Motocyklem na safari
W roli przewodników Richard Dawkins i Sigmund Freud
Czasami wydaje mi się, że mam cholerne szczęście. Inni wydają pieniądze, poświęcają urlopy i wylewają hektolitry potu, żeby na safari zobaczyć to, co pokażą im przewodnicy. A ja nie muszę! Wystarczy przebrać się z kapci w coś bardziej skórzanego, garnek na łeb i jazda, przewietrzyć rumaka. Richard i Sigmund czekają tuż za bramą.
Nie jedziemy długo i oto po lewej, kilkanaście metrów od nas pawian dumnie prezentuje czerwony tyłek, podtykając go przypadkowym świadkom zajścia pod nosy. Pokazuje wszem i wobec, że jego zad jest najczerwieńszy, największy i może go unieść najwyżej. Małpiszonowi chodzi o to, żeby dać do zrozumienia innym przedstawicielom własnego gatunku, że to właśnie on jest najwspanialszym samcem w okolicy, zatem inni posiadacze czerwonego tyłka nie mają co startować do samic, bo i tak wszystkie będą kopulować tylko nim. Myli się, ale tego nie wie i ta wiedza nie jest mu do niczego potrzebna. Ważne, że poprawił sobie humor. Z ciekawostek zoologicznych, dużo i czerwono z tyłu, najczęściej oznacza mało (krótko) z przodu. O tym czerwonozady też nie wie...
Kilka kilometrów dalej antylopa daje dyla przed lwem. Kociak jest jeszcze młody i średnio się na robocie zna. Powinien już dawno odpuścić, no ale przynajmniej daje antylopie szansę na przeplatanie sprintu pokazowymi skokami. Te urozmaicenia w niczym uciekinierowi nie pomagają, lwa na pewno nie dezorientują, bo miejsce lądowania niedoszłej ofiary jest zawsze bardzo przewidywalne. Zresztą, lwy potrafią skakać i strącać latających kandydatów na posiłek. Panowie antylopy odstawiają te harce, żeby pokazać paniom antylopom, jak są sprawni i jak mogą strasznemu drapieżnikowi na nosie pograć. Znamienne, że gdy robi się naprawdę gorąco, to zapał do pokazów słabnie i pozostaje tylko spier...nie.
Jak komu gul z zazdrości skoczył, że mam fajną miejscówkę, uspakajam. Mieszkam w naszym kraju mlekiem i miodem płynącym, a do najbliższego zoo mam kilkadziesiąt kilometrów. Aha, i nie ma w nim lwów, zaś opisane scenki każdy z nas może codziennie obserwować na naszych drogach. Chociażby jadąc do zoo...
Pierwszy opis ukazuje rytuał demonstracji wyższości samca wobec swoich pobratymców. Zachowanie w naturze dobrze znane, dokładnie i szeroko opisywane przez wszelkiej maści ewolucjonistów, przybierające bardzo różne formy i mające na celu ukazanie szołmena jako najatrakcyjniejszego dla samic. Czy będzie to przytoczony przykład demonstracji czerwonego tyłka, dużego wola na podgardlu, albo stroboskopowego podświetlenia silnika z zadupkiem... Zawsze chodzi nam o to samo: Już z daleka pokazać, jacy „jesteśmy wspaniali, na pewno wspanialsi od pozostałych kolesi, więc wszystkie dziewczyny na bulwarze i we wsi będą nasze". Można oczywiście powiedzieć, że „to nam się po prostu podoba". Taaak, czyli siedzimy godzinami w garażu i wpatrujemy się w nasze błyskające na fioletowo moto? Oczywiście, że nie! My nimi jeździmy i wyobrażamy sobie, jak widzą nas inni. O to właśnie chodzi, czyli o „czerwony tyłek". Zaznaczyć należy, że element świadków mogących „podziwiać" takie zachowania może być zupełnie umowny. To, że na poboczu nie stoją tłumy wiwatujących dziewczyn, i spuszczających głowy z zażenowaniem facetów, nie ma znaczenia.
Podobnie jak w sytuacji, kiedy w lusterkach widzimy zbliżający się katamaran (albo inny motocykl) i gdy tylko dostrzeżemy zamiar wyprzedzenia nas, przyśpieszamy. To nic, że właśnie wchodzimy w serię zakrętów i chociaż szybkość wcale tego nie uzasadnia, zejdziemy na kolano. A co, niech wszyscy widzą, kto przed lamerem śmiga... Coś Wam to przypomina? Zgadza się, drugi opis ukazujący... rytuał demonstracji wyższości samca wobec swoich pobratymców. Z tą różnicą, że w tym wypadku niczym nie „błyskamy", tylko demonstrujemy swoje przymioty wobec potencjalnego zagrożenia, podnosząc nieco jego poziom. Też to miałem.
