Europa na motocyklu - w poszukiwaniu marzeñ
„Rano budzę się i nie mam zielonego pojęcia jaki jest dzien. Ale czy to ważne? Jadąc motocyklem odbieram to, co mnie otacza wszystkimi zmysłami. To jest właśnie piękno motocyklizmu, a ja mam dzisiaj jego 100% w najczystszej postaci”.
Prawie cała niedzielna noc schodzi mi na zwiedzanie Paryża. Nareszcie to, na co czekałem! Jestem zachwycony miastem. Jest czyste i zadbane, tętni życiem aż do samego rana. Cztery godzinki na spanie przy motocyklu na jakimś parkingu, by o 6 rano znowu ruszyć w miasto. PARYŻ JEST WSPANIAŁY!!! Aż nie chce się wyjeżdżać. Na dobicie jeszcze równie śliczny pobliski Wersal i mogę udać się w dalszą trasę moim wiernym CBF-em. Na szczęście czeka mnie dłuższa przerwa od wielkich miast. Nocleg znajduje już około godziny 17. Fajne, bardzo czyste jeziorko. Jak dla mnie idealnie! Niestety noc jest zimna, a ja nie mam śpiworka…
Po raz pierwszy rano wyjeżdżam tak późno (około 10) ale teraz już mi się nigdzie nie spieszy. Nikt na mnie nie czeka, nie goni mnie czas. Zachmurzone niebo nie zwiastuje tak dobrego dnia jakim się on w rzeczywistości okaże. Wjeżdżam do Normandii. Nawigacja swoje, a ja swoje. Nie będę jechał krajówką! Zjeżdżam wiec w drogę wiodącą przez odpowiednik naszej Koziej Wólki. I to był strzał w dziesiątkę. Mijam malownicze wsie i miasteczka. Średnio co 2 minuty widzę coś, co chciał bym uwiecznić na zdjęciu. Niestety musze oszczędzać baterie. Jadę powoli - 60 km na godzinę, rozglądam się, napawam pięknymi widokami. Mijam mieszkańców wracających ze sklepów z bagietkami w dłoni. Mijam targowiska na których kupić można dosłownie wszystko i żaden sanepid nie robi problemu - bo to tradycja! Słońce pięknie świeci, przede mną znaki "uwaga droga kręta na odcinku 10 kilometrów" a mi spod kasku wypływają łzy. Jadąc myślę o tym co dla was napisze i nie mogę tych łez powstrzymać. Jestem szczęśliwy - spełniam swoje marzenia w 100% Tego, co widzę i czuje nikt mi nie odbierze. Nie wiem czy ktoś kto nie jeździ motocyklem jest w stanie zrozumieć o czym mowie. Jadąc motocyklem odbieram to co mnie otacza wszystkimi zmysłami. Otwieram szybkę kasku aby poczuć francuską wieś, raz pachnącą serami, a raz krowim i końskim wiadomo czym. Francuskie miasteczka o zapachu kwiatów i świeżego pieczywa. Mogę dotknąć wszystkiego, pogłaskać krowę, dotknąć w zakręcie drogi która jadę czy w końcu odmachać dzieciom i dziewczynom, które w ten sposób mnie pozdrawiają. Żadne Paryże czy Poczdamy nie mogą mi dać tego co czuje w tej chwili. To jest właśnie piękno motocyklizmu, a ja mam dzisiaj jego 100% w najczystszej postaci. I nawet ptasia kupa lądująca na moim kasku mnie nie złości - to na pewno na szczęście. Po południu dojeżdżam do miejsca które bije na głowę mój nr 1 - Poczdam. A mianowicie opactwo Mont Saint Michel. Miasteczko i klasztor na wyspie do którego prowadzi dłuuuuga grobla. Nie znam słowa które mogło by opisać jak niesamowite jest to miejsce. Jak piękne i tajemnicze. Od miejsca gdzie zaparkowałem motocykl do samej wyspy jest jakieś 4 kilometry. Choćby było ich i 8 - NAPRAWDĘ WARTO! Na noc ląduję na kempingu. Pora się ogolić i porządnie wykapać. A i bateriom w aparacie przyda się dawka prądu. Wieczór na kempingu upłynął na rozmowach z sąsiadami z kamperów. Same małżeństwa na emeryturze. Z Niemiec, Holandii i Anglii. Załapałem się nawet na kolację.
