Klasyczne i ekskluzywne motocykle. Dlaczego rynek jednośladowych inwestycji jest trudny?
Śledząc pobieżnie od lat rynek klasycznych samochodów zastanawiałem się, dlaczego podobnego wzięcia nie mają motocykle. W Polsce od lat rośnie liczba garaży, gdzie znajdziecie czterokołowe youngtimery i oldtimery, które nie tylko cieszą na drodze, ale przede wszystkim są świetną lokatą kapitału. Jak to wygląda w przypadku motocykli? Postanowiłem to sprawdzić.
Polacy pokochali klasyki, ale nie wszystkie
Ogromne wzrosty cen, konkursy elegancji i ogromna liczba ofert - tak przedstawia się rynek klasycznych samochodów. Jeśli ktoś z was interesuje się motoryzacją, to widzi, jak rosną chociażby ceny Mercedesów i BMW z przełomu lat 80. i 90. Jeszcze 10 lat temu zakup Mercedesa SL z mojej ulubionej generacji R129, z silnikiem o pojemności 5 litrów wiązał się z wydatkiem rzędu około 50, 60 tysięcy złotych. Taka kwota pozwalała na cieszenie się egzemplarzem, który niemal nie wymagał interwencji mechanika poza klasyką w postaci wymiany oleju, filtrów i ewentualnie niektórych elementów zawieszenia. Teraz za taki samochód trzeba zapłacić prawie 3 razy tyle. BMW serii 3 z generacji E30, które 15 lat temu były kupowane za niecałe 10 tys. zł i przerabiane na driftowozy, teraz w idealnym stanie i nawet w tak zwanych "bieda wersjach" spokojnie przekraczają 30, 40 tys. zł.
Czytając ten przydługi wstęp zastanawiacie się pewnie, gdzie w tym wszystkim są motocykle. Otóż ja też zacząłem się nad tym zastanawiać i postanowiłem zasięgnąć wiedzy w kilku miejscach. Śledząc nasz portal z pewnością widzieliście informacje o tym, że zabytkowe motocykle Brough Superior są sprzedawane za kwoty rzędu pół miliona dolarów. Ostatnio byliśmy również świadkami wyścigu, gdzie w ciągu trzech miesięcy sprzedano trzy Hondy RC213V-S i za każdym razem motocykle te stawały się najdroższymi japońskimi jednośladami w historii, jakie sprzedano na aukcji. Jednocześnie już od kilku miesięcy w portalu Otomoto i zagranicznych portalach wisi ogłoszenie o sprzedaży Ducati Panigale 1299 Final Edition, które wyprodukowano w liczbie 1299 egzemplarzy. Na dodatek jego cena jest zaledwie o około 10 tys. zł wyższa niż pierwotna. Z drugiej strony był fenomen Vespy 946 Armani, która już po dwóch latach od zakończenia produkcji w niektórych krajach była sprzedawana za równowartość ponad 100 tys. zł, a w salonie kosztowała około 44 tys. zł. W Polsce rok po zakończeniu sprzedaży wystawiano ją za 10 tys. zł więcej niż wynosiła cena zakupu i z powodzeniem się sprzedawała. Pamiętam jednego spóźnionego klienta, który przez dwa miesiące przychodził do salonu, w którym pracowałem i dywagowaliśmy przy kawie, czy model 946 RED ma szansę powtórzyć ten sukces. Miałem również innego klienta, który z uporem maniaka kupował Vespy PX125 70th Anniversary, kiedy okazało się, że ich ceny na zachodzie szybko zaczęły rosnąć, choć nie powtórzyły sukcesu 946 Armani. O co w takim razie chodzi w motocyklach i czym ich specyfika różni się od samochodów?
Chcę, ale się boję
Stale nawracające w mojej głowie pytanie o to, co jest nie tak z motocyklami, zaprowadziło mnie do Marty Wiśniewskiej, która jest jedną z osób odpowiedzialnych za portal Giełda Klasyków.
Jak oceniacie polski rynek pod kątem potencjału dla sprzedaży kolekcjonerskich motocykli?
