Endurance Racing 2010 - reaktywacja!
Ta najtrudniejsza dyscyplina wyścigowa przeżyje w sezonie 2010 swój renesans. To będzie najwspanialszy sezon od czasu, gdy Włosi zaczęli mącić w tym sporcie
Dla wszystkich fanów Endurance mamy wspaniały prezent noworoczny. Ta najtrudniejsza dyscyplina wyścigowa przeżyje w sezonie 2010 swój renesans. To będzie najwspanialszy sezon od czasu, gdy Włosi zaczęli mącić w tym sporcie, a później było tylko dziwniej.
Endurance to bardzo prosty sport. Trzech gości przez wiele godzin kręci się po torze, łatwizna. Ich mechanicy zmieniają opony, dolewają paliwo, czasami odbudowują zdewastowany motocykl. Proste jak świętujący dwudzieste urodziny „plan Balcerowicza". Tak samo kosztuje wiele wyrzeczeń, pracy, bólu, ale na koniec daje wiele radości. Smak tej radości poznało już kilku polskich zawodników, w tym ostatnio w znakomitym stylu także Irek Sikora.
Wszystko zaczęło się w 1922 roku, kiedy to Eugene Mauve zaprosił motocyklistów na majówkę w okolice Vaujours. Na drogowej pętli długości 5,126 km (Vaujours, Clichy-sous-Bois, Livry-Gargan) rozegrał się pierwszy wyścig trwający dobę, Bol d'Or. Później wszystko ewaluowało, pozwalano startować dwóm, później trzem zawodnikom na jednym motocyklu. W najlepszych latach Endurance egzystowały cztery wyścigi: 24h Le Mans, 24h Spa, 8h Suzuka i Bol d'Or, gdzie niepisaną umową zespołów z Europy było, że nie startują w Azji. Wszystko grało i tańczyło dopóki prawie dekadę temu FIM wymyślił, że trzeba promować tę dyscyplinę „bardziej" i oddał prawa do niej braciom od WSBK. Wtedy zaczęły się pomysły z wyścigami na dwieście mil we Włoszech (nadal trzech zawodników, chociaż taki dystans w Daytona pokonuje jeden twardziel), które w dodatku miały otwierać sezon. „Klasyki" się zbuntowały i utworzyły swoją serię, która przyćmiła Mistrzostwa Świata. Włosi nie zarobili swoich pieniędzy, uciekali producenci, wszystko zaczynało się sypać. Trzy lata temu katarska federacja QMMF postanowiła zainwestować w ten interes i powoli wszystko staje na nogi. W sezonie 2009 było trudno ze względu na kryzys, ale kuriozalnie właśnie ten kryzys dał nowy wiatr w żagle tego sportu.
Kuriozalnie, bo takie zespoły jak GMT 94 (Mistrzowie Świata z roku 2004) wracają do korzeni po ograniczeniu budżetu na starty w WSBK. Co ważniejsze dla polskich kibiców w ich składzie wystąpi Mistrz Polski Superstock 600 Kenny Foray. Kenny miał nadal w Endurance i Mistrzostwach Francji Superbike reprezentować barwy Kawasaki, ale niespodziewanie zmienił markę motocykla i dołączył do Davida Checa (ósmy sezon w zespole). Trzecim zawodnikiem będzie inny Hiszpan Gregorio Lavilla, który ma na swoim koncie tytuł mistrzowski w brytyjskich SBK, a także kilka sezonów w WSBK. Zespół GMT94 poprzedni rok miał fatalny i po zdobyciu tylko jednego punktu w WSBK i dwóch awariach w klasykach Endurance, (24 Le Mans i Bol d'Or) w nowym roku musi błysnąć wielką formą. Obok SERT jest to najbardziej lubiany zespół wśród kibiców tej dyscypliny. Zaczynali od małego garażu, byli pierwszym prywatnym zespołem, który wygrał 24h Le Mans (2001), a dziś są zespołem fabrycznym Yamaha. Jednak do dziś panuje tam wręcz rodzinna atmosfera, która pomaga w pracy i utrzymaniu starych sponsorów, nawet w dobie kryzysu.
