tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 MotoAfryka2005 - strona 3
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

MotoAfryka2005 - strona 3

Autor: Maciej Swinarski, Wojciech Cie¶lak 2007.12.19, 13:43 4 Drukuj

Tanzania

Wojtek: Tanzania przywitała nas ulewą, jakiej jeszcze w życiu nie widzieliśmy. Z nieba leciała ściana wody. Korzystając z chwili przerwy w deszczu, zapakowaliśmy szybko motocykle na prom z Bukoby do Mwanzy i przepływając przez jezioro Wiktorii zaoszczędziliśmy obolałej Ani kilku dni jazdy po bezdrożach. W Mwanzie przesiadka na pociąg i po 40 h dotarliśmy do największego miasta w Tanzanii - Dar Es Salaam. Wszystko poszło ekspresowo i pięknie... poza faktem, że nasze motocykle w wagonie bagażowym zostały przysypane stertą suszonych rybek i mebli. Suszone rybki to nasi starzy znajomi z Ukrainy - obowiązkowy dodatek do piwa Baltickoje.

NAS Analytics TAG

Z pociągu jedziemy na południowe plaże Dar Es Salam. Biały piasek, niebieska woda Oceanu Indyjskiego i granatowe niebo, na którego tle rozpościerają się korony palm kokosowych. Dotarliśmy do miejsca, gdzie kręcone są reklamy Bounty.

W Dar Es Salam zostawiliśmy na tydzień nasze kochane TTR-y i wyruszyliśmy autobusem do Arushy. Stąd organizowane są słynne safari w Serengetti. Ta niekończąca się równina to jedyny w swoim rodzaju park, gdzie co roku ma miejsce gigantyczna wędrówka stad zebr i antylop Gnu. Moja obsesja zobaczenia wielkiej migracji została zaspokojona. Jedziemy dżipem pomiędzy tysiącami galopujących zwierząt. Nasz przewodnik częstuje nas dziwnym papierosem, po którym słonie pojawiają się nawet w naszych namiotach. Odwiedzamy jeszcze krater Ngorongoro, który zamieszkują przedstawiciele wszystkich gatunków drapieżników afrykańskich. Udaje nam się „zaliczyć" wielką piątkę, czyli nosorożca, leoparda, bawoła, lwa i słonia.

Po 4 dniach ekscytującej przygody z lwami, płyniemy na Zanzibar. Wypożyczamy skutery i robimy rundkę po wyspie. Nurkujemy z delfinami, odwiedzamy plantacje przypraw, wchodzimy na palmy kokosowe, kąpiemy się na pieknych plażach no i w ramach diety obżeramy się owocami morza. Odwiedzamy też dom, w którym urodził się Fredie Mercury.

Tak na zwolonionych obrotach upłynęły nam 4 tygodnie wakacji. Anię odstawiamy na lotnisko w Dar Es Salam i już we dwójkę ruszamy na podbój Mozambiku. Jedziemy na południe i znowu zaczyna się to co tygrysy lubią najbardziej: enduro, gleby i gumy.

Mozambik

Maciek: Po Etiopii najbardziej cieszyłem się właśnie na Mozambik. Już na granicy zrobiło się wesoło. Okazało się, że celnik gdzieś zniknął, ale "napewno wróci wieczorem, bo tu mieszka". Sympatyczny urzędnik pojechał na górkę oddaloną o 10km, skąd mógł do niego zadzwonić i poinformować, że czekamy. Pole pole znaczy spoko spoko. W Afryce trzeba się wyluzować. Późnym popołudniem celnik wraca na stanowisko pracy. Odprawiamy się, wrzucamy motocykle na małą łódkę i przeprawiamy się przez rzekę Ruvuma do Mozambiku. To moje ulubione przejście graniczne. Szybka odprawa w lepiance w buszu i jedziemy dalej. Mozambik to była kolonia Portugalska, więc ludzie są jeszcze bardziej wyluzowani i otwarci niż w byłych koloniach brytyjskich. Pozują do zdjęć, tańczą i mają z nas bekę.

Pierwszą noc spędzamy w buszu. Przed wyjazdem czytałem ostrzeżenie o głodnych lwach grasujących w tej okolicy. Wojtek śpi z odbezpieczonym gazem, a ja z otwartym scyzorykiem. Przypominamy sobie nauki McGuivera i budujemy przenośne WC, dzięki któremu nie musimy w nocy wychodzić z namiotu za potrzebą.

Jedziemy fajnymi trasami wzdłuż oceanu na południe w kierunku pierwszej stolicy Mozambiku - Ilha de Mocamibique. Na wyspę wjeżdża się długim, wąskim mostem, który wygląda jak by prowadził do raju. Panuje tu wszechogarniająca atmosfera luzu i lenistwa. Poznajemy czterech pięciolatków, z którymi włóczymy się wśród pięknych kolonialnych budowli. Chłopaki dają nam pokaz Capoeiry - coś pomiędzy tańcem, a sztuką walki.

