tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 MotoAfryka2005
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

MotoAfryka2005

Autor: Maciej Swinarski, Wojciech Cie¶lak 2007.12.19, 13:43 4 Drukuj

Historia zaczęła się mniej więcej dwa lata temu, bo wtedy postanowiliśmy że jedziemy na motocyklach przez Afrykę Wschodnią do Cape Town

Zdjęcia: Wojciech Cieślak; Rysunki: Maciej Swinarski

NAS Analytics TAG

Trasa:
Polska ->Ukraina -> Rosja -> Turcja -> Syria -> Jordania -> Egipt -> Sudan -> Etiopia -> Kenia -> Uganda -> Tanzania -> Mozambik -> Malawi -> Zambia -> Namibia -> RPA

Start

Maciek: Jest luty, 2006-go roku. Siedzę właśnie w szpitalu w Gdyni. Mam malarię - wcześnie wykrytą, więc nic mi fizycznie nie grozi. Za to psychicznie totalna trauma. Dzisiaj w nocy dostałem ataku paniki. Spocony biegałem po szpitalu i próbowałem się wydostać. W oknach kraty, ręce się trzęsą, serce wali. Bałem się, że zwariowałem i że mi to zostanie. Czułem się jak „toporowy" Lokator. Powodem mojego dziwnego stanu są leki przeciwmalaryczne, których skutkiem ubocznym jest dziwne działanie na psychę.

 Cała historia zaczęła się mniej więcej dwa lata temu, bo wtedy postanowiliśmy z moim kolegą Wojtkiem, że jedziemy na motocyklach przez Afrykę Wschodnią do miasta o magicznej nazwie Cape Town. Pierwotnie planowaliśmy pojechać na Syberię, ale e-mail od Kloszarda z fotkami z Afryki Wschodniej strasznie nakręcił nas na ten kontynent.

Ruszyć mieliśmy 11 września, więc zostało nam pół roku na zorganizowanie tej wyprawy. Jest to trasa dość popularna, więc w Internecie można znaleźć na jej temat mnóstwo informacji. Zrobiłem długą listę zadań na najbliższe pół roku: przygotowanie motocykli, lista części zapasowych, szczepienia, wizy, zdjęcia, mapy, waypointy, itd. Było tego dużo, więc z prawdziwą satysfakcją odhaczałem kolejne wykonane zadania. Największym problemem było oczywiście zdobycie kasy. Moje początkowe wyliczenia, które przedstawiłem Wojtkowi, okazały się perfidnym kłamstwem. Wojtek i Kloszard mieli jeszcze spory wydatek pod tytułem „kupno jedynej słusznej padaki w kolorze niebieskim" o wdzięcznej nazwie Te-Te-Era.

Nadszedł dzień wyjazdu. Rodzina i znajomi wprowadzili atmosferę paniki. Był płacz i zgrzytanie zębami - niektórzy byli przekonani, że jedziemy na pewną, powolną i bolesną śmierć. Za dwa miesiące, podziwiając piękny zachód słońca i pijąc Tuskera, w knajpie o nazwie Fredie Mercury ma wyspie Zanzibar, będziemy się z tego śmiali.

Dojazd do Afryki, czyli enduro nie penia

Według planu mieliśmy jakieś 2 tygodnie na w miarę szybki tranzyt do Afryki. Aby urozmaicić dojazd postanowiliśmy jechać przez Ukrainę, Rosję i Gruzję. Pierwszy etap gry MotoAfryka okazał się jednak dość trudny - jakaś nieprzyjazna siła chciała nas zniechęcić.

Pierwszego dnia, kiedy dojechaliśmy do Warszawy rozpadł mi się tłumik. Jest godz. 23.00. Stoimy gdzieś na Pradze, mamy mega ciśnienie, żeby jechać w kierunku Afryki, a tu taki klops. Nagle pojawia się facet z dwoma wściekle ujadającymi psami. Psy wyjątkowo nie cierpią motocykli enduro. Janek wręcz przeciwnie - sam jeździ na XR-ce. Mówi, że nas tu od pewnego czasu obserwuje. Widzi, że mamy problem i nie możemy nic wymyślić. On ma 100 metrów dalej warsztat i nam pomoże. Po pół godzinie tłumik jest naprawiony, nóżka w motocyklu Wojtka skrócona, więc możemy dalej jechać. Hura!