Rano budzę się i nie mam zielonego pojęcia jaki jest dzien. Ale czy to ważne? Poranna toaletka, miłe pożegnacie z sąsiadami i ruszam dalej. Słońce schowało się dzisiaj za chmurami ale to akurat nie problem. Jest chłodniej i nie muszę się przebierać w normalne ciuchy na zwiedzanie. Dzisiaj zwiedziłem takie sobie Rennes, ciekawe portowe miasto Saint Nazaire, a na koniec Nantes gdzie spotkałem grupę motocyklistów z Wielkiej Brytanii. Chłopaki są pod wrażeniem moich planów i ze smutkiem przyznają że ich wojaże kończą się jedynie na zwiedzeniu Francji. Nocleg znajduje w okolicach letniej rezydencji Henryka IV. Mam nadzieję że go dzisiaj nie ma i nikt mnie stąd nie pogoni. Na wszelki wypadek z rozłożeniem się czekam aż się ściemni. Mam szczęście do wynajdywania pięknych darmowych miejsc do spania. Codziennie budzi mnie widok jeszcze piękniejszy niż poprzednio.
Zapomniałem się i sprawdziłem w telefonie jaki jest dzień. Czwartek. Niech będzie i czwartek. Dziś tylko spokojne nawijanie kilometrów. W Limoges gdzie nie znalazłem ani jednej rzeczy, która by mnie zaciekawiła dosłownie rzucił się na mnie pan Jan. Jak się przedstawił w 95 procentach Polak. Kiedy zobaczył literki PL na moich tablicach ruszył za mną w pogoń i dopadł mnie na najbliższym skrzyżowaniu. Jego rodzice dawno dawno temu wyemigrowali do Francji, on już tam się urodził. W Polsce był tylko kilka razy, ale za to dwie z tych wycieczek odbył motocyklem. Po raz pierwszy na malej 125-tce w 1979 roku! Trochę kaleczył nasz język, tłumacząc się że dawno go już nie używał. Nawet w domu rozmawia z mamą po francusku. Na pożegnanie dostał ode mnie pocztówkę z Lublina i obiecał się odezwać. Najciekawszy rzecz - kamperowóz tak wielki, że ciągnął za sobą na specjalnym holu małego fiata. Ludzie, których stać na taki pojazd na pewno mogli by zwiedzać świat samolotem i spać w najdroższych hotelach. Caravaning to jednak ich pasja i styl życia. Po południu docieram do groty Lascoux, jednak godziny pracy jaskiniowców pozostawiają wiele do życzenia. Zadowalam się więc tylko rozbiciem obozowiska w okolicach groty. Prawie jak neandertalczyk!
Piątkowe popołudnie czyli Dzień Dziecka spędzam w Bordeaux. Jest 30 stopni w cieniu, a z tego co wiem u was pada deszcz. Już 45 kilometrów od centrum pojawiły się równiutkie rzędy winorośli, winiarnie i ogólnie wszystko, co z winem związane. Producenci drewna do beczek, beczek do wina, korków itp itd. Ja nie przepadam za tym trunkiem więc nawet nie szukam nigdzie miejsca gdzie mógł bym skosztować któregoś z nie wątpię przepysznych napitków. Posiadowka w McDonald’s czyli standardowo, wpisy na facebooku, sprawdzenie maila i wrzucenie nowych zdjęć. Na dzisiaj planuje jeszcze sanktuarium w Lourdes i przejazd najwyżej położoną drogą asfaltową w Pirenejach. Jest to najtrudniejszy i najbardziej meczący odcinek Tour De France. Mi na motocyklu na pewno będzie łatwiej. Na spanie rozbijam się po ciemku, obok 3 kamperów, już wiem, że rano widok będzie nieziemski.