Dowiadujemy się, że przejazd na motocyklach przez Zimbabwe jest niemożliwy z powodu braku paliwa w tym kraju. Modyfikujemy trasę i jedziemy do Malawi.

Malawi

Wydawało mi się, że wizę do tego kraju będziemy mogli otrzymać na granicy. Jednak okazało się to niemożliwe. Dowiedzieliśmy się o tym już po odprawie mozambijskiej. Utknęliśmy więc na ziemi niczyjej. Szefem odprawy celnej w Malawi jest wyjątkowo antypatyczny koleś. Facet był kompletnie pijany, co jest rzadkością w Afryce. Oświadcza, że za łapówkę może nam wystawić pozwolenie na przejazd do stolicy, gdzie będziemy mogli załatwić wizy. Jeszcze trzeba bylo być dla niego miłym, bo szybko tracił panowanie nad sobą. Na widok grupy Mozambijczykow dostał z jakiegoś powodu szału, wykopał ich i kazał przyjść następnego dnia.

Malawi to duża odmiana w porównaniu do północnego Mozambiku. Z buszu wjechaliśmy do kraju przypominającego Szwajcarię. Idealny asfalt. Wzdłuż drogi zadbane plantacje herbaty i tytoniu.

Jedziemy nad jezioro Malawi, a potem do stolicy - Lilongwe. Tutaj mamy kolejne atrakcje. Prawie cała Afryka za nami, więc jesteśmy zbyt pewni siebie i tracimy czujność. Wieczorem wychodzimy na miasto. Pomyliliśmy autobusy, więc wysiadamy w jakiejś ponurej dzielnicy. Nic sobie z tego nie robiąc idziemy i głośno gadamy. Nagle czuję, że ktoś mnie zaczyna dusić. Od przodu atakuje mnie jeszcze jeden gość. Na Wojtka rzuca się trzeci. Ja walę tego z przodu i napieram na tył. Wojtek okłada tego, co mnie dusi. Tak się chwilę szamoczemy. Kolesie w końcu uciekają grożąc nam na do widzenia maczetą. Cudem udaje się nam wyjść z tego bez większych obrażeń. Tylko Wojtek ma na plecach szramę po nożu. Następnego dnia czytam w przewodniku, żeby omijać to miejsce z daleka, bo słynie z napadów. Cała akcja była, więc na nasze własne życzenie.

Po zalatwieniu wiz jedziemy w kierunku Zambii. Po drodzę trafiamy jeszcze na wyjątkowo upierdliwych policjantów, którzy próbują od nas wyciągnąć kasę. Z mieszanymi uczuciami wyjeżdżamy z tego pięknego kraju. Jeszcze tu wrócimy!

Zambia

Cel Livingstone - stolica sportów ekstremalnych. Mamy w planie skoczyć na bungee. Na samą myśl o tym robi mi się słabo. Żeby przypadkiem nie zmienić zdania, najpierw płacimy za skok, dopiero potem idziemy na most. Widok jest niesamowity. 111 metrów pod nami wije się w kanionie piekna rzeka Zambezi. Za nami potężne wodospady Wiktorii. Po kolei stajemy na krawędzi mostu. Jestem gotowy na śmierć. Na hasło 1, 2, 3, BUNGEE rzucam się w przepaść - wawawewa! Maksymalny czad!

Wojtek: Maćka motocykl ma problemy z elektryką. W czasie deszczu gaśnie. Po wyschnięciu znowu odpala, aby po wjechaniu w dużą kałużę zgasnąć ponownie. Miejscami staliśmy zupełnie bezradnie czekając w strugach deszczu, aż aura się zlituje. Pchałem Maćka z motocyklem nogą do pobliskiego domu lub budki, w której można było wysuszyć motocykl. Niestety zaczęła się pora deszczowa i tego typu sytuacje powtarzały się coraz częściej.

Namibia

Namibia przywitała nas burzą i huraganem, jakiego w życiu jeszcze nie widziałem. Jechaliśmy oboje w kierunku ciemnego granatowo-szarego nieba przecinanego błyskawicami. Zbliżaliśmy się do naprawdę konkretnej burzy. Mając na uwadze doświadczenia z Zambii wiedzieliśmy oboje, że nie możemy się zatrzymać. Po kilkudziesięciu kilometrach wjechaliśmy w samo centrum ulewy. Lało tak jakby wylewano na nas wodę wiadrami. Wichura rzucała motocyklami w czasie jazdy, a my nie mogliśmy się zatrzymać. Jakoś udało się przejechać to piekło, a motocykl nie zgasł! W nagrodę za nasza dzielną jazdę postanowiliśmy przenocować nad rzeką Okavango w towarzystwie hipopotamów, które w nocy buszowały koło namiotów.