Dzień drugi - właśnie przekroczyliśmy pierwszą granicę i jesteśmy na Ukrainie. Po awarii z dnia poprzedniego mój tłumik został bez wkładki izolującej. Podkładka z dętki stopiła się prosto na tarczę hamulcową i klocki. Wszystko było elegancko obklejone - 2 godz. dłubania, skrobania i jedziemy dalej. Ale nie dużo dalej. Po 10km zatrzymujemy się przy sklepie, żeby zrobić zapasy na wieczorny biwak. Kiedy robię zakupy do sklepu wpada Kloszard i mówi, że z motocykla Wojtka wyleciał nagle cały olej! Jaja sobie robią czy co, jak to wyleciał? Cztery godziny później w garażu Siergieja okazało się, że w siemeringu na wale zrobiła się mała dziura. Przez tą dziurę wyleciał w sekundę prawie cały olej. Cud, że akurat się to zdarzyło, kiedy staliśmy pod sklepem. Czyli oprócz złych mocy, czuwają nad nami siły dobra. W walce między dobrem, a złem uczestniczy mama Wojtka i jej magiczny różaniec. W nocy świętujemy z Siergiejem rozwiązanie olejowej zagadki, a następnego dnia odwiedzamy z nim sklepy samochodowe w poszukiwaniu gumowej części. Siemering od Audi wygląda na podobny do naszego dziurawego, więc w południe motocykl Wojtka jest już gotowy do jazdy. Kolejny punkt dla nas!

Tranzyt zaczyna iść nam coraz sprawniej. Dojeżdżamy do Morza Czarnego i w Kerczu przeprawiamy się do Rosji. W Sochi okazuję się, że zmienił się rozkład jazdy promów i musimy sobie odpuścić Gruzję. Szkoda, bo chciałem odwiedzić naszych znajomych z MotoGruzji2004. Płyniemy prosto do miasta Trabzone w Turcji. Po Ukrainie i Rosji jesteśmy zrusycyfikowani i automatycznie próbujemy rozmawiać po rosyjsku. Na razie wszędzie spotykamy samych miłych ludzi, ale w Turcji przeradza się to w ekstremę. Na każdej stacji jesteśmy częstowani słodką herbatą. W jakimś miasteczku zrobiliśmy sobie mały biwak na murku. W pewnym momencie z pobliskiego sklepu meblowego przychodzi facet i zaprasza nas do środka. Siadamy sobie na wygodnych skórzanych fotelach. Właściciel sklepu bierze nasze produkty, dorzuca swoje i przygotowuje nam elegancki lunch. Robią sobie z nami fotki - czujemy się cool! Jedziemy cały czas na południe, więc krajobraz zmienia się praktycznie każdego dnia. Jeszcze niedawno mieliśmy złotą jesień na Ukrainie, a teraz już jesteśmy w pustynnej Syrii.

Gay impreza w Syrii

Po opuszczeniu cyrku pt. granica Turecko-Syryjska, gdzie Wojtas dostał bardzo romantycznego buziaka od przystojnego Syryjczyka, dopada nas noc. Kończy mi się waha, a na stacjach o dziwo nie ma benzyny (kryzys w całym kraju). W końcu moja TTRa staje. Podjeżdża do nas lokales na motocyklu i zaprasza do siebie. Gospodarz jedzie jeszcze zrobić zakupy, a my zostajemy z jego współlokatorami. Dogadujemy się z nimi rysunkowo. Jesteśmy ciołki, bo nie wzięliśmy mapy świata (obowiązkowa rzecz na takim wyjeździe), żeby pokazać gdzie leży (i kwiczy) taki dziwny kraj on nazwie Polska, znany lepiej na świecie jako Bolanda. W moim kajeciku znajduję dzisiaj narysowaną koślawie Euro-Afrykę, meczet, osła i, nie wiedzieć czemu, przekreśloną butelkę. Po tym jak wjeżdża szisza, przemycony przez granicę whiskacz i genialne libańskie disko, impreza rozkręca się na całego. W pewnym momencie wszystkie samce zaczynają tańczyć. Jest to mieszanka tańców syryjskich, polskiego oberka i breakdance'a. W końcu wszyscy padamy. Gospodarze przed pójściem spać jeszcze wyciągają podręczny zestaw: lusterko, grzebień, żel i poprawiają swoje fryzury. Wojtas, widząc to, dokładnie zapina śpiworek i odwraca się plecami do ściany. Z Syrii wjeżdżamy do Jordanii, jedziemy do skalnego miasta Petra i po dwóch tygodniach, od startu naszej wyprawy, dojeżdżamy do Akaby w południowej Jordanii. Stąd promem przez Morze Czerwone płyniemy na półwysep Synaj w Egipcie.

