John McGuinness - radość ze zwycięstwa nigdy nie powszednieje
John McGuinness stał się legendą za życia. Ten niezwykle utalentowany brytyjski zawodnik znany jest przede wszystkim z pełnej sukcesów historii startów w Isle of Man Tourist Trophy. Mając 20 zwycięstw na koncie John nie zamierza osiadać na laurach i ułatwiać życia młodszym kierowcom. Zapraszamy do wywiadu z McGuinnessem w którym zawodnik Hondy opowiada o cieniach i blaskach rywalizacji w najstarszych i obecnie najbardziej niebezpiecznych wyścigach na naszej planecie.
Ścigacz.pl: Twój ojciec prowadził warsztat motocyklowy, ale Tobie doradzał, abyś został… murarzem. Dlaczego? Czyżby uważał motocykle za zbyt niebezpieczne?
John McGuinness: Nie, zupełnie nie dlatego. Mój ojciec był mechanikiem motocyklowym z zawodu i ścigał się kiedy byłem dzieciakiem. Zawsze myślałem że pójdę jego śladami, ale w tamtych czasach w branży budowlanej zarabiało się o wiele lepiej w mojej okolicy a mój tato uważał, że zawód murarza będzie miał większą przyszłość i to właśnie dlatego zachęcał mnie do budowlanki.
Ścigacz.pl: Jak zaczęło się Twoje ściganie? Co sprawiło, że zacząłeś myśleć o rywalizacji w Tourist Trophy?
John McGuinness: Dorastałem wśród motocykli i spędziłem całe moje dzieciństwo na padoku obserwując jak ścigał się mój ojciec, zatem dla mnie tak naprawdę nic innego nie istniało. W moim przypadku udział w wyścigach to była naturalna progresja. A jeśli chodzi o TT, pojechałem na Wyspę Man kiedy miałem dziesięć lat, aby zobaczyć jak mój tata ściga się w małej imprezie w Jurby. Przy okazji obserwowałem treningi TT, które się wtedy odbywały. To było to, połknąłem haczyk w wieku 10 lat i wiedziałem, że chcę się tam ścigać…
Ścigacz.pl: Co o Twojej karierze wyścigowej sądzi Twoja rodzina? Co powiedziałbyś jako rodzic, gdyby któreś z Twoich dzieci zadeklarowało, że chce się ścigać na Man?
John McGuinness: Moja rodzina okazuje mi ogromne wsparcie, ale nie zawsze oglądanie wyścigów jest dla niej łatwe. Moja mama raczej się nie denerwuje, ale dla taty jest to bardzo stresujące. To on wciągnął mnie w sport motorowy, abym nie ścigał się po ulicach z innymi chłopakami (jako młodzieniec jeździłem zdecydowanie za szybko!), ale nie wydaje mi się, aby był przesadnie szczęśliwy gdy zapowiedziałem, że będę startował w TT. Tak samo byłoby z moimi dziećmi. Nie byłbym szczęśliwy z tego powodu. Ale gdyby taka była ich decyzja aby podjąć się tego wyzwania z moim błogosławieństwem, albo bez niego, zdecydowanie chciałbym jak najlepiej ich wspomóc i doradzić najlepiej jak bym tylko potrafił.
Ścigacz.pl: Czym różni się „ciśnięcie” na torze ulicznym od „ciśnięcia” na nowoczesnym, zamkniętym torze?
John McGuinness: To dwie zupełnie różne rzeczy. Na torze zamkniętym czuję, że mogę pozwolić sobie na o wiele więcej, ponieważ można wyjść cało z wielu sytuacji. Jeśli wyjedziesz za szeroko, ciągle masz miejsce na popełnienie i naprawienie błędu. Na TT nie „ciśniesz” tak mocno jak to tylko możliwe, nie operujesz agresywnie hamulcami, chcesz natomiast jechać płynnie, powtarzalnie i trzymać idealny tor przejazdu. Na Tourist Trophy nie ma miejsca na błędy, to zupełnie inny rodzaj ścigania się.
Ścigacz.pl: Co dzisiaj jest największym zagrożeniem na TT? Uliczny i prowizorycznie zabezpieczony tor? Motocykle i ich osiągi? A może to kierowca jest najsłabszą częścią tej układanki?
John McGuinness: Dla mnie osobiście największym zagrożeniem jest rywalizacja i mój wiek. Chciałbym, tak jak wszyscy, być wiecznie młody, ale jestem coraz starszy, a na starcie pojawiają się coraz młodsi zawodnicy, którzy depczą mi po piętach. Ryzyko porażki – to jest coś co mnie najbardziej przeraża…
Ścigacz.pl: Czy liczyłeś kiedykolwiek ile razy dotychczas pokonałeś Mountain Course?