W ten sposób można długo... Oto koleś, co musi wyprzedzić każdego, kogo zobaczy przed sobą. A czy ktoś wie, jak zachowuje się pies na spacerze po otwartej przestrzeni, jak dojrzy biegnącego zająca? Poleci za kicakiem, choćby był najedzony po końce szpiczastych (albo i nie) uszu. No chyba, że mu smycz (plecaczek?) nie pozwoli. To też miałem.
Oto wielbiciel wydechu „track use only". Dodatkowe 3 koniki w niczym mu nie pomogą, po prostu lubi, kiedy cała dzielnica go słyszy. Chciałem to mieć, ale minęło zanim zrobiłem prawko. Tutaj rodzime porównanie, czyli „jeleń na rykowisku". Zwierzakowi służy to do wabienia samic (wśród saren też są blachary) i odstraszania rywali, a że przy okazji wilki go namierzą to sprawa nieistotna. Przynajmniej dopóki nie usłyszy ich wycia. I proszę mi nie opowiadać o bezpieczeństwie wynikającym z lepszej słyszalności głośnego, basowego wydechu. Odsyłam do podstaw akustyki. Szukajcie pod „efekt Dopplera" i charakterystykami słyszalności wysokich i niskich tonów.
Tuż obok egzemplarz palący gumę na czerwonym. Cóż, wśród szympansów zdarza się, że jak jakiś samiec nie jest w stanie zademonstrować swojej wyższości w bardziej typowy sposób (bo by po łbie dostał), to ustawia się dolnym zakończeniem pleców przed kolegami i puszcza... sami wiecie, co. Smrodu nikt nie lubi, więc inni odchodzą (zamykają szyby w autach), co bardzo śmierdziela cieszy, wszak inni oddali mu pole. Tego nie miałem.
Naprawdę można tak długo, jeśli interesują was powody, dla których ten młodzian w golfie zmusza innych do wleczenia się za nim - poczytajcie o zachowaniach słoni. Po co temu kolesiowi na „harym" te frędzle, flagi i proporczyki ważące więcej niż sam motocykl - wiedza o pawiach się przyda (takie ptaki, nie efekt imprezy). A ten niewysoki facecik, co to walczy o życie na GSie - pogadajcie z hodowcami drobiu ozdobnego, ze wskazaniem na koguty liliputy. Itd., itp.
Takie zachowania w uczonych pismach mają swoją zbiorczą nazwę atawizmów behawioralnych, czyli zespołów zachowań odziedziczonych po ewolucyjnie (choć nie tylko) dalekich przodkach. Rzecz jasna, dotyczą one nie tylko motocyklistów, co już zasygnalizowałem. Warto wrócić uwagę, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy paranoicznie głośnym wydechem w czyimś moto, a kilowatowym „systemem" car audio wykorzystującym pełną moc do zaznajomienia okolicy z nową wersją „UmcUmcUmcBum". Co do swojej istoty jest to takie samo działanie. Wprawdzie wykonywane przy użyciu różnych narzędzi, jednak ciągle mówimy o tym samym „czerwonym tyłku", czy „jeleniu na rykowisku" - porównanie z podręcznikowym kiczem zamierzone.
Oczywiście nie da się ich zupełnie pozbyć, motocyklista też człowiek, i jako ludzie tacy właśnie jesteśmy. Nie ma się co wstydzić pochodzenia. Gorzej, gdy pozwalamy naszemu dziedzictwu kierować nami w zastępstwie intelektu. A przy prędkościach znacznie wyższych niż przewidziane przez ewolucję, może to być niebezpieczne. Są oczywiście ludzie, którzy nauczyli się nad tym panować, zanim wyjechali na drogi i chylę przed nimi nisko czoło me (naprawdę, bo jest za co). Niestety większość z nas i ja w tej liczbie, potrzebuje nieco czasu, a czasem i bólu na uświadomienie sobie istnienia tych mechanizmów. Niestety sam fakt zdania sobie z tego sprawy nie gwarantuje, że przestaniemy im ulegać, ale będzie to początek drogi do stania się lepszym niż się było, tak motocyklistą jak i człowiekiem. Oczywiście nigdy nie pozbędziemy się naszych atawizmów w stopniu całkowitym. Przyznam bez bicia, sprzęty którymi jeździłem nigdy nie były całkiem seryjne. Przemalowanie calutkiej maszyny na czarny mat to też forma demonstracji. Jakby dobrze poszukać, jakieś zwierze ze mnie wyjdzie. Cóż począć...