Kolejny wielki team i faworyt to Suzuki Endurance Racing Team, czyli SERT. Ten zespół jest najbardziej utytułowaną ekipą w Endurance, a jej manager (Dominique Meliand) żywą legendą tego sportu. Jego zespół jest jak karne wojsko, z tą różnicą, że za plecami nie stoją szwadrony NKWD. Tam po prostu każdy wie, co ma do zrobienia i wykonuje to perfekcyjnie. Wystarczy jedno skinienie, sygnał szefa, a poszczególni ludzie wykonują swoją pracę. Do tego Meliand jest wyposażony w niesamowity zmysł analityczny, którego używały też zespoły w samochodowej odmianie 24h Le Mans. Potrafi przyspieszyć zmiany zawodników, przewidzieć ruchy rywali i czasami pozwolić sobie na częstsze zmiany, czy skracanie łańcucha wiedząc, że da to efekt. W zeszłym sezonie z powodu cięcia kosztów startowali tylko w 24h Le Mans i wygranym Bol d'Or, ale w 2010 wracają do pełnego cyklu i zamierzają odzyskać koronę. Mają do tego wszelkie potrzebne środki, czyli zaplecze i kierowców. Filarem przedsięwzięcia ma być Vincent Philippe (czterokrotny Mistrz Świata), a uzupełniać go będzie młodzież w postaci Freddy Foray (brat bliźniak Kennego) i niedoszły Mistrz Polski Superbike Guillaume Dietrich, który wyleczył już kontuzję i chce odegrać się za koszmarny rok 2009. Były Mistrz Francji Superbike nadal chce też ścigać się w WMMP.
W typowaniu kandydatów do tronu nie można pominąć oczywiście aktualnych „władców", czyli zespołu YART, którego filarem jest Mistrz Polski Superstock 1000, Gwen Giabbani. Francuz już podczas rozmowy ze Ścigacz.pl mówił, że w następnym roku będą walczyć o zwycięstwa, ale z większym luzem, ponieważ tytuł już zdobyli. Podejście bardzo zdrowe, ponieważ już w 2004 roku podczas „wojny domowej" między SERT i GMT94 jeden z zawodników Phase One (trzykrotni Mistrzowie Świata) stwierdził, że „oni są z innej planety i trzecie miejsce jest jak zwycięstwo". Aż tak strasznie nie powinno być w 2010 roku, ale napinanie się na siłę może tylko zaszkodzić. Szczególnie, że austriacki team z każdym rokiem wyciąga wnioski i właśnie „siła spokoju" pozwoliła wygrać 24h Le Mans. Teraz zwycięska ekipa, której zgodnie z przysłowiem się nie zmienia (nadal w składzie Giabbani, Igor Jerman i Steve Martin) będzie walczyć o kolejne zwycięstwa i tytuły bez presji.
Do miana najlepszego zespołu Endurance będzie kandydowała jeszcze jedna motocyklowa potęga! Zespół BMW wystawia w tym roku istny Dream Team, a wszystko dzięki Irkowi Sikorze, który przetarł za swoje pieniądze szlaki dla niemieckiej marki w Bol d'Or 2009. Były Mistrz Polski Superbike i jego czescy kompanii sprawdzili we wrześniu jak spisuje się nowa wyścigowa konstrukcja bawarskiego koncernu w tak ekstremalnych zawodach, jak Endurance i dziś są tego efekty. Każdy motocyklowy koncern wie, że jeśli chce odnieść sukces w Endurance, połowa zespołu musi być z Francji. To tak, jak ze ślimakami w kuchni. Zrozumieli też to Niemcy i zamiast, jak kiedyś to bywało, samemu „dłubać" team za równowartość dochodu narodowego Etiopii, oddali sprawy w ręce „trójkolorowych". Szefem zespołu będzie Bernard Rigoni, człowiek, który prowadził Hondę przez wiele lat do wygranych w Endurance, a stroną techniczną zajmie się Jean Francois Daffix. Zespół tego ostatniego mimo statusu „prywatnego" przez lata robił wielką robotę dla japońskiego producenta. To ten sam team, który jeszcze w tym sezonie rozwijał opony dla marki Michelin. Teraz francuski potentat oponiarski łączy swoje ambicje z BMW, a do walki na torze wystawiają wspaniałych zawodników: Matthieu Lagrive, Sebastien Gimbert oraz Erwan Nigon. Dwaj ostatni zostali podkupieni z GMT94 (ale jak czytaliśmy wyżej znaleźli godnych następców), a Matthieu zrezygnował z WSBK dla tego projektu. Wszyscy będą też startować w Mistrzostwach Francji Superbike, które dzięki tylu wspaniałym nazwiskom (dochodzi Kenny Foray, ekipa SERT i Kawasaki) i wsparciu fabryk mogą okazać się równie mocną, jeśli nie silniejszą serią od BSB!
