Elektryczny motocykl wyścigowy - nadzieja umiera ostatnia
Wszystko to w myśl zasady, że jak coś ma być zrobione „profesjonalnie", to nie ma sensu bawić się w hobbistyczną dłubaninę po godzinach
Trochę nas nie było na tych stronach. Przepraszamy. Jednakże usilne (żeby nie rzec rozpaczliwe) próby realizacji projektu pochłonęły nas bez reszty. Napiszę bez owijania w bawełnę, dobrze nie jest...
Taki był plan, czyli naiwność dwóch konstruktorów
Jakoś tak pół roku temu postanowiliśmy zrezygnować z dobrej pracy (pracowaliśmy dla tej samej firmy), aby w pełnym wymiarze poświęcić się wyłącznie naszemu projektowi. Wszystko to w myśl zasady, że jak coś ma być zrobione „profesjonalnie", to nie ma sensu bawić się w hobbistyczną dłubaninę po godzinach. Daliśmy sobie sześć miesięcy (na tyle mieliśmy odłożonych oszczędności) na zaprojektowanie motocykla, przygotowanie warsztatu, znalezienie dostawców, znalezienie sponsora i rozpoczęcie budowy. Położyliśmy na szali nawet oszczędności przeznaczone na nasze spalinowe 2 koła i dzisiaj obydwaj jesteśmy bez naszych moto. Motocykl zaprojektowaliśmy, warsztat przygotowaliśmy, dostawców znaleźliśmy, sponsora już nie... Tym samym nie było za co rozpocząć montażu.
Z naszych szacunków wynikało, że aby zdążyć na TTX GP Isle of Man, moto musi stanąć na kołach najpóźniej do końca stycznia 2010, czyli montaż powinien się zacząć pod koniec listopada. Dzisiaj jest już jasne, że na wyspę nie zdążymy. Mamy „Plan B", ale do tego wrócę w dalszej części tekstu.
Jak było, czyli wytłumaczenie milczenia
Był taki moment, kiedy wszystko wyglądało bardzo dobrze. Znalazł się sponsor, jeden z polskich koncernów energetycznych, gotów sfinansować cały budżet przedsięwzięcia. Jednak w zamian wymagano od nas wyłączności i zaprzestania dalszych poszukiwań alternatywnych źródeł finansowania. A my, naiwni przystaliśmy na to. Przez pewien czas wszystko szło dobrze, ich entuzjazm zdawał się przerastać nasz własny, aż tu z dnia na dzień zdechło. Zaoszczędzę Wam szczegółów, generalnie wychodzi na to, że zamiast rozmawiać z prezesem tej firmy, należało udać się przede wszystkim do szefa związków zawodowych... Taka polska specyfika.
Od tego momentu zaczęły się nasze rozpaczliwe próby znalezienia pieniędzy na przeprowadzenie projektu. Od drzwi do drzwi, od maila do maila, od telefonu do telefonu, a wszystko w rytmie uciekających dni. I chociaż każde jedne drzwi, do których udało się zapukać, otwierały nam kolejne, to pieniędzy nigdzie nie znaleźliśmy. Mógłbym wiele stron zapełnić przykładami „interesujących" ofert typu: „równowartość przedniego zawieszenia w zamian za największe logo na owiewkach i promocję w TV we własnym zakresie". Z innej rozmowy dowiedzieliśmy się, że firmę tyle samo, co nasz projekt, kosztowało gniazdko do ładowania e-pojazdów. Te, które sobie przed siedzibą postawili. Jako bonus mieliśmy dostać eskortę samochodu z generatorem prądu, żebyśmy w drodze powrotnej mogli sobie podładowywać akumulatory w dowolnym miejscu trasy... Nie mam pretensji o brak wsparcia z ich strony, ale niezrozumienie czytanego tekstu przez osoby na dość wysokim stanowisku jest dość zastanawiające. I niestety nie tylko tutaj spotkaliśmy się z tym zjawiskiem. Lista tych, którzy nie zadali sobie trudu, żeby odpisać krótkim „nie jesteśmy zainteresowani" też by się tu nie zmieściła. Wielu z nich nawet nie wiedziało, że dostało maila/faks/list (wiem, bo dzwoniłem).
Podsumowując to narzekanie, jeżeli kiedykolwiek będziecie szukali sponsora na coś droższego, niż skrzynka piwa, żadne oficjalne kanały kontaktu nie pomogą i możecie je sobie wsadzić - sami wiecie gdzie. Z resztą wiele firm nie upublicznia żadnej możliwości kontaktu poza złożeniem zamówienia. Jedyny sposób (przynajmniej z naszego doświadczenia) na uzyskanie szansy wysłuchania, to znalezienie dojścia bezpośredniego, poprzez znajomego znajomego, który ma znajomego, co zna tego właściwego.
