W stronę domu Wjeżdżamy do Chorwacji i jedziemy cały czas przez wioski, bardzo wolne drogi i co jakiś czas remonty. Jedyna rzecz, jaką zauważyłem to brak policji na całej trasie przez Chorwację. Jest to nie do pomyślenia w Serbii, Czarnogórze czy Bośni. Chorwacja mija nam w miarę szybko i wjeżdżamy na Węgry. Tutaj zaczynają się puste drogi, same proste i zero ruchu. My jedziemy 80km/h - mówię do Rambo, żebyśmy jechali szybciej, ponieważ w takim tempie będziemy w domu bardzo późno, tym bardziej oni do Warszawy. Jednak usłyszałem tylko to, że nikt mnie nie trzyma. Dla mnie taka jazda to męka, prosta droga i 80km/h, dosłownie usypiałem na motocyklu. Jadąc tak powoli człowiek dużo bardziej się męczy, nic się nie dzieje i jazda staje się nudna. Przynajmniej te 120km./h. Kamaz też podzielał moje zdanie, jednak oni musieli jechać w grupie. W pewnym momencie postanowiłem, że pojadę dalej sam, drogę znam, więc można sypać. Miałem nawigację, ale Chorwacji i Węgier była tylko mapa bazowa. Jednak pożegnałem się z kolegami, podziękowałem za wspólny wyjazd i dalej jechałem już sam zdany na siebie. Kiedy jechałem przodem, po chwili mnie dogonili. Czyżby chodziło o szybszego prowadzącego? Nie wiem, ale nagle zaczął padać deszcz i wtedy już rozstaliśmy się na dobre. Jechałem non stop, zatrzymywałem się tylko na tankowanie. Kiedy ubierałem kondona, spotkałem klub EKG, który również wracał z Czarnogóry. Rozmawiałem chwilę z Drogowcem i jego żoną, a następnie ciąłem w kierunku Budapesztu. Miejscami chmury były czarne, ale jakoś cały czas deszcz mnie wyprzedzał. Tylko przez chwilę jechałem w ulewie - później były już tylko wielkie kałuże na drodze. Nie przeszkadzało to jednak, żeby stóweczką jechać. Odliczałem tylko kilometry do Budapesztu, później wiedziałem, że zleci mi droga szybko. Kiedy dojechałem tam, byłem bardzo zadowolony, bez większych problemów dostałem się na autostradę, po której jazda na Varadero to przyjemność w porównaniu z ubiegłoroczną katorgą na Transalpie. Zapinam 6 bieg, 150km/h i silniczek cichutko pracuje. Taki motocykl właśnie był mi potrzebny. Kupuje winietkę i lecę na Miskolc, Koszyce, Barwinek i do domu. Znowu zaczyna kropić, a ja jadę non stop 160km/h. Na autostradzie byłem praktycznie sam, pomijając samochody, które można było policzyć na palcach obu rąk. Do Miskolca przyjechałem bardzo szybko - nawet nie wiedziałem, kiedy tak szybko mijała droga. Później już tylko odliczałem kilometry do Koszyc itd. Tak mi droga najszybciej mija. Bez żadnych postojów lecę i melduje się na granicy Węgiersko-Słowackiej. Dojechałem tam na rezerwie i to dość wyśrubowanej. Zatankowałem na pierwszym cpn-ie za granicą i spalanie przy prędkości 160km/h pod wiatr wyszło 6.7l - całkiem przyzwoicie, jak na taki motocykl i komfort jazdy. Transalp spalał mi dużo więcej. Wiedziałem, że od tego miejsca dojadę już bez żadnego postoju. Ściągnąłem tylko kondona, który miałem nadzieję, że już się nie przyda i dzida. Pamiętając o mandacie, który dostaliśmy na początku wyjazdu właśnie na Słowacji, postanowiłem jechać w miarę przepisowo, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Trochę na tym straciłem czasu, ale cóż, przynajmniej obyło się bez niepotrzebnych ekscesów z policją. Wjeżdżam na kawałek autostrady od Koszyc i tnę w kierunku Preszowa. Od Preszowa mam tylko 120km. Na dworze się ściemnia, jest zimno - około 12 stopni i jak to w górach, duża mgła. W pewnym miejscu niedaleko Słowacko-Polskiej granicy zobaczyłem wypadek dwóch tirów. Zderzyli się w zakręcie, a na poboczu leżała wielka sterta pralek. Naczepa była rozbita na kawałki, a pralki po prostu się z niej wysypały. Sytuacja ta trochę mnie przebudziła i powoli zacząłem zbliżać się do Barwinka. Patrzę na licznik, a tutaj 5000 km ogólnego przebiegu Varadero mi stuknęło. Zatrzymuje się na zdjęcie i lecę dalej.
