Jasiek Folga: min±³ ponad rok od mojego wypadku
W Kanadzie przygotowywałem się do zawodów Grand National Cross Country w USA i testowałem nowy silnik. Trzeciego dnia testów coś poszło nie tak i motocykl na sekcji whoopsów wystrzelił mi spod zadka. Z prędkością ok. 70 km/h spadłem na cztery litery - dead stop. Od razu wiedziałem co się stało. Nie czułem nóg, nie mogłem się ruszyć. Złamałem kręgosłup...
Cały ten czas od wypadku jestem poza domem: najpierw na oddziale urazowym, gdzie lekarz Alex uratował moje wiszące na włosku życie, potem w centrach rehabilitacyjnych. Na ile odzyskałem sprawność? Jak bardzo zmienił się świat dookoła mnie? Jak postrzegam to, co się stało i czy żałuję? Co dalej?
Zacząć jednak chcę od podziękowania moim rodzicom za to, co dla mnie zrobili. Wiem też, że nie wystarczy powiedzieć dziękuję ani przepraszam. To trzeba okazać swoim dalszym życiem. W nocy obudził ich telefon, na wyświetlaczu obcy, kanadyjski numer: - Tutaj szpital, mamy pani syna na stole operacyjnym… Dostali potężne baty psychiczne. Znając medycynę wiedzieli o wszystkich zagrożeniach, skutkach oraz możliwych powikłaniach przeprowadzanej operacji. Tym bardziej, że po kilku pytaniach wiedzieli, że celem walki nie są moje nogi, czy rdzeń kręgowy, tylko ja, moje życie.
Wybuchł kręg lędźwiowy i ucisnął całkowicie rdzeń, kręgosłup zrotował, całość krwawiła. Oni oddaleni byli o 20 tysięcy kilometrów, w dobie pandemii i światowego lockdownu, kiedy podróżowanie z dnia na dzień było całkowicie niemożliwe. A jednak pokonali bariery i wspierali mnie we wszystkim. Nie wyobrażam sobie przeżyć mojego młodszego brata, który wiem, że kocha mnie nad życie najbardziej ze wszystkich. Odcisnąłem mu tak mocną szramę na bardzo wrażliwej psychice. Niestety, nie pierwszy raz. Pomyśl, co czuła moja dziewczyna otrzymując takie informacje...
Kiedy wybudziłem się z narkozy, popatrzyłem na nogi: flaki jak z galarety, zero czucia, kontroli, ruchu. NIC. - F**K Panie Folga! Grubo poleciałeś, prze****e będzie teraz to naprawić! DA SIĘ, tylko od czego zacząć?
Jest to kolejna kontuzja w moim życiu. Nie wiem, czy można ją nazwać przygodą, na pewno jest zupełnie nowym doświadczeniem, wędrówką do życia, której kres i cel jest jeden, a każde zbliżenie do niego jest sukcesem i powodem do radości.
Czy świat się zmienił? Na pewno inaczej wygląda każdy mój dzień, rzeczy kiedyś normalne stają się wyzwaniem. Bo nie tylko nerwy zostały uszkodzone, wewnętrzne organy też mocno odczuły skutki wypadku. Teraz cały dzień oparty jest na rehabilitacji. Poświęcam na nią 6-8 godzin dziennie, planując spanie pomiędzy sesjami. Daję z siebie wszystko. Jestem szczęśliwy, kiedy padam ze zmęczenia na przysłowiowy ryj - It was a good day. Z leżenia nie ma chodzenia, z ciężkiej pracy i medytacji JEST!
Jak postrzegam świat? Świat jest piękny i dobro jest wszędzie dookoła! Jest jak wcześniej. Nie można mieć wszystkiego i trzeba się cieszyć tym, co mamy. Myślę, że najważniejsi są ludzie, którymi się otaczamy. Jakie mają emocje, jakimi emocjami i energią można być obdarowanym i co dać w zamian. Niesamowicie mnie cieszy jak patrzę na telefon, a tam jakaś znajoma mordka pisze: - Co u Ciebie bo nie było żadnego update?! Nasze życie jest tak piękne jak ludzie, którzy są po twojej stronie. Jedna przewrotka to tak niewiele, a wyklarowała moją listę kontaktów bardzo dobrze, przefiltrowała całe życie i pokazała, jak wydająca się być blisko osoba może być naprawdę bardzo daleko… Pokazała też, jakich wspaniałych ludzi mam obok siebie!
Widzę, jak mój wypadek odbił się na moich najbliższych. Ciężko się na to patrzy. Dotknięte zostały też wszystkie życzliwe mi osoby, przyjaciele, znajomi. A jednak życie jest przygodą. Czerpiemy z niej tyle, ile sami weźmiemy, nieważne w jakich okolicznościach. Chwilę myślałem co dalej. Ale i tak wszyscy wiedzą, że jestem wolną duszą, ciągle głodną wolności i głodną przygód. Nic się nie zmieniło. Nie, nie oddałbym ani kropli wyjeżdżonej benzyny, ani chwili uprawiania sportów ekstremalnych, które nie wiem czemu dawały mi uczucie haju i zawsze chciałem więcej. Jestem wdzięczny za to co przeżyłem, za wspaniałych znajomych ze sportów motocyklowych po tej i po drugiej stronie oceanu.
Moją motywacją do codziennej ciężkiej pracy nadal są motocykle. Nie chcę się już ścigać, ani urywać sekund w zakręcie. Marzę, żeby o własnych siłach dojść do garażu i móc wyjechać motocyklem na przejażdżkę. Poczuć znów to uczucie wolności i wiatr we włosach. Marzę, by móc chodzić o własnych siłach. Wiem, że jest to możliwe.
Moj progres jest fenomenalny. Jestem w stanie przejść kilka metrów o dwóch kulach, jednak wciąż nie czuję gdzie są nogi, więc muszę na nie cały czas patrzeć. Przede mną jeszcze dużo pracy, ale cały czas robię jakiś postęp. Jest lepiej z miesiąca na miesiąc. Robię niemożliwe, bo w to wierzę! Uwierz i Ty!
Jeśli możesz, pomóż mi w mojej walce i przekaż 1% podatku lub wesprzyj na portalu Pomagam.
Dane do przekazania 1% podatku
Fundacja Bartla - Jan Folga leczenie
KRS 0000 338823
Pracuję nad stroną internetową www.mxfolga.com, gdzie będzie można kupić koszulki i ciuchy, z których dochód wspomoże moją rehabilitację. Stay tuned!
Dziękuję i pozdrawiam,
Jan Folga
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze