Właśnie wróciliśmy ze światowej premiery najnowszych crossówek austriackiej marki. KTM wraz z modelami MY16 przygotował szereg poważnych zmian. Czy zapowiedzi o nowej jakości w segmencie mają odzwierciedlenie w rzeczywistości?

Z wrażeń na gorąco: po pierwsze, legendarny włoski tor Maggiora jest niesamowity! Żadne ujęcia z kamery i żadne zdjęcia nie są w stanie oddać specyfiki tego miejsca. Zbudowany na zboczu tor jest piekielnie techniczny, poprzecinany ogromnymi skokami i głębokimi koleinami. Sprawy nie ułatwiał lejący przed dwa dni deszcz. Po drugie, w nowych KTM-ach zmian jest naprawdę wiele. Ponad 90% części jest zupełnie nowa, z poprzednich modeli zostały praktycznie tylko układy hamulcowe.

Inżynierowie KTM-a obecni na prezentacji zaznaczali, że bardzo rzadko zdarza się możliwość budowy motocykla od podstaw - zwłaszcza w offroadowym segmencie. To z reguły przecież ewolucje poprzednich modeli, a nawet jeśli pojawiają się większe zmiany to albo w jednostce napędowej albo w zawieszeniu albo w ramie. Rzadko jednak występują jednocześnie. W tym przypadku zaczynano od przysłowiowej pustej kartki. Co robi się w takie sytuacji? Improwizuje! KTM przez długi czas szukał idealnego położenia wału korbowego, tworząc wiele prototypów. Centralizacja mas wirujących i obniżenie masy całkowitej były nadrzędnym celem przy projektowaniu nowych modeli. Dzięki temu, że spece od silników współpracowali ze specami od ram, ci ostatni mogli powiedzieć w dokładnie którym miejscu ma znaleźć się wał. W koło tego miejsca budowano dalej motocykl, co jest dość unikatowe i niezmiernie ciekawe. 

Dzięki temu w przypadku modelu 450 SX-F obniżono wagę o ponad 5 kg! Przy wzroście mocy na poziomie 2 KM to wynik wręcz spektakularny. Odchudzanie dotknęło wszystkie czterosuwowe modele oraz dwusuwowe 125SX i 150SX. Czy jednak różnica w właściwościach jezdnych pomiędzy MY15, a MY16 jest tak wielka? Na to pytanie odpowiemy przy okazji naszego testu, który już niedługo na stronach Ścigacz.pl! 

Foto: KTM