Kanior Trip 2012 - podbój Europy na Hondzie CBF600S
Od redakcji: Postanowiliśmy znów trochę nakręcić was na podróżowanie motocyklem. Mamy nadzieje, że po pierwszej części relacji Tomka poczynicie odpowiednie kroki. Np. do garażu…
Pomysł wyprawy zrodził się jakiś rok temu. Skąd? Sam nie wiem. Marzyła mi się duża wyprawa więc przez ostatni rok każdy zarobiony grosz odkładałem odmawiając sobie wielu różnych przyjemności, teraz stwierdzam, że nie żałuję ani jednej złotówki którą wydałem na wyprawę! Kocham jeździć motocyklem, zwiedzać, poznawać inne kultury, zwyczaje więc... Miesiąc planowania, przygotowań, poszukiwania firm chętnych do pomocy i nareszcie udało się!
19 maja o godzinie 10 wyruszyłem spod Lubelskiego Zamku w, jak przypuszczam podróż mojego życia. Żegnała mnie rodzina i grono kumpli i koleżanek motocyklistów, którzy eskortują mnie przez kilkanaście kilometrów. Nie obyło się bez łez, również w moich oczach.
Na pierwszy postój zagonił mnie głód. 250 kilometrów za mną. Przygód niestety brak, jedynie machające do mnie "leśne nimfy" urozmaicają podróż. Po drodze pozytywnie zaskakuje mnie Płock - miasto czyste i zadbane, fajne centrum handlowe na obrzeżach, śliczne mieszkanki. I najfajniejsze - obok sygnalizatorów jest wyświetlacz ile sekund pozostało do zmiany światła. Super przydatny patent – nie można tak wszędzie? Pod Toruniem niemiły widok - wypadek z udziałem motocyklisty, na szczęście z tego co widziałem chłopak przytomny i krwi brak. Trzeba uważać!
W Toruniu już kiedyś byłem ale niewiele pamiętam. Starówka przepiękna, choć na obrzeżach jeszcze sporo kamienic czekających na kompletny remont. Striptiz na parkingu (sami wiecie jak się spaceruje w motocyklowych ciuchach) nie przeszedł bez rozgłosu. Musiałem pozować do zdjęć grupce przemiłych pań w dosyć zaawansowanym wieku. Z wielką ciekowością wysłuchały moich planów. Za Toruniem tankowanie. Szybkie przeliczenia i już widzę że mój rekord pobity! 3.7 litra na 100 km. Sam jestem zaskoczony bo bardzo się jeszcze nie przykładałem do jego pobicia. Internet na stacji, szybki wpis na facebooku i jadę dalej, pora rozejrzeć się za miejscem do spania. Długo nie szukałem - jest bajorko, jest dróżka, jest polana = jest spanie. Wieczorne rozmyślanie zakończone stwierdzeniem: chce już za granice! tam wszystko będzie nowe i ciekawe, tam zacznie się prawdziwe zwiedzanie!
Kolejnego dnia o 4 rano obudził mnie przyjazd wędkarzy. Walczę ze sobą żeby jeszcze trochę pospać. O 6:30 definitywna pobudka. Mała i niemiła niespodzianka - rozładowany telefon. 3 nieudane próby wpisania pinu i co teraz? Sytuacje ratuje pan na stacji benzynowej - z jego telefonu dzwonie do domu a mama podaje mi kod puk, uff... Spokojnym tempem docieram do Kostrzyna. Przy tankowaniu pogawędka z bikerem z Gorzowa Wielkopolskiego - opowieści gdzie jadę itd. Chyba przygotuje sobie gotowa formułkę bo takie rozmowy czekają mnie jeszcze nie raz. Rozstajemy się życząc sobie szczęśliwej drogi i kolejnego spotkania w trasie.
Berlin... Ileż to maszerowania żeby to wszystko obejść. Nie mogli postawić bliżej tej bramy? Miasto niczym mnie nie zachwyciło pod względem architektury. Większość zabytków widziałem już na zdjęciach/filmach i pomimo ze są ładne to nie wyrwało się z mojej piersi żadne och lub ach. Natomiast podobali mi się Rosjanie których jest tam całkiem sporo. Najbardziej pewna parka w dresach Adidasa z siatką drogich gadżetów z salonu Bentleya, wchodzący nie inaczej tylko do (domyślam się jednego z najdroższych) hoteli, sąsiadującego z brama brandenburską. Kilka godzin wystarczy na zwiedzenie najważniejszych zabytków. Resztę miasta oglądam z siodła motocykla. Pod Berlinem McDonalds - będzie internet! Nic bardziej mylnego. Internet jest, ale żeby się zalogować trzeba mieć nr telefonu w niemieckiej sieci. I to ma być europa? U nas jest dużo łatwiej. Nocleg nad jeziorem pod Poczdamem. Szybko wskakuje w "cywilne" ciuchy i hops do wody. Po całym dniu na słońcu taka kąpiel lepsza niż piwo. Namiot rozbity na pustym parkingu i można iść spać.