O 6 budzi mnie dźwięk dzwoneczków. Czy to mój budzik? Wyglądam z namiotu i przecieram oczy ze zdumienia. Po 1 widok, który do końca życia zostanie w mojej pamięci, a po 2 te dzwoneczki... Okazało się, że to stado lam z samego rana przywędrowało do naszego obozowiska, licząc na jakieś smakołyki. Dostały moja bagietkę, ja zostałem bez śniadania ale za to z niesamowitymi zdjęciami. Planując wyprawę w ogóle nie myślałem nawet o Pirenejach, a one mnie tak zaskoczyły. zrobiłem dzisiaj 300 km po tych pięknych górach. Szalone i niesamowite 300 kilometrów. zakręt za zakrętem, musiało ich być dzisiaj na mojej drodze kilka tysięcy. Przeżyłem dzisiaj motocyklowy orgazm. Nie ma nic piękniejszego dla motocyklisty - masa zakrętów, równiutki asfalt, piękne widoki i prawie żadnych samochodów. Raz nawet drogę tarasowało stado owiec podążające na pastwisko. Cały mokry od potu i zmęczony docieram do Pampeluny. Nie miałem się gdzie przebrać wiec w temperaturze 35 stopni w cieniu chodzę po mieście w motocyklowych ciuchach. Nie wiem czy to wina sjesty czy mojego zmęczenia, ale nie znalazłem nigdzie miejsca gdzie mógł bym kupić pocztówkę. Uciekam z miasta czym prędzej, niczym byk przed szpadą torreadora. San Sebastian w którym byłem już kiedyś z Reprezentacją Polski Juniorów w rugby zwiedzam już w przyjemnej temperaturze. Pięknie położone miasto - miedzy oceanem a górskimi szczytami jest naprawdę śliczne. Tylko ja jakoś opalony bardziej od większości Hiszpanów... coś chyba nie tak? Dziś nocleg nie inaczej jak z widokiem na ocean.
W Hiszpanii po raz pierwszy spotykam się z przejawem chamskiego zachowania kierowcy samochodu wobec mnie. Jakaś nadęta paniusia w piękny i słoneczny dzień, nagle postanowiła umyć sobie przednią szybę. Strumień płynu ze spryskiwacza wypuściła co najmniej kilkanaście razy cały czas sprawdzając w lusterku czy jej "strzały" na pewno mnie dosięgają. Za kare jedzie ze mną po serpentynach 20km/h do czasu aż jej twarz zrobiła się czerwona jak płachta torreadora. Nagle zza gór wyłania się niespodzianka. Co jak co ale takiego deszczu w Hiszpanii bym się nie spodziewał. Odzież motocyklowa od firmy Modeka spisała się na medal nie przepuszczając ani kropli wody, a ja i moja maszyna odpoczywamy od 2 tygodniowych upałów które nam towarzyszyły. Pod wieczór docieram do Madrytu. Bez wątpienia jest to pierwsze duże miasto na mojej drodze w którym mógłbym zamieszkać nawet od jutra! Świetnie spisujący się i bardzo rozbudowany system dróg w mieście bardzo pozytywnie nastawionym do jednośladów. Zawsze i wszędzie są one tutaj uprzywilejowane. Do tego masa pięknych budynków, ogromna ilość trenów zielonych gdzie mieszkańcy mogą wypoczywać i chować się przed upałami. No i te hiszpanki... Może nie dorównują francuskim pięknościom w kolorze mlecznej czekolady, ale i tak jest nieźle. Nocleg na parkingu pod Madrytem.
