Dual sportem daleko od domu
Turystyka motocyklowa ma tyle oblicz, ilu jest motocyklowych podróżników. Lwia część spośród nich sięga po sprawdzone i standardowe rozwiązania. Duży i dobrze przygotowany motocykl, polecana przez innych i opracowana trasa oraz wszystkie ważne miejsca rozpisane w nawigacji GPS. Są jednak tacy, którzy dysponują motocyklem który nie ma stelaży, kufrów i grzanych manetek. Do tego wielu z tych ludzi lubi zjechać w teren i niekoniecznie chce planować co do kilometra swoją wyprawę. Nie oszukujmy się, jeśli chcecie poznać klimat odludnych miejsc – musicie zjechać z głównej, a czasem także i bocznej drogi i trochę się ubrudzić. My po wielu pytaniach do redakcji i paru burzliwych dyskusjach pod prezentacjami motocykli typu dual sport postanowiliśmy przekonać się, jak wygląda jazda wyprawowa przy ich wykorzystaniu.
Ile sprzętu potrzeba do offroadowej turystyki?
Gdy myślimy o wyprawach, w trakcie których pokonuje się setki kilometrów dziennie, większości z nas wyobraźnia stawia przed oczyma duży turystyczny wszędołaz, najlepiej z silnikiem minimum 1000cc, na który załadować możemy pasażera i pół tony bagażu. Przeglądając katalogi firm oferujących akcesoria motocyklowe można dojść do wniosku, że przebrnięcie przez setki stron katalogów i zamówienie z nich dziesiątek pozycji jest warunkiem koniecznym wygodnego i sprawnego podróżowania.
Z pewnością warto ułatwiać sobie życie przy dalekich wycieczkach. Jednak konia z rzędem temu, kto jest w stanie wyrwać się z domu, z pracy i od rodziny na więcej niż 3-4 dni. Dla miażdżącej większości z nas turystyka motocykla to wypady w długie weekendy, lub w czasie krótkich urlopów. Nie mamy pod ręką pustyń, stepów, ale dla miłośników przygody mamy dobre wiadomości. Znakomicie możecie wyszaleć się na motocyklu w terenie także w granicach naszego kraju. Co więcej - możecie zrobić to całkiem legalnie i w niedzielę wieczorem być w domu. W takich zastosowaniach, jak się okazuje, nie potrzebujecie specjalnie zmodyfikowanego motocykla, ogromnego budżetu, ani zewnętrznej logistyki.
My zaplanowaliśmy wypad w górskie tereny na południu Polski wykorzystując do tego celu lekkiego dual sporta jakim jest Husqvarna 701 Enduro. Aby ułatwić sobie nieco zadanie na motocyklu zainstalowana została nawigacja Tom Tom… i w sumie to wszystko. Dobytek na 3 dni udało się spakować w motocyklowy plecak oraz niedużą zupełnie cywilną torbę, która przypięta została pasami na miejscu „pasażera”. Na motocyklu wymieniliśmy także fabryczne ogumienie, wracając z opon crossowych (nie wytrzymałyby szybkiego przelotu asfaltami) do dualowych Conti TKC 80.
Plan wycieczki? Z podwarszawskiego Nowego Dworu Mazowieckiego szybka przelotka do Tarnowa, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Następnego dnia rano zaczynamy cześć terenową. Po trasie szukamy noclegu i następnego dnia jazda w terenie, a po południu powrót do domu.
Za mało mocy?
Niecałe 700cc i 67 KM. Do tego forma rasowego enduro. Czy tak „mała” moc i mało turystyczna konfiguracja sprawdzi się na tak długim dystansie? Szybko okazuje się, że jest lepiej niż przypuszczaliśmy. Na ekspresówce w kierunku Radomia Huska bez większych problemów utrzymuje prędkość marszową na poziomie 130-140 km/h. Mocy silnika wystarcza aby jechać nawet 180 km/h, ale ogranicznikiem jest pęd powietrza napierający na kierowcę. Siodło, choć wygląda na endurowe, jest szersze, grubiej tapicerowane, a przez to całkiem wygodne i spędzenie na nim całego dnia nie jest torturą. W sumie maszyną taką jak Huska jedzie się całkiem wygodnie. Co prawda przy szybszej jeździe wibracje uniemożliwiają zobaczenie czegokolwiek w lusterkach, ale nie jest to duży problem.
Wąskim gardłem jest natomiast zbiornik paliwa, który ma zaledwie 13 litrów pojemności. Niby zużycie paliwa waha się między 4.5, a 5 litrów na 100 km (nawet przy szybkiej jeździe autostradowej), ale przy tak małym baku oznacza to konieczność tankowania co 180-200 km. Przy wlewie umieszczonym za siodłem zmusza to również do każdorazowego odpinania bagażu. Niby szczegół, ale upierdliwy.