Egipt - piramidy i afrykańskie jaskółki

Przejazd przez granicę Egiptu to niezła zabawa, na którą lepiej wcześniej się odpowiednio psychicznie nastawić. Uśmiech, który maluje się na twarzy egipskich celników po wyjściu ze statku stawia sprawę jasno - „będzie dymanie". Założenie jest proste, każdy białas straci tu w najbliższym czasie 100$. Ale, żeby to wszystko uteatralnić, trzeba obskoczyć dziesiątki okienek, kserować, stemplować, płacić, płacić, płacić. W pewnym momencie nawet trzeba kupić specjalną kopertę na te wszystkie dokumenty. Na koniec papierki znikają, a na pocieszenie każdy dostaje tablicę rejestracyjną z egipskimi numerami.

Między okienkiem nr 76 a 77 TTRa Wojtka zaczyna dziwnie chrobotać. Kilometr od granicy znajdujemy lepiankę, gdzie możemy popracować nad motocyklem. Wojtek twardo, w 40-sto stopniowym upale, dopycha obładowaną TTRe, a nasz mechanik Kloszard zabiera się do roboty. Okazuje się, że pękła mała blaszka o nazwie kickstarter-stopper. Całe szczęście, że nie rozwaliło to silnika. Właściciel garażu-lepianki znika i po chwili wraca z zespawaną częścią. Działa! W nagrodę noc spędzamy w chatce na plaży nad Morzem Czerwonym, a następnego dnia nurkujemy pomiędzy cudownymi rafami koralowymi.

Spotykamy parkę Niemców, która właśnie zakończyła 2 letnią podróż po Afryce. „Jak było? Mieliście jakieś kłopoty z samochodem?" - pytam. W odpowiedzi słyszę śmiech. No cóż, ciężko im w paru słowach streścić dwuletnią podróż. Co oni będą tłumaczyli jakimś lamerom, którzy właśnie przyjechali, jak tam jest. Kłopotów z samochodem było mnóstwo. Najmilej wspominają Ugandę, a najgorzej Etiopię. Od tego momentu już nie mogę doczekać Etiopii;)

W drodze do Kairu zahaczyliśmy o Górę Synaj, gdzie B.Ó.G. przekazał na ręce Mojżesza X przykazań. W naszym przewodniku napisane było tak: „Góra Synaj to przecudowne i romantyczne miejsce. Aby poczuć magię tego miejsca ruszcie swoje tyłki o 2-giej nad ranem, by dojść na szczyt o wschodzie słońca". Ten sam przewodnik miało jeszcze kilka milionów innych turystów, którzy właśnie odwiedzali Egipt. Kiedy stanęliśmy o 2-giej u zbocza góry, podjechało 77 autokarów z turystami. Po godzinnym marszu w dzikim tłumie drących się wczasowiczów, właścicieli wielbłądów (need a calem?!) i właścicieli koców (need a blanket?!) dotarliśmy na szczyt. Nie czekając na wschód słońca zostawiłem chłopaków i uciekłem na dół. Uffff, największy hard core tego wyjazdu za mną.

Następnego dnia chrobotanie w TTRce Wojtka wróciło. Ty razem pomóc nam miał, mieszkający na odludziu, Bin Laden. To miejscowy mistrz majsterkowania. W domku bez dachu zastałem go medytującego ze strzelbą pod ręką. Zresztą strzelba też własnej roboty. Wyciosał nam potrzebną część na wzór połamanej.