Zwiedzanie Poczdamu rozpocząłem kiedy mieszkańcy szli do pracy. Stare miasto... wieżyczki, domki, kamieniczki - norma. Ale w parku Sanssouci po raz pierwszy wyrwało mi się staropolskie "o Kur...cze". Na wprost - pałac, po prawej pałac, po lewej pałac. A jeden ładniejszy od drugiego. Ogrom parku przytłacza, szybkie podliczenie cyferek z tabliczek - zrobiłem tam jakieś 6 km pieszo. Jednak wolę jeździć motocyklem. Dobrze, że zwiedzanie zacząłem z rana bo temperatura dosyć szybko idzie w górę. Następny na trasie jest Magdeburg. Zapamiętałem z niego bardzo fajny różowy budynek w afrykańskim stylu. Zakup pocztówek i dalej w drogę. W mijanych miasteczkach coraz częściej pojawiają się budynki z muru pruskiego. Przypominało mi to o kolejnym punkcie mojej wyprawy, który całkiem wypadł mi z głowy. Quedlinburg - przepiękna starówka z kamieniczkami zbudowanymi właśnie techniką muru pruskiego. Czas mnie goni, tyłek boli, ale cóż trzeba jechać dalej. Już miałem narzekać na nudne nawijanie kilometrów przez Niemcy, aż tu nagle zaczęły się górki a razem z nimi zakręty - tak bardzo przez nas uwielbiane. Taki zastrzyk adrenaliny skutecznie wybił mi z głowy rozpoczęcie poszukiwań noclegu. Znalazłem go dopiero kiedy zaczęło się ściemniać. Na kolacje rarytas - gotowana kiełbasa. Jak fajne wybrałem miejsce do spania, dowiem się dopiero o świcie.
Pobudka standardowo o 6 rano. Parę zdjęć pięknych widoków, szybkie śniadanko i ruszam dalej. Do Frankfurtu nad Menem docieram około 11. Termometr wskazuje 31 kresek nad zerem. Ujawnia się pierwszy mankament podróżowania motocyklem. Kufry załadowane - nie mam możliwości przebrania się w krótkie spodenki i schowania odzieży motocyklowej. No ale trzeba być twardym, końcu dzisiaj śpię w normalnym łóżku i prysznic też na pewno będzie, także mogę chwile pocierpieć. Cieszą mnie smsy i telefony od znajomych. To bardzo miłe przeczytać i wysłuchać, że wszyscy trzymają za mnie kciuki i nie mogą się doczekać zdjęć i relacji. We Frankfurcie bardzo podoba mi się kontrast pomiędzy zabytkami a nowoczesnymi wieżowcami. Dzwonnica kościoła z biurowcem w tle chyba w żadnym innym mieście nie wygląda tak ciekawie. Inne spostrzeżenie z Frankfurtu - Niemki wcale nie są takie brzydkie! Cała masa ślicznych młodych dziewcząt. Choć czasem trafi się czarna owca (zapewne o imieniu Helga). Nogi odmawiają posłuszeństwa, i do tego ta temperatura... Kierunek Wiechem, tam czekają już na mnie koleżanka Sandra z rodziną. Wieczorne zwiedzanie miasta, degustacja miejscowego piwka i długie Polaków rozmowy. O mojej wyprawie, o życiu za granicą i planach na przyszłość.
Nareszcie wyspany, nie ma to jak normalne łóżko i domowe ciepełko. Dzisiaj w planach relaks. Po obiedzie ruszamy na zwiedzanie Haidelberga. Tym razem jednak nie motocyklem, szybciej i łatwiej będzie tramwajem, poza tym Sandra mówi że, bała by się jechać motocyklem. Jej strach uchronił nas przed przemoczeniem. Zaraz po przekroczeniu granic miasta z nieba spadła dosyć spora ilość wody. Prawie pół godziny spędzamy ukryci pod daszkiem pełniącym rolę przystanku autobusowego. Motocykl na pewno by się tam nie zmieścił. Przelatujące nisko chmury trochę psują piękna panoramę położonego w dolinie miasta. Ale nawet pomimo tego prezentuje się ono bardzo ładnie. Wieczorem obchodzimy jeszcze niewielką starówkę w Weinheim, a po kolacji zarządzone zostaje zbiorowe oglądanie zrobionych dotychczas zdjęć z wyprawy. Na szczęście nie trzeba być wielkim fotografem, żeby uwiecznić piękno miast i zabytków.
