Motocyklem na safari - woźnica kontra konny
Przeciętny kierowca samochodu patrzy na motocyklistę tak, jak woźnica wozu zaprzęgniętego w woły na konnego
Wietrzenia rumaka ciąg dalszy, czyli kontynuujemy motocyklowe safari na nieco bliższych nam cywilizacyjne terenach. Na końcu wcześniejszego artykułu wspomniałem o skojarzeniach, jakie otrzymujemy od kultury z całym dobrodziejstwem inwentarza. Również motocykle (jako zjawisko) dają nam taki bagaż skojarzeń. Co więcej, dawały go już w chwili pojawienia się, co może wydawać się dziwne, skoro dopiero się pojawiły? Ano mogły, na zasadzie dziedziczenia. Pamiętacie, napisałem, że rzadko dodajemy coś do balastu kulturowego, a jeszcze rzadziej go zmieniamy? Tak było z motocyklami. Ludzki intelekt jest niecierpliwy i leniwy, więc zamiast czekać na wytworzenie nowych schematów myślowych dla nowego zjawiska, przyporządkował mu już istniejące. I w ten sposób motocykle zajęły w naszych schematach neutralnych miejsce koni. Naciągane? A jak na początku, również poprzedniego tekstu napisałem o wietrzeniu rumaka, to ilu z was miało przed oczami kupę metalu i plastiku na dwóch kołach, a ilu czworonoga z grzywą, ogonem i lejcami? Nasz język zdradza ścieżki kojarzeniowe i chcemy tego, czy nie, motocykl w sferze kultury popularnej zastąpił konia wierzchowego. A co z samochodami? O tym nieco później.
Skoro mamy już umiejscowionego w kulturze naszego stalowego wierzchowca, pomyślmy, jakie są kolejne skojarzenia za tym idące? Na pewno będzie wolność przemieszczania wynikająca ze znacznej mobilności i szybkości, nieograniczonej gabarytami pojazdu (samochodu, zaprzęgu). Mamy też niezależność, wyłamanie się z najpopularniejszego schematu postępowania. Tak, jak dzisiaj na drogach mamy znacznie więcej samochodów, niż motocykli, tak kiedyś jadących wierzchem było mniej, niż jadących w zaprzęgach (że nie wspomnę o idących na piechotę). Dochodzi świadomość większych umiejętności (a więc, teoretycznie i możliwości) jeźdźca, niż kierowcy (woźnicy). Każdy chyba podświadomie czuje, że jazda motocyklem wymaga większego zaangażowania, niż prowadzenie samochodu. To samo dotyczy układu jazdy konnej w opozycji do powozu.
Pomijając drobnostki, można zaryzykować twierdzenie, że przeciętny kierowca samochodu patrzy na motocyklistę tak, jak woźnica wozu zaprzęgniętego w woły na konnego. Nie muszę chyba przytaczać, kto dawniej jeździł konno, a kto na wozach zaprzęgniętych w woły? I kto tym samym wydawał się atrakcyjniejszym kandydatem na ojca dla dzieci każdej niewiasty? Przy czym ojca, nie musi znaczyć męża. Na męża chętniej wybiera się tego mniej nieszablonowego – generalnie chodzi o to, aby atrakcyjny samiec po usidleniu przestał się obnosić z atrakcyjnością, bo konkurencja nie śpi. Kwestie „bezpieczeństwa pana domu” odgrywają tu rolę drugoplanową i są tak naprawdę pretekstem. Stąd biorą się wszystkie awantury o porzucenie motocyklizmu przez faceta po ślubie. Co ciekawe, spotkałem się z identyczną sytuacją w odwrotnym układzie. Znajomy (niemotocyklowy) trochę się obruszył, kiedy powiedziałem mu, że jego oczekiwania, iż ona odpuści moto, czynią z niego kliniczny przykład samicy. Jeżeli chcecie zgłębić temat, Sigmund i spółka przybliżą szczegóły.
