Maroko motocyklem, czyli relacja z wyjazdu z ADVPoland [video]
Przeprawa promowa z Hiszpanii do Maroka zajmuje około dwóch godzin. Tylko tyle dzieli europejskiego motocyklistę od egzotycznej przygody, która zostaje w pamięci na bardzo długo. Maroko to zachwycający, wielobarwny, niezwykle ciekawy kawałek Afryki, który jest dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Motocyklowy wyjazd do Maroka można zrealizować na kilka sposobów. Począwszy od organizacji wszystkiego na własną rękę i motocyklowej podróży z Polski, przez zlecenie transportu motocykla do Hiszpanii i skorzystania z drogi lotniczej, kończąc na wyjazdach zorganizowanych od A do Z przez ludzi, którzy się w tym wyspecjalizowali.
Relacja z tej podróży po Maroku obejmuje ostatnią spośród wymienionych opcji, mianowicie wyjazd w pełni zorganizowany, w tym przypadku przez ADVPoland. To coś dla tych, którzy nie lubią brać na siebie trudów organizacyjnych, a z drugiej strony nie chcą tracić czasu na jazdę po europejskich autostradach. Takie motocyklowe wakacje, gdzie wszystko jest zaplanowane, przygotowane i wcześniej sprawdzone. Wycieczka zaczęła się od podróży lotniczej do Malagi, gdzie organizator udostępnił nam swoje motocykle. Całą resztę zobaczycie na poniższym filmie:
Chłopaki z ADVPoland oferują zarówno możliwość przetransportowania naszego motocykla do Hiszpanii, jak również wypożyczenia nam maszyny ze swojej floty (BMW F 700 GS, F 800 GS lub R 1200 GS), przy czym ta druga opcja jest wygodniejsza i co najciekawsze – wychodzi taniej, niż wożenie swojego motocykla z Polski... Co ważne, są to motocykle zadbane, z niewielkimi przebiegami, wręcz pachnące świeżością i świetnie wyposażone. W przypadku wyjazdu, na który się wybrałem, wszyscy uczestnicy postawili właśnie na wypożyczenie motocykla od organizatora.
Motocyklowe wakacje w Maroku warto planować w takich miesiącach, jak październik, listopad lub marzec. W pozostałych miesiącach temperatury mogą być bardzo męczące i dotyczy to zarówno letnich upałów, jak i zimowych chłodów, a w górach Atlas nawet intensywnych opadów śniegu, o czym sam niegdyś dotkliwie się przekonałem…
Jak wyglądała nasza trasa? Postaram się poniżej streścić w punktach cały wyjazd choć, jak z pewnością się domyślacie, trudno zamknąć taką przygodę w dziesięciominutowym filmie i kilku zdaniach…
Dzień 1 – przeprawa promowa do Maroka
Przygodę rozpoczęliśmy w Maladze, gdzie spędziliśmy jedną noc, po przylocie do Hiszpanii. Nazajutrz oficjalne przekazanie motocykli, odprawa z omówieniem trasy i planu dnia, a następnie start w kierunku portu. Po drodze szybka kawa w Estaponie i to by było na tyle, jeśli chodzi o hiszpański etap naszych wakacji… Przed nami Maroko!
W porcie i na granicy wszystko poszło szybko i sprawnie. Organizatorzy cały manewr mają już dobrze przetrenowany, bo w końcu powtarzają go regularnie od lat. Widzieli już tyle, że chyba niewiele jest w stanie ich jeszcze zaskoczyć…
Po postawieniu nogi na afrykańskim lądzie, załatwieniu kilku formalności i wizyty w kantorze, przyszedł czas na to, co dla mnie niezwykle ważne, mianowicie… wypicie dobrej kawy. Pozytywna informacja jest taka, że u Marokańczyków kultura parzenia i picia kawy jest bardzo dobrze rozwinięta. Wypada też spróbować ich tradycyjnej herbatki, choć ta jest dla mnie stanowczo zbyt mocno słodzona.
Dzień 2 – kierunek Fez
Każdy dzień zaczyna się na wyjazdach z ADVPoland podobnie. Śniadanie, odprawa i wyjazd z hotelu około godz. 10.00. Na odprawie organizator omawia trasę, jaką mamy danego dnia pokonać i ewentualne, czekające na niej niespodzianki. Współrzędne punktów, w których spotkamy się po drodze lub w których po prostu warto się zatrzymać i coś zobaczyć, są przygotowane w nawigacjach.
Ważna kwestia, o której zresztą wspomniałem już w powyższej relacji video, to możliwość jazdy swoim tempem, zamiast podążania za przewodnikiem. Można połączyć się w małe 3-4 osobowe grupy, ale nie ma tu (na szczęście) czegoś takiego, jak jazda wielką kolumną motocykli.
Nasz drugi dzień w Maroku to m.in. przejazd przez okolice błękitnego miasta Chefchaouen, słynące z… wielkich upraw haszyszu. Dlaczego więc błękitne, zamiast zielone miasto? Oczywiście chodzi o architekturę i pełne uroku budynki o błękitnych fasadach.
