Czy Quartararo powinien zostaæ zdyskwalifikowany? Analiza MotoGP GP Katalonii 2021
Portugalczyk Miguel Oliveira wygrał niedzielny wyścig MotoGP o Grand Prix Katalonii, ale najwięcej uwagi skupiło zachowanie startującego z pole position Fabio Quartararo. Czy Francuz powinien zostać surowiej ukarany, a przede wszystkim natychmiast ściągnięty z toru? Mick analizuje zmagania w Barcelonie.
Quartararo, który triumfował w Grand Prix Włoch na Mugello tydzień wcześniej, przez cały weekend w Barcelonie wydawał się poza zasięgiem. Kiedy po wygranych przez niego kwalifikacjach wszyscy zastanawiali się już tylko z jak dużą przewagą wygra wyścig, Francuz wpadł w nie lada tarapaty.
Tuż po starcie na czoło stawki wysunął się Miller, ale wkrótce na dwie pierwsze pozycje wystrzelili Miguel Oliveira na KTM-ie i właśnie Quartararo. Wydawało się, że Francuz tylko czeka na okazję do ataku, ale na pięć kółek przed metą zawodnik Yamahy nagle zaczął tracić tempo, aż wreszcie; w środku zakrętu wyrzucił za siebie obowiązkowy ochraniacz na klatkę piersiową.
Wtedy właśnie okazało się, że Fabio ma problem z kombinezonem, którego zamek zjechał do samego dołu. Francuz ukończył wyścig z klatą na wierzchu i choć pokonał Jacka Millera w walce o trzecie miejsce, to jednak wyjazd poza tor w pierwszym zakręcie oznaczał dla niego trzysekundową karę i spadek na czwartą pozycję. Tym sposobem na podium znaleźli się Oliveira, Johann Zarco i właśnie Miller.
Niedługo po wyścigu organizatorzy poinformowali o kolejnej karze czasowej dla Quartararo, tym razem właśnie za jazdę z rozpiętym kombinezonem, co ostatecznie zepchnęło go na szóstą lokatę i zmniejszyło przewagę w tabeli nad Zarco do zaledwie 14 punktów.
Po wszystkim Quartararo przyznał, że w wyścigu niemiał tak dobrego tempa jak w treningach, ponieważ brakowało mu przyczepności tylnej opony. To problem, który w przeszłości trapił już Yamahę wielokrotnie, ale w tym roku dał o sobie znać chyba po raz pierwszy.
Co do samego incydentu z kombinezonem młody zawodnik przyznał, że "wszyscy wiedzą co się stało". Z jakiegoś powodu zamek się rozpiął… i tutaj robi się ciekawie.
Śpiący sędziowie
O ile faktycznie widzieliśmy jak Quartararo na wyjściu z zakrętu wyciąga spod kombinezonu obowiązkowy ochraniacz na klatkę piersiową i wyrzuca go za sobie, co już samo w sobie było niebezpieczne, o tyle podczas relacji i późniejszych powtórek nie było widać, aby faktycznie próbował ponownie zapiąć kombinezon.
Dlatego? To bardzo proste. W tym celu musiałby zwolnić, wyprostować się, zdjąć obie ręce z kierownicy i zaciągnąć zamek do góry. Zrobił to po minięciu linii mety, choć trzeba przyznać, że po chwili zamek znów zjechał w dół na mniej więcej jedną trzecią długości. Możliwe, że był uszkodzony.
Tak czy inaczej taka próba zapięcia kombinezonu podczas wyścigu oznaczałaby stratę przynajmniej kilku sekund, a razem z nią koniec szans na walkę o podium. Zamiast tego Francuz wolał więc ukończyć wyścig jadąc niczym owiany złą sławą "człowiek zdrapka".
Przepisy zostawiają w tej kwestii spore pole do manerwu, ale mówią o wyposażeniu, które musi posiadać zawodnik. W jego skład wchodzi - poza oczywiście kombinezonem, kaskiem, butami i rękawicami - także ochraniacz na klatkę piersiową, który od kilku lat jest w Grand Prix obowiązkowy.