Jeśli komukolwiek takiej „bandy" do tytułu było mało, w zanadrzu mamy jeszcze zespół Kawasaki. Ten team bardzo chce jechać w całym cyklu Mistrzostw Świata Endurance, choć fundusze mogą ich ograniczyć do 24h Le Mans i Bol d'Or (w składzie Julien Da Costa, Olivier Four et Gregory Leblanc). Na starcie zobaczymy też słowackie Maco Moto, „strażaków" i armię prywatnych zespołów!
W Endurance istnieje też klasa Superstock, która walczy o Puchar Świata i nie wizytuje Japonii. Tu królują od dwóch lat Katarczycy, ale poważna konkurencja dla nich może przyjść z... Polski i Czech! Nie chcemy jeszcze ujawniać szczegółów, ale jest szansa na profesjonalny zespół z naszej części Europy!
Biorąc pod uwagę sytuację w czołowych zespołach, szansę na „nasz" team i rozmowy o zatrudnieniu polskich zawodników w dobrych składach, Mistrzostwa Świata Endurance mogą znów stać się ciekawym kąskiem dla polskich kibiców tej dyscypliny. Na marginesie powiem tylko, że relacjonuje to znana stacja sportowa. Jako, że nie ma tam Rossiego komentatorzy mówią także o Polakach, my zaś pokazujemy to najlepiej. Może jest szansa na sponsora? Kibiców na pewno nie zabraknie.
Powiedzieli specjalnie dla Ścigacz.pl:
Gwen Giabbani, YART, Mistrz Świata Endurance, Mistrz Polski Superstock 1000:
„W nowym sezonie będę jeździł w tym samym zespole, co w roku, 2009 czyli YART. Moimi partnerami będą nadal Igor Jerman i Steve Martin, ekipa też pozostaje bez zmian. W nowym sezonie zapowiada się wspaniała rywalizacja, ponieważ wraca kilka doskonałych zespołów i w każdym wyścigu będzie trzeba dać z siebie wszystko. Oprócz tego liczę, że nadal będę częścią polskich wyścigów, ponieważ chwile spędzone w Polsce były jednymi z najpiękniejszych w mojej karierze."
Kenny Foray, GMT94, Mistrz Polski Superstock 600:
„Dla mnie sezon 2010 będzie wielkim i fascynującym wyzwaniem. Będę reprezentował fabryczny zespół Yamaha GMT94 w Mistrzostwach Świata Endurance i Mistrzostwach Francji Superbike. Jest to moja pierwsza szansa na zdobycie tytułu Mistrza Świata, ponieważ z Kawasaki było to niemożliwe. Myślę, że mamy na to szanse, ponieważ motocykl jest doskonale przygotowany, a moi partnerzy są bardzo doświadczeni. Propozycja startów w GMT94 była z tych, których się nigdy nie odrzuca."
