Motocykle, którymi chcesz się przejechać przed śmiercią
Tytuł tego artykułu miał brzmieć "Motocykle, na których najfajniej byłoby się pożegnać z tym okrutnym światem i przejechać przez Perłowe Wrota na pełnej bombie". Niestety jednak redaktor naczelny miał wątpliwości, a podobno muszę się go słuchać. Czy jakoś tak. Szczerze mówiąc nie był on przesadnie zachwycony faktem wypuszczenia mnie bez smyczy, tryskającego idiotycznymi metaforami, ale ustaliliśmy, że tym razem się nie wtrąca. Ok, zatem. Nikt nie chce lądować w dębowym pudle z przejażdżką egzaminacyjną CBF i Dragstarem od wujka na koncie. Bo to tak, jakby za życia było się na wakacjach tylko w Kołobrzegu. Nie sądzę, aby ktokolwiek czerpał przyjemność z obserwowania emerytów nie radzących sobie z ościami przy obiedzie. Dokonanie żywota nie przejechawszy sie czymś totalnie spektakularnym także jest mało interesujące. Przedstawiamy wam kolejną publikację z cyklu "Lepiej napisalibyście jak zejść na kolano, a nie takie bzdury!".
Najbardziej żywy będziesz najbliżej śmierci
Każdy, kto skoczył na bungee, leciał myśliwcem szybciej od dźwięku czy zabrał się za czytanie "Co z tym życiem?" Kingu Rusin wie, że człowiek czuje się najbardziej żywy o krok od śmierci. To z kolei prowadzi nas wprost przed Kawasaki ZX-10R 2004. Dziesiątka na tle wszystkich innych litrów jest jak talib w kamizelce z dynamitu na korporacyjnym bankiecie typu "garnitur + krawat". Oczywiście, są szybsze rzeczy. BMW S1000RR wciąga Kawę nozdrzami. CBR1000RR jest bajecznie bardziej praktyczna i komfortowa. Jednak w momencie, kiedy odkręcisz dozownik strachu po prawej stronie kierownicy, staną się rzeczy, których doświadczają ludzie za chwilę mający zostać zjedzeni przez niedźwiedzia lub przymocowani do przodu pociągu. Dzikość tego motocykla jest fenomenalna. Za każdym razem, kiedy dodajesz gazu, masz wrażenie, że jedynym zadaniem motocykla nagle stało się sprawienie, abyś narobił w spodnie.
Skoro już o tym mowa, znacie V-Maxa? Nowy owszem, ma 200 KM, ale to nadal bezsensowna zabawka dla wysoko postawionych prezesów, których jedyną szansą na seks jest płacenie za niego. Niemniej jednak warto się nim przejechać przed śmiercią. O ile oczywiście nienawidzisz swojej śledziony i stawów ramiennych. Prawdziwym biletem do nieba jest stary V-Max. Pamiętacie swoje stare składaki? Pamiętacie poczciwego Wigry 3, z kawałkiem plastiku przy kole i kolorowymi kulkami w szprychach? Wyobraźcie sobie, że ktoś postanowił zamontować do niego 145 konny silnik. I pozwolił temu jeździć po publicznych drogach. Nie chodzi tu o moc, której notabene w tamtych czasach nie miały superbike'i. Chodzi o to, że kiedy silnik stał już na taśmie produkcyjnej, ktoś powiedział: "No dobra panowie, jakie mamy jeszcze części? Z Yamahy XJ550? Dobra, dawać je, będzie dobrze". W ten sposób powstał motocykl o kartoflanym zawieszeniu, hamulcach z tektury i diabelskim silniku, a taka kombinacja sprawia, że tak na prawdę to V-Max jeździ tobą.
Niezakłócona idylla
Czasami nie chodzi o motocykl. Czasami chodzi o obraz. O pełną harmonię wielu elementów składających się na dwukołową nirwanę. Nie chcę pisać o Harleyach, bo osobiście nie lubię gdy coś wibruje między moimi pośladkami z monstrualną intensywnością i przypieka mi genitalia, ale fakt jest taki, że jeśli kiedyś będzie ci dane być w USA i jechać przez Monument Valley o zmierzchu, chcesz to robić na Harleyu. Nie ma znaczenia jakim. Choć nie do końca. Przed śmiercią musisz zrobić rzecz następującą: Udaj się do dealera HD. Są oni wzorem do naśladowania jeśli chodzi o jazdy próbne. Przejedź się kilkoma modelami, a na koniec przejedź się V-Rodem Muscle. Łyżka miodu w słoju dziegciu, złote dziecko, nazwij to jak chcesz. Od zawsze utożsamiałem Harleye z tatuażami z henny i dentystami. Muscle rozpala gumę na tym wizerunku i zaskakuje jak nic innego.
Poszukujemy emocji, wspomnień i tego silnego uczucia chwytania za serce. Jeśli twoją wizją motocyklowego spełnienia od zawsze było snucie się po sycylijskich bocznych drogach z panną na tylnym siedzeniu, z którą wieczorem będziesz uprawiał dziką miłość przy akompaniamencie zachodzącego słońca, musisz, po prostu musisz wybrać Ducati. Problem w tym, że każde Ducati się do tego doskonale nadaje. Może oprócz Paso, wyglądające jak motocykl, którego jeszcze nie wypakowano z pudła. Odpowiedź przychodzi zaskakująco łatwo - 916. To Don Ducati, to ojciec chrzestny, geneza rodu i prowodyr gatunku. I tylko wyobraź sobie je zaparkowane po kamiennym domem nad morzem...