Teoretycznie więc po wyrzuceniu przez Quartararo ochraniacza Dyrektor Wyścigu miał prawo wykluczyć go z rywalizacji czarną flagą i tak byłoby chyba najlepiej i najbezpieczniej, przynajmniej dla samego Francuza.
Takie zdanie, mają przynajmniej jego rywale, którzy ukończyli wyścig w pierwszej trójce. "Czarna flaga dla jego własnego bezpieczeństwa wydaje się dobrym pomysłem" - powiedział po wyścigu drugi na mecie Johann Zarco. Wtórował mu zwycięzca, Miguel Oliveira, podczas gdy Jack Miller poszedł jeszcze dalej.
"Ktoś powinien się temu przyjrzeć, bo nam zawodnikom w takich sytuacjach nie można ufać - wyjaśnił celnie Australijczyk. - Po prostu w takich momentach myślimy tylko o wyniku".
Tym bardziej gdy na szali są nie tylko punkty do klasyfikacji generalnej, ale też przecież niemałe pieniądze za bonusy za finisze na podium, jakie w swoich kontraktach z zespołami zapisane mają zawodnicy.
To zrozumiałe, że Quartararo chciał kontynuować jazdę i pewnie mało kto na jego miejscu i w jego sytuacji wycofałby się z wyścigu, albo oddał kilkanaście sekund rywalom. W takich sytuacjach interweniować powinna jednak Dyrekcja Wyścigu i to natychmiast.
Walcząc na finiszu z Millerem, zapewne mocno zdekoncentrowany rozpiętym kombinezonem, Quartararo zaliczył uślizg z pierwszym zakręcie i wyjechał poza tor. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby zaliczył wywrotkę i poleciał w żwir z rozpiętym do pasa kombinezonem.
Miałoby to nie tylko fatalne skutki dla samego zawodnika, ale byłoby również potężnym ciosem wizerunkowym dla całego sportu. Tym bardziej że przecież zaledwie tydzień temu na torze Mugello zginął młody zawodnik Moto3, Jason Dupasquier.
Jeszcze podczas wyścigu były mistrz MotoGP, Australijczyk Casey Stoner, napisał na Twitterze, że Quartararo powinien dostać od organizatorów "czarną flagę" i trudno się z nim nie zgodzić. Zupełnie inne zdanie miał jednak inny mistrz, Jorge Lorenzo, według którego kara była bardzo niesprawiedliwa.
Temat ten będzie z pewnością poruszany przez zawodników i organizatorów podczas spotkania tzw. "komisji bezpieczeństwa" w piątek podczas Grand Prix Niemiec. Miejmy nadzieję, że reakcją będzie szybka i sprawna zmiana oraz doprecyzowanie przepisów.
Wróćmy jednak do wyścigu…
Może i Quartararo skradł show, ale mimo pechowej niedzieli nadal prowadzi w tabeli. Przejdźmy więc do jego rywali.
Zwycięstwo Oliveiry w Barcelonie i wcześniejsze podium na Mugello pokazują, że zmiany wprowadzone przez Austriaków przyniosły efekty. KTM już we Włoszech udostępnił swoim fabrycznym zawodnikom zupełnie nowe, poprawiające prowadzenie ramy, jednocześnie zmieniając także dostawcę paliwa. W niedzielę w Barcelonie z pewnością pomogły także twarde opony, które zdecydowanie preferują zawodnicy dosiadający modelu RC16.
Drugi na mecie Johann Zarco czwartym w tym roku finiszem na podium umocnił się na drugiej pozycji w klasyfikacji generalnej. Niektórzy już teraz doszukują się podobieństw do poprzedniego sezonu Joana Mira, który choć pierwsze zwycięstwo wywalczył dopiero pod koniec roku, to jednak konsekwentnie dojeżdżając do mety na podium zapewnił sobie tytuł. Zarco podkreślał jednak wczoraj, że do tytułu jeszcze daleka droga. Podobnie zresztą jak Oliveira.
Jack Miller tłumaczył z kolei, iż wiedział, że Quartararo dostanie po wyścigu karę za wyjazd poza tor w pierwszej szykanie, ale mimo wszystko chciał go wyprzedzić, aby wywalczyć podium na torze, a nie przy zielonym stoliku. Australijczyk był zadowolony, choć przyznał, że musiał bardzo oszczędzać opony, a jazda za rywalami mocno przegrzewała przód.