Guillaume Dietrich, SERT:
„Jestem bardzo dumny i wdzięczny Suzuki, że w nadchodzącym sezonie będę mógł walczyć w ich barwach w Mistrzostwach Świata Endurance. SERT to najbardziej utytułowany zespół w tej dyscyplinie i teraz też zamierzamy walczyć o tytuł. W sezonie 2010 zapowiada się jednak zacięta walka z broniącym tytułu zespołem YART, powracającym GMT94 i nowym składem BMW. Uważam, że ewentualne zwycięstwo w takim towarzystwie doda tylko smaku ewentualnemu tytułowi. Korzystając z okazji chciałbym życzyć wszystkim szczęśliwego Nowego Roku i mam nadzieję, że zobaczymy się w Polsce w nadchodzącym sezonie."
Christophe Guyot, manager GMT94:
„Mamy wielkie trio zawodników. David Checa oczywiście pozostaje liderem drużyny, szybko dał się poznać jako fundament zespołu (pierwszy wyścig i zwycięstwo z GMT94 w 24h Oschersleben w 2003 roku - przyp. red.). Oprócz tego posiada wspaniałe walory jako zawodnik. Jest inteligentny, posiada wielkie zalety jako człowiek. On zawsze jest szczęśliwy gdy wygrywamy i potrafi przyjąć klęskę. Gregorio Lavilla był mistrzem British Superbike i był w śród najlepszych w Mistrzostwach Świata Superbike, poznał też smak Endurance. Kenny Foray jest zawodnikiem, na którego czekaliśmy. Jego życzliwość i uśmiech czynią z niego ulubieńca w paddocku. Jest młody i ma marzenia o zostaniu Mistrzem. On już dziś ma piękną kartę: był Mistrzem Francji Supersport w 2007 roku i Mistrzem Polski Superstock 600 w 2009 roku. W Endurance ma wiele zwycięstw w klasie Superstock i zajął drugie miejsce w ostatnim Bol d'Or. Wierzę, że będzie też doskonale prezentował się w Mistrzostwach Francji Superbike, mimo, że będzie to dla niego nowy motocykl. Liczymy na niego w tym i następnych sezonach."
Paweł Szkopek, każdy wie kto to:
„Wyścigi Endurance, to dla mnie jedno z najpiękniejszych i najsilniejszych wspomnień związanych z moją pasją wyścigową. Wyścig 24H Le Mans w 2003 roku i drugie miejsce w klasie Superstock, to natomiast jedno z największych osiągnięć w karierze. Zawsze będę pamiętał i wspominał każdy ze startów w wyścigach wytrzymałościowych. Związane jest to z olbrzymimi emocjami towarzyszącymi wielogodzinnej walce, gdzie wiele zależy nie tylko od nas samych. Kiedy w trakcie pit stopu zsiadamy z motocykla i zamieniamy się miejscami z naszym zespołowym kolegą, mamy czas na analizę sytuacji, na planowanie, rozmyślanie o taktyce czy najzwyklejsze poddanie się emocjom. Mamy również szansę na to żeby dopadł nas ból, zmęczenie, żeby próbowało się zakraść zwątpienie w możliwość ukończenia wyścigu, by doczekać kolejnej zmiany. Kiedy natomiast z powrotem siadamy za kierownicą po raz koleiny liczy się tylko jedno: być jak najlepszym, jak najszybszym, jak najbardziej skoncentrowanym, by nie popełnić żadnego błędu, który zniszczy wielogodzinny wysiłek kilkunastu osób. Te cykle powtarzają się kilkakrotnie w zależności od długości wyścigu. Im więcej cykli, tym więcej emocji i bólu. Im więcej cykli, tym bardziej pamiętamy wyścig. Kiedy natomiast ujrzymy flagę z szachownicą, a my jesteśmy na mecie, pojawia się ogromna radość i to bez znaczenia na którym miejscu ukończyliśmy wyścig. Dotarliśmy do mety, jesteśmy wśród tych, którym było to dane. To jest coś niesamowitego.