Około godziny 20:30 melduje się na Barwinku. Ciemno, zimno, mokro i mgła. Krótka rozmowa z celnikami i jestem w POLSCE. To uczucie jest przepiękne, kiedy wraca się cały i zdrowy do domu. Byłem na dalekim południu Europy jeszcze 2 dni temu, a teraz jestem tutaj. Coś pięknego, tym bardziej że byłem motocyklem. Podniecony jak dwunastolatek na pierwszy widok cycków lecę do Olivki przywitać się. W końcu to było pierwsze nasze tak długie rozstanie. Jazda od Barwinka to sama przyjemność, droga leciała tak szybko, że nim się obejrzałem, byłem pod domem mojej dziewczyny. Nie mówiłem, że przyjadę dziś, powiedziałem, że dopiero jestem w Sarajevie i będę w niedziele w nocy. Jest sobota, 21:15, jestem na miejscu. Zrobiłem jej wielką niespodziankę. Posiedziałem chwilę u niej, porozmawialiśmy i zmęczony ruszyłem do domu. Do przejechania zostało mi 12.5 km. Jadę wesoły i zadowolony z takim bananem na twarzy, że rozpychało mi kask w środku. Kiedy zajechałem pod dom, wyszedł oczywiście komitet powitalny, czyli Kiść, Manetka i Raczek, reszta sobie imprezowała. Ostatnie spojrzenie na motocykl i do garażu. Zabrałem tylko torbę na bak, resztę postanowiłem rozpakować następnego dnia. W domu oczywiście imprezka; kiedy przyszedłem zjadłem obiad i można było na spokojnie obejrzeć zdjęcia oraz film z kamery. Informacje Podczas weekendu majowego, od 28 kwietnia do 5 maja, zrobiliśmy 3500km. Obliczając spalanie, byłem w szoku, że ten motocykl potrafi naprawdę mało palić - więc mit o tym, że Viaderko dużo pali, uważam za obalony. Najniższe spalanie Varadero wyniosło 5.0 litra, a największe 6.7, średnio motocykl spalał 5.4 (za każdym razem mniej od Afriki). Ceny w Czarnogórze były bardzo niskie - nie wiem, czy takie utrzymują się w sezonie, ale było taniej, niż u nas, a w porównaniu z Chorwacją to o połowę taniej. Przykładowo 2 litrowa Cola w Chorwacji kosztuje ok 12zł, W Polsce 5zł, a w Czarnogórze 4zł. Ceny paliw - około 1.12 euro. Po drodze do Baru płaciliśmy za węgierską autostradę - winietka na 4 dni około 1170 forintów oraz za expresową drogę w Serbii - 7 euro na bramce. Do Serbii, Czarnogóry i Albanii potrzebna jest zielona karta. Warto też ubezpieczyć siebie. Ja byłem ubezpieczony na 30 000 euro. Koszt ubezpieczenia w Warcie na około 7 dni to 35zł. Jeśli chodzi o campingi to Czarnogórze jest ich bardzo mało. Na pewno o wiele mniej, niż w Chorwacji, gdzie campingi można znaleźć praktycznie co 500 metrów. Jednak jadąc do Czarnogóry, nie brałbym namiotu. Pokoje są tutaj bardzo tanie - można już znaleźć od 5 euro za osobę. Większość zdjęć, które zrobiłem były robione podczas jazdy na motocyklu. Jadąc z Rambo, który praktycznie nie zatrzymuje się, żeby pstrykać foty, ja byłem zmuszony robić je z motocykla. Niekiedy się zatrzymywałem i później go doganiałem. Taki rodzaj turystyki nie bardzo mi odpowiada, ponieważ jadąc na taki wyjazd, jadę też po to, żeby mieć pamiątkę na długie zimowe wieczory oraz po to, żeby właśnie zrobić taką relację. W sumie nie można się mu dziwić, ponieważ w tych miejscach był kilkakrotnie i pewnie zaczynają go nudzić... Podsumowanie Wyjazd ten wspominam bardzo dobrze, pomimo tego, iż pogoda nie była najlepsza. Kraje, które odwiedziliśmy były bardzo interesujące i piękne. Serbowie czy Czarnogórcy są bardzo miłymi i sympatycznymi ludźmi. Zawsze chętnie pomogą, podejdą i porozmawiają. Wszyscy się pozdrawiają na ulicach - coś niespotykanego. Czarnogórcy których poznałem byli naprawdę bardzo przyjaźnie nastawieni. Przed wyjazdem miałem pewne obawy, różnie się słyszy i widzi w mediach - jednak kiedy przyjedzie się samemu i zobaczy, jest to zupełnie coś innego. Turystę tutaj traktuje się bardzo dobrze i na pewno nic mu się nie stanie. Czuje się tutaj rodzinną atmosferę, a najbardziej będzie mi brakowało Edone - małego chłopaka, którego tam poznałem, był to mój młodszy brat. Albania - kraj ten to jeden wielki