Drezno-Wroc³aw 2010 - podwójny triumf Polaków!
Znakomite wyniki Polaków z ostatnich lat zdopingowały wielu naszych rodaków, dzięki czemu na starcie w Dreźnie pojawiła się bardzo silna drużyna zawodników w biało-czerwonych barwach
W miniony weekend zakończyła się 16. edycja dobrze znanego miłośnikom offroadu rajdu Drezno-Wrocław. Ta największa i zarazem jedyna tego typu impreza, która odbywa się na terenach Europy i od lat cieszy się ogromnym powodzeniem wśród najlepszych kierowców Starego Kontynentu. Polacy po raz pierwszy zabłysnęli w tym rajdzie w roku 2005, kiedy to Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk stanęli na najwyższym stopniu podium. Dwa i trzy lata później nagrody za pierwsze miejsce w kategorii quadów odbierał Krzysztof Kretkiewicz. Przed rokiem polską flagę na wyżyny wynieśli Paweł Oleszczak i Maciek Chełmicki. Czy ten rok był równie udany dla Biało-czerwonych dowiemy się z dalszej części relacji, a teraz przyjrzyjmy się trasie tegorocznego Rajdu Przyjaźni Polsko-Niemieckiej.
Półtora tysiąca kilometrów na kołach
Inauguracja rajdu tradycyjnie odbyła się w ostatni weekend czerwca w niemieckim Dreźnie, gdzie zawsze gromadzą się tłumy kibiców, chcących powitać zawodników z całej Europy i obejrzeć ich poczynania w prologu. Sprzyja temu miejsce, w którym jest on rozgrywany, gdyż znajduje się ono w samym centrum miasta. Niestety minusem tego rozwiązania jest ograniczona liczba możliwości poprowadzenia szlaku, ale organizatorzy co roku urozmaicają pętlę o nowe wzniesienia, doły i inne ciekawe przeszkody. Kolejny etap prowadził w okolice Lipska i znajdującej się na tych terenach nieczynnej kopalni odkrywkowej, znanej z rajdów Baja Saxonia, jak również poprzedniej edycji Drezno-Wrocław. Tam przygotowano bardzo szybki odcinek o długości około 120 km. Pierwszy etap maratonu większości załóg bardzo się podobał. Jednak już w tej części pojawiały się problemy ze sprzętami i nie wszystkim udało się go ukończyć.
Następnie karawana przeniosła się już do Polski w okolice Drawska Pomorskiego, gdzie walka rozpoczęła się na dobre. Pomiędzy szybkimi przejazdami szlakami piaszczystych czołgówek, załogi po raz pierwszy spotkały się z wodą i błotem. Przepraw nie było wiele, ale zawsze to jakaś odmiana. Podobny charakter miała trasa wtorkowego dnia zawodów, gdzie długość OSu wynosiła w granicach 150 km. Podzielony na dwa odcinki specjalne etap numer pięć, pod względem liczby przeszkód terenowych i ich stopnia trudności należał do jednych z łatwiejszych, ale nie oznacza to, że było łatwo. Wiele załóg dało się złapać na błędach nawigacyjnych, przez co zbaczali z trasy i nierzadko tracili wiele cennych minut na odnalezienie właściwego kursu. W czwartek przyszedł czas stawić czoła Hannibalowi. Do tej pory etap ten budził lęk i respekt zawodników, którzy wiedząc, iż mają przed sobą do pokonania ponad pół tysiąca kilometrów na kołach, opracowywali najróżniejsze strategie. W tym roku było już znacznie łatwiej. Faktem jest, że odcinek miał około 500 km długości, jednak ponad połowę załogi przebyły na lawetach, co dla wielu było rozczarowaniem. Z racji, iż Hannibal nie był tak wyczerpujący, jak w latach ubiegłych, przedostatni, piątkowy OS nie miał charakteru taryfy ulgowej.
Dopiero w sobotę zawodnicy i ich maszyny mogły nieco odetchnąć. Etap ten miał postać 80-kilometrowej pętli, poprowadzonej po poligonie w Żaganiu. Podobną pętle, tylko w przeciwnym kierunku, pokonywali uczestnicy tegorocznej edycji rajdu The Great Escape Rally.
Podwójny triumf Polaków!
Znakomite wyniki Polaków z ostatnich lat zdopingowały wielu naszych rodaków, dzięki czemu na starcie w Dreźnie pojawiła się bardzo silna drużyna zawodników w biało-czerwonych barwach. Niestety wszyscy debiutanci zasilili klasy samochodowe. Choć kilku znakomitych reprezentantów polskiej sceny quadowej zapowiadało swój udział na wiele miesięcy przed rozpoczęciem rajdu, to jednak tylko Krzysiek Kretkiewicz stanął na starcie w Dreźnie. W krótkiej rozmowie z nami przed rozpoczęciem rajdu zapowiadał, że będzie jechał wyłącznie turystycznie. Jak się okazało po podliczeniu końcowych wyników rajdu, jego turystyczna jazda okazała się o wiele ponad siły i umiejętności konkurentów. Krecik ukończył rajd rzecz jasna na pierwszym miejscu (uwaga!) z ponad 20-godzinną przewagą na drugim zawodnikiem w swojej klasie.
