Barton Energy 2.0 - test skutera. Praktyczny elektryk na ka¿d± kieszeñ
Pojazdy elektryczne są obecne już od wielu dekad. Na naszym rodzimym rynku stanowiły jednak tak mały procent, że wielu z was nie miało nigdy z nimi styczności. Jeśli się dobrze zastanowicie, to trolejbusy też były i gdzieniegdzie nadal są w użyciu. Tak wiem, one są podłączone na stałe do linii przesyłowych i mają wyznaczone trasy. A przecież w motoryzacji zawsze chodziło o swobodę przemieszczania.
Do naszej redakcji trafił skuter elektryczny Barton Energy 2.0. Jest to stosunkowo tani pojazd, nawet jak na standardy cen skuterów. Teraz dodatkowo w programie, który dofinansowuje zakup "elektryka", jego cena wydaje się być bardzo rozsądna. Tylko, czy warto w ogóle wchodzić w świat elektromobilności?
Jako motocyklista mogę być nastawiony sceptycznie, jednak ogrom hulajnóg, czy rowerów elektrycznych podpowiada mi, że trzeba się temu przyjrzeć bardziej obiektywnie.
Zacznijmy od samego Bartona Energy. Dla laika wygląda on jak zwykły skuter. Ma stalową ramę z rurek, przednie zawieszenie z klasycznym widelcem oraz tylne z podwójnymi amortyzatorami. Tylny wahacz, który w skuterze spalinowym jest również częścią przeniesienia napędu, w Energy dostał plastikową osłonę. Pomyślałem, że to śmieszne udawać "spalinowca", ale po obejrzeniu samego wahacza stwierdziłem, że dla przeciętnego człowieka jego wygląd nie wzbudziłby zaufania.
Silnik Bartona Energy, jest umieszczony w tylnym kole i na on moc 1600 W (z homologacją na 50 cm3). Przy masie pojazdu wynoszącej 110 kg, prędkość 45 km/h jest osiągalna w akceptowalnym tempie. Do dyspozycji mamy trzy stopnie mocy. Na każdym z nich Barton jedzie inaczej, wolniej, ale zarazem zużywając mniej energii z akumulatorów.
Baterie są umieszczone bliżej tyłu skutera, podobnie jak silnik w wersji spalinowej. Wpływa to dobrze na rozkład masy i obniża środek ciężkości. Daje też od razu odpowiedź dlaczego zastosowano dwa amortyzatory z tyłu. Dopuszczalna ładowność wynosi 150 kg, więc spokojnie możemy jechać w dwie osoby plus bagaż, który możemy zapakować do kufra będącego w wyposażeniu seryjnym. Do tego jest jeszcze schowek pod kanapą, który pomieści kask typu jet.
Hamulce w Bartonie to pojedyncza tarcza z przodu oraz bęben z tyłu. Są wystarczające do osiągów skutera, jednak wymagają stanowczego nacisku na dźwignię. Kokpit to wyświetlacz, dzięki któremu dostajemy podstawowe informacje jak prędkość, przebieg i stopień naładowania akumulatora. Trochę brakuje większej precyzji przy podawaniu tej ostatniej informacji.
Pod prawym kciukiem mamy trójstopniowy przełącznik określający moc pojazdu oraz przycisk R mający na celu natychmiastowe odcięcie zasilania w razie zacięcia się manetki gazu. Sam rolgaz działa delikatnie i brakuje mu szybkości w powrocie na pozycję zero. Przydałaby się mocniejsza sprężyna.
Przełączniki świateł, kierunkowskazów czy sygnału dźwiękowego, są raczej standardowe i intuicyjne. Lusterka są dość duże i dają dobre możliwości regulacji. Przed nogami z przodu mamy otwarty schowek z gniazdem USB do ładowania urządzeń, a powyżej haczyk na torbę z zakupami. Oświetlenie, poza kierunkowskazami, jest wykonane w technologii LED. To wpływa na obniżenie zużycia energii.
Ruszamy w drogę
Naładowałem Bartona do pełna i postanowiłem sprawdzić deklarowany zasięg, który ma wynosić 48 kilometrów. Jechałem przez większość czasu na najwyższej mocy (3 na przełączniku). Dodatkowo rolgaz miałem odkręcony do końca. Wrażenia z jazdy? Zdecydowanie małe 10 calowe koła nie sprzyjają dobremu pokonywaniu nierówności w jezdni. Koleiny i studzienki to nasz wróg. Przednie zawieszenie jest twarde i skuter podskakuje nawet na niewielkich wybojach. Hamulce trzeba stosować zdecydowanie, pamiętając że skuter elektryczny w tej wersji nie hamuje silnikiem (a nawet jeśli, to w bardzo małym stopniu).
Zdecydowanie podoba mi się reakcja na gaz. W pojazdach elektrycznych pełna moc jest dostarczana od samego początku zakresu obrotowego.