Wnioski z tego dwa. Po pierwsze, mamy już miejsce samochodu we współczesnej kulturze. Nawet, jeżeli będzie to kareta zaprzęgnięta w konie, to ciągle ma ona fuchę woła pociągowego. Po drugie, nawet jeżeli kierowcy tego nie przyznają (ba, mogą sobie z tego nie zdawać sprawy i tak najczęściej jest), to odczuwają pewną niższość, czyli mniejszą atrakcyjność dla płci przeciwnej wobec motocyklisty! Czy słusznie, to już zupełnie inna sprawa. A to zawsze budzi negatywne emocje wobec sprawcy takiego stanu lub przynajmniej wzmacnia je („patrz pan, jakie te motocyklisty wredne / noo, na pohybel waryjatom”).
Do tej pory było głównie o męskim aspekcie poruszanych spraw. Ale jest też i damska strona medalu. Jednak przy atawizmach behawioralnych jest to w większości przypadków bardziej subtelne i rzadziej spotykane. Osobiście nie spotkałem się np. z paleniem gumy na czerwonym przez dziewczynę, nie mniej takie wypadki mogą się zdarzać. W przyrodzie sytuacja odwrócenia dominacji płciowej wcale nie jest rzadka. Tak więc i motocyklistki mogą wykazywać się typowo męskimi (atawistycznymi) popisami. Ale będzie to rzadsze, jeszcze przez jakiś czas...
Za to wszystkie historyczne aspekty społeczno-kulturowe i psychologiczne dotyczą was, drogie panie tak samo, jak facetów. Również was, miłe motocyklistki, co poniektórzy samochodziarze nie lubią tak samo, jak motocyklistów, z tych samych powodów dla których kiedyś chłopi nie lubili konnych. Dawno temu, podczas buntów chłopskich można było być wysadzonym z siodła za pomocą wideł, tudzież cepa dla samego faktu przemieszczania się wierzchem. Natomiast potrzeby wolności i niezależności w przypadku kobiet bywały o tyle zgubne, że niezależne i myślące samodzielnie niewiasty mogły zaprowadzić na stos. Jednym z kluczowych powodów bywało „spółkowanie z diabłem”, tudzież inne równie ważkie przewiny natury seksualnej, dzisiaj klasyfikowane w przedziale erotycznej sci-fi. Pewne pozostałości tego można dostrzec do dzisiaj, np. w całej serii angielskich dowcipów (niezbyt wybrednych) o motocyklistkach. Te o rozmiarówce wibratorów i termosach należą do najdelikatniejszych. Podobnie jak kiedyś, tak i dzisiaj macie trochę bardziej przechlapane od nas. O ile faceci na motocyklach nie są lubiani przez (niektórych) kierowców, to motocyklistki będą nie lubiane również przez panie, które na dwóch kołach nie goszczą nawet. Oto, dlaczego:
- Pan kierowca odbiera motocyklistę jako niebezpieczną konkurencję seksualną, a takich się nie lubi.
- Pani kierowca odbiera motocyklistkę jako niebezpieczną konkurencję seksualną, a takich się nie lubi.
- Pan kierowca odbiera motocyklistkę jako atrakcyjną, ale poza jego zasięgiem, a takich się nie lubi.
- Pani kierowca odbiera motocyklistę jako atrakcyjnego i wcale nie poza zasięgiem, no bo „chłop to żywemu nie przepuści”...
Zaznaczam, że są to jedynie mocne uogólnienia pewnych zasad wynikających ze zwierzęcego dziedzictwa ludzi, przetworzonego do pewnego stopnia przez system kulturowy. Przywoływany już intelekt mamy między innymi po to, żeby zdawać sobie sprawę z istnienia tych mechanizmów. Chcemy tego czy nie, one siedzą w najstarszych ewolucyjnie czeluściach mózgu i działają. Ale my (przynajmniej część z nas) jest ich świadoma i dzięki temu mamy większą szansę na oparcie się im. Wielu z was zapewne zauważyło, że w większych aglomeracjach naszej ojczyzny, kierowcy zaczęli dostrzegać motocykle i robią miły nam użytek ze swoich obserwacji, co było na stronach Ścigacza opisane. To znak, że dorośli na tyle, aby dostrzec opisywane zjawiska i nie dać się im. Czy chcemy być gorsi, niejako na niższym szczeblu drabiny ewolucyjnej? Poza tym, kto chciałby, aby inni po naszym zachowaniu na drodze odgadywali pewne niuanse naszego prywatnego życia? A wierzcie mi, kiedy wiadomo na co patrzeć, nie trzeba wcale widzieć człowieka, aby wiele o nim powiedzieć.