Zawodnik Ducati ponownie zachwalał tegoroczny model Desmosedici, ale zdradził też, że trochę boi się najbliższego wyścigu na bardzo krętym torze Sachsenring. Jeśli jednak Ducati będzie mocne także i tam, ubiegłoroczne narzekania Dovizioso i Petrucciego na podsterowność będą już tylko wspomnieniem.
Tuż za podium finiszował obrońca tytułu Joan Mir, który po kapitalnym starcie szybko wynagrodził sobie niezbyt udane kwalifikacje, wyprzedzając na mecie Mavericka Vinalesa.
Vinales znów w centrum wydarzeń
Zawodnik Yamahy był zadowolony z wyścigu, ale ma za sobą trudny i kontrowersyjny weekend. Przed zawodami poinformowano, że Vinales zmienia - ze skutkiem natychmiastowym - szefa mechaników i choć sugerowano, że nie była to decyzja jego, a zespołu, nie wyglądało to dobrze.
Jakby tego było mało, były mistrz świata klasy Moto3 w wywiadzie dla hiszpańskiej telewizji powiedział, że będzie czekał z podpisaniem nowego kontraktu aby "nie popełnić kolejnego błędu". Jego słowa natychmiast wywołały ogromne kontrowersje, ponieważ wydawały się sugerować, jakoby popełnił błąd podpisując swoją obecną umowę z Yamahą zamiast przejść do Ducati.
Vinales musiał po wszystkim tłumaczyć się w mediach społecznościowych i podkreślać, że nawiązywał do złych wyborów z czasów Moto3 i Moto2. O ile faktycznie takie tłumaczenie ma ręce i nogi, o tyle kontekst jego wcześniejszej wypowiedzi jasno nawiązywał chyba do sytuacji w MotoGP. Dziwna sprawa…
Wzloty i upadki
Dopiero siódmy był w Barcelonie Pecco Bagnaia, który po wyścigu przyznał, że zaryzykował zakładając pośrednią mieszankę opon i niestety popełnił błąd, przez co brakowało mu przyczepności. Duży plus za wzięcie tego na klatę.
Włoch wyprzedził Brada Bindera, który znów pokazał dobre tempo, ale znów miał przygody. Po uderzeniu przez Marca Marqueza na Mugello tym razem zawodnik z KTM zderzył się z Vinalesem.
Daleko za nim na metę wpadł Franco Morbidelli, który mimo rewelacyjnych treningów w wyścigu kompletnie nie miał tempa, sięgając po rozczarowujące w tych okolicznościach, dziewiąte miejsce. Powody do zadowolenia z dziesiątej pozycji miał za to Enea Bastianini, czy jedenasty Alex Marquez, który był najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem Hondy.
Trzecią wywrotkę z rzędu zaliczył w niedzielę Marc Marquez, który upadł po uślizgu przedniego koła w dziesiątym zakręcie. Dokładnie ten sam błąd, w tym samym miejscu, zaliczyli podczas wyścigu także Aleix Espargaro i Valentino Rossi, który mimo niezłych kwalifikacji w wyścigu również całkowicie stracił tempo i walczył w drugiej połowie stawki.
Upadki zaliczyli też kompletnie rozbity Pol Espargaro oraz obaj zawodnicy Tech 3, Iker Lecuona i Danilo Petrucci. Jak tak dalej pójdzie obaj zakończą w tym roku swoją przygodę z MotoGP. Jeden z nich i tak będzie musiał zrobić miejsce da Remy’ego Gardnera, ale patrząc na ich formę możliwe, że Herve Poncharal postanowi całkowicie zmienić swój skład.
Za kulisami coraz głośniej mówi się także o tym, że poszukiwania zawodnika, który zajmie za rok miejsce Valentino Rossiego rozpoczęła już Yamaha razem z zespołem Petronasa.
Tymczasem kolejna runda MotoGP, Grand Prix Niemiec na Sachsenringu, już w następny weekend. Dzisiaj jednak zawodnicy królewskiej klasy zostali w Barcelonie na jednodniowe, oficjalne testy.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze