Boczo na temat: ograniczenie prędkości
Według urzędników z niepokojąco wąskimi ustami prędkość to ekwiwalent zła. Z o wiele większą aprobatą spotka się upieczenie na grillu szczeniaka, niż przekroczenie prędkości o 30 km/h. Na przestrzeni lat zostaliśmy zapoznani z setkami sposobów na prawne egzekwowanie dozwolonej prędkości. Tylko sam Bóg raczy wiedzieć, ile forsy zostało utopionej w fotoradarach, bezsensownych znakach, idiotycznych kampaniach czy powołaniu najgłupszej instytucji na świecie, czyli straży miejskiej. Ja postanowiłem w rozmyślaniach nad tym problemem pójść o krok dalej i pozwólcie, że zapoznam was z rewolucyjną teorią – ograniczenie prędkości to coś całkowicie niepotrzebnego. Jest tyle innych, znacznie skuteczniejszych i tańszych sposobów na zmniejszenie prędkości.
Proces nauczania, nieważne czy jest to neurochirurgia czy dojenie krowy, to bardzo ważna rzecz. Dzięki nauce siedzimy teraz przed naszymi laptopami, a nie polujemy na Gondwanie na mamuty. Prowadzenie pojazdu też wymaga nauki. Chyba, że macie na nazwisko Pasierbek i tak naprawdę wyjechaliście z matczynego łona w dymiącym drifcie. Po co znaki, ograniczenia i fotoradary, skorą są L-ki? Wszyscy wiemy, że ta dziedzina szkolnictwa nie ma nic wspólnego z bezpieczną jazdą samochodem. Uczysz się nie zrobienia żadnego głupstwa w nadziei, że egzaminator dzień wcześniej uprawiał seks. Armie L-ek zalewają nie tylko wielkie metropolie, ale i mniejsze (np. moją 20 tysięczną) miejscowości. Dzięki temu mamy sznury zmotoryzowanych grzecznie snujących się z prędkością 36 km/h i tysiące kipiących z irytacji zmotoryzowanych, który snują się za Aśką czy Marcinem poinstruowanym, że „lepiej jechać wolniej, bo tak”.
Mam zarezerwowane specjalne pokłady nienawiści dla ludzi, którzy żyją w katastrofalnie błędnym i idiotycznym przeświadczeniu, że powolna jazda czyni ich i cały ruch uliczny bezpieczniejszym. Bzdura. Nie ma nic gorszego, niż samochód jadący bez żadnego uzasadnienia po drodze szybkiego ruchu z prędkością 60 km/h. Miałem ostatnio sytuację w drodze z Bielska, kiedy pani w Ibizie uznała, że ze 100 km/h należy zwolnić do 40 km/h. Lało, więc awaryjne hamowanie (brak ABS w motocyklu, którym właśnie jechałem) oznaczałoby szlif. Zmieściłem się na centymetry. Ale dopiero dochodzimy do konsensusu. Tylko sobie wyobraźcie (a prawdopodobnie znajdźcie w pamięci tego typu sytuację), kiedy turlacie się za dłuuuugim sznurem samochodów po drodze jednopasmowej, np. w lesie, z ograniczeniem prędkości do 90 km/h. Udaje się wyprzedzić cały ten dramatyczny peleton, aby zobaczyć na jego przodzie dziadka wiszącego na kierownicy i przyciskającego nos do przedniej szyby, pędząc swoje Tico (bo to zawsze jest Tico…) z prędkością 39 km/h. Mnie się to przydarzyło pewnego razu w drodze ze Złotego Potoku. Czy widzicie geniusz tej sytuacji? Tłusta kasa wydawana jest na fotoradary, kampanie i mnóstwo innych drogich nonsensów. A struchlały dziadek w kuriozalnej puszce jest w stanie zapanować nad całym ruchem drogowym i sprawić, że wszyscy, nawet Kuba Wojewódzki w Aventadorze, pojadą w pełni bezpiecznym truchcikiem. Piękne. Czyż nie?
No dobrze. Jeśli jesteś mężczyzną i jednocześnie członkiem „klubu miłośników filmów z Hugh Grantem i spodni typu rurki”, to na ciebie nie zadziała, ale każdy, kto może być sklasyfikowany jako hetero w ciągu nanosekundy skupia 100% swojej uwagi na pięknej dziewczynie idącej chodnikiem. Stajemy się wtedy najlepszymi i najmilszymi kierowcami na świecie. Jedziemy 49 km/h, przepuszczamy ludzi na pasach, jesteśmy do wszystkich nastawieni sympatycznie. Gwarantuję, że bajeczny tyłeczek autorstwa niebiańskiego rzeźbiarza symbiozujący się z legginsami jest w stanie nie tylko zmniejszać prędkość pojazdów, ale kończyć wojny, pogodzić wszystkich na Bliskim Wschodzie, a prawdopodobnie także leczyć raka. Jeden fotoradar kosztuje nawet 750 tys. zł. Legginsy można już nabyć za 3,99 zł. Sprawdziłem. To działa także w drugą stronę. Owszem, niektórzy mężczyźni, np. ja, wyglądają jak przystanek autobusowy z brodą. Ale niektórzy wyglądają jak Marcin Dorociński. Tutaj jest jeszcze taniej, bo wystarczy zrezygnować z odzienia wierzchniego górnego i mamy najskuteczniejszy na świecie kobiecy próg zwalniający. No dobrze, jest jeden minus – wszyscy będą wjeżdżać w drzewa, ale to przecież idealnie wpisuje się w pogoń państwa za zmniejszeniem prędkości za wszelką cenę.