Kolejny przystanek na drodze do Cape Town to pustynia Namib i znane na całym świecie, wielkie czerwone wydmy. Spacerujemy grzbietem słynnej wydmy nr 44 i nie możemy uwierzyć, że udało nam się tutaj dojechać. W pobliżu wydm spotykamy Japończyka na Hondzie 250 XR, który ma za sobą też niezła trasę. Na tym małym motocyklu przyjechał z Indii przez Afrykę Zachodnią. Po drodze klilka remontów silnika, napady i szpitale, ale jest szczęśliwy.

Republika Południowej Afryki

Maciek: Namibia i RPA to już zupełnie inne kraje od tych, przez które dotychczas jechaliśmy. Praktycznie nie widać tu rodowitych Afrykańczyków. Jest tu równie pięknie, ale brakuje tej wesołości i pogody ducha, którą mieli mieszkańcy „czarnej" Afryki. Ludzie mówią tu językiem zupełnie nie pasującym do tego kontynentu: gutmorgen, danke. Każdy skrawek ziemi, nawet na pustyni, jest ogrodzony drutem kolczastym.

Jest szansa, żebyśmy zdążyli na święta do domu, więc postanawiamy trochę przycisnąć. Motocykl Wojtka przypomina sobie o lekkim zatarciu silnika w Egipcie i zaczyna się dziwnie zachowywać. Z silnika dochodzą niepokojące odgłosy. Olej wylewa się litrami przez komorę filtra powietrza. W moim motocyklu łańcuch szura po ziemi i czuję, że zaraz pęknie.

22.XII.2005 stajemy pod tabliczką Cape Town. Huraa! Każdy z nas miał parę razy chwile zwątpienia, a jednak udało się! Wzruszeni gratulujemy sobie nawzajem. Czujemy, że to co nam się przytrafiło przez ostatnie 105 dni było niesamowite. Jesteśmy strasznymi szczęściarzami.

Przypadkiem poznajemy motocyklistę Klausa, u którego możemy przenocować. Wieczorem świętujemy w trójkę zakończenie naszej podróży. Następnego dnia nadajemy nasze motocykle na cargo i kupujemy bilety do Polski. 24.XII lądujemy w Warszawie. Zimno, kolory zniknęły, taksówkarz nas zbluzgał - już tęsknimy za piękną Afryką i jej pogodnymi mieszkańcami. W drodze snujemy wizje następnego wyjazdu. Z pociągu trafiamy prosto do wigilijnego stołu - w końcu coś trzeba zjeść;)

Zapraszam na stronę www.MotoAfryka.prv.pl do obejrzenia filmu z tej wyprawy.

PAPIERY

Carnet de Passage en Douane (CDP) - dokument celny zezwalający na tymczasowy import pojazdu do większości krajów na naszej trasie. Koszt samego dokumentu to około 800zł. Kaucja, którą odzyskuje się w całości po powrocie to 10.000zł za 2 motocykle. Więcej informacji w PZM Travel.

Wizy - przed wyjazdem załatwiliśmy kilka wiz (do Sudanu włącznie). Resztę załatwialiśmy w stolicy kraju poprzedzającego ten, do którego potrzebujemy wizę. Średni koszt wiz to około 50$ za kraj.

KOSZTY

Wbrew pozorom Afryka nie jest tania. Ceny na naszej trasię bardzo się różniły. Przykładowo za litr paliwa płaciliśmy od 60groszy w Egipcie do 8zł w Mozambiku i Zambii. Średnio 900$ na miesiąc to przyzwoity budżet na beznynę, spanie i duże porcje jedzenia i picia. Na typowo turystyczne atrakcje takie jak safari, bungee jumping, rafting trzeba przygotować 600$. Sporo kosztował nas powrót. Był to okres świąteczny i dodatkowo Cape Town nie jest najlepszym miejscem do znalezienia okazji. Bilet pasażerski kosztował 1000$. Bilet motocyklowy na cargo lotnicze 1000$.

22 rpa capetown-020
cyfra etiopia moto
cyfra john z rpa1
Motocyklista John z RPA
cyfra john z rpa2
Motocyklista John z RPA
cyfra mozambik ludzie
cyfra namibia japonczyk
Japonczyk na XR250R spotkany w Namibii
cyfra etiopia maratonwroclaw
O tym jak dotarla tu ta koszulka mozna by nakrecic film
yamaha
nitro
NAS Analytics TAG

Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    na górê