- Jest w Polsce kilku kolekcjonerów (o których wiemy), którzy potrafią docenić unikatowość i świetny stan nie tylko polskich jednośladów. Do tej pory wszyscy zabijali się o np. Sokoły, a ich ceny nierzadko szybowały w okolice stratosfery. Ogólnie panowało przekonanie, że im mniej ich było tym lepiej, im bardziej unikatowe tym większa ilość nawet niezwiązanych z motocyklami ludzi chciało je mieć w kolekcji... a jak były Polskie, to już w ogóle. Polski rynek pojazdów kolekcjonerskich cały czas się rozwija. Widać to chociażby po rosnącej ilości ogłoszeń z klasycznymi jednośladami na naszym portalu. Niestety dalej jest to promil wszystkich ogłoszeń i wydaje się, jakby cały obrót ciekawymi sprzętami na dwóch kołach omijał szerokim łukiem internet i skupiał się na wystawach, targach i bazarach.
Od jakiegoś czasu sami zajmujecie się sprzedażą klasyków, ale mimo to rzadko idziecie w jednoślady. Czy to oznacza, że polscy klienci nie są na to gotowi?
- To raczej oznacza, że MY nie jesteśmy na to gotowi. Pośród kilkudziesięciu samochodów, które do tej pory przewinęły się przez garaż Giełdy Klasyków, zdarzył nam się zaledwie jeden skuter, do tego wcale nie klasyczny, tylko w stylu retro, ale nie dlatego, że klienci, czy rynek nie są na to gotowi, tylko dlatego, że my raczej jesteśmy fanami czterech kółek. Staramy się kupować to, czego jesteśmy ciekawi, co nas bawi, w końcu co nam się z jakiś względów podoba. Potrafimy docenić motocykle, kunszt ich techniki i designu, ale nie jesteśmy po prostu ekspertami w tej dziedzinie... nie musimy się znać na wszystkim.
Jak oceniacie wasze dotychczasowe doświadczenia z kolekcjonerskimi / zabytkowymi motocyklami? Bo wiem, że kilka było.
- Jak dla nas jest to rynek ciężki. Nasz znajomy miał dwie piękne BMW K1, które sprzedawały mu się kilka lat. Tak samo było z Top-Gunowym Kawasaki GPZ900R.
W naszej dotychczasowej karierze pomagaliśmy w sprzedaży tylko jednej kolekcji motocykli, a raczej wybranych okazów z kolekcji. Wycena egzemplarzy znajdujących się w niej nie była łatwa. Tego tak od ręki nie znajdziemy na Hagerty. Trzeba było wertować internet, szukać starych ogłoszeń, odszukiwać ceny, a często i tak właściciel mówił, że "to za mało" - bo oryginalny stan bez renowacji, bo to rzadka konfiguracja, bo za duży sentyment. To w końcu on był specjalistą od tych pięknych maszyn. Ostatecznie udało nam się ograniczyć ilość egzemplarzy w kolekcji do satysfakcjonującego właściciela stanu, w którym bez przestawiania czegokolwiek był w stanie wejść do garażu. Kolejna porcja motocykli czeka na nas, ale bez wielkiej presji czasowej, pewnie niebawem znów pojawią się ciekawe kąski w ogłoszeniach.
Wiedza
Skoro jesteśmy przy temacie wiedzy, to ta wydaje się być głównym problemem. Chodzi tu zarówno o stronę techniczną, jak i przede wszystkim wiedzę na temat wyceny. Marta wskazała mi miejsca, w których posiadacze klasycznych samochodów mogą z łatwością sprawdzić, w jakim przedziale cenowym mieści się sprzedawany przez nich pojazd lub czy sprzedający nie chce przypadkiem za dużo za swój egzemplarz. Pierwsza z nich to niemieckie Classic Analytics, a druga - amerykańskie Hagherty. Obecnie przypomina to więc taką samą inwestycję jak kupno akcji, walut czy dzieł sztuki. Brakuje jednak w tym wszystkim motocykli. Oczywiście jest bezpieczna opcja w postaci sprzedaży i zakupu poprzez dom aukcyjny i tu zwróciłem się w kierunku Bonhams, którego licytacje osiągają spektakularne wyniki finansowe i często przedstawiamy wam kąski trafiające się na aukcjach spod szyldu tego brytyjskiego domu aukcyjnego.
Na pytania odpowiedział mi Ben Walker, który jest dyrektorem działu zajmującego się sprzedażą motocykli.
Jak porównałby pan sprzedaż motocykli i samochodów klasycznych? Czy prowadzicie na ten temat statystyki?
