Dni Suzuki w Kownie
Dni Suzuki to już stały punkt w kalendarzu polskich motocyklistów. Tegoroczna impreza organizowana przez polskiego importera tej marki była jednak zdecydowanie inna, niż edycje z lat poprzednich. Jest to po części pokłosie sytuacji z poznańskim obiektem, gdzie w tym roku organizatorzy imprez motocyklowych zmagać się muszą z wszelkiej maści ograniczeniami, restrykcjami i zakazami.Stanowisko importera Suzuki było w tej sytuacji jasne i tak jak w poprzednich latach intencją imprezy miało pozostać udostępnienie toru zwykłym motocyklistom, a przy tym w dogodnym, weekendowym terminie. Tak też się stało, nawet jeśli było okupione to koniecznością wyprawy na tor położony w zdecydowanie mniej atrakcyjnym miejscu, niż tor Poznań.
Wynikiem starań Suzuki tegoroczne święto fanów japońskiej marki miało miejsce na litewskim torze Nemuno Ziedas (Pierścień Niemna) zlokalizowanym nieopodal Kowna.
Tor
Zacznijmy od sprawy kluczowej, czyli od samego toru. Obiekt w Kownie to swoista retrospekcja do lat 80-tych ubiegłego wieku, bo właśnie tak wyobrażam sobie sporty motorowe w tamtych latach. Nitka toru jest stosunkowo wąska, a nawierzchnia pozostawia na większości swej długości wiele do życzenia. Wielu motocyklistów dopiero tutaj poznało prawdziwe znaczenie słowa „shimmy". Były to doznania o tyle stresujące, że na praktycznie całej długości toru brakuje stref bezpieczeństwa i żwirowych wybiegów. Zamiast nich, tuż przy asfalcie usytuowane są stalowe, bandy. Liczne wgniecenia oraz ślady lakieru pozostawione na ich ścianach są ponurym świadectwem tego, co dzieje się na tym torze w czasie wyścigów.
Przejdźmy jednak do pozytywów, bo te zdecydowanie przeważają. Lokalizacja toru, podobnie jak jego konfiguracja, jest fantastyczna. Obiekt położony jest na tarasie nadzalewowym, oddalonego o 2-3 km Niemna, dzięki czemu mamy tutaj spore różnice poziomów. Strome podjazdy i zjazdy, zakręty, które bierze się na pamięć oraz bardzo ciekawe kombinacje wiraży to rzeczy, które czynią jazdę tutaj bardzo ekscytującą. O ile jednak rekreacyjne treningi dla amatorów, takie jak Dni Suzuki można tam przeprowadzić, to trudno mi sobie wyobrazić przeprowadzenie tutaj poważnej imprezy wyścigowej. Niemniej jednak przedstawiciele władz toru zapewniali, iż jeszcze w tym roku obiekt będzie gruntownie przebudowany do wymagań homologacji FIM. Wymieniona zostanie nawierzchnia i dodane zostanę strefy bezpieczeństwa. Te zapowiedzi powtarzane są od kilku lat, ale nareszcie są na to środki. Gdy w końcu obietnice zostanę wcielone w życie, Litwini będą mieli tor zdecydowanie bardziej ciekawy, niż nasz rodzynek w Poznaniu.
Póki co Litwini borykają się z takimi problemami, jakie my mamy w Poznaniu. Ten podstawowy to brak infrastruktury. Co prawda jest duży wyasfaltowany padok i sensowna droga dojazdowa, ale brakuje infrastruktury sanitarnej, garaży czy też wewnętrznych dróg pozwalających na bezpieczne przemieszczanie się pomiędzy najciekawszymi miejscami na torze.
Organizacja
Organizacją imprezy w imieniu importera, tak jak w latach poprzednich zajęła się łódzka firma Grandys Duo. Tradycyjnie już do eventów prowadzonych przez Jacka Grandysa nie można się przyczepić od strony organizacyjnej. Ba, można mówić o kilku miłych niespodziankach. Do tych największych zaliczyć należy catering dla wszystkich, a także zapewnienie bezpłatnie bazy noclegowej dla wszystkich uczestników imprezy. Zapewniony został także pomiar czasu, dzięki czemu każdy mógł obserwowaćna bieżąco swoje postępy na torze.Na miejscu imprezy funkcjonował serwis kasków Shoei i Schuberth, a także serwis oponiarski. Nieocenioną pomocą dla wszystkich, którzy pojawili się w ubiegły weekend w Kownie był holenderski specjalista firmy Hyperpro. To dzięki jego interwencji i ustawieniu zawieszeń pod miejscowy tor jazda zaczęła być przyjemna i bezpieczna. Dopisała także pogoda, która jedynie w sobotę po południu nieco przedwcześnie zakończyła jazdy zalewając okolice ulewnym deszczem.