Tiry. Koparki. Betoniarki. Walce. I te śmieszne ciężarówki, które pracują na drodze krajowej nr 8 i wyglądają jak psy. To wszystko ma prędkość maksymalną 1,5 km/h. I to wszystko, czego po dziś dzień nie potrafię zrozumieć, jakimś cudem ma prawo jeździć po publicznych drogach. Na potrzeby tego felietonu zrobiłem test. Z naturalnej, dziennikarskiej wścibskości i rzetelności, ale także dla siebie i zaspokojenia swoich teorii. Zatrzymałem się w mieście, przy jednej z głównych arterii. W ciągu dziesięciu minut 35 z 52 przejeżdżających pojazdów było sprzętem ciężkim. Rozumiem, że prawo jazdy kategorii C można znaleźć obecnie w chipsach? I że kierowcy tychże maszyn zarabiają miliard złotych tygodniowo? Czy potrzebne są w ogóle jakieś wnioski? Jeszcze ciekawiej robi się w trasie, kiedy wyprzedzają się dwa tiry. To spektakularnie żałosny spektakl i coś, co nie przestaje mnie w pewien sposób fascynować. Widziałem kiedyś dwóch rekordzistów, którzy jechali dwoma pasami jezdni obok siebie przez 20 kilometrów z prędkością 60 km/h. Nie ważne, czy jesteś Ghost Riderem i masz doładowaną Hayabusę. Między Litwinem z mrożonkami i Polakiem z detergentami się nie przeciśniesz, grzecznie przejmując ich prędkość. A to wszystko za darmo, bez jakiejkolwiek ingerencji podatkowej z naszej strony.
Jednak zdecydowanie najlepszym, najskuteczniejszym i działającym w niemal 100% przypadków sposobem na zmniejszenie prędkości są, uwaga, skutery. Te małe, pierdzące cudeńka mają same zalety. Zajmują podobną przestrzeń parkingową co paczka papierosów, zużywają śladowe ilości paliwa i kosztują 7 zł, dzięki czemu kiedy się zepsują, kupuje się kolejny. Nie wszystkie drogi w kraju są wielopasmowe. Lwia częściej polskiej infrastruktury komunikacyjnej to zwyczajne drogi krajowe po jednym pasie w każdą stronę. Jeśli skuter, a przypomnijmy, że zgodnie z prawem nie mogą jeździć szybciej niż 45 km/h, jedzie nawet możliwie najbliżej prawej krawędzi, to samochód i tak nie da rady go wyprzedzić bez łamania przepisów (wyjaśnienie: podwójna ciągła lub natężony ruch pojazdów z drugiej strony). Proste?
Głowy się głowią. Ale nie na temat tego, jak zrobić, aby było bezpieczniej, ale jak zrobić, aby napchać bezdenną kabzę państwowych spodni. Najbardziej interesującą rzeczy z wszystkich są fotoradary. To ciekawa wariacja na temat bankomatu. Nie potrzebna jest karta, nie trzeba wpisywać PINu. Wystarczy jechać nieco szybciej, a kasa wypłaca się sama. Swoją drogą sama idea fotoradaru jest bardzo idiotyczna. To tak jakby morderca w filmie mówił do swojej ofiary „No dobrze, stoję za drzwiami i jeśli przez nie przejedziesz, to dynamicznie zamachnę się siekierą, która wyląduje w twojej skroni”. Po co to wszystko? Przecież można wykorzystać to, co mamy za darmo. A zaoszczędzoną kasę dać Grekom.
Komentarze 46
Pokaż wszystkie komentarzeJak czytam artykuły na ścigacz.pl to wydaje mi się, że redaktorzy postawili sobie za punkt honoru przypieprzyć się do wszystkiego co jest związane z ruchem drogowym. Według Was najlepiej zdjąć ...
OdpowiedzArtykuł nic nie wnoszący. Pretensje do wszystkiego i wszystkich. Kierowcy w wieku starczym byli są i będą. Będziesz miał Boczo ten wiek, to też będziesz chciał jeszcze pojeździć na miarę swoich ...
Odpowiedzchyba się starzeje - nie chce się tego czytać :-))
Odpowiedztotalnie masz rację, choć niepotrzebnie napinasz się na bezsensowne sprawy - choćby jak i skutery. Jestem kierowcą zawodowym busa, mam 2 motocyklie i... skuter. Nawet jak mam 2 tony na pace nie ...
OdpowiedzPłytki artykuł,a podane przykłady niczego tak do końca nie dowodzą.Poniosło piszącego z tą krytyką wszystkiego i wszystkich. Trochę obiektywizmu i samokrytyki.Pozdrawiam
OdpowiedzMinsiter Finansów przeznaczył kupę sianą na fotoradary bo stwierdził że to dobry biznes i można na tym zarobić. Potem były rozczarowany że zarobił tylko 6 zamiast 100mln. Problemem jest zmiana ...
OdpowiedzProblem z mentalnością Polaków i polskich polityków jest mniej więcej taki, że próba jakiegokolwiek ograniczania czegokolwiek jest od razu odbierana jak zamach, politycy natomiast potrafią liczyć tylko na krótkoterminowe zyski.
OdpowiedzTrafiłeś w sedno.
Odpowiedz