Nową część włożyliśmy do motocykla, ale robiliśmy to w pośpiechu i nie założyliśmy podnóżka. Teraz już wiemy, że podnóżek blokuje kopniaka. Wtedy tego nie wiedzieliśmy, więc odpalając motocykl zrobiliśmy dziurę w prawej pokrywie silnika. Skończyło się lawetą motocykla Wojtka w kierunku Kairu, do której jeszcze Kloszard ma przyjemność dołączyć. Ja za to mam niemiłą okazję doświadczenia jazdy w Egipcie nocą. Jest to przeżycie metafizyczno-traumatyczne. Po 450km-ach zrozumiałem kilka przepisów nocnej jazdy. Jeżeli dzieje się coś ważnego (dojazd do skrzyżowania, wyprzedzanie) kierowca egipski wyłącza wszystkie światła - mamy wtedy pojazd widmo. W zależności od fantazji kierowca wykonuje różne kombinacje: światła długie, ciemność, długie, awaryjne i klakson. Kair to już totalny chaos. Babka w jeepie dwa razy wjeżdża mi na stopę - to wszystko dzieje się bez agresji, z uśmiechem na twarzy.

Po kilku dniach spędzonych w Kairze na naprawach, zwiedzaniu, sziszowaniu i standardowym obżarstwie, ruszamy w kierunku piramid. Jedziemy motocyklami między wielkimi budowlami, które każdy z nas zna od dziecka z obrazków. Niesamowite uczucie! Ruszamy na południe i noc spędzamy w jakimś kamieniołomie. Podczas kolacji mamy niespodziewanego gościa - afrykańską jaskółkę. Już myślałem, że coś będzie mówiła o wiośnie, a ona prosto z mostu do Kloszarda: wracaj do domu, fiu fiu! Nasz srogi zawodnik Kloszard bez zastanowienia oświadcza: „Chłopaki, to koniec MotoAfryki dla mnie, jutro zawracam do domu.". Na pożegnanie pijemy browara, którym afrykańska jaskółka była dociążona.

Następnego dnia Wojtas przechodzi próbę totalną. Ranek rozpoczyna się niewinna gumą. Cały dzień prujemy w eskorcie egipskich żołnierzy. W mieście Asyut motocykl Wojtka robi BUUM i cała okolica zostaje zalana olejem. CO JEST DO JASNEJ CHOLERY! Tym razem dość poważnie schrzaniliśmy sprawę. Podczas naprawy motocykla w Kairze nie zakręciliśmy dokładnie korka od spustu oleju. Korek właśnie wyleciał, olej tuż za nim i tak, teoretycznie, silnik powinien się zatrzeć. Ale nie w TTRce - to twarda sztuka. Szef ochrony kieruje akcją przypominającą serwis formuły 1: Einz - Nowy korek; Zwei - olej; Drei - umyć motocykl; Fier - fotka i jazda!!

Wieczorem relaksujemy się po tym obłędnym dniu przy sziszy w towarzystwie ochrony w składzie: samochód z kilkoma uzbrojonymi żołnierzami i tajniacy. Na początku jest to denerwujące i złośliwie próbujemy uciekać. Jednak, kiedy tajniak przeprowadza mnie za rękę przez ulicę, zaczynam przejawiać do niego synowskie uczucia;) Jedziemy pod ciągła ochroną do Asuanu, skąd promem przez jezioro Nassera dostaniemy się do Sudanu. Allach jest wielki! Niech żyje przygoda!

yamaha
nitro
trasa
01 egipt piramidy-001
Egipt/piramidy
02 sudan pustynia-002
Sudan/przejazd przez pustynie
03 sudan lokalesi-003
Sudan/lokalesi
04 sudan dzieciakkask-004
Sudan/syn nauczyciela, ktory nas zaprosil do siebie
05 etiopia moto-005
07 etiopia ludzie-006
08 etiopia macwojt-007
09 etiopia injera-008
Etiopia/etiopskie danie Injera
10 kenia rownik-009
Kenia/w trojke na równiku
NAS Analytics TAG

Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    na górê