I na koniec jeszcze jedna sprawa. Jak widać, można zrobić z siebie zwierzę zarówno na dwóch, jak i na czterech kołach. Z jakiegoś jednak powodu wszelkie pejoratywne przymiotniki kojarzone z takimi zachowaniami znacznie trwalej przyklejają się do motocyklistów. Zastanawialiście się kiedyś, czemu, skoro jak zapewne sami zauważacie, nie są właściwe wyłącznie nam? Można oczywiście stwierdzić, że motocykl jest pojazdem ułatwiającym do pewnego stopnia zwrócenie na siebie uwagi. A to z kolei przyciąga amatorów taniego poklasku. Za cenę dziesięcioletniej Hayabusy nie kupimy nawet prawie dobitej dziewięćset jedenastki, a szyku zadamy jednym i drugim podobnie. Ale to niewystarczające tłumaczenie i teorie budowane tylko na tym i samych atawizmach behawioralnych byłby trudne do obrony. Z pomocą może nam przyjść to, co odróżnia ludzi od dalekich przodków, wspomniany już intelekt. To, co nosimy w głowach, pozwoliło na wytworzenie środowiska kulturowego, jakości zupełnie nowej w świecie materii ożywionej. Chcemy tego czy nie, przesiąkamy schematami zachowań, systemami wartości i skojarzeniami, które były przed nami w miejscu, w którym żyjemy, z rzadka jedynie coś dodając, jeszcze rzadziej zmieniając. Jeżeli uzupełnimy dotychczasową wiedzę o dokonania wynalazcy cichych gabinetów z leżankami, na których gotówkę zostawiają cierpiący na jej nadmiar połączony z niedoborem sensu istnienia, sprawa nieco się wyjaśni. Ale to już w kolejnym artykule.
Tytułem postscriptum: Znacie kogoś, kto jeździ motocyklem i potrzebuje psychoanalityka? Ja też nie. Podobno w USA jest nawet porzekadło, że przed gabinetami psychoanalityków nie parkują motocykle. Za czasów Freuda nie było motocykli, więc jego działalność można było jakoś uzasadnić, ale teraz?
Komentarze 12
Pokaż wszystkie komentarzeArtykuł rewelacja. kupa śmiechu i pełen relaks po przeczytaniu. Ci co się rzucają nie umieją nabrać dystansu do tego co czytają ( jak do czegoś nie dorośliście to nie czytajcie- to jest poważne ...
OdpowiedzDawno się tak nie ubawiłem. Po prostu płakałem ze śmiechu. A najlepszym epilogiem są komentarze. :D Autorowi gratuluję "pióra", a kto nie zrozumiał, to i tak nie zrozumie. Pozdrawiam
OdpowiedzMyślałem, że to będzie artykuł o safari na motocyklu, z serią pięknych foto z afrykańskiej sawanny. Rozczarowanie. Nasuwa się pytanie "co autor miał na myśli"- jaki jest sens pisania takich ...
OdpowiedzI pewnie pomyślałeś że Dawkins i Freud to na prawdę nazwiska lokalnych przewodników...
OdpowiedzNo własnie problem w tym, że nic nie skumałeś ;)
Odpowiedzhttp://www.scigacz.pl
Odpowiedza może autor tekstu przytoczyć fragment publikacji na temat charakterystyki słyszalności wysokich i niskich tonów i ich ujęciu w zagadnieniu efektu Dopplera? xD :D ? Nie lubię zbyt głośnych ...
OdpowiedzMożesz mi kolego wyjaśnić co ma zdjęcie mojej CBRy z aerografem do tego artykułu? Czy uważasz, że takie dzieło to jakieś wieśniactwo czy lansiarstwo, bo wg mnie to odejście od ujednoliceń i ...
Odpowiedzzanim pojedziesz autorowi jeszcze raz, weź ten wspomniany lód, a poźniej jeszcze rozpędź się i uderz głową w ściane. Przeczytaj tekst dokładnie, autor pisze, że przemalował swój motocykl na czarny mat. Jedni mogą uważać, że Twój aerograf jest super, a inni że wiocha. W przypadku czarnego matu (na fajnym moto, dobrze położony lakier) nie ma mowy o wiosce. Jest tylko szyk. A mimo tego autor SIEBIE nawet określił, jako jakiś lansiarz itp itd. Więc wyluzuj. Po drugie, czy odejście od ujednoliceń i standardów nie jest w pewnym sensie lansiarstwem? (i w dobrym i w złym sensie - zależy od wykonania)
OdpowiedzWeź chłopaku idz do kuchni, tam powinienes mieć lodowke, a w niej lod. Napchaj go w majty, to moze ocholoniesz troche. O ile zrozumialem chodzi w artykule o antropogeniczne podstawy dla ktorych kazdy chce sie wyroznić. Jedni robią to wieśniacko, inni na bogato.
Odpowiedz