Niezależnie od tego po pokonaniu 360 km w ciągu zaledwie 5 godzin do pokoju hotelowego w Tarnowie pakowaliśmy się w całkiem przyzwoitej formie, naszym zdaniem nie gorszej, niż po pokonaniu tej samego odległości na o wiele bardziej turystycznej maszynie. A najlepsze dopiero było przed nami.
Teren przez duże T
Ogromnym szczęściem w przypadku naszej wyprawy była osoba przewodnika. Bartek Zabdyr, znany w światku motocyklowym jako Morowiec to miłośnik turystyki i offroadu. Dokładnie takiej kombinacji potrzebowaliśmy na przetestowanie Huski. Zaczęło się zaraz po porannym starcie z Tarnowa, gdy wbiliśmy się w nasiąknięte wiosennym deszczem lasy na południe od miasta. Lepka, gliniasta gleba dała nam niezły wycisk, ale szybko także zorientowałem się, że potencjał do przedzierania się przez krzaki jest w tej maszynie ogromny. Staraliśmy się trzymać z dala od asfaltów, kierując się na leśne ścieżki, polne drogi i rzadko uczęszczane szlaki. Nawet na nadgryzionych czasem i prebiegiem uniwersalnych oponach 701-ka dawała sobie radę znakomicie.
Dużym, a nawet bardzo dużym zaskoczeniem było działanie offroadowego ABSu. Jego właściwości odkryliśmy właściwie przypadkowo, bo wjeżdżając w teren za każdym razem wyłączaliśmy go, uznając, że elektronika i błoto niekoniecznie muszą chcieć ze sobą współpracować. Dopiero przypadkowo niewyłączony ABS (aby wyłączyć system, trzeba dezaktywować go każdorazowo po włączeniu zapłonu) zilustrował nam o ile pewniej jeździ się na śliskich, stromych zjazdach! Poprawa zachowania na oponach uniwersalnych była bardzo wyraźna. Elektronika mocno odciąża wtedy kierowcę, który i tak ma co robić przedzierając się ciężką furą przez trudny teren.
Gdy skończyły się leśne gliniaste podjazdy i zjazdy pojechaliśmy bardziej na południe mijając Gorlice i kierując się w kierunku Magurskiego Parku Narodowego. Tutaj czekały nas górskie doliny, które wcześniej kryły w sobie lokalne gruntowe drogi używane niegdyś przez rolników. Po wysiedleniu z tych terenów etnicznej ludności (o czym za chwilę) z wielu dolin zniknęły całe wsie, migracja ludności do miast w ostatnich latach również zrobiła swoje. Drogi nieużywane przez lata, a nawet dekady zarosły, lub rozstały rozmyte przez górskie rzeczki. W rezultacie możecie tutaj trafić na szlak oficjalnie widniejący na mapie jako lokalna droga, ale w praktyce… jest on w chwili obecnej nowym korytem rzeki, albo zawalony został skalnym rumowiskiem i w chwili obecnej wygląda jak odcinek specjalny zawodów Super Enduro. Kompletnie niewiarygodna sytuacja – prawdziwy offroad i to w 100% legalnie! I tutaj 701 ponownie wykazała się swoimi możliwościami. Brody, kamieniste dno, kłody, całkiem spore głazy – nic z tych rzeczy nie robiło na maszynie specjalnego wrażenia. Co więcej twarde podłoże dawało całkiem niezłe zaczepienie dla dualowych opon, dzięki czemu Huska nie odstawała tempem od towarzyszek podróży obutych w stricte offroadowe ogumienie. Dzień zakończyliśmy piwkiem i noclegiem w schronisku w Radocynie, tuż pod słowacką granicą.
Dzień trzeci to kombinacja miękkich i śliskich terenów wokół Parku Narodowego i przyjemnego szwendania się lokalnymi szutrami. Do tego kilka fajnych chwil spędzonych na omal nie utopieniu się w rwących nurtach Wisłoka. Po obiedzie zaczęliśmy kierować się w stronę domu. Rzeszów, Opatów, Radom, Warszawa i jeszcze przed 21.00 byliśmy w przytulnym redakcyjnym garażu… 3 dni, ponad 1100 km, z czego około 300 km pokonane w terenie. Niezły wynik!
Łemkowszczyzna!
Wielkie odkrycie tej wycieczki to Łemkowszczyzna! Po polskiej stronie Karpat jest to teren od Wysokiego Działu w Bieszczadach, po dolinę Popradu w Beskidzie Sądeckim, oraz tzw. Ruś Szlachtowska na pograniczu Małych Pienin i Beskidu Sądeckiego, natomiast po stronie słowackiej – granicą jest pas Beskidów. Obszar ten zamieszkiwała ludność określająca się jako Łemkowie. To wschodniosłowiańska grupa etniczna, do okresu wysiedleń w latach 1945–1947 (wysiedlenia do ZSRR, w ramach akcji „Wisła”) zamieszkująca w zwartej grupie obszar wspomnianej wyżej Łemkowszczyzny. Łemkowie to jedna z czterech uznanych prawnie mniejszości etnicznych w Polsce.