- Choć jest pewna więź pomiędzy tymi dwiema grupami entuzjastów i kolekcjonerów, motocykle różnią się pewnymi niuansami, gatunkami i okresami, które często są wyjątkowe dla jednośladów. Motocykle zawsze były "biednym kuzynem" samochodów i taka sytuacja ma miejsce, odkąd wynaleziono pojazdy mechaniczne. Dlatego rynek samochodów klasycznych jest bardziej rozwinięty niż ma to miejsce w przypadku motocykli.
Około 20 lat temu podejście zaczęło się zmieniać. Motocykle zaczęły osiągać wyższe kwoty i pojawiło się bardziej akademickie podejście do tematu, również my podnieśliśmy poprzeczkę w naszej działalności związanej ze sprzedażą motocykli. Zatrudniliśmy osoby będące rozpoznawalnymi autorytetami do badania motocykli i upewniania się co do zgodności ich stanu z oryginałem (naturą motocykli jest, że silniki i ramy ulegają uszkodzeniu i są wymieniane) i bardzo szybko zobaczyliśmy, że ludzie są gotowi płacić więcej za motocykle, które mają wysoki poziom oryginalności lub zostały odrestaurowane zgodnie ze standardami.
Przełomem była sprzedaż kolekcji ś.p. Briana Verralla, gdzie osiągnęliśmy zawrotne wyniki i ustanowiliśmy kilka rekordów. Między innymi Vincent-HRD 998cc Series-A Rapide z 1939 r. został sprzedany za 382 344 dolarów i stał się najdroższym brytyjskim motocyklem sprzedanym na aukcji. Ta aukcja była motorem napędowym wzrostu cen klasycznych motocykli i ten trend obserwujemy do dzisiaj.
W Polsce na lidera aukcji motoryzacyjnych wyrasta Ardor Auctions i właśnie tam skierowałem swoje kroki, żeby dowiedzieć się, czy sytuacja w Polsce koresponduje z tym, czego dowiedziałem się od Bonhams. Na moje pytanie odpowiedział Przemysław Grygienicze, który jest dyrektorem operacyjnym.
- Rzeczywiście, głównie zajmujemy się licytacjami na samochody klasyczne, ale również zdarzają się w naszej ofercie i jednoślady. Skuteczność sprzedaży klasycznych motocykli czy skuterów na aukcjach w naszym domu aukcyjnym wynosi 100 proc. Zorganizowaliśmy również licytację na 5 customów (jeden zlicytowany).
Nie ukrywam, ubolewamy nad tym, że tak mało motocykli trafia do nas i moim zdaniem spowodowane jest to paroma czynnikami. Po pierwsze brak promocji z naszej strony, chociaż jesteśmy w 100% przygotowani na takowe licytacje. Kojarzeni jesteśmy jednak z samochodami. Po drugie w naszym kraju są duże możliwości sprzedaży na tak zwaną "własną rękę" - ogłoszenia, fora, social media. Po trzecie brakuje nam również fachowego partnera, który kojarzyłby nas z właścicielami oraz z potencjalnymi zainteresowanymi. Od dłuższego czasu chodzi nam po głowie dedykowana aukcja na jednoślady, ale jak to w życiu bywa, brak czasu i rąk do pracy. Tak czy inaczej jest to nieuchronne i takie aukcje chcemy organizować.
Limitowane edycje i youngtimery
Skoro nie klasyki, to może limitowane i specjalne edycje mogłyby być dobrym pomysłem na jednośladową inwestycję? Okazuje się, że tu również sprawa nie jest taka prosta. Przytaczałem we wstępie przykłady motocykli i skuterów, gdzie można odnieść wrażenie, że pewne kwestie nieco wymykają się logice. Na przykładzie Vespy 946 Armani można było zaobserwować prawdziwe szaleństwo, bo byli klienci, którzy kupowali dwie, a nawet trzy sztuki. Jak się okazuje motocykle numerowane znajdują u nas swoich nabywców, choć ciężko powiedzieć, czy uda się na nich zarobić.