Dziwne rzeczy
Ludzi z niewiadomych przyczyn pociągają rzeczy dziwne i kuriozalne. Dokładnie dlatego program "Rozmowy w toku" nie został jeszcze zdjęty z anteny. Podobnie działa to także z motocyklami. Zanim ja "wyloguję się z serwera" chce zaliczyć coś na prawdę dziwnego i niespotykanego. Np. Hondę NR750. To bezapelacyjne najdziwniejszy motocykl w dziejach. Aby go mieć, musisz zarabiać na życie byciem szejkiem. Cztery cylindry, a w nich cztery owalne tłoki, z których każdy ma dwa korbowody. Do tego 32 zawory w głowicach. To tak, jakbyś miał szczeniaczka z dziesięcioma łapami, dwoma głowami, który się cieszy i merda swoimi siedmioma ogonami. Oczywiście jazda tym wynalazkiem to jedno. Ja wstawił bym go do gabloty, zanudzał wszystkich moich znajomych opowieściami o owalnych tłokach i nie pozwolił im iść do domu. NR750 to dziwactwo, ale na swój sposób spektakularne. A chcemy czegoś prawdziwie idiotycznego. Takich motocykli jest sporo. Morbidelli V8 jest tak ordynarnie, "mózgorozwalająco" ohydny, że samo patrzenie na niego można uznać jako sukces, ale V8 o pojemności 848 cm3, wsadzone w motocykl? To po prostu musi być interesujące. Zawsze byłem też ciekawy jak jeździ się motocyklem zbudowanym z dwóch tyłów motocykli rozbitych w wypadku, czyli Bimotą Tesi 2D.
Nowe czasy
Smucimy o starych, dobrych czasach, nostalgicznych motocyklach, którymi chcemy jeździć po Toskanii, czy pustych autostradach i brzmi to tak, jakby w aktualnej ofercie koncernów niebyło nic, co koniecznie trzeba sprawdzić nim przyjdzie po nas ponury żniwiarz. Wszyscy już o nim pisali. Nawet redaktorka naczelna "Gali" chce napisać o nim książkę. Ducati Panigale. Po pierwsze - to motocykl, który wygląda jak wychodząca spod prysznica Miranda Kerr. Po drugie - technologia wykorzystana w tym motocyklu czyni ze Stephena Hawkinga piegowatego, rozczochranego uczniaka zagrożonego z wszystkich przedmiotów. Dawno żaden motocykl nie wzbudził takiego masowego pożądania. Zresztą, 195 KM i 188 kg na mokro? Błagam. Kolejny motocykl to czysta logika. Wystarczy spojrzeć na dane techniczne, aby chcieć się nim przejechać. Moim zdaniem, i wiem, że znów padnę pod ostrzałem oskarżeń o dziennikarską sprzedajność i nierzetelność, kiedy tyle rzetelnych dookoła, ale to nie ma znaczenia. Są wszystkie inne motocykle i jest BMW K1600GT. Nie dziwi mnie ani trochę, że Niemcy zajadają się największym kawałkiem tortu motocyklowej gry. Masz moment obrotowy zdolny wyburzać budynki. Masz system i-Drive (serio) i regulowane wszystko. Możesz ganiać po zakrętach jak niemądry czymś, co ma podobne gabaryty jak Toruń, a w międzyczasie słuchać muzyki ze stereo grającego lepiej niż cały Media Markt. Wspominałem, że przyspieszenie z 80 km/h do 130km/h zajmuje jedną sekundę?
Rachunek sumienia
Nawet nie liznęliśmy tematu. Motocykle mają to do siebie, że istotą ich powstania było generowanie emocji, uczuć i radochy. Niektóre robią to lepiej, inne gorzej. Ktoś może być księgowym, którego absolutnym zenitem żywota będzie przejażdżka Hondą Shadow z sakwami i karimatą. Odejście od świata żywych z takim dorobkiem będzie dość słabe. Zresztą, co powie Św. Piotr? "Pierwsze drzwi w lewo - nudziarze"? Każdy ma własną listę "oblatać przed śmiercią". Jesteśmy ciekawi twojej.
Komentarze 34
Pokaż wszystkie komentarzeNAjbardziej fajansiarski ale pożądany sprzęt na Polskich wsiach to oczywiście JAMAHA ER ŁAN. Pomijając fakt że od JAMAHY to najlepsze są keyboardy to warto by było tu o niej wspomnieć ;)
OdpowiedzLepiej napisalibyście jak zejść na kolano, a nie takie bzdury! żartuję. pozdrawiam hejterów:) dobry tekst. boczo, fajny jesteś! (spokojnie, jestem dziewczyną ;))
OdpowiedzO czym jest ten felieton? Poza porównaniami i retoryką w stylu Clarksona, nie znalazłem w nim ANI jednej "informacji", której bym wcześniej nie wiedział.
OdpowiedzProszę Was.... to są legendy ??? ikony 2kółek ? ale żeście pojechali ? a gdzie legenda - Hayabusa ? jeszcze troche i elektryki bedziecie "uwieczniać". ZawiedzionyGONZO
OdpowiedzJeszcze brakuje tu całej masy motocykli - RG 500, GPZ 900, Z1300, Sokół 1000, Munch Mamut i wielu, wielu innych...
OdpowiedzMasz rację, Hayabusa powinien być na pierwszym miejscu. Marzę o nim i śnię. Jestem kobietą, ale i tak kiedyś będzie mój ;-)
OdpowiedzJa bym chciał pojeździć po równym asfalcie i zakrętach bez piachu. Po co mi Ducati na drodze z koleinami
Odpowiedzhorex albo norton i wystarczy
Odpowiedz