Jakie klimaty panują w okolicach Chefchaouen? Cóż, jeśli oglądaliście serial Narcos, to możecie mieć pewne wyobrażenie… Na szczęście, w przeciwieństwie do znanej z serialu Kolumbii, tutaj jest wyjątkowo bezpiecznie, a turystów przyjmuje się z uśmiechem na twarzy oraz serdecznym zaproszeniem na kawę, czy herbatkę.
Wieczorem dotarliśmy do Fez. Nocleg w luksusowych, jak na marokańskie warunki, bungalowach. Cały ośrodek zdecydowanie w europejskim standardzie, choć z wyraźnie wyczuwalnym klimatem Maroka. I większość naszych noclegów na trasie tak właśnie wyglądała – czysto, schudnie i komfortowo, ale w „lokalnych klimatach”.
Dzień 3 – zwiedzanie Fez, kierunek góry Atlas
Tym razem pierwsza połowa dnia upłynęła nie na jeżdżeniu, tylko na spacerowaniu i zwiedzaniu, razem z polskojęzycznym przewodnikiem, niezwykłego Fezu. Choć z natury nie jestem osobą lubiącą typowe zwiedzanie, to w tym przypadku wąskie, ciasne uliczki mediny zrobiły na mnie niesamowite wrażenie! Widok garbarni skór bezcenny, a smród niezapomniany… Niemniej i tam warto zajrzeć!
Po powrocie ze zwiedzania znów wskoczyliśmy w nasze ciuchy motocyklowe, by ruszyć dalej na południe. Na nocleg zatrzymaliśmy się w klimatycznym hoteliku w górach Atlas.
Dzień 4 – kierunek Sahara
To jeden z najbardziej fascynujących dni całego wyjazdu. Widoki w górach Altas nie do opisania. Trochę jak Wielki Kanion Kolorado, tyle tylko, że nie aż taki wielki… Niemniej kolory formacji skalnych, a także kręta trasa wijąca się przez góry, absolutnie fenomenalne!
Znaleźliśmy się po południowej stronie gór Atlas i po chwili otoczenie zaczęło już coraz mocniej przypominać pustynię. Po godzinie przy drodze pojawiło się więcej piachu, a temperatura wyraźnie urosła powyżej 25 stopni.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Zbliżając się do historycznych miejsc związanych z rajdem Dakar czułem ogromną ekscytację. Duch Dakaru unosi się tam do dziś. Im bliżej Merzougi, tym więcej na drogach terenówek, czy aut ciągnących na przyczepkach crossówki, quady, czy pojazdy typu buggy.
Tym razem nocleg w miejscu szczególnym. Hotel tuż u bram pustyni i wielkich wydm. Ten sam, w którym zatrzymuje się m.in. załoga Orlen Team, kiedy trenuje przed Dakarem. Przed hotelem możliwość wypożyczenia quada, czy przejażdżki na wielbłądzie. Przyjechaliśmy na typowo szosowych oponach, więc o lataniu po wydmach na motocyklach niestety nie było mowy.
Wieczorem ognisko, impreza przy lokalnych rytmach i ucztowanie do późna połączone z nocnymi Polaków rozmowami.
Dzień 5 – wąwozy Todra i Dades
Dzień z najwcześniejszą pobudką... Wszystko po to, by zobaczyć wschód słońca na pustyni. Później klasycznie, czyli śniadanie, odprawa i w drogę.
Todra to miejsce niezwykłe, które po prostu trzeba odwiedzić będąc w Maroku. Jedni kochają je za wspaniałe ściany do wspinaczki, inni za nieziemskie widoki, a jeszcze inni za możliwość pojeżdżenia po fajnych zakrętach. Nie ma chyba osoby, na której potężne formacje skalne i uformowany w nich kanion nie zrobiłyby oszałamiającego wrażenia.
Kolejny na liście był oczywiście Dades. Miejsce, które znacie z widokówek i zestawień typu „10 miejsc, w które musisz pojechać motocyklem”. Fajnie wreszcie się tam pojawić, wjechać motocyklem i zrobić sobie selfie ze słynnym podjazdem.
Po pamiątkowej sesji zdjęciowej zameldowaliśmy się w hotelu usytuowanym… właśnie w wąwozie Dades, dosłownie tuż przy słynnej trasie. Widok z okna na potężną ścianę absolutnie niezapomniany (to też dobrze widać na filmie, który załączyłem na początku niniejszej relacji).
Dzień 6 – kierunek Marrakesz
Cała trasa została tak ułożona przez organizatora, byśmy nie poczuli znużenia, czy jakiegoś specjalnego zmęczenia trasą. Średnio dziennie pokonywaliśmy 200-300 km, więc było sporo czasu na posmakowanie lokalnej kuchni, zrobienie kilku zdjęć, odpoczynek, zwiedzanie itp. Dnia szóstego zaplanowano odrobinę dłuższą trasę, ale wciąż nie był to jakiś maraton, tylko 380 km z przerwą w Warzazacie.