Tu zgłosiłem się do Ducati Polska i Krystiana Kalety, który uraczył mnie danymi z 2021 r. Okazuje się, że polscy klienci kupili 7 sztuk Diavela 1260 Lamborghini, 2 egzemplarze modelu Panigale V4 Superleggera oraz 8 sztuk Panigale V4 SP. Jest też rosnąca liczba chętnych na Panigale V2 w edycji na cześć Troya Baylissa. Przy czym te dwa ostatnie modele są numerowane, ale bez górnego limitu wyprodukowanych sztuk.
Swoje kroki skierowałem również do Stradale Classics, które specjalizuje się w pomaganiu przy zakupie samochodów z rynku japońskiego. Tu z odpowiedzią przyszedł Robert Michalski, właściciel firmy: "Rynek motocykli kolekcjonerskich jest w Japonii również rozwinięty, natomiast głównym problemem w tym momencie jest cena transportu oraz dostępność kontenerów. Koszt kontenera do Europy wynosi minimum 100.000 PLN i dodatkowo czeka się na niego nawet kilka miesięcy. Dzieląc te koszty na kilka sztuk w kontenerze jest to mocno nieopłacalne. Polscy kolekcjonerzy często pytają nas o motocykle typu Suzuki RGV250 itp. Robiliśmy kilka podejść do motocykli, natomiast finalnie cena po wszystkich opłatach nie skusiła nikogo."
Kwestia podejścia
Na koniec pozostaje kwestia podejścia do sprawy, a mianowicie jak traktować kolekcjonerski sprzęt. Kiedy w ubiegłym roku rozmawiałem z The Collection, to zapytałem go między innymi o to, dlaczego używa swoich super samochodów jako "daily", zamiast trzymać je pod kocem i wyjeżdżać nimi tylko w weekendy. Powiedział mi wtedy, że większość osób tak właśnie podchodzi do tematu, a dla niego te pojazdy stanowią wartość w rozumieniu podniesienia poziomu życia i dlatego woli się nimi cieszyć, zamiast trzymać je pod kocem.
Podobnej rady udziela Ben Walker z Bonhams: "Moja rada jest taka, żeby nigdy nie kupować klasycznego motocykla tylko z powodu inwestycji. Należy go kupić ze względu na to, żeby się nim cieszyć i celebrować go oraz doceniać za jego zalety. Jeśli sprzeda się go za kwotę wyższą niż cena zakupu, utrzymania i ubezpieczenia to będzie świetny bonus. Motocykle zostały stworzone po to, by się nimi cieszyć i jeździć, a jeśli motocykl będzie stał w sejfie nietknięty i niekochany, to straci na wartości."
Jak widać podejście do motocykli jako do inwestycji jest o wiele bardziej skomplikowane niż w przypadku samochodów. Z jednej strony mamy tak zwane "stodołowe znaleziska" ("barn find") i motocykle, które nigdy nie opuściły skrzyni transportowej, a teraz osiągają zawrotne ceny na aukcjach i w ogłoszeniach. Z drugiej jednak okazuje się, że ostatnie co powinno się robić, to trzymać jednoślad pod kocem i liczyć na wzrost jego wartości. Jedno jest pewne, przed rynkiem klasycznych i egzotycznych motocykli jest jeszcze długa droga, zanim osiągnie rozmiary i specyfikę swojego czterokołowego kuzyna. Brakuje przede wszystkim specjalistów, którzy byliby w stanie utrzymywać maszyny "przy życiu" i umieć określić ich wartość.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeDlaczego ceny klasycznych motocykli nie rosną w astronomicznym tempie? Bo w przeciwieństwie do aut mało kto się na tym zna i nie ma banki na rynku. Niestety większość klasycznych aut z aukcji stoi ...
OdpowiedzAkurat ceny Mercedesów R129 stoją w miejscu jak zaklęte od lat (na niezbyt wysokim poziomie), i na pewno nie wynoszą "3 razy tyle". Jeżeli autor tak dobrze śledzi rynek, a przy tym podpiera się...
OdpowiedzAkurat całkiem niedawno kilka razy mignęły mi SL R125 w okolicach 150 tys. zł. Samo Hagerty dwa lata temu podawało nieco mniejszy, ale nadal mocny wzrost cen na poziomie 49 proc. Tak czy inaczej przed motocyklami jeszcze długa droga.
Odpowiedzco to jest Sl R125? Chyba że chodzi o R129? To popatrz na ceny wywoławcze z ogłoszeń, i transakcyjne, zamiast brandzlować się Hagertym...
Odpowiedz