Na koniec jeszcze jedno tytułem wyjaśnienia. Jak zapewne zauważyliście, większości naszych zachowań na drodze (i nie tylko) można przyporządkować jakiś postanimalistyczny, tudzież społeczno-historyczny wzorzec zachowań. Te mechanizmy z jednej strony mogą skłonić ludzi do zachowań destrukcyjnych (np.: wrogość na drodze), z drugiej doprowadziły nas do stworzenia na przykład motocykli, więc nie mogą być wszystkie z gruntu złe! Przez stulecia ludzie świadomi ich istnienia pozbierali miłe i bliskie im grupy schematów zachowań, w twórczy sposób je modyfikując i tworząc tym samym pojęcie stylu. A jak wszyscy wiemy, jazda motocyklem też niesie ze sobą pewien styl. Oczywiście granica pomiędzy trzymaniem się stylu i przekraczaniem go jest często bardzo płynna i będzie dla każdego w nieco innym miejscu. Osobiście uważam, że to dosyć istotne mieć jakiś styl, chociaż można oczywiście mieć to w „głębokim poważaniu”, jak pewien gixerowiec spotkany niedawno na pobliskim rondzie. I naprawdę nie chodzi mi o to, że jechał w t-shircie, ani o to, że w szortach. Nie mam też nic przeciwko otyłości błyskającej spod koszulki i sięgającej do korka paliwa, ani sandałom na nogach. Nie rusza mnie nawet jego kask pstrokaty, jakby przy malowaniu ptak narobił w wentylator. Po prostu uważam, że jazda motocyklem zobowiązuje i nie mogę mu podarować tych skarpetek w sandałach... Takiemu lewej nie podniosę.
A więc powodzenia na drodze i oby jak najrzadziej wychodziły z nas małpy. To pozwoli czerpać większą radość z samej jazdy i wracać szczęśliwie do domu, czego wszystkim nam życzę. Sobie również.
Komentarze 11
Pokaż wszystkie komentarzeten tekst to straszna bzdura, jakieś śmieszne wypociny "motocyklisty", już nie róbcie się na siłe tacy indywidualni, mysle, że wszędzie sa ludzie i ludziska, a to czym kto jeździ, w czym i jak ...
Odpowiedzczy ja wiem, troche racji ma. Bo chyba trzeba przyznac, ze widzac "mlodego" na chinskim skuterku probujacego przyszpanowac "palac lacka" na swiatlach to hm, no smiech nieco bierze...
Odpowiedzmnie zawsze chce sie smiac jak ktos probuje zaszpanować ...
OdpowiedzI prawidłowo. Mnie sie smiac chce jak podjade pod swatla na Ogarze 900 a kolo mnie stanie scig i nie wieadomo co robi. Ale glowa to niknie. chocbym mu w pysk stzrelil to nie zauwazy ze kolo niego stoje. LwG.
OdpowiedzI prawidłowo. Mnie sie smiac chce jak podjade pod swatla na Ogarze 900 a kolo mnie stanie scig i nie wieadomo co robi. Ale glowa to niknie. chocbym mu w pysk stzrelil to nie zauwazy ze kolo niego stoje. LwG.
Odpowiedzheh śmieszne ;] Pozdrawiam
OdpowiedzCiekawie napisany artykul moto-antropologiczny;) a ci co sie tak oburzaja poprostu nie zrozumieli tekstu vide brakuje poczucia humoru
Odpowiedz...................................................................................................
OdpowiedzSuper artykuł - ubaw po pachy ;)
Odpowiedzoj ludzie małego rozumku... Uważacie że bez sensu, bo albo nie rozumiecie, albo nie chcecie pogodzić się ze smutną prawdą. Podłączam się pod opinię, że tekst bardzo dobry. Pozwolę sobie też ...
Odpowiedz