Obrońca tytułu mistrza świata MotoGP Joan Mir z Suzuki określił manewr wyprzedzania przez zawodnika Ducati Jacka Millera jako "super niebezpieczny". Zawodnicy zderzyli się podczas drugiego wyścigu MotoGP.

Przy prędkościach oscylujących pomiędzy 200-300 km/h nawet najmniejsze zetkniecie motocykli może mieć bardzo groźne skutki. To Mir doprowadził do pierwszego kontaktu uderzając Millera podczas próby niebezpiecznego  wyprzedzania na zakręcie 10.

- Obydwaj lekko się dotknęliśmy. Rozumiem, że to był ryzykowny manewr, ale nie przekroczyłem granicy - powiedział Mir po wyścigu, dodając, że przeprosił rywala wystawiając nogę.

Ale przeprosiny najwidoczniej nie zostały przyjęte, bo później na tym samym okrążeniu Australijczyk wziął odwet, uderzając w Mira ramieniem podczas wychodzenia z zakrętu. Przy czym znamienny jest fakt, że wcześniej dwukrotnie obejrzał się by sprawdzić, gdzie znajduje się rywal.  

Nine, yes NINE riders in this leading group! 🔥@JoanMirOfficial barges past @jackmilleraus for P5! 👊#DohaGP 🏁 pic.twitter.com/ahF6CaGEex

— MotoGP™🏁 (@MotoGP) April 4, 2021

- Niemal doszło do wypadku na prostej. To było bardzo niebezpieczne i uważam, że celowe zagranie - oskarża mistrz świata. Ale incydent został przeanalizowany przez sędziów MotoGP jeszcze podczas wyścigu. Ostatecznie nie podjęli dalszych decyzji. Zespół Suzuki będzie jeszcze analizował tę sprawę i być może złoży odwołanie od decyzji sędziów.

- Jeśli działanie Millera było zamierzone, zasługuje na karę - powiedział dziennikarzom Mir. Z kolei Australijczyk uważa, że sprawy nie ma. - Podczas wyścigu było wiele kontaktów. Osobiście zostałem podczas tego wyścigu potrącony z trzy razy. Miller dodał również, że specyfika toru Losail sprawia, że podobne sytuacje są nieuniknione.

Zarówno Mir, jak i Miller, w wyniku kolizji wypadli z pierwszej szóstki i finiszowali odpowiednio na siódmym i dziewiątym miejscu.