Kolizja motocyklisty z samochodem. Internauci bardzo krytyczni wobec motocyklistów. Zasłużenie?
W sieci znowu rozpętała się burza, której bohaterami są motocykliści. A wszystko za sprawą kolizji, do której doszło kilka dni temu we Wrocławiu.
Chodzi o zderzenie motocykla i samochodu osobowego i może dlatego, że nikomu nic się nie stało, na głowy motocyklistów posypały się gromy. Ale najpierw obejrzyjcie ten film. I bardzo proszę. Na spokojnie.
Zanim postawicie się po którejś ze stron barykady, ustalmy fakty. Motocyklista może jechać lub stać - na przykład pod światłami, pomiędzy stojącymi bądź poruszający samochodami. Ale kierowcy silnikowych jednośladów są jednocześnie zobligowani do zachowania szczególnej ostrożności, muszą przestrzegać znaków drogowych i bezpiecznego odstępu, który nie jest ściśle określony.
Dlatego wina motocyklisty jest ewidentna. Sprawca kolizji przejechał linię ciągłą (znak poziomy P-2) a rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych zabrania nie tylko przejeżdżania przez tę linię, ale także najeżdżania na nią. Bez wątpienia zabrakło również zachowania szczególnej ostrożności i bezpiecznego odstępu.
W komentarzach pod nagraniem opublikowanym przez STOP CHAM znalazło się wiele wpisów zarzucających motocyklistom sfilmowanym we Wrocławiu chamskie i agresywne zachowanie. Dostało się właściwie wszystkim wielbicielom dwóch kół. Ale czy rzeczywiście na tym filmie widzimy jakieś naganne zachowanie chłopaków na jednośladach? Jeden z nich oczywiście popełnił szkolny w sumie błąd, w wyniku którego uszkodzone zostało lusterko w osobowym oplu. Co się dzieje dalej?
W komentarzach można przeczytać, że kierowca samochodu nie zatrzymał się, bo czuł się zagrożony przez motocyklistów. Osobiście widzę tutaj jedynie, że motocykliści próbują się skomunikować z kierowcą auta. Oczywiście gestykulują, ale przecież nie wiemy, czy właśnie obrażają kierowcę samochodu czy chcą po prostu spisać oświadczenie, żeby potem nie mieć problemów, gdyby kierowca postanowił jednak nadać bieg sprawie zgłaszając zdarzenie policji.
Nie możemy też wcale wykluczyć, że doszło do porozumienia i motocykliści jadą dalej za oplem, żeby zatrzymać się w bardziej dogodnym miejscu. Akurat Plan Grunwaldzki i trasa prowadząca do Placu Dominikańskiego to odcinek, gdzie nie ma gdzie się zatrzymać. Poszkodowany kierowca opla i motocykliści skręcają w Podwale, gdzie powinno być łatwiej znaleźć miejsce do postoju.
Ale to oczywiście wyłącznie spekulacje. Właściwie z całego nagrania najbardziej zaskakujące wcale nie jest zachowanie motocyklistów czy poszkodowanego kierowcy auta, ale trzech osób jadących w samochodzie, z którego pochodzi nagranie. Przecież wystarczyło zrównać się z kierowcą opla, opuścić szybę i powiedzieć: "Panowie! Mamy nagranie całego zdarzenia! Możemy je panom udostępnić". Tylko tyle i aż tyle. I tego przede wszystkim zabrakło w całej tej sytuacji. Nie uważacie?
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzemajtlo nim jak szmata na miescie. Moze powinien nauczyc sie ruszac. Tez jestem motocyklista i uwazam ze to zwykly baran
Odpowiedz