądowaliśmy w wysokich górach. Zrezygnowani, przypadkowo natknęliśmy się na leśny obóz/kolonię dzieci z ojcami. Kilka wielkich, tradycyjnych, wojskowych namiotów zostało zlokalizowanych na urokliwej przełęczy przy potoku bez nazwy. Mieszkańcom towarzyszyły kozy, kury i barany trzymane w klatkach - taki agrolager. Był to obóz integracyjny dzieci z rodzicami, czy może jakaś sekta? Faktem jest, że połowa maluchów biegała nago, a wokół ogniska stali wszyscy razem trzymając się za ręce. Początkowo, mieszkańcy obozowiska nie chcieli wyrazić zgody na nasz nocleg. Ustąpili po kilku polskich dosadnych słowach. Przemówił wydźwięk naszych eksportowych przekleństw, znanych na całym świecie, a nie ich zawartość merytoryczna. Byliśmy tak zmęczeni pierwszym poważnym dniem wyprawy, że po kąpieli mojej dziewczyny w lodowatym potoku, zasnęliśmy jak niemowlaki. Ja, w przeciwieństwie do niej, nie odważyłem się na zamoczenie żadnej części ciała... | |
Komentarze 5
Pokaż wszystkie komentarzePodpisuje sie pod pierwszym komentarzem ;] Relacja fajna, ale zachowanie poprostu zal, wstyd mi za takich polakow jak autor tekstu
OdpowiedzTacy turyści jak Pan robią Polakom opinie. Cóż to za bezczelność wjeżdżać motocyklem na plażę? To tylko nasi tak potrafią. Mam nadzieję na Pana nie trafić na drodze.
OdpowiedzCo za bezczelnosc jezdzic motocyklem po drodza, a juz po lesie co robia motocrossowcy to juz wogole! Troche wiecej wyobrazni... Ja rozumiem, ze wiekszosc Europejczykow jest tak zniewolona i pozbawiona jakiejkowliek samodzielnej mysli, ale trzeba spogladac troche szerzej. A nie ze partia (ups, teraz to sie nazywa komisja europejska) zakaze to tak musi byc na calym swiecie. Poza tym nie rozumiem, dlaczego moj motocykl mialby przeszkadzac komus bardziej niz stara Lada ;) Na cale szczescie Ukraincy jeszcze tak zniewoleni nie sa i cieszyli sie na widok motocykli, ze mogli o nich pogadac czy pomoc wyjechac jak sie ktos zakopal. tego i Panu zycze :)
Odpowiedzno nie wiem jak warczący motocykl może przeszkadzać w wypoczynku na plaży... racja myślenie o komforcie innych ludzi nie tylko o własnej wygodzie to totalny zamordyzm komisji europejskiej
OdpowiedzJak widac zachodnia europa nie dosc ze droga to jeszcze niebepzieczna :) Ja polecam wyprawe na Krym, poza bardzo niskimi kosztami (paliwo 1,8zl) jest bardzo bezpiecznie. Dosc powiedziec, ze ani ...
OdpowiedzRelacja i wyprawa super!! ale na wuesce to by dopiero było:) pozdrowienia!!
OdpowiedzWspaniała wyprawa! Brawo za wytrwalosc, dobry artykul i super fotorelacje!
Odpowiedz