Humorystycznym akcentem było małe zamieszanie na początku imprezy wywołane odkryciem, że czas na Litwie przesunięty jest w stosunku do naszego o godzinę. Ponadto ośrodek wypoczynkowy, gdzie zlokalizowano bazę noclegową wielu młodszym uczestnikom imprezy przypomniał o tym, jak wypoczywało się za czasów jedynie słusznego ustroju.
Początkowo jeźdźcy podzieleni zostali na grupy, jednak mniejsza, niż spodziewana liczba użytkowników pozwoliła na rozluźnienie harmonogramu. Dzięki temu, każdy mógł najeździć się tyle ile chciał. Chętni do jazdy z instruktorami (min. z Adamem Badziakiem oraz Wojciechem Sławińskim) zbierali się w kilkuosobowe grupy i trenowali pod ich nadzorem.
Uczestnicy
Dni Suzuki adresowane są do wszystkich posiadaczy maszyn Suzuki, niezależnie gdzie i kiedy motocykl został kupiony. Dzięki temu przekrój wiekowy i techniczny maszyn na torze w Kownie był bardzo szeroki. Od modeli typowo turystycznych jak np. DL650, przez maszyny takie jak Bandity, B-Kingi i Supermto, aż po typowe wyścigówki serii GSX-R. Słowem dla każdego coś dobrego. Z uwagi na ten fakt tempo jazd było zróżnicowane, ale dzięki relatywnie niewielkiej ilości motocykli na torze jazdy przebiegały sprawnie i bezpiecznie.
Dominowały tablice rejestracyjne z północnej i centralnej Polski, co jest akurat zrozumiałe z przyczyn logistycznych. Do polskich motocyklistów przyłączyła się grupa litewskich fanów Suzuki. Przez oba dni imprezy Litwini korzystali nie tylko z toru, ale przede wszystkim oblegali sympatycznego Holendra z Hyperpro ustawiającego wszystkim zawieszenia.
W trakcie całej imprezy zanotowano zaskakująco mało gleb. Wbrew wcześniejszym obawom co, do bezpieczeństwa na torze okazało się, że nawierzchnia jest wystarczająco przyczepna, aby szybko po niej jeździć. Kilka wyjazdów w zielone zakończyło się raczej kosmetycznymi uszkodzeniami sprzętu, osobiście nie odnotowałem ani jednego porządnie zgruzowanego motocykla. Nikt także poważnie nie ucierpiał po przegranym starciu z prawem powszechnego ciążenia.
Po torowych zmaganiach w sobotni wieczór przyszedł czas na integrację. Luźna, bardzo dobra atmosfera spotkania w Kownie udzieliła się chyba wszystkim. Nie zabrakło upominków dla każdego uczestnika imprezy i wieczornych pogadanek. Wszystkim zapewne pozostanie w pamięci Adam Badziak, jako niesamowity komentator meczu Holandia - Rosja. Ci najwytrwalsi wieczór zakończyli o świcie eksplorując nocne życie towarzyskie w kowieńskich klubach.
Podsumowując
Dni Suzuki w Kownie okazały się bardzo udaną imprezą, która zgromadziła blisko 80 polskich motocyklistów i sporą grupę litewskich kolegów. Wszyscy uczestnicy z którymi rozmawialiśmy wracali do domów pełni bardzo pozytywnych wrażeń. Drobne niedociągnięcia organizacyjne i nieco senne reakcje sędziów wirażowych na to, co działo się na torze nie zmieniają jednoznacznie pozytywnego odbioru tego wydarzenia.Dziękujemy za zaproszenie i liczymy na kolejne, równie fajne imprezy.
Filmy
|
|
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeCos siê chyba nie wyciê³o z wywiadu z Patrickiem i dziêki za zdjêcie nr 1 :)
Odpowiedz