Kolejnego dnia po wspólnym śniadaniu przyszedł niestety czas na pożegnanie. Chcę wyruszyć jak najwcześniej bo mam przed sobą sporo kilometrów do pokonania. Niestety muszę odmówić propozycji pozostania z przemiłą rodziną następnych kilka dni. Obiecuje im jednak, ze jeszcze kiedyś ich odwiedzę. Dziękuje im gorąco za tak serdeczne przyjęcie i gościnę! Odpalam sprzęt i jeszcze machając wklepuje w nawigację "Koln". W Kolonii na początek pogaduszka z panią parkingowa, która nie była zadowolona z faktu iż ominąłem szlaban boczkiem. A przecież w Europie to raczej norma, że motocykle nie tylko z przyczyn czysto technicznych nie płacą za parkingi. No nic, stanęło na tym, że tutaj w ogóle motocyklom parkować nie wolno. Płakać nie będę, zamiast tego znajduje zacienione miejsce idealne dla mojej maszyny w najbliższym otoczeniu katedry czyli największej atrakcji Kolonii. Katedra ogromna i piękna, z niewyobrażalną ilością kolorowych jak tęcza witraży. Reszta atrakcji nie odbiega od innych miast.
|
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarzeKurier na siłę go lansował z tydzień, teraz czas na ścigacz.pl... Według mnie nie ma czym się tu jarać. Pojechał chłopak na wycieczkę do cywilizowanych krajów, takich wycieczek jest na pęczki. ...
OdpowiedzChlopie nie spinaj sie tak, pojechał i się z tego cieszy, sam napisał wycieczka życia. Ale my Polacy już tak mamy najłatwiej krytykować
Odpowiedzja pindolę od siedmiu lat co roku jeżdżę na wycieczki motocyklem po Europie, na około tydzień, te trasy (dobra poza Holandią) zrobiłem już dawno, do tego A, I, CH, HR, H, CZ, SK, DK, F, ...
OdpowiedzWidzisz sam napisałeś ze co roku na tydzień i napewno same autostrady, gratulacje, a druga sprawa to tu niechodzi w tym wszystkim żeby krytykować przybijano Pione i jak ci się nie podoba to napisz lepszy artykuł z lepszymi zdjęciami, pozdrowienia
OdpowiedzKrzyśku niby się z Tobą zgodzę z tym trąbieniem gdyby nie to,że jak ktoś umie pisać to fajnie taki artykuł przeczytać. Z drugiej strony takich artykułów jest rocznie kilka a sam w tym roku widziałem kilkadziesiąt osób objeżdżających europę więc mało osób piesze (chce się im pisać) o takich wyprawach. Więc ja Go podziwiam i za to że "tam" był i za to że "to" opisał. Co do zdjęć to lepiej jechać w ślepo :)
OdpowiedzJak masz jakiś sponsorów na podróż, to trzeba się ogłaszać i trąbić na cały świat, czy chcesz czy nie, bo sponsorzy oczekują reklamy ;) W ogóle to też kawałek Europy i nie tylko na cbfce 600 zjechałem i muszę przyznać, że gdyby nie paliwożerność to byłby idealny motór do turystyki szosowej. Bo w mieście to idzie się na nim zanudzić :P
OdpowiedzFL? Aaa, że my mamy PL, a oni mają FL... FL to jest Królestwo Lichtenstein, mam tam nawet takie konto typu zaskórniak.
Odpowiedzto 1 część relacji kolego. Ja jechałem 7 tygodni i zrobiłem 15 500 km. ;) czekajcie spokojnie na kolejne częśći ;)
OdpowiedzA ja uwielbiam czytać takie relacje. Pozdrowienia dla autora!
OdpowiedzFajna wyprawa, sam kiedys planuje cos podobnego. Takze mega szacun dla Ciebie i wszystkich tych ktorzy wsiadaja na motocykl i przemierzaja piekna Europe, tym bardziej jesli robia to w pojednyke. pozdr
OdpowiedzJak trzeba jechać, żeby motocykl spalił 3,7 l/100! Czy taka podróż w ogóle może być przyjemna! Mój kilofazer podczas tegorocznej wyprawy do Rumuni średnio wypił ponad 7, ale jazda była iście ...
OdpowiedzWygodne siedzenie, możliwość załadowania trochę gratów i koledze wystarczyło do zdobywania dalekich krajów. Można, można
Odpowiedzja tam powiem szczerze ze zdecydowanie nie lubie podrozowac wielkimi motocyklami.. zwiedzam polsce z dziewczyna na Er5 z 2000r i to w zupelnosci wystarcza niestety na takie podzoe jeszcze mnie nie...
OdpowiedzJeśli stać cię na podróże po Polsce, to tym bardziej za granice, trzeba się jedynie odważyć! No i oczywiście zacisnąć pasa na jakiś czas ;-) By móc spełniać marzenia - wystarczy po nie sięgnąć ;-) A CBF600S nie jest wielkim motocyklem, jest tylko trochę większy od cebulki, ale trzeba też przyznać, że o niebo wygodniejszy, jak przesiądziesz się na coś większego i trochę polatasz, to zmieni Ci się spojrzenie. Wiem, bo i jednym i drugim latałam :-) Kanior zapraszam na forum cbf - szerokości, fajna wyprawa :-)
Odpowiedz