John McGuinness: Dobre pytanie! Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i trudno precyzyjnie mi to ocenić, ale gdybym dodał wszystkie okrążenia treningowe i wyścigi przez te wszystkie lata oraz wszystkie przejazdy które zrobiłem jako dzieciak, to pewnie wyszło by tego ponad 1000 kółek. Prawie 70 tysięcy kilometrów…, nieźle prawda?
Ścigacz.pl: Gdybyś zabrał na trasę TT typowego ściganta amatora, który trenuje na track dayach, jakie byłoby jego pierwsze wrażenie?
John McGuinness: Gdyby ten człowiek nie miał pojęcia gdzie się udaje i czego się tam może spodziewać – przejazd trasą TT byłby dla niego przerażającym doznaniem. Gdyby zaś wcześniej oglądał nagrania on-board z przejazdów, uczył się trasy na grach wideo, oglądał wyścigi, byłoby to dla niego o wiele mniej stresujące, może nawet fascynujące. Sęk w tym, że w TT wszystko polega na właściwym przygotowaniu. Pamiętam moje pierwsze okrążenie. Wystartowałem w czasie deszczu, potem po 5 milach było już słonecznie, po kolejnych pięciu milach znów padało, a w górach była taka mgła, że nic nie było widać. W czasie jednego kółka zaliczyłem 4 pory roku. To właśnie jest wyspa Man – nigdy nie wiesz jakie warunki cię tutaj czekają.
Ścigacz.pl: Jak bardzo różni się przygotowanie motocykla do TT w porównaniu do BSB?
John McGuinness: Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to różnice nie są wielkie, ale ustawienie motocykla to zupełnie inny temat. Wynika to z tego, że trasa TT to publiczna droga z nieprofilowanymi zakrętami, zjazdami, podjazdami i wybojami, których nie masz na nowoczesnym torze wyścigowym, zbudowanym wyłącznie do wyścigów.
Ścigacz.pl: Liczba Twoich zwycięstw z roku na rok się powiększa. Czy czujesz rosnącą presję, aby pobić rekord Joey Dunlopa?
John McGuinness: Nie. Oczywiście wiem, że ludzie o tym mówią, ale to nie jest coś do czego celowo dążę. Oczywiście wspaniale byłoby pobić rekord Joey’a, ale ja nigdy nie przypuszczałem, że wygram aż 20 razy! Z tego powodu zupełnie stresuję się próbami osiągnięcia 26 zwycięstw. Niezależnie od tego czy wygram jeszcze 6 razy, czy nie wygram ani razu – nikt nie może odebrać mi tego, co osiągnąłem. Każdy kolejny rok i każdy kolejny sukces traktuję teraz jako ekstra bonus.
Ścigacz.pl: Jaka Twoim zdaniem przyszłość stoi przed wyścigami drogowymi takimi jak Tourist Trophy, Manx GP, NorthWest?
John McGuinness: Jeśli chodzi o TT, to ta impreza z roku na rok jest coraz lepsza i stoi na zupełnie innym poziomie, niż pozostałe wyścigi uliczne. Poza tym TT ma swoją historię, swój dorobek, ta impreza przetrwała nawet obie wojny światowe. Ciągle mamy tutaj napływ młodych kierowców i z mojego punktu widzenia przyszłość wyścigów ulicznych wygląda obiecująco. Niezależnie od głosów sprzeciwu i tego co inni o tym myślą, jeśli będą młodzi kierowcy, którzy będą chcieli się ścigać, jeśli będzie wsparcie fanów, impreza będzie żyła i rozwijała się.
Ścigacz.pl: Najbardziej przyjemna i najmniej przyjemna rzecz, która przytrafiła Ci się w trakcie lat startów w TT?
John McGuinness: Najprzyjemniejsze momenty to oczywiście zwycięstwa i duma na twarzach moich bliskich, zabieranie moich dzieciaków na podium, tego typu sprawy. Nic nie równa się z uczuciem wygranej i to uczucie nigdy nie powszednieje. Z drugiej strony są te złe momenty, z których najgorszy to widok śmierci mojego dobrego przyjaciela Davida Jefferies’a, który rozbił się jadąc tuż przede mną. Nie jestem w stanie nawet o tym mówić…
Ścigacz.pl: Czego życzyć Ci w sezonie 2014?
John McGuinness: Powodzenia!
Ścigacz.pl: Tego Ci życzymy i dziękujemy za rozmowę!
John McGuinness: Dziękuję!
Mamy świetną wiadomość dla wszystkich fanów wyścigów drogowych oraz talentu Johna McGuinnessa. Brytyjskiego zawodnika będziecie mogli spotkać 1 marca na stoisku Motula, podczas 6 Ogólnopolskiej Wystawy Motocykli i Skuterów.