Obóz rozłożyłem na parkingu pod supermarketem więc o 6 rano musze już być na nogach, i na całe szczęście bo o 6:10 kierowca hiszpańskiej ciężarówki postanawia wycofać swój pojazd wprost w mój motocykl. No i pięknie! Maszyna leży na boku, połamane części dookoła, a ja krążę wokół nich jak mucha nad... Połamana klamka hamulca, lewe lusterko, ułamany błotnik i szybka. Nie ma tragedii, źle by było jakbym wstał 10 minut później bo wtedy leżał bym jak placek pod kołami ciężarówki. Wzywam policję bo kierowca mówi tylko po hiszpańsku, ale przynajmniej nie wykłóca się tylko od razu zabiera do spisywania specjalnego oświadczenia. Policjanci pomagają mi wypełnić moją część formularza w międzyczasie wypytując: skąd, gdzie itp itd. Na koniec przepraszają mnie za Hiszpańską przygodę i życzą szczęśliwej podróży. Ja reanimuje maszynę - za pomocą długopisu i taśmy klejącej "naprawiam" klamkę hamulca. Przekładam prawe lusterko na lewą stronę bo tam się bardziej przyda i zbieram połamane części. Krążę 2 godziny po Madrycie w poszukiwaniu serwisu, na darmo. Trudno jadę dalej, kierunek Salamanka! Zwiedzam piękne i zabytkowe miasto, z ogromną katedrą, która zrobiła na mnie największe wrażenie spośród dotychczas widzianych. I znów te hiszpanki... setki prześlicznych i opalonych dziewcząt skutecznie odwracają moja uwagę od starych budynków. W McDonald’s standardowo internet w zamian za cheeseburgera. Znajduję adres serwisu Hondy w Porto. Mam nadzieję, że jutro zakupię i wymienię lusterko i klamkę hamulca. Kierując się w stronę Portugalii w końcu widzę byki. Setki wielkich byków na szczęście odgrodzonych od drogi murem. Pomimo porannej "wpadki" humor mi dopisuje. W końcu to tylko jedna z przygód czekających na mnie po drodze. Mijając Hiszpanię która przypomina mi Meksyk, śpiewam sobie El Mariachi i mknę niczym Renegat - Łowca przygód z Lublina. Po drodze mijam kamienne puebla w których brakuje mi tylko amigos siedzących w swoich sombrerach i sączących tequilę. Może kiedyś odwiedzę Meksyk? Na razie może mi się przyśnić. Kładę się spać z dala od tir-ów.
Kolejnego dnia o 6:30 siedzę już w siodle motocykla - wczesna pobudkę wymusiło dosyć ruchliwe miejsce noclegu. Opuszczam dzisiaj Portugalię bez smutku. Pogoda mi tu nie sprzyjała, nie było żadnych niesamowicie fajnych miejsc a na dodatek... brak ładnych dziewcząt. W Hiszpanii wraca słonko! W kasku gra muzyka a cały motocykl tańczy razem ze mną. W Sewilli mam już dosyć słońca - 38 stopni! Ale za to co krok jakieś młode ciało wystawia swe wdzięki ku słońcu. No i to to ja lubię!
Gorąco polecamy zapoznać się z pierwszą częścią relacji Tomka.
|
Komentarze 9
Poka¿ wszystkie komentarzeZastanawiam siê nad twoim nocowaniem :) Nie ba³e¶ siê nocowaæ w jaki¶ przypizdówkach lub innych miejscach? Mam na my¶li miejsca w sumie dzikie
OdpowiedzZmieniasz silnik na diesla i na rzepakowym taniocha! hehe cala europe przelecisz za 500zl od Mc a do Mc a olej z frytek za free
OdpowiedzKolego a na jaki silnik Ty zmieni³e¶ ? Z Ursusa C-330...Tutaj nie ¶miaæ siê trzeba lecz p³akaæ. Czujê ¿e w tym sezonie nawet fuchy nie pomog± by zatankowaæ dwa motocykle i skuterkiem przyjdzie je¼dziæ ...
OdpowiedzTak sobie my¶lê - jak ci ludzie to robi±? Chc±c jechaæ tylko do Niemiec do krewnych musia³bym przeznaczyæ ok 850z³ na dojazd,drugie tyle na powrót.A ile na miejscu ? Mam na my¶li tylko paliwo i ...
OdpowiedzAle co zobaczy³ to jego. Wiele ludzi kupuje pe³no ró¿nych niepotrzebnych gad¿etów, do tego bior± kredyty aby pochwaliæ siê przed kolegami z pracy nowym iphonem, motem, czy autem - to nic dziwnego ¿e potem 'nie ma'.
OdpowiedzI s³usznie.Ja siê zastanawiam jak mo¿na jednocze¶nie mieæ i pieni±dze i wolny czas.
OdpowiedzNo jak normalnie tyrasz za granica i odk³adasz , nie maj±c rodziny mieszkaj±c z rodzicami w m³odym wieku spokojnie da rade :)
OdpowiedzZnowu na si³ê go lansuj±...
OdpowiedzZnowu go na si³ê go lansuj±...
OdpowiedzJa te¿ zazdroszczê i gratulujê.
Odpowiedz