Warzazat to słynne, filmowe miasto Maroka, które dla uproszczenia ochrzciłem Afrykańskim Hollywood… Nawet nie podejmuję się wymieniania filmów, które tworzyło tutejsze Studio Atlas. Rzucę tylko kilka przykładów, niech wystarczy: Gladiator, Asterix i Obelix: Misja Kleopatra, W sieci kłamstw, czy James Bond z Timothym Daltonem…
Dość tego filmu. Przed nami tego dnia jest jeszcze przeprawa przez najwyższą przełęcz w górach Atlas (Tizi N Tichka, 2260 m.n.p.m.). I tutaj pogoda potrafi spłatać małego, a czasem nawet dużego figla. Dzień wcześniej mieliśmy jeszcze blisko 30 stopni na pustyni, a teraz, wysoko w górach, temperatura spadła miejscami do poniżej 10 st. C.
Po przeprawieniu się przez góry Atlas, pokonaniu bliżej nieokreślonej liczby zakrętów, a na koniec zmoknięciu, dotarliśmy wreszcie do Marrakeszu. Ruch na ulicach miasta, zgodnie z ostrzeżeniami organizatora, odbywa się w sposób dość chaotyczny. Wystarczy jednak zachować ostrożność i trochę się z tym oswoić, by nagle w całym chaosie odnaleźć genialny sposób na płynne i bezpieczne poruszanie się w gąszczu pojazdów. Trzeba tylko przestawić myślenie na inne zasady, ale nie ma w tym nic trudnego. Mieliśmy w grupie kilka osób z niewielkim stażem motocyklowym i każdy z nich świetnie sobie poradził. Zarówno na zakrętach Tizin N Tichki, jak i ulicach Marrakeszu.
Dzień 7 – zwiedzanie Marrakeszu
Można śmiało powiedzieć, że to dzień przerwy. Od rana do wieczora nie wsiadamy na motocykle, wrócimy do jazdy dopiero w kolejnym dniu. Dzięki temu można rozprostować kości, zwiedzić Marrakesz, poleżeć przy basenie, wyskoczyć na zakupy, albo robić milion innych rzeczy, na które ma się akurat ochotę. Dzięki przerwie w dniu siódmym, można ponadto zakończyć imprezą do później nocy dzień szósty…
Dzień 8 – powrót na północ
Dzień z największym dystansem do pokonania, bo w sumie 570 km po autostradzie. Jedyny dzień, w którym jazda może się wydać monotonna, a nawet trochę nudna. Ale jakoś wrócić do Tangeru przecież trzeba. Więc jedziemy, przez Casablancę, Rabat, aż do celu. Po drodze przerwa na posiłek, więc w sumie około 7 godzin w podróży.
Ostatni nocleg w Maroku i następnego dnia przeprawa promowa do Hiszpanii. Będę tęsknić. Zarówno za Marokiem, jak i za ekipą ADVPoland. Na szczęście Maroko, Hiszpania, czy Portugalia to tylko jedne z wielu kierunków wypraw, jakie organizują, więc może w przyszłości uda się gdzieś jeszcze z nimi wyskoczyć? Tajlandia, Nowa Zelandia, Stany Zjednoczone, Gruzja, a może skutery śnieżne na Syberii? Propozycji w ofercie bez liku, więc będzie w czym wybierać. Pytanie tylko, skąd wziąć na to wszystko wystarczająco dużo dni urlopowych?
Dzień 9 – powrót do Hiszpanii
Nie lubię pożegnań i zakończeń. Dlatego w tym miejscu wyręczę się udostępniając poniżej link do transmisji, którą poprowadziliśmy na żywo na naszym facebooku czekając w porcie na prom do Hiszpanii. To były ostatnie minuty naszej wycieczki na marokańskim lądzie.
Jedni są urodzonymi organizatorami i wolą urządzać sobie takie wyjazdy samodzielnie. Inni szukają niewygód, wolą spać w namiocie i samemu rozwiązywać problemy w trasie. Jeszcze inni chcą po prostu spędzić wakacje na motocyklu, bez wielkich poświęceń, samodzielnego planowania trasy, czy poszukiwania miejsca na noclegi i w takim przypadku wyjazd solidnie zorganizowany przez ludzi z ogromnym, podróżniczym doświadczeniem, jest strzałem w dziesiątkę!
A do Maroka chętnie jeszcze wrócę, może tym razem na jakiś off-road?
Więcej o ADVPoland znajdziecie na: www.advpoland.pl
|
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeTaka sobie tą relacja. Mam wrażenie jakby to był tylko suchy transport z punktu a do punktu b bez wczucia się w przygodę. Dlatego nie lubię i nigdy nie skorzystam z tego typu zaplanowanych ...
Odpowiedz