Po dokonanych po drugiej wojnie wysiedleniach obszar Łemkowszczyzny został ogromny, sporadycznie zaludniony obszar. Wiele lokalnych dróg zostało zarośniętych, rozmytych przez lokalne rzeczki, co sprawia że okoliczne tereny stanowią raj dla miłośników eksploracji miejsc oddalonych od głównych szlaków. A Husqvarna 701 nadaje się do tego znakomicie.
Czas, dystans, wysiłek
Reasumując. Ciężkie enuduro, które również możemy określić jako dual sport jest bardzo fajnym pojazdem do ambitniejszej turystyki przesyconej zapachem schnącego na silniku błota. Poruszając się taką furą nie będziecie w punkcie docelowym później, nie umęczycie się również mocniej. Otrzymacie natomiast możliwość dotarcia do miejsc, gdzie zazwyczaj zapuszczają się użytkownicy wyczynowych maszyn enduro.
W przypadku weekendowych wypadów jaki opisaliśmy po cywilizowanych rejonach świata problemem nie będzie nawet mały bak. Producent przewidział zresztą możliwość prawdziwej globtroterki na tym sprzęcie. Dokupić można bowiem do niego dodatkowe zbiorniki paliwa zwiększające zasięg do 400 km, dorzucić do tego można także wysoki przód a’la Dakar stanowiący dobrą podstawę dla urządzeń do nawigacji i chroniący kierowcę przed długotrwałym naporem wiatru. W chwili obecnej do tej maszyny powinny być dostępne także akcesoryjne systemy montażu bagażu. Bardzo się one przydadzą, bo przymocowaną pasami torbę do naszej Huski przypalił nieco rozgrzany tłumik.
Suma summarum osiągi i wytrzymałość motocykla, a także długie interwały międzyprzeglądowe powinny ułatwić dotarcie na koniec świata. Szczególnie, że Huska dysponuje również programem „Bad fuel” umożliwiającym jazdę na podłej benzynie o liczbie nawet 80 oktanów oferowanej w Radomiu, ale także wielu krajach Afryki oraz Azji.
|
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeStare jak wegiel kamienny, tyle ze robione na 690 Enduro. Nie wiem w czym Husqvarna jest lepsza poza tym ze jest drozsza. KTM spisuje sie rewelacyjnie, ale mała uwaga użytkownika - jeśli chcesz ...
OdpowiedzCzy można coś więcej o powiększonym baku i wysokim przodzie? Jakiś link do źródła informacji? Bardzo mnie ciekawi ta kwestia, bo na rynku ciężko o lekki, fajny adventure bike, a tak doposażona ...
OdpowiedzO takich udogodnieniach dowiedziałem sie na prezentacji tej Huski jesienią ubiegłego roku. Myślę, że pasowały będa tutaj rozwiazania z KTMa 690, a najlepiej popytać u dealerów KTM i Huski. A taka maszyna jest znakomita bazą na adventure bika, i to takiego którym można jechać na koniec świata ;)
OdpowiedzPodobnie jak LC4 690 Huska 701 zamiast klasycznego metaloweog subframe'u (ramy pod siedzeniem) ma zbiornik paliwa, który pełni rolę "ramy" vel stelaża. To rozwiązanie w zasadzie uniemożliwia przerobienie go na enrudo turystyka. Nie można tego obciążać bagażem bo jest zbyt wiotkie. A skoki zawieszeń po 250mm to ciągle sporo mniej niż w starych LC4 625ccm. 315 przód i 295 tył. Brakuje na rynku dużego singla 650ccm, w ramie enduro z subframem stalowym i skokami zawieszeń po min. 280-300mm, oraz możliwością instalacji "wycieczkowego" siedzenia.
OdpowiedzHuska, czyli KTM 690... ;) są jakieś różnice ?? a Gajowy Marucha Was nie złapał w Parku Narodowym? nie mam wątpliwości, że kozaków na full crossach orających lasy i wzgórza nikt nie złapie ale ...
OdpowiedzW stosunku do KTMa - przede wszystkim lepsze zawieszenia, jak dla mnie wyczuwalnie bardziej stabilne. Ale to pewnie kwestia preferencji. Gajowy Marucha nie musiał nas łapać, bo nie jeździliśmy tam gdzie nie wolno. W MPN poruszaliśmy się oficjalnymi drogami, a te fajne koryta rzek i wąwozy które widać na zdjęciach to miejsca to miejsca, gdzie mozna jeździć 100% legalnie ;)
Odpowiedz