Jest taka teoria, wedle której dowolna osoba na tej planecie znajduje się w naszym zasięgu, średnio w siedmiu stopniach oddalenia. Czyli po drodze do dowolnego prezesa tych znajomych jest mniej więcej siedmiu. O dziwo, w kilku przypadkach zadziałało. Nie mniej, nie zmieniło to zasadniczo naszej nienajlepszej sytuacji. A że w kilku miejscach prowadziliśmy dobrze rokujące rozmowy, nie pisaliśmy o tym co by przypadkiem nie zrazić możnych świata „byznesu".
I co dalej? Czyli „Plan B"
W końcu trzeba było sobie jasno powiedzieć, że tegoroczny „TTX GP Isle of Man" jest poza naszym zasięgiem. Jak już uporaliśmy się z tą myślą, opracowaliśmy wstępnie wspomniany już „Plan B".
Wypracowywane miesiącami dojścia jeszcze się nie wyczerpały. Tym samym ciągle mamy pewną szansę na uzyskanie sponsorowania i postawienie motocykli na kołach jeszcze w pierwszej połowie tego roku. To powinno wystarczyć, aby pojawić się na którejś z dwóch ostatnich imprez serii „TTX GP 2010", a wyspę Man odłożymy sobie na przyszły rok. Zdajemy sobie sprawę, że zrobienie w przyszłym roku wyniku uprawniającego do nie nazywania siebie „tłem dla reszty" będzie znacznie trudniejsze. Wyścig zbrojeń w e-superbikach dopiero się rozkręca. Jednak od początku było wiadomo, że łatwo nie będzie.
Jak się zapewne domyślacie, cały czas wspierała i nadal wspiera nas ekipa ścigacz.pl, wiele pomysłów na ścieżki dojścia do sponsorów (w tym te ciągle „żywe") i pomysłów na następne pochodzi właśnie od nich. Wielkie podziękowania dla Lovtzy, Żmijki i obydwu Michałów. Ponadto ostatnimi czasy zyskaliśmy bardzo poważnego patrona w postaci Polskiego Związku Motorowego. Pan Prezes Andrzej Witkowski osobiście zaangażował się w poszukiwanie źródła finansowania. Pod jego przewodnictwem czynią to też inni ludzie ze Związku, że wspomnę tylko Michała Sikorę. Wielkie dzięki za wsparcie i poświęcany nam czas. Zwłaszcza, że nasze skromne fundusze jakie mieliśmy przeznaczone na ten cel właśnie się kończą, co zmusza nas do poszukania jakiegoś zwykłego sposobu utrzymania naszych rodzin i przesunięcia aktywności około projektowej na „po godzinach".
I tylko jedno w tym mnie trochę gryzie. Otóż namierzone przez nas rodzime źródła potencjalnego finansowania wyschły już niemalże co do jednego. Pozostały zagraniczne. Jeżeli się uda, to czy to ciągle będzie polski motocykl elektryczny? Poświęciliśmy temu projektowi tyle czasu i serca, że nie jest już tak istotne skąd zdobędziemy fundusze, ani czy zdążymy w tym czy w przyszłym roku. Postanowiliśmy doprowadzić temat do końca i tak się stanie, tyle że nieco później, niż planowaliśmy.
Co mamy? Czyli co się udało.
Przede wszystkim mamy gotowy projekt mechaniczny motocykla, w którym zastosowaliśmy kilka innowacyjnych i niespotykanych gdzie indziej rozwiązań. Z tego też względu obrazki, które pokazujemy i które pokazaliśmy wcześniej, są spreparowane w celu uniemożliwienia dopatrzenia się ważnych szczegółów. Nie mniej, na wypadek niedocenienia potencjalnych „oglądaczy" zastrzegliśmy te rozwiązania (w sumie 5 zastrzeżeń) w Polskim Urzędzie Patentowym i jesteśmy w trakcie rozszerzania ich na całą Unię Europejską. Na tyle wystarczyło.
Mamy projekt nadwozia, z którego trzy obrazki możecie obejrzeć. Tak, wiem że nie jest doskonały i kilku detali tam brakuje. Ale nam on zupełnie wystarczy do zrobienia „plastików". Stworzyliśmy go głównie do wizualizowania koncepcji wzorniczej i sprawdzenia, czy mechanika zmieści się pod spodem. Zanim motocykle wyjadą na drogę, ta forma na pewno jeszcze się zmieni. Jak bardzo, to nawet my nie wiemy. Skoro już jesteśmy przy wyglądzie, jeden z autorów komentarzy do poprzedniego artykułu, gdzie zamieściliśmy nieco ustylizowane obrazki naszego „szczura", dopatrzył się podobieństwa do CBRy. Brano to też za jakiegoś istniejącego przecinaka potraktowanego photoshopem. Biorę to za komplement. Dwóch facetów narysowało coś porównywalnego z dziełem armii zawodowych stylistów - dla mnie bomba. O, taaaki duży już jestem ;-). Aha, photoshopa nie używamy, bo po prostu nie potrafimy. A nie potrafimy, bo nie mamy żadnego ku temu powodu: nie jesteśmy grafikami, nie mamy brzydkich partnerek, a zdjęcia robimy od razu ostre i dobrze wykadrowane.