Nie zawsze jednak możemy do tej mety dotrzeć. Można się z tym pogodzić, kiedy problemy pojawią się jak w 2004 roku na początku wyścigu. Awaria silnika, koniec wyścigu, zamykamy garaż, stajemy się kibicami. Najgorzej kiedy awaria, czy inne nieszczęście dopada zespół pod koniec morderczego wyścigu, po wielogodzinnej bezpardonowej walce na torze, szczególnie kiedy jest się na szczycie.
„Nas", jako zespół POLandPOSITION w którym startował Adaś Badziak „Badziu", „Dzik" Tomek Kędzior i ja dopadła właśnie wyżej opisana sytuacja podczas wyścigu Bol d'Or w 2003 roku. Po wielogodzinnej bezpośredniej walce z zespołem JMD, będąc na pierwszym miejscu w swojej klasie, musieliśmy pogodzić się z awarią skrzyni biegów. Do dzisiejszego dnia, kiedy przypominam sobie tą sytuację, pojawiają się u mnie łzy w oczach. Adam dopchnął nasz motocykl do mety, byliśmy ostatni, ale byliśmy! Aplauz publiczności był równie wielki, jak dla zwycięzców. Te wszystkie przeżycia są niezapomniane. Tych przeżyć jest zbyt mało lub trwają zbyt krótko w wyścigach indywidualnych i dlatego zawsze będę chciał wystartować co jakiś czas w wyścigach wytrzymałościowych i udowodnić sobie ile jestem warty. Szczególnie kiedy w stawce pojawiają się naprawdę największe nazwiska. Przeglądałem ostatnio listę zawodników i zespołów wyścigowych, które przygotowują się do przyszłorocznych MŚ Endurance i wygląda ona imponująco. Nie brakuje na niej nazwisk dobrze nam znanych z naszego polskiego, wyścigowego podwórka. Wiele osób może nawet nie wiedziało kim są, czy nie znało zawodników startujących w Polsce w zespole GRANDys Duo. To właśnie te osoby Gwen, Guilaume czy mój rywal Kenny będzie tworzyło najsilniejszą konkurencję na torach MŚ w 2010 roku.
My Polacy naprawdę nie mamy się czego wstydzić, bo udowodniliśmy, że potrafimy wygrywać z takimi zawodnikami. Nie wiem czy zobaczymy w przyszłym roku polski zespół na paddocku MŚ Endurance, ale jestem przekonany, że jeżeli się pojawi, to bez problemu może się włączyć do rywalizacji o pierwsze miejsca w Pucharze FIM Endurance w klasie Superstock, a ja jeżeli tylko będzie taka możliwość chciałbym być zawodnikiem w jego szeregach. Jeszcze tylko kilka słów do kibiców, którzy zastanawiają się nad obejrzeniem na żywo opisywanych przeze mnie zawodów. Takiej atmosfery i takiej fiesty jak na 24 h Le Mans, czy Bol d'Or nie widziałem nigdzie. Zawsze będę twierdził, że to co było pokazane na filmie Mad Max, siada w przedbiegach z tym co się dzieje na olbrzymich polach namiotowych dookoła torów. Moje słowa potwierdził nawet „Grzesio Kuleczka" mój przyjaciel, manager, który był na kilku wyścigach razem ze mną. To, że Świder podnieca się tym w swoich tekstach płynie z niego naturalnie, bo widział Endurance wcześniej, niż WMMP. Zapraszam, bo warto."
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzepaweł! dawaj tam czadu,ale nie po bandach!
OdpowiedzI nie jak w spa
OdpowiedzTaaaa.... ale po Spa nie płaczę, bo nic nie pamiętam. :) Obudziłem się dopiero kiedy wyjeżdżaliśmy do szpitala z kliniki na torze :) a nade mną stał Badziu i patrzył czy żyję, bo pierwsze info było takie, że się zabiłem. To też jednak była dopiero 1/4 wyścigu i choć mieliśmy pierwszą pozycję i 1 okrążenie przewagi, to wszystko mogło się jeszcze wydarzyć.
Odpowiedz