„Veni, vidi, vici" - mówi śmiejąc się Krzysiek Kretkiewicz. „Drezno-Wrocław to dla mnie bardzo specyficzny sposób tygodniowego wypoczynku, po którym wracam obolały, ale generalnie zawsze szczęśliwy. W tym roku było bardzo sucho i czuliśmy się momentami jak na pustyni w Afryce. Atmosfera panująca na tym rajdzie jak zawsze była super i nie do opisania, ale było kilka niedociągnięć organizacyjnych. Widać, że nowi organizatorzy, którzy przejęli rajd w ubiegłym roku nie mają takiego doświadczenia, jak poprzedni koordynator zawodów. Czy wystartuję za rok jeszcze nie wiem. Jeśli nastąpią poważniejsze zmiany to tak. Najbardziej chciałbym zasiąść za kierownicą ciężarówki, ale bez sponsorów raczej to mi się nie uda."
Ubiegłoroczni zwycięzcy klasy aut terenowych - Paweł Oleszczak i Maciek Chełmicki - szanse na obronę tytułu stracili bardzo szybko, gdyż już na pierwszym etapie. Jadąc w ogromnej chmurze kurzu, uderzyli w stojącą na trasie Toyotę jednych z rywali i tym samym zniszczyli praktycznie cały przód auta. Należą im się jednak ogromne brawa, gdyż odbudowali pojazd i po kilku dniach powrócili na trasę rajdu. Walkę o utrzymanie w rękach Polaków pucharu za pierwsze miejsce podjęli Robert Kufel i Dominik Samosiuk, którzy rok temu byli tuż za podium. Trud nie poszedł na marne i dołączyli oni do grona polskich zwycięzców Małego Dakaru. Krzysztof Ostaszewski, który w latach 2007 oraz 2008 gromił rywali swoim Uralem w klasie ciężarówek, w tym roku zamienił go na Mercedesa Zetrosa. Ten jednak okazał się nie do końca dopracowany, przez co „Ostacha" stawił się na mecie z 4. lokatą. Ciekawie było w klasie Moto, w której wystartowało blisko 100 zawodników, ale sądząc po liczbie polskich kierowców jednośladów równej zeru (!), tego typu charakter rajdu nie jest atrakcyjny dla naszych offroadowych miłośników dwóch kółek. Szkoda, bo mamy utalentowanych zawodników, którzy z pewnością byliby w stanie rywalizować o najwyższe laury.
Mały Dakar bliżej Dakaru
Próbując krótko opisać tegoroczny rajd Drezno-Wrocław, przychodzą mi do głowy dwa wymowne słowa - Mały Dakar. Nic dodać, nic ująć. Uczestnicy maratonu pokonali w tym roku za sterami swoich pojazdów ponad 1,5 tys. km i niemal drugie tyle dojazdówek. Palące słońce, piaszczyste tereny i tumany kurzu do złudzenia przypominały afrykański klimat, a liczba uczestników dorównała Rajdowi Dakar, który corocznie rozgrywany jest w pierwszych dwóch tygodniach stycznia. O krótką ocenę 16. edycji maratonu Drezno-Wrocław poprosiliśmy przedstawiciela organizatorów - Alberta Gryszczuka.
„Tegoroczny rajd był bardzo szybki. Wiele ekip borykało się z awariami, ale w większości przypadków mechanikom udawało się naprawić maszyny przed kolejnymi dniami. Trafiły do nas zarzuty zawodników, że trasa praktycznie zmieniała się każdego dnia, ale działo się tak z powodów niezależnych od nas. Bardzo poważnie podchodzimy do tematu ochrony środowiska i musimy dostosować się do natury, czego powodem były właśnie te częste zmiany trasy w roadbooku. Fenomenem tego rajdu jest to, że liczbą uczestników dorównał legendarnemu Dakarowi i od 16 lat jest rozgrywany na terenach Europy, gdzie znacznie trudniej zdobywa się wszelkie niezbędne pozwolenia. Świadczy to o tym ile wszyscy wkładamy serca w organizację tego przedsięwzięcia."
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się również, że organizatorzy intensywnie pracują nad poprawą atrakcyjności rajdu i przyciągnięciem większej liczby kibiców. Pierwszym krokiem w tym kierunku byłaby zmiana miejsca rozpoczęcia największego europejskiego maratonu offroadowego. Zaszczyt ten być może przypadnie miastu Wrocław. Jeśli jednak inauguracja zawodów pozostanie po stronie naszych zachodnich sąsiadów, to meta rajdu zostanie przeniesiona aż na Ukrainę do Lwowa! Brzmi bardzo interesująco i z niecierpliwością wyczekiwać będziemy kolejnych informacji w tym temacie.
|
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeBrawa dla Roberta i Dominika, dla Krecika zreszt± te¿:)
Odpowiedz