Dakar to też krew, pot i łzy
„Jak musi się czuć motocyklista, jeden z wielu, który jedzie bez żadnego serwisu, a jego jedynym „wsparciem" jest nieduża metalowa skrzynia w samolocie, oznaczona jego numerkiem, w której przewozi namiot, narzędzia i części zamienne na cały rajd?"
Rajd Dakar 2010 jest już za nami. Wszystkie polskie załogi całe i zdrowe wróciły już do swoich domów, rodzin, przyjaciół. Mają ogromne powody do radości, nie tylko dlatego, że udało im się ukończyć Dakar, ale przede wszystkim, że na trasie tego najtrudniejszego rajdu terenowego na świecie nic im się nie stało.
W mediach publicznych mówi się głównie o kilkunastu najlepszych zawodnikach, którzy w bardzo dużej mierze swój wynik zawdzięczają mechanikom, masażystom, dietetykom i wielu innym osobom, wspólnie tworzącym zgrany zespół. Milczy się natomiast o osobach, które aby spełnić swoje marzenie, stawiają na jedną kartę cały dorobek swojego życia i niestety przegrywają. Obraz, tego, co się dzieje poza telewizyjnymi kamerami świetnie opisał w wywiadzie dla serwisu www.dakar.pl dwukrotny uczestnik Rajdu Dakar - Maciej Majchrzak.
„Wiele osób postronnych nie zna prawdziwego obrazu rajdu. W zawodach startuje 400 załóg, a massmedia pokazują zmagania 10 kierowców ze ścisłej czołówki. Relacje z ich walki wypaczają całościowy obraz rajdu. A tam mają miejsce przecież prawdziwe pozytywne emocje, jak również tragedie i dramaty. „Zwyczajni" kierowcy zupełnie inaczej przeżywają rajd niż np. zawodnicy VW, na rzecz których pracuje ogromna rzesza mechaników, taktyków, masażystów, a ich jedynym obowiązkiem jest wyciskanie ostatnich potów z maszyny, która ma za zadanie przejechać jeden odcinek. Następnego dnia otrzymują na starcie w zasadzie zupełnie nowe samochody. Jeżeli zdarza się poważna awaria, to stresu nie ma, bo jest jeszcze 5 innych samochodów z teamu. A statystycznie ujmując, przynajmniej jeden z kierowców fabrycznego teamu powinien uniknąć pecha lub kardynalnego błędu na całej trasie, by ostatecznie „fabryka" mogła się cieszyć z sukcesu. Poza VW, większość załóg wozi części zamienne w bagażniku i po przejechaniu morderczych odcinków rajdu samodzielnie przystępuje do obsługi samochodu, czy motocykla. To oni są prawdziwymi bohaterami tego rajdu; tam jest prawdziwy sprawdzian wytrzymałości sprzętu i ludzi.
Bardzo często start w Dakarze niektórzy opłacają dorobkiem całego życia. Jak czuje się człowiek, który musi zostawić uszkodzony samochód na wydmach, bo często sprowadzenie go po prostu się nie opłaca? Helikopter zabiera tylko załogę z paszportami. Jak musi się czuć motocyklista, jeden z wielu, który jedzie bez żadnego serwisu, a jego jedynym „wsparciem" jest nieduża metalowa skrzynia w samolocie, oznaczona jego numerkiem, w której przewozi namiot, narzędzia i części zamienne na cały rajd? Taki zawodnik zwykle po przejechaniu 600-kilometrowego OSu sam bierze się za reanimację swojego motocykla tak, aby móc wystartować następnego dnia kosztem własnego snu i odpoczynku. Warto zobaczyć miny motocyklistów zebranych z pustyni przez tzw. „kostuchę" - połamane motocykle, kontuzjowani ludzie, których marzenie życia okazało się wielką osobistą tragedią... Co czują rodziny tych, którzy przez całe życie marzyli o Dakarze i nigdy z niego nie wrócili? Niestety media na takie rzeczy poświęcają bardzo mało miejsca."
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzePrawdopodobnie kazdy z tych "ktorzy przegrali z pustynia" zapytany " czy polecialbys jeszcze raz gdybys nic nie mogl zmienic" ~ odp. byla by prosta "napewno". Ci ktorzy przegrali beda druga polowe ...
OdpowiedzW każdym sporcie są wzloty i upadki. Dobrze, że pokazujecie również tą drugą stronę medalu bo dzięki temu można zrozumieć ile kosztuje sukces, a czasami nawet ile kosztują marzenia.
OdpowiedzMocny film, mocne słowa. Szkoda tych ludzi, należy im się ogromny szacunek za odwagę i upór.
Odpowiedz