kontrast. Albo bieda albo bogactwo. Niema tutaj ludzi przeciętnych - a jeśli są, to jest ich bardzo mało. Czarnogórcy boją się Albańczyków, którzy powoli wpychają się na ich terytorium. Palą domy, wrzucają bomby i wyrzucają ich. Żelko opowiadał nam że wszyscy boją się co będzie za kilka lat. Obecnie w Czarnogórze jest 50% Albańczyków, a jeszcze kilka lat temu było ich dużo mniej. Te narody się nienawidzą i niema się co dziwić. Po opowieściach, których się nasłuchałem o Albanii, podchodziłem do nich z dystansem - jednak kraj ten bardzo mi się podobał i ludzie, którzy tam mieszkali też byli bardzo mili. Wiadomo, że jestem turystą, a turystę powinno się wszędzie traktować dobrze. Nie zauważyłem w Albanii nic niepokojącego, może oprócz przerażającej miejscami biedy. Do Czarnogóry jak i Albanii na pewno wrócę, ponieważ te kraje mają w sobie coś, co przyciąga. Wcale nie dziwie się Rambo, który jeździ do Czarnogóry co roku i czuje się już tam, jak u siebie w domu. Był to mój pierwszy daleki wyjazd na nowym motocyklu. Spisał się idealnie i cały czas byłem pod jego wrażeniem. Wygoda i komfort jazdy są zdumiewające. Bardzo szeroka kanapa, przy której można jechać bardzo długo i wygodnie. Wysoka szyba Givi, którą założyłem, bardzo dobrze zdała egzamin. Była ona na niższym położeniu i trochę wiało mi w kask - jednak przy wyższym położeniu moje oczy znajdują się na wysokości czubka szyby, co bardzo rozprasza i eliminuje jazdę w nocy. Dwa boczne kufry Hondowskie mają po 35 litrów i nie są one takie ogromne, jak miałem w Trampku. Jednak ich ogromną zaletą jest to, że są schowane pod motocykl i nie wystają pół metra po każdej stronie - dużo lepiej maszyna zachowuje się na zakrętach i kiedy trzeba przepychać się w korkach. Dobrym rozwiązaniem Hondy jest również nawigacja. Jest do dodatek do pakietu Ravel, z którym kupiłem motocykl. Był to Garmin 2610 robiony dla Hondy. Z dodatków miał sterowanie przy kierownicy, co było bardzo przydatne oraz słuchawkę z uchwytem przy kierownicy - tego bajeru nie używałem. Mapy bazowe, które w nim były pokazywały tylko główne drogi, nie raz można było zabłądzić, jednak zawsze dało się odnaleźć dobrą drogę. Dopiero rozpoczynam współpracę z nowym GPS-em, który założyłem dzień przed wyjazdem, dlatego nie opanowałem go jeszcze do końca. Generalnie jest to motocykl, na który czekałem. Wygodny, szybki, ekonomiczny, a przede wszystkim najpiękniejszy na świecie. Podziękowania Dla rodziców za pomoc finansową w wyjeździe. Dla Dragana za nocleg i dobrą zabawę oraz rodzinną atmosferę. Dla Rambo za organizację. Dla Oliwki, za to że wytrzymała podczas mojej nieobecności. Dla Pana, który dał mi swoją koszulkę w Albanii :) Jeśli wybierasz się w te rejony i potrzebujesz więcej informacji: zadzwoń lub napisz do mnie, a na pewno Ci pomogę. POLECAM BAŁKANY - naprawdę Was nie zawiodą. | |
Komentarze 7
Poka¿ wszystkie komentarzea my ju¿ za cztery dni robimy z Lublina dok³adnie tak± sam± trasê, tylko zamiast Viaderka mam zx6r... nie wiem czy dam rade ale spróbuje:) jak wrócimy tez co¶ wklepê....
OdpowiedzZdjêcia pt. "Ja i mój motocykl" szkoda , ¿e nic poza tym nie widaæ :(
OdpowiedzRewelacyjna wyprawa!!! Ja by³em na rowerze na Wêgrzech a dalej przez Wiedeñ do Polski. Na motorze (Suzuki GS 500) by³em 2 razy na Wêgrzech (z wizyt± w Rumuni), Sowacji i Czechach. Teraz wybieram ...
OdpowiedzCo to za M³ody :) jaka¶ kopia ?? :) O cenach chyba du¿o tam jest napisane.... Wczoraj wróci³em z Grecji zrobi³em 5200km i wkrótce nastêpna relacja. Pozdro ;)
OdpowiedzSuper relacja. Czyta siê jednym tchem. Jak siê czyta, to zaraz chce siê wsiadaæ na sprzêta i pruæ w Wasze ¶lady. Tyle, ¿e na mojej R1, chyba bym siê umêczy³. Ale do odwa¿nych ¶wiat nale¿y. Jeszcze ...
OdpowiedzA czy mogliby¶cie co¶ napisaæ odno¶nie kosztów? Ile mniej wiêcej kosztuje jedzenie, paliwo, inne reczy, za które trzeba p³aciæ za granic±?
Odpowiedz