Wracając do projektu karoserii. Teraz, kiedy przynajmniej teoretycznie mamy trochę więcej czasu, będziemy kształt dopracowywać i uszczegóławiać. Czasami podrzucimy też coś do oglądnięcia, czy to w ramach kolejnych artykułów (jeżeli będzie coś do opisania), czy na blogowej galerii (jak nie będzie nic ciekawego do powiedzenia).
Mamy jeźdźca z doświadczeniem torowym, gotowego poprowadzić jedną z maszyn w wyścigu. Nie wiem czy jestem upoważniony do ujawniania personaliów. Na pewno przeczyta ten artykuł, więc jak chce niech się sam ujawni. Tak czy inaczej, doceniamy Twoją odwagę związaną z jazdą prototypem i okazaną do tej pory pomoc. Swoją drogą, jak się już uda, to do jazdy będzie drugi motocykl. Jakby jakiś zawodnik był chętny to proszę bardzo. Ostrzegam, że „nie śmierdzimy forsą".
Mamy też wytypowanych dostawców części typowych, oraz wykonawców kilku części nietypowych. Nawiązaliśmy z nimi odpowiednie kontakty, nic nie stoi na przeszkodzie, aby dostać to, co potrzebne. Bo też nasza maszyna jest pomyślana tak, aby nie strugać nowych klocków, a jedynie w nowy sposób zestawić istniejące. Nic tylko zamawiać.
No i mamy gdzie te części posklejać i poskręcać w jeżdżącą całość. Obyśmy nie byli zmuszeni wywieszać tutaj szyldu w stylu: „Usługi ślusarskie dla firm i ludności".
Podsumowując, czyli oceńcie sami
Teraz wiecie już, co nam się udało, a co nie. Czy to dużo czy mało, oceńcie sami. Tak czy inaczej nie zamierzamy odpuścić i dopniemy swego, lepiej późno, niż wcale. Nie wiemy tylko kiedy nastąpi to „późno".
Jeżeli ktoś z Was ma pod ręką sponsora i może pozyskać jego wsparcie, chętnie przyjmiemy do zespołu. Nasz projekt będzie ze 20 razy tańszy, niż stworzenie takiego „zielonego trzykołowego" (skąd oni te sumę wzięli?!), co to spod Warszawy pochodzi i łączy w sobie wszystkie wady (moje prywatne zdanie) samochodu i motocykla. Co nie znaczy że nie doceniam wkładu widocznego w tym pojeździe - jest i jeździ. Zainteresowanych odsyłam do Newsweeka 30/2009.
Nasz sprzęt na pewno będzie szybszy, no i plastiki lepiej spasujemy.
Komentarze 15
Pokaż wszystkie komentarzeszacunek panowie i powodzenia
OdpowiedzWydaje mi się, że budujecie tam niezłą "bombę" poziom TTX GP jest wysoki a Wy śmiało idziecie do przodu. Śledzę Waszą pracę od począdku i nie mogę się doczekać prezentacji. Wierzę, że zaskoczycie ...
Odpowiedznadwozie, klocki. a co to będzie rozpędzać?? grawitacja?
OdpowiedzElektromagnetyzm
Odpowiedzale jest już projekt tego silnika?? czy nic narazie?
OdpowiedzDajcie jakiś namiar mailowy na siebie
Odpowiedzhvgarage@hvgarage.com
OdpowiedzWszytko fajnie tylko z elektrycznymi pojazdami jest jeden problem akumulatory. Zaprojektowanie mechaniki, silnika elektrycznego, sterowania może i skomplikowane ale bez odpowiednio pojemnego i ...
Odpowiedzspelniaja. kwestia ceny. Sam buduje motocykl z napedem elektrycznym i przy komplecie akumulatorow teoretycznie chce wycisnac 500 km zasiegu i wiecej, tylko kwestia pieniedzy. Mam finansowanie na 1 pakiet z 4 mozliwych do wcisniecia w rame. 500 km to juz pozwala na spokojne podrozowanie miedzy miastami, nie mowiac juz o ruchu miejskim. Juz mial byc dawno zbudowany, niestety na drodze stanely finanse i biurokracja, ale na szczescie juz nie dlugo przechodze do montazu. Trzymam kciuki za motocykl HV i pozdrawiam
OdpowiedzCześć chłopaki, wielki szacun za to co robicie. Dajcie numer konta, to Was wspomogę. Wiem, że moje 20zł jest śmieszne, ale z tysiąca osób to już 20000zł. Może to też jest śmieszna suma w ...
Odpowiedza ja bym zrobił licytację na ebay.de gdzie proekologia jest bardzo poważnie traktowana, znalazł Ebay bombay gdzie mustafa śpi na pieniądzach. Zagraniczny kapitał, naklejka Malbolo na boku nie ...
Odpowiedz