Barton Energy jest dobry do nauki jazdy skuterem, czy jednośladem w ogóle. Nie ma szans żeby zgasł, czy się zadławił. Jedyne na czym trzeba się skupić to hamowanie i przyspieszanie w odpowiedni sposób. Ponieważ nie ma tutaj przeniesienia napędu, to utrzymanie stałej prędkości w ciasnych zakrętach jest bajecznie proste. Kręcenie się w kółko, czy klasyczne treningowe ósemki to łatwizna. Gdyby tylko miał koła o średnicy 12 cali...
Eksploatacja Bartona Energy w porównaniu do jego spalinowych odpowiedników jest zdecydowanie tańsza i łatwiejsza. Właściwie poza podłączeniem ładowarki a po jakimś czasie może wymianą okładzin w hamulcach, nie mamy za bardzo nic do zrobienia. Trzeba to zdecydowanie brać pod uwagę przy pomyśle na zakup skutera.
Może to dobry początek przygody dla młodych riderów? Nie odjadą dalej niż 50 km od domu. Mój test pokazał 40 km przy czym już przy 36 km Barton zaczął delikatnie wolniej jechać. Myślę, że zasięg 48 km jest jak najbardziej realny. Po prostu trzeba jechać trochę wolniej lub używać drugiego zamiast trzeciego stopnia. Starty z maksymalnie otwartym rolgazem też nie pomagają.
Zastanawiacie się pewnie, co się dzieje na sam koniec baterii. Otóż nie jest źle. Barton zwalnia, poruszamy się z prędkością 8-9 km/h. W pewnym momencie aż chciałem powiedzieć "Panie Spock, proszę przetransferować całą moc ze świateł i systemów podtrzymywania życia prosto do silnika warp" ehh ten Star Trek... Nie ma lekko, światła działają do końca.
Koszty eksploatacji
Wszędzie czytamy, jak masz fotowoltaikę to jeździsz za darmo. Guzik prawda. Rozmawiałem z kilkoma osobami poruszając ten temat. Otóż instalacja fotowoltaiczna kosztuje pieniądze i to nie małe. Załóżmy, że zwróci się nam po dziesięciu latach od montażu. Wtedy tak, możemy powiedzieć, że energię do Bartona mamy za darmo. Także jeden mit o darmowym napędzie mamy z głowy. Za to jak już wspomniałem wcześniej nie mając silnika spalinowego, ani przeniesienia napędu z kosztów eksploatacji zostaje nam: prąd, hamulce i opony, czyli znacznie taniej niż przy spaliniaku.
Zastanawia was cena prądu i koszt przejechanych 48 km? Mnie też to nurtowało, dlatego zakupiłem miernik poboru prądu, rozładowałem Bartona prawie do zera i podłączyłem go na pełny cykl ładowania, który w tym wypadku powinien wynieść 8-10 godzin. Pamiętajcie, że to w przypadku od zera do full. Natomiast dojazdy do pracy, czy szkoły i tak będą krótsze niż ten dystans, no chyba, że mamy dostęp do gniazdka 230V i zgodę na ładowanie. Wtedy idąc do pracy na 8 godzin, mamy Bartona naładowanego na 100%.
Mój test wykazał, że do pełnego naładowania potrzeba 2 kWh, czyli zakładając stawkę 77gr. koszt przejechania 48 km wyniesie około 1,5 zł. Jest się nad czym zastanawiać. Na dodatek taki koszt przejazdu jest tańszy, niż woda w butelce, którą wypilibyśmy idąc te 48 km piechotą.
Podsumowując. Barton Energy to dobry wybór dla osób mieszkających w mieście lub na jego obrzeżach. Sprawdzi się podczas dojazdów do pracy, szkoły, czy na uczelnię. Widziałbym go również jako narzędzie pracy listonosza. Wystarczy, że jego trasa zamknie się w dystansie powiedzmy 50 km.
Należy również pamiętać, że stojąc na światłach, czy przed przejazdem kolejowym, Barton pobiera minimalną ilość prądu tylko do świateł LED. Faktycznie tu skuter spalinowy już coś "zjeść" musi. Mam nadzieję, że dałem wam do myślenia, a zarazem nie ograniczyłem chętnych osób tylko do posiadaczy paneli fotowoltaicznych. Jak mówi stare powiedzenie "W uszach szum, w oczach łzy, na liczniku 43 (km/h)" Faktycznie tylko szum wiatru, bo o Bartonie Energy powstał już utwór "The sound of silence" Simon&Garfunkel...
Więcej informacji o modelu znajdziecie na stronie Barton Motors, a zobaczyć go na żywo i przetestować możecie u najbliższego dealera.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeZa wygl±d pi±tka. Pó¼niej ju¿ s³abo. Przetestowa³em kilka skuterów elektrycznych i wybra³em dla siebie z³oty ¶rodek. Mój wybór to skuter polskiej marki VELEX M2. Dlaczego ? Dwa g³ówne argumenty: ...
Odpowiedz